PR to nasze wszystko.
PR na poziomie propagandy — i próba podania społeczeństwu uspokajającej tabletki.
Zastępca prezesa Narodowego Banku Ukrainy, Mykołaiczuk, oświadczył, że po przystąpieniu do UE Ukraina zobowiąże się porzucić hrywnę i przejść na euro. Na początku lat 90. powstały kryteria z Maastricht, określające warunki wejścia do strefy euro. Na przykład: dług publiczny nie może przekraczać 60% PKB. W Ukrainie w przyszłym roku przekroczy już 100%.
Drugi warunek — deficyt budżetowy nie większy niż 3% PKB. W Ukrainie wynosi 19,4%. Powtarzam: 19,4%! Jeśli chodzi o inflację: obecnie w strefie euro wynosi ona 2,4%, a Ukraina powinna mieścić się w granicy +1,5 punktu procentowego względem tego poziomu. Tymczasem u nas — 12%. Ale inflacja w Ukrainie przypomina pogodę w aplikacji: temperatura jest jedna, a odczuwalna zupełnie inna. Jaka jest nasza rzeczywista inflacja i wzrost cen? Wystarczy wejść do sklepu i przekonać się samemu.
Idźmy dalej. 60–70% zagranicznego handlu Ukrainy jest rozliczane w dolarach. A naszym głównym partnerem handlowym — przynajmniej pod względem importu — są Chiny. Ale przecież nie przechodzimy na juana, prawda?
Przejście do strefy euro to utrata suwerenności monetarnej. Kropka. Nie będę komentował, na ile nasza suwerenność jest dziś skuteczna. Ale suwerenność monetarna to sytuacja, w której nie jesteśmy zależni od decyzji podejmowanych we Frankfurcie, w Europejskim Banku Centralnym i tak dalej.
Ogólnie rzecz biorąc, to wszystko to akcja PR-owa — całkowicie oderwana od rzeczywistości. Potencjalnie jednak rola euro może wzrosnąć pod wpływem dwóch czynników: konfiskaty rosyjskich aktywów oraz zwiększenia inwestycji ze strony UE w odbudowę Ukrainy w kontekście integracji europejskiej. Ale w najbliższych latach obowiązuje zasada: in bucks we trust.
Wadym Syrota
