
Po pierwsze – jeśli uznamy rosyjskie przywództwo za całkowicie niekompetentne i lekceważące własne zasoby, to dlaczego świat zachodni do tej pory nie doprowadził do strategicznej porażki rosji? To pytanie na przemyślenie.
Po drugie – aby prowadzić wojnę, potrzebne są zasoby. Zgodnie z rosyjską doktryną wojskową ich siły zbrojne są zdolne do prowadzenia jednej dużej wojny i jednej mniejszej. Jednak ta duża wojna musi być powiązana z triadą rakietową, czyli bronią jądrową. rosja prowadzi działania wojenne ograniczonymi środkami, zdając sobie sprawę, że pełna mobilizacja personelu pozbawi ją możliwości prowadzenia dużej wojny.
Nawet do zajęcia obwodów sumskiego czy charkowskiego rosja potrzebowałaby około 800 tysięcy żołnierzy. To oznacza dwa duże fronty. Można zmobilizować ludzi, ale przeciwnik nie dysponuje wystarczającą liczbą sprzętu, aby w pełni ich wyposażyć.
Dlatego wszystkie spekulacje o możliwym ataku na kraje bałtyckie czy Polskę mają charakter wyłącznie informacyjno-psychologiczny. rosja interesuje się Ukrainą z powodów geopolitycznych i w kontekście „zagrożeń” na swoim „tylnym podwórku”. Jednak nie było żadnej reakcji na przystąpienie Finlandii i Szwecji do NATO. Dlaczego? Bo rosja nie postrzega tego jako zagrożenia – stacjonują tam jedynie wojska narodowe, a nie siły NATO.
Czy istnieją zagrożenia ze strony krajów bałtyckich i Polski? Również nie. Wniosek jest taki, że każda wojna ma swój cel. Analizując strategiczne dokumenty federacji rosyjskiej, nie dostrzegam w nich planów podboju krajów bałtyckich czy Polski. Celem rosji jest odsunięcie wojsk NATO od swoich wschodnich granic.
Ale można to osiągnąć środkami politycznymi. I właśnie tym rosja się obecnie zajmuje.
Ołeh Starikow