W odpowiedzi Merza podano, czy wsparcie dla Ukrainy zostanie przerwane z powodu skandalu wokół Nord Stream
W otoczeniu kanclerza Niemiec Friedricha Merza oświadczono, że rząd poradzi sobie z konsekwencjami presji politycznej, nasilającej się w związku z nowymi danymi śledztwa dotyczącymi rzekomego udziału Ukraińców w wysadzeniu gazociągów Nord Stream.
O tym informuje The Wall Street Journal.
Politycy bliscy Merzowi uważają, że w kraju uda się powstrzymać próby opozycji zmierzające do wstrzymania finansowania Kijowa. Zaznaczyli, że niemieckie społeczeństwo w dużej mierze przyzwyczaiło się już do przypuszczeń o udziale Ukrainy w wybuchach, m.in. dzięki publikacjom w mediach.
Jak podaje The Wall Street Journal, w przypadku rozpoczęcia procesu sądowego relacje między Kijowem a Berlinem mogą ulec nowemu napięciu. Nastąpi to, jeśli włoscy sędziowie zdecydują do grudnia o ekstradycji do Niemiec Ukraińca Serhija Kuzniecowa, podejrzanego o dywersję. Niemcy pozostają jednym z głównych donorów Ukrainy oraz dostawcą systemów obrony przeciwlotniczej.
Jednocześnie źródła gazety przyznają, że Niemcom byłoby łatwiej poradzić sobie z konsekwencjami dyplomatycznymi, gdyby śledztwo nie stworzyło tak przekonującej wersji dotyczącej ukraińskiego śladu.
Przypomnijmy, że Federalna Prokuratura Niemiec uważa obywatela Ukrainy Wolodymyra Ż., który został zatrzymany w Polsce, za jednego z wykonawców wysadzenia rosyjskich gazociągów „Nord Stream-1” i „Nord Stream-2” we wrześniu 2022 roku.
Włodzimierz Ż. został zatrzymany w polskim Pruszkowie na podstawie europejskiego nakazu aresztowania wydanego przez Niemcy, prawdopodobnie w czerwcu 2024 roku.
Niemiecka prokuratura oczekuje jego wydania z Polski, po czym ma on stanąć przed sędzią śledczym sądu federalnego. Podczas przesłuchania Włodzimierz Ż. zaprzeczał udziałowi w dywersji na Morzu Bałtyckim. Najprawdopodobniej chodzi o Wolodymyra Żurawłowa, na którego Niemcy wydali nakaz aresztowania.