Ministerstwo Gospodarki szacuje, że PKB Ukrainy wzrósł w ubiegłym roku o 3,6%. Jednocześnie eksport wzrósł o 15,2% w ujęciu pieniężnym w porównaniu do 2023 r. i o ponad 30% w ujęciu wagowym.
Jest to ważny wskaźnik, ponieważ eksport w pewnym stopniu zapewnia odporność naszej gospodarki w czasie wojny: gdy rynek krajowy kurczy się, a klimat inwestycyjny pozostaje ekstremalny. Jednak warunki, w których eksporterzy muszą pracować, stają się coraz bardziej skomplikowane z powodu nowych zagrożeń wewnętrznych i zewnętrznych.
Dmytro Natalukha, przewodniczący Komisji Rozwoju Gospodarczego Rady Najwyższej, powiedział UA News, jak ukraińscy producenci są przyjmowani w UE, które rynki dla naszych towarów mogą stać się alternatywą dla europejskich i jak sytuacja na froncie może wpłynąć na branże eksportowe. UA.News publikuje pierwszą część wywiadu.
W trzecim roku Wielkiej Wojny, a tym bardziej w obliczu eskalacji na froncie, jak bardzo wzrosło ryzyko dla dostaw naszych produktów za granicę?
Dmytro Natalukha: Jeśli chodzi o ryzyko w czasie wojny, to przede wszystkim są to ograniczenia finansowe i walutowe oraz niedobór kapitału wewnątrz kraju. Firmy, które chciałyby rozwinąć produkcję i zwiększyć eksport, często nie mają na to dodatkowych środków finansowych.
Ryzyka logistyczne są również dość oczywiste. Na przykład załadunek kolejowy. Obecnie porty odciążyły je, eksportując surowce. Ale nadal reżim przekraczania granic nie sprzyja, szczerze mówiąc, naszym możliwościom eksportowym.
Kolejnym ryzykiem jest oczywiście niedobór pracowników. Wszyscy rozumiemy, że proces mobilizacji trwa. Niestety, nikt nie jest bezpieczny przed faktem, że czołowi eksporterzy nie zostaną zmobilizowani. W związku z tym wpływa to również na prognozowanie działań wśród eksporterów.
Dlatego, jeśli porównamy eksporterów w przytulnej, dostatniej, spokojnej Europie z tymi w Ukrainie, to oczywiście Ukraińcom należy się pomnik za życia. Do pracy w takich warunkach trzeba mieć podstawy. Niemniej jednak wszyscy pozostają optymistami, odkrywając nowe nietypowe rynki.
Nawiasem mówiąc, jest to kolejne ryzyko. Jak się okazało, zwłaszcza w ubiegłym i poprzednim roku, nikt w Europie nie czeka na ukraińskich eksporterów z otwartymi ramionami.
Widzieliśmy to w przypadku blokady naszej granicy. Widzieliśmy to również, gdy nasi producenci mleka czasami napotykają niewiarygodnie aroganckie przeszkody biurokratyczne ze strony Unii Europejskiej.
Dlatego oczywistym wyjściem jest eksploracja nietypowych rynków w Afryce, Ameryce Łacińskiej, regionie MENA (Bliski Wschód i Afryka Północna), a także Indonezji i Wietnamie - bliżej krajów Oceanii.
Czego potrzebują nasi eksporterzy, aby wejść na te rynki?
Dmytro Natalukha: Wymaga to bardzo silnego wsparcia rządowego: informacyjnego, analitycznego, dyplomatycznego, a czasem nawet w zakresie bezpieczeństwa. Agencja Kredytów Eksportowych Ukrainy (ECA) jest jednym z instrumentów, które powinny zapewnić to wsparcie.
Przez cały 2025 rok będziemy wspólnie zastanawiać się, w jaki sposób mogą stać się bardziej aktywnymi graczami w tym obszarze - ekspansji ukraińskiego eksportu na nietypowe nowe rynki.
Czy Pana zdaniem przeszkody stawiane przez niektórych graczy rynkowych UE dla naszego eksportu staną się bardziej znaczące w 2025 r., czy też ustąpią?
Dmytro Natalukha: Nie, nie będą z kilku powodów. Po pierwsze, jest to rynek o ugruntowanej i ugruntowanej pozycji. W języku angielskim nazywa się go major, co oznacza, że jest nie tylko dorosły, ale w pewnym sensie dojrzały.
Ale najważniejszą rzeczą jest to, że wszystkie wymagania i regulacje zostały napisane w czasie pokoju, dla warunków rynkowych i relacji w czasie pokoju. To nam nie odpowiada. Pod pewnymi względami jesteśmy dość agresywni, ale takie są wymogi naszej rzeczywistości, naszych czasów. Dlatego czasami znajdujemy się w różnych światach.
Nie twierdzę jednak, że istnieje między nami mur. To też nie jest prawda. Ukraińskie firmy stopniowo wchodzą na rynek europejski. Jeśli jednak spojrzymy na strukturalny wpływ tego procesu na naszą gospodarkę i rozwój niektórych branż, to niestety nie ma to dramatycznego wpływu na produkt krajowy brutto Ukrainy.
A kiedy Ukraina wygrywa niektóre przetargi na dostawy, na przykład, sprzętu komunalnego lub innych produktów o wysokiej wartości dodanej do Unii Europejskiej, niejednokrotnie widzieliśmy, jak kraje europejskie, z pomocą swoich organów antymonopolowych, zrobiły wszystko, aby ukraińskie produkty nie trafiły na ten rynek.
Zamiast tego albo wprowadzały europejskie analogi, albo organizowały zupełnie nowy przetarg. Tak stało się z ukraińskimi tramwajami, autobusami i innymi produktami. Nie jest więc łatwo i raczej nie będzie łatwiej.
Każdy liczy swoje pieniądze. I wszyscy rozumieją, że wojna to wojna, emocje to emocje i nikt nie zlikwidował miejsc pracy, nikt nie zlikwidował wynagrodzeń, nikt nie zlikwidował świadczeń socjalnych, emerytur i wszystkiego innego. Dla Europejczyków wszystko to zależy od tego, jak dobrze będą prosperować ich europejscy producenci. Tak więc, oczywiście, nikt nie pozwoli na wejście na swój rynek konkurenta, który może zabrać pewien kawałek tego wielkiego tortu.
Tak więc, szczerze mówiąc, nie widzę żadnych warunków dla złagodzenia ograniczeń. Pytanie tylko, czy nasz zespół negocjacyjny będzie w stanie odpowiednio bronić interesów ukraińskich producentów. Jak dotąd na ogół nam się to udawało, ale nie jest to łatwe.
Jeśli chodzi o ryzyko logistyczne. Sądząc po oficjalnych statystykach, korytarz morski pozostaje najpotężniejszym kanałem transportu ukraińskiego eksportu...
Dmytro Natalukha: Oczywiście, ale jest to eksport surowców. Korytarz morski jest wykorzystywany głównie do transportu zboża. A teraz, wraz z ryzykiem i zaostrzeniem sytuacji wokół Pokrowska, może istnieć niebezpieczeństwo odizolowania Ukrainy od zagłębia węglowego w tym regionie, który jest jednym z największych pod względem rudy żelaza. Więc to też jest pytanie. Jeśli tak się stanie, nie daj Boże, niektóre branże zależne od tego regionu również mogą ucierpieć. A ich produkty, nawiasem mówiąc, są również eksportowane drogą morską.