$ 41.95 € 48.77 zł 11.49
+6° Kijów +8° Warszawa +8° Waszyngton
«Po co się na to zgodziłem?» Jewhen Spirin o wojnie, korupcji i moralności Ukraińców

«Po co się na to zgodziłem?» Jewhen Spirin o wojnie, korupcji i moralności Ukraińców

14 października 2025 10:00

Kim on jest? Redaktor naczelny „Babel”, sanitariusz prosektorium, pisarz, medyk wojskowy, dziennikarz – jego życiorys robi wrażenie, ale jak przedstawić rozmówcę publiczności? „Myślę, że po prostu jestem głupkiem” – krótko zakończył moje „męki wyboru” Jewhen Spirin.

Filozof pił herbatę i z humorem rozmyślał o tym, jak ciągle „wplątuje się” tam, gdzie nie powinien, dlaczego porzucił dziennikarstwo i czym żyje teraz medyk z oddziału Gwardii Narodowej, który nie widzi szybkiego i zwycięskiego zakończenia wojny – w ekskluzywnym wywiadzie dla UA.NEWS. Mówił prawdę. Śmieszną i często nieprzyjemną, ale prawdziwą.
 

image


O jego własnym spojrzeniu na życie
 

Problem w tym, że jest mnóstwo rzeczy do zrobienia i za każdym razem pytam siebie: „Po co ja się na to wszystko zapisałem?” Na przykład studia magisterskie, na które się zapisałem. Ok, są zaoczne, ale rozumiesz, że to jakaś katorga — po każdą lekcję trzeba przygotować 10 książek po 200 stron każda.

Fajnie, gdy niektórzy ludzie, na przykład ze Szwajcarii, piszą: „O, czytałem dodatkową literaturę”. A ty próbujesz coś robić po łebkach. I tak przez całe życie się w coś wpisujesz, wszystko jest fajne, interesujące. Potem siedzisz i myślisz, po co ja to zrobiłem, skąd wezmę na to wszystko czas? I tak to się toczy...
 

Spirin zmienia zawody
 

To bardzo silne emocje — idziesz korytarzem, podchodzi do ciebie dowódca i mówi: „Ty chyba skończyłeś filozofię, to będziesz u nas sekretarzem”. Odpowiadam: „Nie jestem sekretarzem”. Dowódca znowu: „No, sekretarz się rozchorował, trzeba miesiąc posiedzieć w biurze”. Siedzisz więc sekretarzem, a potem mówią: „Musisz jechać do Charkowa, tam brakuje pielęgniarki operacyjnej. Przecież kroiłeś trupy, na pewno dasz radę podać skalpel”. Jedziesz do Charkowa, bo w armii się nie pyta. I tak cały czas. Myślę, że wszyscy tak mają, tylko nikt o tym nie mówi.
 

Najważniejsze, żeby nie było nudno
 

Mi w ogóle nie jest nudno ani smutno. W moim dzieciństwie nazywali to może nie do końca dobrze, ale takim „gadulstwem” — gdy masz potrzebę opowiedzieć o wszystkim pierwszemu lepszemu. Nie wiem, po co to robić. Ale tak jest ze wszystkim. Trzeba wszystkiego spróbować i wszystkiego doświadczyć. Najpierw trupy, potem stanowisko redaktora naczelnego.
 

Wow-zawroty kariery Jewhena Spirina
 

Sprawa jest taka: w Ługańsku nie ma pracy, więc idziesz tam, gdzie praca jest. A gdzie ona jest? W kostnicy, bo twoi rodzice są lekarzami. Potem kończysz uniwersytet i zostajesz wykładowcą. Bo studiowałem na nauczyciela. Nadchodzi rok 2014. Przyjeżdżasz do Kijowa ze swojego zapadłego miasteczka. No kto cię zatrudni na uczelni w jakimś porządnym kijowskim uniwersytecie? Nikt cię nie zna. Masz jakieś trzy artykuły opublikowane w czasopiśmie „Karazina” w Charkowie (Charkowski Uniwersytet Narodowy im. W.N. Karazina – przyp. red.). I co? Przyjdziesz, powiesz „dzień dobry”. Zaproponują ci 0,25 etatu asystenta jakiegoś nieznanego profesora, za trzy tysiące hrywien w najlepszym wypadku. A ty musisz wynająć mieszkanie, a nie masz nic – ani rzeczy, ani pieniędzy. Ale jest zapotrzebowanie na informacje o tym, co się dzieje w Ługańsku. I ty, jak głupiec i człowiek, który wszystkim od razu wszystko opowiada, mówisz: zaraz wam opowiem, co się dzieje w Ługańsku.

W odpowiedzi słyszysz: „Świetnie! Masz kanał z wiadomościami, znasz zasady piramidy? Nie? Nic nie szkodzi, nauczysz się”. I już piszę wiadomości. A czym są wiadomości w jakiejś agencji? Siedzisz, przepisywujesz teksty, potem myślisz: co to za nuda? Zróbmy coś normalnego o separatystach, kogo tam wysadzili. Redakcja się zgadza – to ciekawe i twoje materiały zaczynają zdobywać oglądalność. Potem znów szukasz: co tam u was się dzieje? A tam nagrywają program polityczny z Żenią Kisielowem, który obgryza wąsy i wszyscy zasypiają na sali. Proponujesz: „Czy mogę coś robić w tym programie politycznym? Jest tam jakaś rubryka o Donbasie?”

I nagle jesteś już w jakimś gabinecie, gdzie wszyscy omawiają cotygodniową audycję analityczną. Redaktor zaczyna dawać więcej pieniędzy za to. Teraz można już żyć.

Ale gdyby nie Ługańsk. Kogo by interesowało, że przyjechał jakiś facet i coś opowiada na Facebooku? A tak zauważają cię inni dziennikarze: czemu siedzisz tylko na swoim kanale, chodź do nas. Ile masz pensji? Chcesz trzydzieści razy więcej? Tak minęło 10 lat w dziennikarstwie.
 

Dlaczego Spirin odszedł z dziennikarstwa
 

Ile można? Ci sami ludzie, którzy nawzajem sobie wręczają te same nagrody. To przesada. Jak mówiła moja była koleżanka: „Chodzicie razem na imprezy, a potem na Facebooku się obrzucacie błotem”. To taka żaba i żmija ukraińskiego dziennikarstwa. Wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą, wszyscy na to wskazują palcami, a potem mówią: „Dzień dobry, wygrałeś nagrodę imienia czegoś tam”. Z drugiej strony pojawiło się wielu młodych, którzy przyszli po wstąpieniu. Zaczęli więcej robić, jeździć gdzieś i tak dalej. Czas z tym skończyć.

 

Dlaczego Spirin nie przemilczał wywiadu z Tigipko
 

Wiesz dlaczego? Już tłumaczę. To jest nasza i własna specyfika. Wszyscy widzą, że Borya Dawidenko (redaktor naczelny Forbes Ukraina – przyp. red.) gada bzdury, otwarcie. Raz po raz. Raz ma dewelopera „pięknego”, tam gdzie wszystko wycięto i zalano betonem, raz coś innego. Rozumiem – specyfika czasopisma, że rozmawiają z biznesmenami. Ale tylko 11 lat temu Tigipko wchodził do budynku SBU w Ługańsku, zajętego przez ŁNR. Słyszałem, jak mówił: „Chłopaki, za miesiąc będziemy w rosji”. Przepraszam, kiedy w magazynie występuje jako „piękny” ktoś, kto jest bezpośrednio związany z powstaniem ŁNR — nie mogłem milczeć.

Zadziwia, że wywiad z Tigipko publikuje Borya, który kiedyś odszedł z Forbes, bo nie chciał pracować dla Kurchenki. To przecież człowiek zasadniczy, który powiedział, że nie będzie dla niego pracować, a tu proszę — wzór do naśladowania to Serhij Tigipko. Nie mówię, że z Tigipko nie można rozmawiać. Można z każdym, nawet z putinem. Chodzi o pytania, które zadajemy. „Ile ściągasz z piersi?” Co to jest? To tak, jakby zapytać Janukowycza, jaki ma rozmiar buta. Co to za pytanie? Jako osoba związana z tym fragmentem historii musiałem o tym powiedzieć Boryi. Bardzo grzecznie zresztą, choć nie mam w zwyczaju pytać grzecznie. Dlatego nie mam już przyjaciół wśród dziennikarzy. Na wesele mnie nikt nie zaprosi. Szczerze mu powiedziałem: „Borya, z wielkim szacunkiem, ale oto fakty”. A co robi Borya? Pisze, że to „gromadzi komsomolców-pi**ów”. No dzięki, bardzo dziękuję.
 

Jak Spirin „przeszedł drogę” Bezuhłej
 

My naprawdę mieliśmy bardzo normalne relacje. Wydaje mi się, że byłem pierwszy, który zrobił z nią duży, czterogodzinny wywiad. Oczywiście połowę tego wyrzucili, to było dawno, oni wszyscy dopiero co weszli do Rady Najwyższej. Bezuhła w moim wieku, lekarz, i dlaczego z nią nie rozmawiać? Nie wyglądała na głupią potwornicę, jak ją teraz malują. I taką naprawdę nie jest. Ale im dalej, tym bardziej się „topiła”, topiła, topiła. Kiedy zaczęła pisać, że „ten student chciał się wymigać z wojny na uniwersytet, zabił go pocisk, to jego wina” – to było za dużo. Nawet bez przekleństw napisałem, że dla mnie jest tylko jedno wyjście i moim zdaniem wszyscy szanujący się ludzie powinni zrobić to samo – po prostu zablokować Bezuhłą i więcej jej nie cytować. Koniec!

Minął rok, ciotka rano napisała pisiu-pisiu i wrzuciła post na 27 akapitów – 6 lajków. Morał tego wpisu był taki, że Spirin to dupek, ale o Tigipce napisał prawdę. Po co to pisała? Ten poziom ekspertyzy, gdy człowiek mówi o froncie, o odcinkach, a potem nie potrafi ustalić, w jakiej brygadzie służę. W moim Facebooku jest otwarty album, gdzie można zobaczyć 25 zdjęć z naszywką mojej brygady, która wcale nie jest „Charta” – trzy kliknięcia wystarczą. Pojawia się logiczne pytanie: jeśli człowiek nie jest w stanie nawet określić brygady, to co on może wiedzieć o kierunku Pokrowskim, na przykład?

 

Kiedy na Facebooku robi się „śmietnik”
 

Kiedy coś takiego się dzieje, zamykam wszystkie media społecznościowe. Nie wchodzę, nie czytam komentarzy. Po co? Bo w mediach społecznościowych nasr...li. Dziękuję. To jedna z zasad głupka. Jeśli się w coś wpakujesz, to już pakujesz się w gówno.

 

Czym teraz zajmuje się Jewhen Spirin?
 

Służę w Gwardii Narodowej. W medycznej kompanii centrum medycznego, które zbudowano od podstaw, by leczyć wszystkie brygady Gwardii Narodowej. Ogromny szpital, gdzie mogą otrzymać leczenie Azowcy, Buriewijcy, Chartijcy. Centrum ma medyczną kompanię, która zaspokaja potrzeby różnych pododdziałów.
 

image


O największych rozczarowaniach po dwóch latach w armii
 

To chodzi o system. Patrzysz: ludzie za swoje pieniądze robią tam umocnienia — kupują beton, znajdują drewno. Kupują sobie Starlinky, tu jeszcze coś kupują za własne pieniądze. A potem otwierasz stronę z dziennikarskim śledztwem i dostajesz zawału. Bo jakiś Wasia, zwykły wojskowy komisarz, kupuje sobie trzeci dom, na przykład. Albo słynny szef komisji lekarskiej, psychiatra, który trzyma w domu cztery miliony dolarów w gotówce.

Głupi ludzie w armii szokują. Kto mógł w latach 90. robić karierę jako jakiś facet z MTC, który będzie odpowiadał za paliwo i benzynę? Kto normalny — w latach 90., kiedy wszyscy wiedzieli, że lekarze, nauczyciele i armia po rozpadzie ZSRR są w totalnej dupie, bo wszystkie pieniądze zostały rozdzielone i rozkradzione — pójdzie do wojska? A jednak ktoś poszedł, przesiedział tam 20 lat, zaczęła się wielka wojna. Dostał pułkownika, potem, nie daj Boże, jakiegoś generała i zaczyna się pielęgnowanie „kroków kremlowskich” po sztabach i groźby: „wyślę cię do okopów”.

I takich jest cała masa. Zmotywowani ludzie są po prostu zabijani przez wojskową głupotę. W letnim domku z kartonu, gdzie będą zimować żołnierze na linii frontu, nikogo nie obchodzi, jak wygląda wojskowe pozdrowienie. W Kijowie oczywiście inaczej, tu mundurowe skarpetki mają znaczenie. Im dalej w sztab, im wyższe stopnie, tym gorzej i gorzej.

Na przykład rozmawiam z ludźmi z innych jednostek, oni próbują wprowadzić automatyzację dokumentów, robią Google Doc do wniosku o urlop. Dostają za to „po łbie”, bo „nie wolno” robić Google Doc, a trzeba prowadzić papierowy dziennik. Kto go będzie wypełniać, gdzie go szukać — nikogo to nie interesuje. W 2022 r. na przykład nie było problemu rozdawać „kałaszów” z ciężarówek. A teraz żandarmi na drodze do Charkowa pytają, dlaczego wieziecie naboje. No dlaczego? Bo to zadanie bojowe, mamy karabiny z nabojami. Im dalej od linii frontu, tym więcej takich rzeczy. Smutnych i przygnębiających.

Chcemy wygrać? Nie wiem, czego my chcemy. Nie rozumiem, czego ci ludzie chcą. Długo nie mogłem w to uwierzyć… Nie, teraz mogę. Po prostu nie mogłem uwierzyć, że można kraść na kamizelkach kuloodpornych. A masa ludzi to robi, spokojnie, i sumienie nawet nie drgnie. Chcesz, ukradniemy na lekach, chcesz, ukradniemy na turniketach, chcesz, kupimy jakieś gówno — na przykład dali nam bieliznę termiczną, gdzie góra jest jak top pod szyję, wyżej niż powinno. I ktoś to kupił, nie jeden komplet, kupił dziesiątki tysięcy i ile milionów na tym „zarobił”? Można kupić laryngologiczny sprzęt za kilka milionów więcej niż kosztuje — i tak się dzieje codziennie. Kto chce zwyciężyć? Oni? Nic oni nie chcą.
 

image

 

Wiesz, moje ulubione powiedzenie? Powinienem był się powiesić jeszcze podczas covidu
 

Nie mam pojęcia, jak się skończy wojna. Będzie tak, jak jest. To nie chodzi o pesymizm. Nie widzę zwycięskiej wygranej, która na nas wszystkich czeka. A co mogę z tym zrobić?

Teraz przyjeżdżam na Darnicę, przewrócony budynek. Trafiły dwoma rakietami. Pięciu pięter nie ma. Obok stoją mali, około 14 lat, dzieci. Pytam, o czym rozmawiacie — a oni: o niczym. A jakiej muzyki słuchacie? Słuchamy Basty. Dlaczego to się dzieje?

Jakiś Wasia wrzucił wideo, że nie podoba mu się zatrzymanie transportu na Chreszczatyku podczas minuty ciszy. Napisał do niego Sternenko, przyszła SBU, Wasia przeprosił. A ile jest takich wasiów w każdym domu? I tak jest wszędzie. Z jednej strony niezłomna poczta, która dostarcza paczki, nawet jeśli magazyn został trafiony rakietą, a z drugiej: na Podole otwarto przestrzeń dla osób z PTSD. Żeby mogli pobyć wśród roślin. A zamiast tego miejscowe babcie tam kradną pomidory zasiane przez ludzi, którym nie jest obojętnie. To o niezłomności? Tak, nasza poczta jest niezłomna. A ludzie są trochę „złamani”. Nie widzę wyjścia. Może, jak mówią, oblać benzyną i spalić wszystko. A co miałbyś spalić? Tutaj już i tak wszystko płonie.
 

image

 

Rzeczywistość dotycząca alkoholu, „masażek” i codziennego życia w armii

 

Istnieje nieoficjalna zasada: człowieka, który wrócił z pozycji bojowych, przez dobę się nie rusza. Gdy w jakiejś jednostce czy brygadzie mówią: „u nas suchy zakaz”, wtedy główna zasada brzmi — nie dać się złapać. Twierdzić, że ludzie w armii nie piją — może w to wierzyć tylko głupek. Twierdzić, że tam wszyscy ciągle się opijają — też nieprawda.

Bardzo niebezpieczne jest spożywanie alkoholu przez uzbrojoną osobę. Widziałem nie raz, jak ktoś jak małpa rozbiera granat z okrzykiem „ja już pożyłem”. Z drugiej strony, czego oczekiwać, jeśli trzy lata na „zerze” człowieka się nie zmienia? Cywile myślą, że „na zerze” żołnierz siedzi w okopie trzy lata i non stop strzela z kałacha. W rzeczywistości to oznacza, że żołnierz przez trzy lata żyje w zadupiu, wyjeżdża na pozycje na 10, 20, 30 dni i wraca w to samo zadupie. Co on tam ma do zobaczenia? Po pierwsze — „masażówkę” w Kramatorsku. Wchodzisz, a tam wiszą uniformy. Jak na jednej fotografii z czasów I wojny światowej, gdzie żołnierze ustawiają się do prostytutek.

Po drugie — widzi w telefonie sloty, które można kręcić, może wygrać pieniądze. I to wszystko. Przyjechali z walk — nie ma „bójek”. Połowa poszła na „masażówkę”, połowa — do slotów. W parlamencie wszyscy zaczynają proponować: zakazać wojskowego kasyna online, zakazać alkoholu, „masażówek”. A co mu w zamian dajecie? Co wojskowy widzi w warunkowym Dobropilliu? Zastąpcie go i nie będzie trzeba niczego zabraniać!


O uzależnionych i Siłach Zbrojnych Ukrainy
 

Masz coś do picia – pij i nie wychodź z pokoju. Masz wolne po walce? Nie pokazuj się nikomu. Jeśli żołnierza złapią na nietrzeźwości, potrzebni są trzej świadkowie, którzy potwierdzą, że jest pijany, dmuchnie na alkomat, potem sąd, grzywna 17,5 tys. hrywien. Potem grzywna dwukrotnie większa, potem więzienie. W armii całkowicie zabronione jest spożywanie alkoholu. Ale zobaczmy, jakich ludzi przyjmują. Koledze dzwoni dowódca późnym wieczorem w niedzielę i mówi: „Przyjedź natychmiast, złapałem na ulicy jakiegoś metadonowca, muszę sprawdzić, czy jest w stanie”. Wysłali go na komisję lekarską, po chwili – zdolny do służby. Nikogo nie interesuje, że jest na metadonie. Jaki taki człowiek będzie w Siłach Zbrojnych? Taki sam jak w życiu cywilnym. I ile jest historii, kiedy kogoś robią bohaterem. Żołnierz bohatersko się zachował, a tak naprawdę był po prostu pijany.
 

image

 

O mieszkaniu dla żołnierzy

 

W wiosce wyzwolonej spod rosyjskiej okupacji, gdzie mieszkaliśmy, był specjalny miejscowy człowiek, który trzymał klucze do wszystkich ocalałych domów. Zamieszkiwaliśmy tam z braćmi broni i raz w miesiącu dzwoniliśmy do właściciela domu, by przekazać pieniądze za prąd. Uważam, że mieliśmy szczęście. W Drużkówce, na przykład, jakaś pani chciała 35 tysięcy za kawalerkę z poplamionymi dywanami. Za miesiąc. I do tego uwagi, że nie bardzo chce wynajmować żołnierzom, bo „jeszcze coś tam spadnie”. Ale nikt nie troszczy się o mieszkania dla szeregowych żołnierzy. Znów wracamy do tego, że w Ukrainie są dwa światy — zbiórki na Facebooku, Telegramie, wszędzie na potrzeby wojska, a z drugiej strony panie wynajmujące „pijackie meliny” za 35 tysięcy tym samym żołnierzom.

Ukraińcy są zjednoczeni i niezłomni, ale „przyjechali z ich Chersoń, chodzą po naszych kawiarniach, niech wracają do domu!”. Od 2014 roku słyszę o „Donbasianach, którzy wygrabili ściany i ukradli czajnik”. Też pod moim adresem. Moja ulubiona historia: znajduję mieszkanie, dzwonię, podpisuję umowę z właścicielką, przychodzę już z pieniędzmi, ona pokazuje mi bojler i inne rzeczy. A potem mówi (cytat): „Wie pan, Jewgienij, jesteśmy bardzo tolerancyjni właściciele. Raz nawet mieszkał u nas czarny. Tylko mamy jedną prośbę — żadnych mieszkańców Doniecka czy Ługańska.”

Z moim paszportem i ługańską rejestracją tylko odpowiedziałem: dziękuję, że nie jestem czarny. I poszedłem sobie. Bardzo mi się to podoba — otwierasz jej profil, a tam kobieta w wyszywance, z słonecznikami w tle. Cała jej oś czasu: świętujemy Dzień Iwasika-Telesika, z Pokrową. A potem widzisz, że w komentarzach pisze „śmierć Żydom”.
 

image

 

O blogerstwie: jego nie będzie

 

Nie mam najmniejszej ochoty cokolwiek opowiadać. Bo obejrzysz, poczytasz i zaczynasz wszystkim mówić „wy wszyscy jesteście głupi i się nie leczycie”. A oni mówią: o, znowu u Spirina zaostrzenie, zaraz znów będzie po 18 wpisów dziennie. Tymczasem ja już myślę: Boże, z kim tu w ogóle rozmawiać? Przestaję pisać na jakieś dwa tygodnie. Potem znowu zaczynam i tak w kółko. I bez tego uważają, że mam jakąś schizofrenię. Nazwijmy to byciem sobą i znów wróćmy do formuły „swoi plus nasi”.

Takimi ludźmi nam się podobają. Tak, oni nie poszli do armii, ale to nasi znajomi. A tamci — nie podobają się, bo ich nie znamy i do armii nie poszli — będziemy ich hejtować. A oto mój kumplu i on się obraził, kiedy powiedziałeś mu, że jesteś b**em, trzeci rok siedzisz w domu.

Wszystkie te środowiska, przy których się wychowałeś: tam zrobili cię redaktorem, tam cię uczyli, tam jeszcze coś... Teraz wszyscy wątpią i mówią: tego głupka Spirina na pewno nie trzeba zapraszać, bo coś palnie, potem nie dostaniemy pieniędzy do redakcji.

Mówię o tym w uproszczeniu, ale naprawdę czas przestać mówić tylko o tym, że mamy społeczeństwo obywatelskie, a zacząć rozmawiać o tym, jakie pretensje są wewnątrz tego społeczeństwa. Ktoś kiedyś pisał w komentarzach, że gdyby zamknąć polityków z różnych „obozów” i dziennikarzy o różnych poglądach w jednym pokoju, to dziennikarze by się wzajemnie zniszczyli, a politycy potrafiliby się dogadać. No jakoś tak.
 

W szczerej rozmowie Jewhen Spirin nikomu nie zostawił szans. Bo jego rzeczywistość burzy iluzje o „niezłomności” Ukraińców. Brak zwycięskiego zakończenia, nieskończone pretensje wewnątrz społeczeństwa, brak zastępstw dla wyczerpanych żołnierzy i 14‑letnie dzieci słuchające Basty na gruzach — wniosek nasuwa się sam: „oblać benzyną i spalić wszystko”. Albo „...pora mówić... o tym, kto wobec kogo ma jakie pretensje w społeczeństwie”.