$ 42.31 € 43.55 zł 10.18
+5° Kijów +2° Warszawa -1° Waszyngton
Protesty polskich rolników: blokada granicy z dwoma kolejnymi krajami, utylizacja ukraińskiego zboża i "siłowy scenariusz"

Protesty polskich rolników: blokada granicy z dwoma kolejnymi krajami, utylizacja ukraińskiego zboża i "siłowy scenariusz"

27 lutego 2024 15:34

Na granicy ukraińsko-polskiej trwają protesty przeciwko importowi ukraińskich produktów rolnych, a Polacy przygotowują się do blokady granicy z kolejnymi sąsiednimi krajami.

Jednak eksperci, zwłaszcza ci, którzy mieszkają i pracują w Polsce, zwracają uwagę, że problemem nie jest pochodzenie zboża. Tkwi on w planowanych przez Kreml operacjach informacyjnych.

UA.News zebrało informacje o sytuacji z protestami w Polsce, a także o «rosyjskim śladzie» w wydarzeniach ostatnich miesięcy.

Jak wygląda sytuacja na polskiej granicy?


Blokada na granicy ukraińsko-polskiej trwa od listopada 2023 roku. Rankiem 27 lutego, według rzecznika Państwowej Służby Granicznej Ukrainy Andriia Demchenki, w kolejkach na granicy odnotowano ponad 2000 ukraińskich ciężarówek.

«Na szczęście oni (protestujący - red.) nie blokują ruchu innych kategorii transportu. Mówimy o samochodach osobowych i autobusach. Jeśli chodzi o ciężarówki, jest 6 punktów kontrolnych - Jagodzin, Uściług, Uhrynów, Rawa Ruska, Krakowiec i Szeginie - w sumie około 2100 ciężarówek stoi rano w kolejce we wszystkich tych kierunkach w Polsce», - powiedział Demchenko.

Najdłuższe kolejki utrzymują się na przejściach granicznych w Krakowcu, Rawie Ruskiej i Jagodzinie. W szczególności polscy rolnicy nie przepuścili ani jednej ciężarówki jadącej z Ukrainy do Polski przez Jagodzin.

Jednak taka sytuacja na granicy nie jest niczym niezwykłym. Tysiące ukraińskich ciężarówek stoi w kolejce od dłuższego czasu. Protestujący otwierają, a następnie zamykają dostęp do punktów kontrolnych.

Jednak pomimo pozornie kontrolowanego i przewidywalnego charakteru sytuacji, polscy protestujący obawiają się, że na granicy z Ukrainą dojdzie do gwałtownego scenariusza.

Niedawno Niezależny Samorządny Związek Zawodowy Rolników Indywidualnych "Solidarność" wydał oświadczenie. Przedstawiono w nim warunki, na jakich rolnicy mogą zawiesić swoje protesty:

  • Zakończenie wdrażania Europejskiego Zielonego Ładu, którego celem jest m.in. likwidacja gospodarstw rodzinnych, będących dotychczas podstawą Wspólnej Polityki Rolnej.

  • W handlu z Ukrainą powrót do status quo z 2021 r. i finansowanie eksportu produktów rolnych przez Europę poza UE na tradycyjne rynki eksportowe Ukrainy.


Rolnicy zauważyli również, że są zaniepokojeni wypowiedzią polskiego premiera Donalda Tuska, który planuje dodać punkty kontrolne na granicy polsko-ukraińskiej do listy obiektów infrastruktury krytycznej. Zdaniem rolników jest to przygotowanie do militarnego rozwiązania problemu.

«Prezydium Rady Krajowej Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Rolników Indywidualnych «Solidarność» zdecydowanie popiera kontynuowanie dotychczasowych form protestu i apeluje do wszystkich strajkujących rolników, aby nie dali się nabrać na fałszywe manipulacje rządu i niektórych organizacji rolniczych w sprawie zakończenia blokady i podpisania «fikcyjnego porozumienia».»


Polakom nie brakuje jednak «determinacji w działaniu». Na przykład 26 lutego protestujący rolnicy zablokowali punkt kontrolny w pobliżu niemieckiego miasta Frankfurt nad Odrą.

Według Spiegla, blokada granicy była spowodowana niezadowoleniem rolników z polityki UE dotyczącej działalności rolników i konkurencji na rynkach.

«W Polsce rolnicy utworzyli konwój ciągników na autostradzie nr 2 - kontynuacji autostrady A12 po polskiej stronie - na przejściu granicznym w Świeciu», - czytamy w publikacji.



Blokada była «próbą», ale protestujący zapowiedzieli, że w przyszłości możliwe są kolejne akcje i blokady granicy.

Ponadto ruch ciągników, samochodów dostawczych i ciężarówek został również zablokowany po stronie niemieckiej. W Niemczech rolnicy protestują przede wszystkim przeciwko planowanemu zmniejszeniu dopłat do rolniczego oleju napędowego.

Polacy planują również zablokować granicę z innym krajem, Litwą. Blokada rozpocznie się 1 marca i potrwa tydzień. W tym czasie strajkujący będą sprawdzać, czyje produkty rolne są przewożone przez polsko-litewską granicę.

Zenonas Buivydas, prezes litewskiego Krajowego Stowarzyszenia Przewoźników Drogowych Linava, powiedział, że takie działania Polaków zaszkodzą jego krajowi.

«Zablokowanie granicy to ogromna strata dla nas jako kraju tranzytowego. Podczas pandemii Covid-19 był okres, w którym polskie władze zdecydowały się rejestrować tablice rejestracyjne samochodów wjeżdżających do Polski i rejestrować, co przewożą. Kilka godzin później utworzyła się 40-kilometrowa kolejka. Teraz mamy rynek unijny, a nie zamknięty. Straty dla nas będą większe niż dla Polski», - wyjaśnił Buivydas.

Szef Litewskiego Stowarzyszenia Producentów Zbóż Ausrys Macijauskas uważa jednak, że podejrzenia polskich rolników, iż ukraińskie zboże przywożone z Polski do Litwy jest zwracane lub przetwarzane i reeksportowane jako produkcja litewska, są uzasadnione. Według niego litewscy rolnicy rejestrują ukraińskie produkty, ale w oficjalnych statystykach nie ma informacji o ich imporcie do kraju.

Polakom zależy jednak tylko na zbożu, które jest bezpośrednio w transporcie i trafia do partnerów. Pojawiają się też pytania o rozsypane zboże.

Pavel Bylevskyy, przedstawiciel firmy zapewniającej bezpieczeństwo transportu, powiedział, że 30 ton kukurydzy, które protestujący wysypali z wagonów 25 lutego, nie zostanie zebrane.

Według Bylevskyy'ego, rozsypano od 160 do 180 ton kukurydzy, z czego 30 ton pozostało na ziemi. Ziarno to zostanie zważone w urzędzie celnym, a następnie przekazane do recyklingu lub produkcji biopaliw. Jednocześnie polski urzędnik podkreślił, że ukraińska kukurydza zmierzała do Maroka przez port w Gdańsku.

Polska policja, po konsultacji z prokuratorem, wszczęła sprawę karną z art. 288 Kodeksu karnego Rzeczypospolitej Polskiej - zniszczenie mienia.

Działania polskich protestujących: co mówią eksperci


Ambasador Ukrainy w Polsce Vasyl Zvarych uważa, że polscy rolnicy opierają swoją nienawiść do ukraińskiego zboża na mitach, a kampania w Polsce przeciwko produktom rolnym z Ukrainy jest bezpodstawna.

«Nie dajcie się zwieść i zmanipulować! Protestujący rolnicy budują swoją nienawiść do ukraińskich produktów na mitach, które są sprzeczne z rzeczywistością. Kampania przeciwko produktom rolno-spożywczym z Ukrainy jest bezpodstawna. Prawda jest inna i nie tak "groźna" dla rolników z Polski i innych krajów UE», - napisał Zvarych.

Zvarych obalił również główne mity Polaków na temat produktów rolnych z Ukrainy. Więcej można przeczytać w jego poście poniżej.



Alina Makarchuk, szefowa ukraińsko-polskiego portalu Ukraina.pl, zauważa, że mity rozpowszechniane przez Polaków czasami osiągają maksymalny poziom absurdu.

«Jedną z rzeczy, które ostatnio usłyszałam od protestujących, jest to, że ukraińskie zboże jest złej jakości, trujące i zawiera GMO. Że polskie dzieci po zjedzeniu tego zboża chorują na raka. I kiedy to słyszę, nie muszę sprawdzać. Wiem czyje to informacje, polski rolnik by tego nie wymyślił. Kreml naprawdę miesza tutaj wody. Polska jest teraz na drugim miejscu wśród krajów, w których działa rosyjska propaganda», - podkreśla Makarchuk.



Polski dziennikarz Paweł Bobołowicz zauważa, że radykalne działania protestujących na granicy (w szczególności utylizacja ukraińskiego zboża) są spowodowane kilkoma czynnikami: problemami gospodarczymi i prowokacjami.

«Tu już nie ma przypadkowości. Są tu elementy polityczne i prowokacyjne. Wracając do kwestii zboża, bardzo interesujące jest to, że przez długi czas ukraińska produkcja rolna była stałym problemem w przestrzeni informacyjnej obu krajów. W rzeczywistości problemem jest rosyjskie zboże. Rosja zalewa teraz świat tanimi towarami, a to zboże jest również kradzione z Ukrainy. I to zboże trafia do Polski i wpływa na rynek. A Polacy wiedzą, że ukraińskie zboże jest transportowane przez Polskę. Dlatego zaczynają się protesty. Nawet z rozsypanym zbożem. To była rosyjska operacja specjalna. I nie wykluczam, że brali w niej udział Polacy. Ale to była operacja specjalna», - powiedział Bobołowicz.



Dziennikarz zwraca również uwagę, że wpływ na nasilenie ruchów protestacyjnych miała również sytuacja wewnątrz Polski oraz chęć polityków do zdobycia wyższych notowań wśród wyborców.

Autorka: Dasha Sherstyuk