
Zdecydowana większość ludzi na świecie uważa się za „małych ludzi”, którzy nie mają wpływu na bieg wydarzeń ani historię.
W najlepszym razie mogą pójść na wybory (bez realnego wyboru) i uznać, że na tym kończą się ich obywatelskie obowiązki, a dalej niech już rząd robi, co chce.
A potem okazuje się, że władza – zdobywszy już władzę – zamiast spełniać słodkie przedwyborcze obietnice, rozpoczyna globalną wojnę handlową wszystkich przeciwko wszystkim, za którą ostatecznie płaci właśnie ten „mały człowiek”; władza buduje obozy koncentracyjne dla „małych ludzi”; wysyła ich na globalną rzeź, gdzie milionami giną na polach bitew.
Spójrzcie na putina, spójrzcie na Łukaszenkę, spójrzcie na Trumpa – wszyscy oni (jak wszyscy dyktatorzy) obiecywali i nadal obiecują swoim narodom świetlaną przyszłość (łajdacy zawsze szczególnie mocno i żarliwie kochają swój lud). Tylko że „świetlana przyszłość” Łukaszenki okazała się zwyczajnym faszyzmem, „świetlana przyszłość” Putina przerodziła się w najstraszliwszą wojnę w Europie od czasów II wojny światowej, a „świetlana przyszłość” Trumpa może skończyć się globalną katastrofą – finansową, humanitarną i militarną.
Historia zna wiele takich przypadków – z winy „małych ludzi”, którzy głosują na takich samych jak oni, tyle że kłamliwych, złych i podłych. A potem silni, mądrzy, szlachetni i wielcy (ci, którzy nie uważają się za „małych ludzi”) muszą to całe gówno sprzątać – nieraz na skalę całej planety, i często – samotnie.
Jurij Kasjanow