W Naddniestrzu lokalni pseudodeputowani zwrócili się do Rosji o obronę ich nieuznawanej republiki w obliczu, jak twierdzą, rosnącej presji ze strony Mołdawii. Decyzję tę podjęli na kongresie w Tyraspolu 28 lutego.
Jakie kroki może podjąć putin w odpowiedzi? Czy odważy się przyłączyć Naddniestrze do rosji lub rozmieścić tam dodatkowe grupy wojskowe? Przeczytaj komentarze obserwatorów w wyborze UA.NEWS.
Reakcja Kiszyniowa
Zjazd naddniestrzańskich tzw. deputowanych i ich apele do Kremla zostały skrytykowane, a nawet wyśmiane w Kiszyniowie. Mołdawski rząd uważa, że nie ma zagrożenia eskalacją i destabilizacją w kraju.
«To wydarzenie zostało zaplanowane przez tych po lewej stronie Dniestru i Kremla. Nie widzimy niebezpieczeństwa destabilizacji. Przyglądamy się bardzo uważnie i powtarzamy, że ten region również chce pokoju i bezpieczeństwa», - powiedział rzecznik mołdawskiego rządu Daniel Vodă, według Ewropejskiej Prawdy.
Według niego ta technika propagandowa nie zasługuje na transmisje na żywo przez zagranicznych dziennikarzy i napięte nagłówki.
Rzecznik zażartował nawet, że jedynym napięciem w Mołdawii w środę była pochmurna pogoda.
Tyraspol gra razem z putinem
Aktywność prorosyjskich sił w Tyraspolu jest prawdopodobnie związana ze zbliżającymi się wyborami prezydenckimi w Mołdawii i referendum w sprawie stosunku kraju do Unii Europejskiej, według mołdawskiego posła Oazu Nantoi.
«Kiedy mówimy o tym kongresie wszystkich szczebli. Ja, z jednej strony, traktuję to z humorem, mimo że sytuacja jest alarmująca. Z tego prostego powodu, że na lewym brzegu było około sześciu referendów, krzyczeli: jesteśmy rosyjską placówką, putin, weź nas itp. Ale putin nie chce tego skrawka ziemi, on chce całą Republikę Mołdawii. Dlatego rosja nie uznała Naddniestrza. A poza tym podstawową kwestią jest to, że nie ma wspólnej granicy z rosją», - powiedział Nantoi w wywiadzie dla Europiejskiej Prawdy.
«To gra i prowokacja polityczna, która zostanie zorganizowana na prośbę Kremla w perspektywie przemówienia (nie pamiętam kogo) kremlowskiego führera vladimira putina. On jest rozgrywany. Trudno powiedzieć, co z tego wyniknie, bo jest kwestia zasadnicza - linia frontu... Jak na razie linia frontu jest daleko od Mołdawii. Wciąż pamiętamy, dokąd popłynął rosyjski krążownik i inne okręty. Rosja opuściła też Wyspę Węża. Dlatego nie spodziewam się apokaliptycznych scenariuszy», - dodał poseł.
Krym zaczął się tak samo
Analityk polityczny Mykola Davydyuk nie podziela sceptycyzmu mołdawskich władz.
«Krym zaczął się w ten sam sposób. rosji nie potrzeba wiele, aby nazwać czyjeś niezależne terytorium lub tymczasowo okupowane terytorium swoim własnym. Obłąkany putin myśli teraz o zaatakowaniu Mołdawii i Polski. Obłąkany putin myśli o tym, jak rozszerzyć terytorium «na warstwie».
Tak, to jest stara strefa enklawowa. Ale on rozumie, że nie osiągnął celów, które chciał osiągnąć w Ukrainie... putin myśli o aneksji jeszcze szybciej... A teraz mówi, że zaanektował całe Naddniestrze. Jest jasne, że (terytorialnie - red.) to mniej niż dwa ośrodki rejonowe na obrzeżach rosji. Ale to zrobił», - skomentował politolog oświadczenie prorosyjskich elementów w Tyraspolu.
Jego zdaniem wydarzenie to ma znaczenie propagandowe dla wystąpienia rosyjskiego dyktatora przed Zgromadzeniem Federacji. I ten kongres będzie relacjonowany przez rosyjskie media w maksymalnym możliwym zakresie, w szczególności w Moskwie i regionie będzie transmitowany na zewnętrznych ekranach ulicznych.
Nie ma zagrożenia militarnego
Obserwator wojskowy Yevhen Dykyy twierdzi, że nie ma zagrożenia ze strony rosyjskiego kontyngentu wojskowego stacjonującego w Naddniestrzu. Jest przekonany, że atak ze strony pseudorepubliki jest niemożliwy.
«Absolutnie nie teraz. Stanowili zagrożenie w pierwszych dniach wielkiej inwazji, w lutym, pierwszych dniach marca. Gdyby rosja była w stanie wylądować w pobliżu Odesy zgodnie z planem. Na szczęście burze temu zapobiegły. Gdyby wylądowali na plażach Odesy w tym samym czasie, a oni (z Naddniestrza - red.) wbili nam nóż w plecy, to mógłby być problem.
Teraz, kiedy są oddzieleni od innych sił rosyjskich setkami kilometrów, a przestrzeń powietrzna należy albo do nas, albo do NATO... tak naprawdę siedzą tam i drżą od dwóch lat. Naprawdę boją się, że wejdziemy i zrobimy z nimi porządek. Ale wejście i oczyszczenie ich nie jest zadaniem dla Sił Zbrojnych. Odeska Obrona Terytorialna jest do tego wystarczająca», - uważa Dykyy.