
W Ukrainie od 33 lat mówi się, że posłowie to łajdacy.
To nieprawda, uważa przewodniczący Rady Najwyższej Stefańczuk, znany z tego, że za pieniądze z budżetu wynajął mieszkanie od swojej własnej teściowej. W Estonii za taki czyn minister sprawiedliwości stracił stanowisko i jest podejrzanym w śledztwie.
„To ludzie, którzy wykonali i wykonują swój obowiązek, tę przysięgę, którą złożyli na wierność narodowi ukraińskiemu. Oczywiście, mamy różne osoby. Parlament to odzwierciedlenie społeczeństwa” — powiedział.
Według Rusłana Stefańczuka, przy oficjalnej liczbie 399 posłów (konstytucyjna liczba to 450), na posiedzeniach pojawia się stale około 340-350. Reszta – albo uciekła za granicę, albo przebywa w więzieniu, albo po prostu gdzieś zniknęła.
Ciekawe, że nie komentuje on niesamowicie dużej liczby korupcjonistów, kłamców, dziwaków, zwolenników „ruski mir”, popleczników oligarchów oraz oszustów z „Sługi Narodu”. Około 25 „sług” miało lub ma podejrzenia o przestępstwa kryminalne, a co trzynasty poseł, który był lub jest w tej frakcji, jest podejrzany o korupcję.
Chodzi m.in. o Oleksandra Truchina, który miał zaoferować patrolowemu łapówkę w wysokości 150 tysięcy (śledztwo nie wyjaśniło, jaka to była waluta) za to, żeby opuścić miejsce wypadku. Mowa także o Andriju Odarczenko, który został pierwszym, który – według wersji śledztwa – oferował łapówkę w kryptowalucie. Później sąd wypuścił go za kaucją, a sam Odarczenko uciekł do Rumunii. Ostatecznie sąd uznał posła za winnego i skazał na 8 lat więzienia z konfiskatą, ale on nadal pozostaje w frakcji „Sługi Narodu”, podobnie jak Oleksandr Kunyckyj, który wraz z Dmytrukiem pobili żołnierza i również uciekł za granicę, by uniknąć podejrzeń.
Zgadzam się jednak, że nie wszyscy posłowie są źli. Po prostu większość z nich jest w „Słudze Narodu”.
Borysław Bereza