
Główny negocjator Kremla, komentując swoją rozmowę z Trumpem, stwierdził, że najważniejsze jest „usunięcie przyczyn źródłowych kryzysu ukraińskiego”.
Zdaniem Kremla — przypomnę — chodzi o Majdan, czyli ukraińską rewolucję z lat 2013–2014, która wtedy śmiertelnie ich przestraszyła. To właśnie ten moment rosjanie od lat wskazują jako główną przyczynę wszystkiego — łącznie z tzw. „specjalną operacją wojskową”.
Nie bez powodu w końcu lutego 2022 roku przywieźli Janukowycza do Mińska. Tam przygotowywano go do powrotu na stanowisko prezydenta Ukrainy — zaraz po błyskawicznej operacji rosyjskiej armii, która szybko się nie powiodła i przerodziła się w pełnowymiarową wojnę. Bo w Ukrainie, jak się okazało, nikt nie czekał ani na „ruskich”, ani tym bardziej na samego Janukowycza.
A co do samej rozmowy — trudno mi sobie wyobrazić, o czym mogli rozmawiać przez ponad dwie godziny. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że Trumpowi, delikatnie mówiąc, nie jest łatwo prowadzić długie i spójne rozmowy — nie należy przecież do najmłodszych.
Tak czy inaczej Moskwa ponownie przypomniała: albo oddacie nam Ukrainę (czyli powrót do stanu z 2013 roku), albo możemy rozmawiać w nieskończoność — o pokoju dla pokoju, o znaczeniu ważnych rzeczy i o negocjacjach dla samych negocjacji.
W całej tej werbalnej masturbacji najważniejsze jest, aby w rezultacie nie związano rąk samej Ukrainie. Bo ona i tak przez cały ten czas walczy z jedną ręką związaną — jeśli chodzi o możliwości.
Wszystko inne to tak naprawdę pustka. Kluczowe jest ukraińskie wojsko: nie dopuścić do jego paraliżu, zapewnić rozwój, wzmocnienie więzi z Europą i swobodę działania.
Nawet jeśli nie pełną — to przynajmniej możliwie najszerszą.
Reszta to słowna dekoracja, próby zamydlenia oczu, manipulacje i polityczna imitacja.
Igal Lewin