
Problem nie polega na tym, że jest wojna, ale na tym, że żyjemy tak, jakby miała się ona zaraz skończyć.
Rozejm, naciski Zachodu, obietnice Trumpa, stanowisko Chin, spadek cen ropy (a teraz już wzrost), śmierć putina, rozpad rosji… My, społeczeństwo, ciągle czekamy na koniec wojny. To naturalne.
Mobilizujemy wszystkie zasoby, przymykamy oczy na oczywiste głupoty, godzimy się na kompromisy, znosimy trudności – bo jest wojna. Przez te 11 lat wyrosło już pokolenie, które urodziło się w czasie wojny i nigdy nie widziało pokoju.
Nie mamy, oczywiście, ani dobrej edukacji szkolnej, ani wysokiej jakości systemu opieki zdrowotnej, ani warunków do rozwoju biznesu, ani demokratycznych swobód – bo to wszystko, jak się mówi, pojawi się po wojnie, która podobno zaraz się skończy.
Ale ona się nie skończy.
Musimy nauczyć się żyć podczas niekończącej się wojny – bez ciągłego napięcia, bez biurokratyzacji i spekulacji wokół wojny, bez ograniczeń dla biznesu i wolności słowa – na podstawie konsensusu obywatelskiego i pluralizmu politycznego.
Wojna będzie długa – nie można odkładać życia na później.