
Proces „trumpizacji” Europy nabiera tempa.
Dla globalistów utrata Rumunii, gdzie do władzy doszedłby prawicowy prezydent, byłaby poważną porażką geopolityczną, niosącą istotne konsekwencje. Po szoku, gdy w pierwszej turze pierwsze miejsce zajął Georgescu – kandydat, któremu nikt nie dawał więcej niż 2% – głębokie struktury państwowe w Rumunii szybko się otrząsnęły. Tak czy inaczej, zwyciężył proeuropejski Nicuşor Dan, który od zaledwie kilku lat działa w polityce, a wcześniej zajmował się pracą naukową. Nie sposób go zaliczyć do trumpistów.
Dla globalistów to rzeczywiście znaczące zwycięstwo, które nie przyszło łatwo. Niestety pokazuje ono również, że trudno tu mówić o „dobrych” i „złych”. Simion nie jest wystarczająco radykalny i jest mniej charyzmatyczny niż Georgescu. Zastosowana strategia demobilizacji prawicowego elektoratu oraz mobilizacji mniejszości narodowych i Rumunów mieszkających w krajach UE przyniosła zamierzony efekt.
Dla Ukrainy to dobra wiadomość – unikniemy problemów, które mogłyby się pojawić, gdyby wygrał Simion albo wcześniej Georgescu, obaj nastawieni dość radykalnie i nieprzychylnie wobec naszego kraju.
Z kolei w Polsce na świętowanie zwycięstwa Trzaskowskiego jest jeszcze za wcześnie. Jeśli zsumować głosy prawicy, rzeczywiście daje to ponad 50%. W drugiej turze walka będzie toczyć się o osłabienie mobilizacji przeciwnika politycznego oraz zniechęcenie prawicowego elektoratu do udziału w głosowaniu – podobnie jak w Rumunii, gdzie kluczowe było maksymalne obniżenie frekwencji wśród zwolenników prawicy.
Sytuacja jest trudna, ponieważ polski elektorat prawicowy jest dość aktywny. Niestety, można mówić o faktycznej „fali prawicy” w Polsce. Dzieje się to na tle rosnącego negatywnego nastawienia wobec Ukrainy. To już nie są poglądy marginalne, jak jeszcze kilka lat temu, lecz polityczny mainstream. Dla nas to bardzo niekorzystne.
Dlatego jedyną dobrą opcją dla Ukrainy jest zwycięstwo przedstawiciela Platformy Obywatelskiej. Tak, Rumunia również jest dla nas ważnym krajem, ale to Polska jest naszym kluczowym partnerem – de facto „oknem na Europę”. A zwycięstwo prawicy może mieć dla Ukrainy bardzo nieprzyjemne konsekwencje.
Andrij Zołotariow