
Przyjaciele, jest wiele inicjatyw pokojowych. I rozmów o rozejmie. Wydaje się, że Europa już przygotowała się do obrony bez wsparcia USA, stworzyła zjednoczoną armię, ale... znów czeka.
A jeśli Waszyngton i Kijów dojdą do porozumienia z Moskwą? Nagle wszystko się rozwiąże. Cóż, napiszę wam możliwy scenariusz takiego „nagle”.
Białoruś może w niedalekiej przyszłości zaatakować Polskę. Oczywiście po odpowiednich prowokacjach. Lukashenko pokaże mapy z czterema kierunkami, a oni już od dawna przygotowują informacje. Mówią, że Polska przygotowuje agresję, podstępny Zachód zbiera najemników i tak dalej. Tak więc rozgrzewka już trwa.
Oczywiste jest, że to nie armia Białorusi faktycznie zaatakuje, a decyzja nie zostanie podjęta przez Lukashenko. Centrum kontroli będzie w Moskwie, a siły zbrojne będą rosyjskie. Chyba, że będą ubrani w mundury białoruskiej armii i będą mieli wydrukowane legitymacje wojskowe. Ale formalnie to Białoruś będzie prowadzić wojnę.
Ta kombinacja wygląda dziś bardzo logicznie. Kreml nie mógł wygrać wojny w Ukrainie. A każda eskalacja nic nie daje - Zachód po prostu zwiększa pomoc. Szantażowanie Europy zajęciem wioski, której Europejczycy i Amerykanie nie mogą nawet znaleźć na mapie, nie wchodzi w grę. Poważne mówienie o zdobyciu Kijowa czy Charkowa nie ma sensu. Oni w to nie uwierzą. Jak więc skłonić poważnych ludzi do negocjacji?
Jest tylko jedna opcja. Zamrozić agresję w Ukrainie, odetchnąć i pozwolić białoruskiej armii rzekomo zaatakować Polskę. Tak, wszyscy już wiedzą, że „druga armia świata” to mit i straszna bajka. Ale zdolność wschodniej flanki NATO do stawiania oporu również została zrewidowana, i to nie na lepsze. Jest więc całkiem możliwe, że zobaczymy spektakl „Bulbofuhrer zaatakował Polskę samodzielnie, Kreml nie miał z tym nic wspólnego, ale jest gotów pomóc w negocjacjach”.
Jest to scenariusz prosty. W którym kraje europejskie same zadzwonią na Kreml i poproszą o pomoc w powstrzymaniu agresji. Scenariusz jest oczywisty i jest mało prawdopodobne, że Kreml o tym nie pomyślał.
Cóż, przyjaciele, w przeciwieństwie do Europy, nie trzeba nas budzić i straszyć. My już jesteśmy obudzeni i przestraszeni olimpijskim spokojem. Naszym zadaniem jest odebrać im chęć do Ukrainy na wiele następnych pokoleń. Tak, aby uczucie przerażenia było zakorzenione na poziomie genetycznym. A jeśli kiedykolwiek na bagnach pojawi się chęć zrobienia tego ponownie, będzie to z ostrzeżeniem „tylko nie dotykać Ukrainy”.
Kyrylo Sazonov