
Wczoraj, 22 maja, ukraińskie media opublikowały niepokojące nagłówki: putin ogłosił decyzję o utworzeniu „strefy buforowej” wzdłuż granic Ukrainy. Choć w rzeczywistości przywódca państwa-agresora wyraził się nieco inaczej. Zaznaczył, że „prace już trwają” i są prowadzone przez Siły Zbrojne federacji rosyjskiej, a decyzja została podjęta wcześniej.
putin nie podał żadnych dodatkowych szczegółów. Później jednak doprecyzował swoją wypowiedź: według niego „strefa buforowa bezpieczeństwa” zostanie utworzona dla trzech rosyjskich regionów przygranicznych — Briańskiego, Kurskiego i Biełgorodzkiego. W związku z tym zagrożone są ukraińskie obwody: Czernihowski, Sumski i Charkowski.
Prezydent rosji nie po raz pierwszy publicznie rozważa konieczność utworzenia takiej strefy. Podobne wypowiedzi pojawiały się co najmniej od końca 2022 roku, a nasiliły się w 2024 roku — tuż przed nową rosyjską inwazją na obwód charkowski. Jak widać, nie jest to nowy pomysł.
Czym jednak w ogóle jest „strefa buforowa”? Jak powinna wyglądać w teorii? Czy istnieją udane historyczne przykłady utworzenia takich obszarów? Jakie terytoria Ukrainy są zagrożone? Polityczny komentator UA.News, Mykyta Traczuk, wraz z ekspertami, przyjrzał się tej kwestii.
Czym jest strefa buforowa
Strefa buforowa, zwana także strefą zdemilitaryzowaną, to pojęcia zbliżone do siebie i często używane zamiennie jako synonimy. Mimo to istnieją między nimi pewne różnice.
Strefa buforowa to zazwyczaj neutralny lub ograniczony terytorialnie obszar, oddzielający dwa lub więcej państw lub regionów, mający na celu zapobieżenie konfliktom lub ograniczenie działań wojennych.
Z kolei strefa zdemilitaryzowana to szczególny rodzaj strefy buforowej, na terenie której zabronione jest rozmieszczanie sił zbrojnych, jak również jakichkolwiek obiektów wojskowych czy prowadzenie działalności militarnej. Ma ona na celu uniemożliwienie bezpośrednich starć między stronami znajdującymi się w stanie konfliktu lub po jego zakończeniu.
Prezydent rosji wielokrotnie poruszał temat stworzenia takiej strefy na terytorium Ukrainy. Za każdym razem jednak nazywa ją inaczej — raz strefą buforową, innym razem demilitaryzowaną. Wydaje się, że rosyjski dyktator sam do końca nie rozumie różnicy między tymi dwoma pojęciami. Z jego retoryki i działań wynika jednak, że chodzi mu raczej o stworzenie strefy buforowej, tzw. „szarej strefy” — ograniczonego terytorium, które miałoby „oddzielać” Ukrainę od rosji, przy czym odbywałoby się to kosztem ziem ukraińskich.
Takie przestrzenie to typowy produkt XX wieku — epoki modernizmu, w której mentalnie funkcjonuje władimir putin. Istota zarówno strefy buforowej, jak i zdemilitaryzowanej, zawarta jest już w ich nazwie.
Oznacza to obszar pomiędzy dwoma wrogimi stronami, z którego usunięto wszystko, co może mieć związek z wojną: żołnierzy, sprzęt wojskowy, fortyfikacje itd. W rosyjskiej wersji, jak się zdaje, nie powinno tam być w ogóle niczego — ani ludzi, ani osiedli. rosja nie potrafi prowadzić wojny w inny sposób i nawet nie próbuje się tego nauczyć.

Historyczne przykłady tworzenia „stref bezpieczeństwa”
Historia ludzkości z ostatnich 100–150 lat zna zarówno udane przypadki tworzenia stref demilitaryzowanych lub buforowych, jak i całkowite porażki. Za najbardziej znany przykład sukcesu uznaje się zapewne koreańską strefę zdemilitaryzowaną, która od ponad 70 lat powstrzymuje dwa całkowicie antagonistyczne państwa przed wybuchem samobójczej wojny.
Szerokość tej strefy to zaledwie 4 kilometry. Nawet w 1953 roku, kiedy ją tworzono, nie uważano tego za szczególnie głębokie rozdzielenie sił. A dziś — w erze broni dalekiego zasięgu i dronów — 4 kilometry to wręcz symboliczny dystans. Mimo to, obie Koree nadal pozostają w stanie zawieszenia broni, a sama strefa okazała się skutecznym zabezpieczeniem przed konfliktem przez dziesięciolecia.
Przeciwieństwem tego przykładu, choć utworzonym na podobnych zasadach, była strefa zdemilitaryzowana między Wietnamem Północnym a Południowym. Powstała na wzór modelu koreańskiego, lecz w praktyce nigdy nie zaczęła funkcjonować. Głównym powodem było to, że Wietnamczycy nie zaakceptowali idei życia w dwóch odrębnych państwach, a tzw. „szlak Ho Chi Minha” nie został zablokowany. W rezultacie dzisiejszy Wietnam to jedno zjednoczone państwo, podczas gdy Półwysep Koreański nadal pozostaje podzielony.
Kolejny przykład „strefy bezpieczeństwa” — Synaj. Jednym z bardziej udanych przykładów utworzenia „strefy bezpieczeństwa” jest Półwysep Synaj. W 1967 roku, po zwycięstwie Izraela nad koalicją państw arabskich w wojnie sześciodniowej, Egipt utracił rozległe terytoria — cały Synaj został zajęty przez Izraelczyków.
Z czasem, pod presją społeczności międzynarodowej, Izrael musiał zwrócić półwysep. W zamian Egipt zobowiązał się do surowych warunków demilitaryzacji tego obszaru. Synaj został podzielony na cztery strefy, a w każdej z nich szczegółowo określono dopuszczalną obecność egipskich sił zbrojnych. Na przykład w jednej ze stref dozwolono stacjonowanie „aż” jednej dywizji, natomiast w tej bezpośrednio graniczącej z Izraelem — jedynie lekkie patrole wojskowe. Co najciekawsze, porozumienie to nadal obowiązuje, a Synaj nie stanowi dziś zagrożenia militarnego dla Tel Awiwu.
Z kolei w przypadku nie mniej, a może nawet bardziej znanej strefy nadreńskiej, historia potoczyła się zupełnie inaczej. Po przegranej Niemiec w I wojnie światowej Francja i pozostali zwycięzcy zmusili Niemców do demilitaryzacji całego regionu Nadrenii. Co więcej, podejmowano próby całkowitego oderwania tego strategicznego, przemysłowo i surowcowo kluczowego obszaru od Niemiec — przy wsparciu Francji próbowano stworzyć tam quasi-niezależną „Republikę Nadrenii”, będącą czymś na kształt ówczesnego odpowiednika dzisiejszych tworzonych przez rosję „republik ludowych”.

W efekcie, po dojściu Hitlera do władzy, głęboko dotknięte narodową dumą niemieckie społeczeństwo w pełni poparło wkroczenie wojsk do Nadrenii, co natychmiast zakończyło okres jej demilitaryzacji. Cztery lata później oddziały Wehrmachtu defiladowały już na ulicach zdobytego Paryża.
putinowska „strefa buforowa”: zagrożenie dla ukraińskich terytoriów
Jak już wspomniano wcześniej, koncepcja „strefy bezpieczeństwa” kosztem ukraińskich terytoriów nie jest nowa. putin planuje przekształcić część ukraińskiego pogranicza w swoistą „szarą strefę”, rozmieszczając na granicy rosyjskie wojska. Nie chodzi więc o żadną „strefę zdemilitaryzowaną”, lecz o strefę buforową pod pełną kontrolą rosji.
W rzeczywistości za tym eufemizmem kryje się proste dążenie do przesunięcia rosyjskich granic na zachód. Nawet 30 kilometrów w głąb Ukrainy oznaczałoby ogromne problemy dla państwa i jego obywateli. W taką strefę weszłyby bowiem takie miasta jak liczący milion mieszkańców Charków. Co w takiej sytuacji zrobić — na razie nie wiadomo, podobnie jak nie wiadomo, jak w ogóle miałoby to wyglądać w „wizji świata” putina.
Podobnie jest z miastem Sumy, które leży zaledwie 30 kilometrów od granicy z agresorem. Według putinowskiej koncepcji, również ten 250-tysięczny ośrodek miałby znaleźć się w „strefie bezpieczeństwa” Kremla. A to w praktyce oznacza, że z miasta mogłoby nie pozostać nic — także z jego mieszkańców, którzy niemal w całości zostaliby zmuszeni do ewakuacji.
W zasadzie nie ma sensu wymieniać kolejnych przykładów. Już przypadki Sum i Charkowa, które w razie realizacji rosyjskich planów zostałyby zdegradowane z roli kluczowych ośrodków regionalnych do czegoś nieokreślonego i pozbawionego statusu, pokazują całkowitą nierealność tej koncepcji.
Jasne jest, że Kijów nigdy nie zgodzi się na takie rozwiązanie. Pozostaje więc liczyć na Siły Obronne Ukrainy, które nie dopuszczą do realizacji takiego scenariusza. W końcu rosjanie już od dwóch lat próbują stworzyć „strefę bezpieczeństwa” w obwodzie charkowskim, ale jak dotąd utknęli w miejscu, grzęznąc w niemal całkowicie zniszczonym Wołczańsku.

Opinie ekspertów
Politolog i dyrektor Ukraińskiego Instytutu Polityki, Rusłan Bortnik, sceptycznie ocenia plany Putina dotyczące utworzenia „strefy buforowej”. Uważa je za element podnoszenia stawek w procesie negocjacyjnym, a także możliwy „zaczyn” pod przyszłe aneksje.
– Na razie rosja nie dysponuje wystarczającymi siłami, by zrealizować ten plan w pełnym zakresie. Jednak sama idea pojawia się jako polityczno-psychologiczny sygnał skierowany w kilku kierunkach: jako forma presji na Ukrainę i jej sojuszników, jako element rosyjskiej narracji wewnętrznej... oraz jako przygotowanie gruntu pod przyszłe rozmowy międzynarodowe, zwłaszcza ze Stanami Zjednoczonymi. Jeśli chodzi o status strefy buforowej, możliwe są dwa scenariusze: aneksja według modelu Chersonia i Zaporoża albo wariant „szarej strefy” — na wzór tzw. LDNR, Abchazji, Osetii czy Naddniestrza. Mówimy tu o faktycznej kontroli rosji bez formalnego uznania, co pozwala Moskwie zachować pole manewru do ewentualnych politycznych targów. W ogóle retoryka Kremla stała się szczególnie bezkompromisowa po rozmowach telefonicznych putina z Trumpem. Na tle zablokowanych negocjacji i łagodnej reakcji Stanów Zjednoczonych rosja zaczyna otwarcie podnosić stawkę — zarówno jeśli chodzi o roszczenia terytorialne, jak i ideologiczne uzasadnienie wojny – mówi Rusłan Bortnik.
Ekspert wojskowy, emerytowany kapitan Marynarki Wojennej USA Gary Tabach uważa z kolei, że kluczowym problemem Ukrainy jest to, że obecnie wygląda to tak, jakby wojna toczyła się nie przeciwko putinowi, lecz przeciwko Trumpowi. I właśnie ten problem Ukraina musi rozwiązać.
— Kwestia strefy buforowej to w istocie kwestia zawieszenia broni. To sytuacja, w której wojska wycofują się z linii frontu w ramach rozejmu. Negocjacje są potrzebne właśnie po to, by omówić tego typu kwestie. putin liczy na to, że obie strony pójdą na kompromis. rosja także jest gotowa na pewne ustępstwa. Ale żeby do tego doszło, potrzebne są rozmowy — żeby profesjonalni dyplomaci zasiedli do stołu i zaczęli się porozumiewać. Do tego z kolei potrzebny jest pośrednik. I jedynym realnym pośrednikiem jest Donald Trump... Trump opowiada się po stronie Ukrainy. To Ukraina występuje przeciwko Trumpowi — i to w sposób obraźliwy. Proszę mi wierzyć, to jest odczuwane jako bolesne — zarówno w Kongresie, jak i w całej Partii Republikańskiej. Trump wyraził gotowość do odegrania roli mediatora w tej sprawie, stale coś proponuje. Czy Ukraina to zaakceptuje, czy nie — to już jej decyzja. Ale od tego będzie zależeć, czy sprawa zostanie rozwiązana pokojowo, czy też wojna będzie trwała dalej. Jeśli chcecie — możecie walczyć dalej — powiedział Gary Tabach.
Sama koncepcja strefy zdemilitaryzowanej nie jest czymś nowym. Co więcej, była w historii wielokrotnie wykorzystywana z powodzeniem do zakończenia konfliktów i wojen. Niektóre z takich stref funkcjonują do dziś, zapewniając trwały pokój od wielu dekad.
Kluczowym czynnikiem sukcesu zawsze jest jednak szczere dążenie obu stron do zakończenia ciężkiej wojny i nieustającego przelewu krwi. Dopiero wówczas można przystąpić do rozmów o konkretnych, problematycznych „strefach bezpieczeństwa”, w których przeprowadza się uzgodnioną i udokumentowaną demilitaryzację. Przykłady takich prób miały już miejsce choćby podczas prób wycofywania wojsk w Donbasie — jeszcze przed rozpoczęciem pełnoskalowej inwazji. I faktycznie, mogło to wtedy zadziałać.
Ale jeśli „strefa buforowa” ma być narzucona jednostronnie przez jedno państwo kosztem drugiego, a pod przykrywką „bezpieczeństwa” kryje się wyłącznie chęć przesunięcia granic — to nie ma to nic wspólnego z pokojem. To tylko kolejne alibi dla agresywnej, kolonialnej wojny o podbój — nic mniej, nic więcej.