
Nie widzę nawet cienia szansy na wzrost gospodarczy w tym roku.
Nie wiadomo, co mogłoby być motorem wzrostu i w jaki sposób miałoby się to wydarzyć w warunkach presji fiskalnej, narastającego chaosu na rynkach oraz całkowicie niejasnej sytuacji związanej z kontrolami przedsiębiorstw i obciążeniami regulacyjnymi. U nas praktycznie co miesiąc zmienia się coś w polityce regulacyjnej, a im większa niestabilność w tej sferze, tym mniejsze szanse na rozwój biznesu.
Przy tym ryzyka związane z kursem walutowym oceniam jako drugorzędne wobec polityki regulacyjnej. Ich wpływ oczywiście istnieje, ale ogranicza się głównie do cen. Z powodu inflacji i podatków PKB faktycznie może być wyższy niż prognozowano. Ale to jest wyłącznie efekt inflacji. W związku z tym wszystkie próby Narodowego Banku Ukrainy, by tłumaczyć, że konieczne jest przejście na euro, uczynienie z niego waluty kotwiczącej i tak dalej, tylko pogłębiają chaos, niepewność i brak zrozumienia sytuacji.
Jeśli chodzi o aktualny kurs i parę „euro-dolar”, wszystko zależy od tego, jak Europejczycy i Donald Trump dogadają się w sprawie regulacji taryfowych. Istnieją pewne szanse na spadek kursu euro względem dolara, ponieważ obecnie silne i drogie euro sprzyja recesji w strefie euro, co z kolei wzmacnia gospodarkę Stanów Zjednoczonych. Ale to zjawisko jest tymczasowe.
Im droższe będzie euro i im gorsza stanie się sytuacja w Europie, tym mniej UE będzie w stanie importować towarów z USA. Wszystkie te procesy będą miały wpływ także na nasz kurs walutowy, ale dokładnie przewidzieć ten wpływ jest bardzo trudno. Nasze wahania kursowe wynikają przede wszystkim z procesów wewnętrznych, w szczególności z działań Narodowego Banku Ukrainy.
Jurij Hawryłeczko