
Ambasador Ukrainy w Wielkiej Brytanii, a wcześniej głównodowodzący Sił Zbrojnych Ukrainy, generał Wałerij Załużny, udzielił niedawno wywiadu dla portalu LB Live. Rozmowa nie dotyczyła jednak działalności dyplomatycznej byłego dowódcy Sił Obronnych, lecz kwestii wojny i pokoju. Załużny przedstawił swoją wizję wojny przyszłości, wskazał na wady systemu obrony NATO, mówił o przełomach technologicznych w działaniach bojowych i innych związanych z tym zagadnieniach.
Między innymi generał przeanalizował sytuację na frontach wojny rosyjsko-ukraińskiej i przedstawił niepokojącą prognozę. Według niego rozlew krwi może trwać aż do 2034 roku – jeśli Kijów nie zmieni „strategii swojej przyszłej obrony”.
Wypowiedzi Załużnego były szeroko komentowane i cytowane w mediach. Takie słowa społeczeństwo odbiera bardzo ponuro i z niepokojem, ponieważ perspektywa przedłużenia się tej „maszynki do mięsa” o kolejne 9 lat nie może napawać optymizmem żadnej rozsądnej osoby. Jednak gdy przyjrzymy się sytuacji bliżej, staje się jasne, że ambasador Ukrainy w Wielkiej Brytanii miał na myśli coś innego – i prognozy dotyczące 2034 roku nie powinny być traktowane dosłownie.
Co więc dokładnie chciał powiedzieć Wałerij Załużny i czy wojna w Ukrainie naprawdę może trwać aż do 2034 roku? Polityczny komentator UA.News, Mykyta Traczuk, wraz z ekspertami postanowił przyjrzeć się tej sprawie.
O czym mówił Załużny
W wypowiedzi byłego dowódcy Sił Zbrojnych Ukrainy rzeczywiście padła konkretna data – rok 2034, do którego może potrwać wojna w naszym kraju. Wszystkie ukraińskie oraz liczne zagraniczne media opublikowały po tym nagłówki o niepokojących prognozach byłego głównodowodzącego armii. Niektórzy eksperci natychmiast zaczęli krytykować „żelaznego generała” za to, że nie wyjaśnia, na czym opiera swoje przewidywania.
Taka krytyka jest zresztą w dużej mierze uzasadniona. Żaden poważny analityk – polityczny, wojskowy czy jakikolwiek inny – zwykle niechętnie formułuje prognozy. To bardzo złożona dziedzina, wymagająca wysokiego poziomu ekspertyzy, przemyślanej metodologii i szerokich zbiorów danych do analizy. Doświadczeni prognostycy na ogół wolą unikać wskazywania konkretnych dat, operując raczej przybliżonymi okresami.
Bo rzeczywiście: dlaczego akurat rok 2034? Dlaczego nie 2035, 2033 albo – na przykład – 2049? Jednak jeśli dokładnie prześledzić wypowiedź byłego głównodowodzącego w jej oryginalnym brzmieniu, zamiast polegać na medialnych interpretacjach, wszystko staje się jasne.
Wałerij Załużny uważa, że Ukraina obecnie koncentruje się wyłącznie na dążeniu do zawieszenia broni i rozejmu. To – jak mówi – bardzo słuszny i ważny cel, ale niewystarczający. Kijów musi myśleć o długofalowej strategii obronnej. W przeciwnym razie wojna może się znacznie przedłużyć.
„Jeśli będziemy próbować jedynie wprowadzić 'ceasefire' (zawieszenie ognia – red.), nie budując jednocześnie naszego systemu obrony na przyszłość, to ta wojna (wielka wojna – red.) będzie się ciągnąć jeszcze bardzo długo. A skoro zaczęła się w 2014 roku, to oby zakończyła się… no, powiedzmy, w 2034 roku” – powiedział generał dosłownie.
Właściwie to wszystko.
Załużny miał na myśli bardzo prostą rzecz: jeśli nic nie będziemy robić i nie zaczniemy myśleć o przyszłości, a ograniczymy się jedynie do tymczasowych rozwiązań, takich jak zawieszenie broni – to wojna, daj Boże, zakończy się za 20 lat. Ponieważ aneksja Krymu i wybuch konfliktu w Donbasie miały miejsce w 2014 roku, generał zwyczajnie – czysto arytmetycznie – obliczył, że 20 lat daje nam właśnie rok 2034.
Tu nie chodzi o konkretną datę, ale o ogólny, umowny 20-letni okres wojny. Zgodnie z tą samą logiką, gdyby wszystko zaczęło się w 2010 roku – były głównodowodzący wskazałby 2030, gdyby w 2016 – mówiłby o 2036, i tak dalej.

Czy wojna naprawdę może potrwać aż do 2034 roku?
Warto zaznaczyć, że Wałerij Załużny to człowiek czynu, a nie słów. To wojskowy z krwi i kości, który całe życie spędził w armii i przez kilka lat dowodził siłami zbrojnymi toczącymi największą wojnę w Europie od czasów II wojny światowej.
Oznacza to, że Załużny nie jest ani dyplomatą, ani politykiem – jego talent i kompetencje leżą zupełnie gdzie indziej. Dlatego nie dziwi, że w sztuce przemawiania i wystąpień publicznych były dowódca nie zawsze wypada najlepiej. Niekiedy nie do końca precyzyjnie wyraża swoje myśli, co prowadzi do błędnych interpretacji w mediach.
Jednak jeśli spojrzymy na sprawę szerzej, to problem, o którym mówi generał, jest naprawdę istotny. I nawet jeśli miał na myśli coś nieco innego – to w gruncie rzeczy bez znaczenia. Wojna w Ukrainie trwa już trzy i pół roku, i nie widać jej końca na horyzoncie. Na koniec lipca 2025 roku brak jest jakichkolwiek podstaw, by sądzić, że rozlew krwi wkrótce się zakończy. Ukrainie realnie grozi scenariusz „wiecznej wojny”.
Jednak jeśli działania wojenne będą się toczyć w tym samym tempie i trybie co obecnie – najprawdopodobniej do 2034 roku wszystko się zakończy. Ani rosja, ani tym bardziej Ukraina nie będą w stanie prowadzić wojny o takiej intensywności jeszcze przez kolejne 9 lat.
Kijów po prostu nie dysponuje wystarczającą liczbą ludzi. Demografia jest nieubłagana – według różnych szacunków populacja państwa kurczy się o 2% rocznie. Ponadto co miesiąc dziesiątki tysięcy osób dezerteruje z armii. Problem braków osobowych pozostaje obecnie jedną z kluczowych bolączek Sił Zbrojnych Ukrainy – i mówią o tym otwarcie zarówno wojskowi, jak i eksperci oraz politycy.
Jednak również rosja ma swoje granice wytrzymałości. Gospodarka państwa-agresora nie jest w stanie w nieskończoność znosić ograniczeń i wyzwań związanych z wojną. Strumień kontraktowców, którzy sprzedają swoje życie putinowi za kilka milionów rubli z budżetu, również w końcu się wyczerpie. Prowadzenie tak zakrojonej wojny wyłącznie siłami najemników jest nierealne – to w zasadzie historyczna anomalia. A zatem prędzej czy później Moskwa będzie musiała sięgnąć po mobilizację, zamknięcie granic i inne radykalne środki. Jak zareaguje na to rosyjskie społeczeństwo? I czy putin utrzyma władzę, jeśli dojdzie do rozprężenia i chaosu? – to pytanie pozostaje otwarte.
Wniosek jest więc następujący: jeśli wszystko będzie się toczyć tak jak dotąd, z nieustającą „pełzającą” eskalacją – wojna w obecnej formie najprawdopodobniej zakończy się przed rokiem 2034.
Natomiast jeśli działania zbrojne ostatecznie przerodzą się w konflikt międzynarodowy, ogólnoeuropejski czy wręcz światowy – wtedy możliwe są wszelkie scenariusze. W tym również taki, że w 2034 roku „palić się będzie” nie tylko Ukraina czy rosja, ale całe otoczenie – od Woroneża i Charkowa po Warszawę i Tallin.
Oczywiście byłby to scenariusz absolutnej katastrofy dla wszystkich uczestników takiego procesu. Pozostaje mieć szczerą nadzieję, że do tego nie dojdzie – i że do 2034 roku ta cała „maszynka do mięsa” już dawno się zakończy. Pytanie tylko, czy będzie to trwały i stabilny pokój – czy też wojna jedynie przekształci się w coś zupełnie nowego i jeszcze bardziej rozległego – nadal pozostaje otwarte.

Opinie ekspertów
Ekspert wojskowy, emerytowany pułkownik SBU Ołeh Starikow uważa, że Załużny miał rację w swoich ocenach. Tyle że – jego zdaniem – mówiąc o 2034 roku, generał nie odnosił się do „gorącej” fazy wojny.
„Załużny wypowiedział się w kontekście wojny niegorącej, wojny o niskiej intensywności, która stopniowo przechodzi w fazę zimnej wojny. Dopóki świat się nie ustabilizuje, dopóki nie powstanie nowa ‘Jałta’, nowe ‘Helsinki’ i tak dalej – tak to rozumiem. Trzeba zdać sobie sprawę, że wojna o takiej intensywności jak obecnie, jeśli nie zostanie zatrzymana i zakończona, doprowadzi w końcu do wyczerpania pieniędzy, zasobów, ludzi – a gospodarka stanie. Wszystko się skończy i powtórzy się scenariusz Paragwaju. ‘Wspaniały’ przykład – wojna paragwajska.
Na czym polega nasz problem? Mówimy jedno, a robimy co innego. Obecnie wszystkie strony – zarówno Zachód, jak i rosja – są nastawione na kontynuowanie wojny. I tak będzie, dopóki nie dojdzie do nowego podziału świata na makroregiony. Każdy walczy dziś o własny makroregion. Zgodnie z prawami wojny – konkretnie kwadratowym prawem Osipowa–Lanchestera, czystym modelem Lanchestera oraz modelem oceny efektywności bojowej Trevora Dupuy – należy obliczyć, jak długo Ukraina może prowadzić wojnę: siła rażenia, straty... Załużny zna te modele i wszystko to uwzględnił. I twierdzi, że Ukraina jest gotowa prowadzić wojnę tylko w fazie ‘zimnej’, o niskiej intensywności. To właśnie miał na myśli” – uważa Ołeh Starikow.
Ekspert wojskowy, pułkownik rezerwy Sił Zbrojnych Ukrainy Ołeh Żdanow również uważa, że wojna może potrwać do 2034 roku, a nawet bezterminowo. Wszystko jednak zależy od tego, w jakiej fazie będzie się znajdował konflikt.
„Jeśli dojdzie do zamrożenia konfliktu – tak jak to miało miejsce w 2015 roku – to możliwe. Ale wojna i tak trwała przez kolejne 7 lat, aż do inwazji w 2022 roku. Faktycznie był to konflikt zbrojny o niskiej intensywności. W tym sensie Załużny ma całkowitą rację. Jeśli nie zmienimy naszego podejścia, taki scenariusz jest całkowicie realny. Dla przykładu – już drugi rok nie możemy przejść na system korpusowy. Mamy fundamentalny problem z fałszywymi raportami i nieuzasadnionymi rozkazami. Od dwóch lat czekamy na naszą balistykę. Sam prezydent trzykrotnie zapowiadał, że już jutro się pojawi. Ale jej wciąż nie ma. Owszem, przeznaczamy rekordowe środki na obronę, ale nadal nie przestawiliśmy państwa na tryb wojenny.
A więc problemów jest bardzo dużo. I jeśli konflikt zostanie zamrożony – czeka nas wojna bez końca. Natomiast jeśli mówimy o wojnie o takiej intensywności jak obecnie – nie, to nie potrwa kolejnych 9 lat. Zabraknie zasobów. W kraju skończą się rezerwy ludzkie, a za granicą partnerzy po prostu nie są gotowi wspierać Ukrainy przez 9–10 kolejnych lat” – podsumował Ołeh Żdanow.