Jeśli spojrzymy na sytuację wokół Wenezueli, to ryzyka oraz prawdopodobieństwo jakiejś amerykańskiej operacji specjalnej rosną.
To ryzyko istnieje. Inna sprawa, że Trump wyraźnie chciał „docisnąć” Maduro: zarówno politycznie, jak i militarnie. Jest to swego rodzaju „pętla”, a także działania podobne do dawnej blokady Kuby. Obecna sytuacja jest jednak interesująca: Wenezuela jest sojusznikiem rosji i Chin. Chiny publicznie wspierają Wenezuelę i kupują od niej ropę. Jednak bezpośrednio ingerować na pewno nie będą. Natomiast w przypadku tosji jest to oczywisty konflikt interesów.
Z drugiej strony uważam, że putin może poświęcić Maduro, tak jak zrobił to z Asadem. W końcu Trump jest dla niego ważniejszy, a dodatkowo uważa on Amerykę Łacińską za strefę wpływów USA.
Dlatego ryzyka dla Maduro są ogromne. Trump najwyraźniej zakładał, że nacisnę na Maduro, a on sam odejdzie. Jednak Maduro na razie nie odchodzi.
I właśnie dlatego Trump znalazł się bardzo blisko sytuacji, w której albo konieczne będą konkretne działania wojskowe, albo nastąpi dalsza blokada i wzmacnianie presji. Na razie trudno powiedzieć, czy zdecyduje się on na operację wojskową, czy nie. Jednak ryzyka bardzo silnie rosną. Całkiem możliwe, że dojdzie do jakiejś „specjalnej operacji wojskowej”. To, że Departament Obrony USA został przemianowany na Departament Wojny, nie jest przecież przypadkowe. Status rozjemcy jest czymś wspaniałym, ale Trump chce też pokazać siłę. Prawdziwą, potężną siłę Ameryki.
Sądzę, że pełnoskalowej, długotrwałej wojny na pewno nie będzie, byłoby to bardzo niekorzystne dla Stanów Zjednoczonych. Natomiast ograniczona, szybka, punktowa operacja wojskowa jest jak najbardziej możliwa.
Wołodymyr Fesenko
