
A tak przy okazji, wracając do nagrania startu trzech rakiet „Flamingo” gdzieś w kierunku Morza Czarnego.
Nie ma potwierdzeń skuteczności bojowej. Podobno ktoś komuś powiedział (plotki), że trafiły w bazę rosyjskich strażników granicznych. Jako dowód pokazano rozmazane zdjęcia satelitarne, na których na pewno nie ma żadnego krateru o średnicy 9 metrów i głębokości 3 metrów — dokładnie takie krateru pozostawiają bomby lotnicze o wadze 1000 kg, które niosą „różowe flamingi”.
Co najważniejsze — jeśli te super-puper rakiety były odpalane w warunkach bojowych, to znaczy, że zostały już zakupione przez państwo za cenę „mniej niż 1 mln euro”, jak podawała firma Fire Point.
Czyli wczoraj w Morze Czarne poleciał roczny budżet na drony naszego RUBAK. A od marca nie dostajemy dronów.
P.S. Amerykańska rakieta manewrująca „Tomahawk” najnowszej modyfikacji, która potrafi latać na bardzo niskich wysokościach, omijając teren, bez GPS, ma bardzo niski współczynnik wykrywalności radarowej (RCS) — systemy przeciwlotnicze bardzo słabo ją widzą — kosztuje tylko 1,87 mln dolarów. Starsze tomahawki z poprzednich lat kosztują 400-600 tys. dolarów.
No to liczcie sami.
Jurij Kasjanow