![„Dyktator” kontra „lizus putina”: co kryje się za polemiką Tuckera Carlsona i Zelenskyyego „Dyktator” kontra „lizus putina”: co kryje się za polemiką Tuckera Carlsona i Zelenskyyego](https://cdn.ua.news/wp-content/uploads/2025/02/photo_2025-02-11_15-55-53.jpg?1270451)
putin – to nie wróg, bo „nic nie zrobił”, „Ukraina to źródło korupcji i szaleństwa”, Siły Zbrojne Ukrainy „sprzedają amerykańską broń meksykańskim kartelom narkotykowym”, Zelenskyy to „dyktator”, a Tucker Carlson pracuje dla putina i „liże mu tyłek”. Nie, to nie jest kłótnia politycznie zaangażowanych nastolatków ani wideoblog wyspecjalizowany w teoriach spiskowych i osobistych obelgach medialnych postaci. To najbardziej jaskrawe cytaty z polemiki między znanym dziennikarzem popierającym Trumpa, Tuckerem Carlsonem, a prezydentem Ukrainy, Volodymyrem Zelenskyym.
Wygląda na to, że obaj rozmówcy mają do siebie dość negatywny stosunek. Carlson regularnie pozwala sobie na obelgi pod adresem Ukrainy i osobiście Zelenskyyego, podczas gdy jego ukraiński oponent także nie przebiera w słowach. Może się to wydawać dziwne, a nawet absurdalne z punktu widzenia postronnego obserwatora i zwykłego obywatela. Jednak po bliższej analizie widzimy skomplikowaną grę polityczną, w którą zaangażowana jest Ukraina, elity Partii Republikańskiej oraz sam Donald Trump.
Jak Carlson i Zelenskyy obrażają się nawzajem, skąd wziął się ich konflikt i co to wszystko oznacza? Polityczny komentator Mykyta Trachuk analizuje sprawę.
Wywiad, którego nie było
Wszystko zaczęło się od wywiadu Volodymyra Zelenskyyego dla Tuckera Carlsona. Uważny czytelnik w tym momencie od razu zauważy, że to kłamstwo, bo takiego wywiadu nie było. I rzeczywiście, właśnie w tym tkwi problem. Aby zrozumieć sytuację, musimy cofnąć się o rok – do lutego 2024 roku.
Prawie dokładnie w tym samym czasie, 6 lutego 2024 roku, miało miejsce wywiad Tuckera Carlsona z vladimirem putinem. Był on komentowany niemal na całym świecie, a wypowiedzi rosyjskiego dyktatora stały się memami.
Pragmatyczny Carlson miał nadzieję na rozmowę o polityce, wojnie i relacjach rosji z USA. Jednak putin przez niemal godzinę wygłaszał wykład z alternatywnej historii – od Rurykowiczów, przez Bohdana Chmielnickiego, po „zamach stanu” i „reżim banderowski”. Przez całą rozmowę twarz Tuckera Carlsona wyrażała raczej dezorientację.
Trudno winić amerykańskiego dziennikarza – nie jest historykiem, a tym bardziej nie zna rosyjskiej wersji historii. Dlatego wyglądał tak, jakby jego mózg zawiesił się na dobre, nie mogąc przyswoić całej tej pseudohistorycznej bzdury, którą zaserwował mu putin. Jednak w rzeczywistości nie było w tym nic śmiesznego, ponieważ dzięki Carlsonowi setki milionów (!) ludzi na całym świecie usłyszały nie jakąkolwiek, ale właśnie rosyjską wersję tego, co wydarzyło się i dzieje się w Ukrainie.
Co mógł zrobić Kijów, oprócz ironicznych komentarzy? Oczywiście, udzielić wywiadu w odpowiedzi. Prezydent Ukrainy mógłby się do niego dobrze przygotować i przedstawić amerykańskiemu dziennikarzowi własną, ukraińską wersję wydarzeń. Nie można też zapominać, że Carlson jest bardzo wpływowym dziennikarzem, a jego programy i podcasty cieszą się w USA ogromną popularnością, zwłaszcza wśród wyborców Partii Republikańskiej. Co więcej, Tucker jest blisko związany z Donaldem Trumpem. Dlatego ignorowanie takiego kanału komunikacji byłoby błędem.
Wygląda na to, że sam Carlson myślał podobnie. Latem 2024 roku ogłosił w mediach społecznościowych, że wkrótce przeprowadzi wywiad z Volodymyrem Zelenskyym. Napisał, że czekał na to dwa lata. Jednak Kancelaria Prezydenta Ukrainy uznała, że taki wywiad nie jest im potrzebny. Rzecznik Zelenskyyego, Serhii Nykyforov, oficjalnie zdementował słowa dziennikarza, twierdząc, że spotkanie z Carlsonem nie znajduje się w harmonogramie prezydenta.
„Panu Tuckerowi Carlsonowi radziłbym lepiej sprawdzać swoje źródła w FSB. Prezydent Ukrainy ma zupełnie inny harmonogram i nie ma w nim miejsca dla Tuckera Carlsona” – oświadczył Nykyforov.
Jak słuszne było zamieszczenie takiego wpisu – to osobna kwestia. Jednak fakt pozostaje faktem: wywiad ostatecznie się nie odbył. A Tucker Carlson, jak się wydaje, poczuł urazę i nie zapomniał demonstracyjnego podejścia ze strony Kijowa. Jesienią 2024 roku Trump odniósł triumfalne zwycięstwo w wyborach, a dziennikarz stał się bliższy amerykańskim władzom niż kiedykolwiek wcześniej.
I nadeszła burza
Przez pewien czas Carlson nie zwracał większej uwagi na Ukrainę, a jeśli ją komentował, to raczej mimochodem. Jednak na początku 2025 roku wszystko się zmieniło.
Najpierw dziennikarz nazwał Ukrainę „źródłem szaleństwa” i dodał, że „wszelkie zło pochodzi z Kijowa”.
„Ukraina to źródło obłędu. Zrobili wszystko, aby zdestabilizować Zachód. Ilość zła i przestępstw, które płyną z tego kraju, jest ogromna” – stwierdził Carlson.
Następnie powiedział, że putin nie jest jego wrogiem, ponieważ „nic mu nie zrobił”.
„Dlaczego putin miałby być moim wrogiem? Nic mi nie zrobił. Nie mam powodu, by być na niego zły. To jacyś szaleńcy wymyślili, że musimy się go pozbyć, ale nikt nie wyjaśnił dlaczego” – powiedział Carlson.
Potem przeszedł do personalnych ataków, nazywając Zelenskyyego „dyktatorem” za to, że nie organizuje wyborów i prowadzi twardą politykę wewnętrzną.
„Pierwsza cecha dyktatora – nie jest wybrany. Zelenskyy nie jest wybrany. Zakazał działalności religijnej, zlikwidował swoich przeciwników politycznych, zdelegalizował pewną grupę językową. To wszystko są cechy dyktatury” – powiedział Carlson.
Zelenskyy, znany ze swojej impulsywności, nie pozostawił tego bez odpowiedzi. W wywiadzie dla Piersa Morgana skomentował działania Carlsona, doradzając mu, by „przestał lizać tyłek Putinowi”.
„Tucker powinien przestać pracować dla putina. I przestać mu lizać tyłek, szczerze mówiąc” – powiedział prezydent Ukrainy.
Słowna epopeja trwa i nabiera tempa. Wczoraj Carlson opublikował nowy wywiad z wysokiej rangi amerykańskim wojskowym. W nim stwierdził, że Ukraina rzekomo odsprzedaje broń dostarczaną jej przez USA meksykańskim kartelom narkotykowym. Choć szczerze mówiąc, trudno sobie wyobrazić meksykańskich bandytów z HIMARS-ami czy ATACMS.
„Sprzedają broń kartelom narkotykowym... Ukraińscy wojskowi sprzedają do połowy uzbrojenia, które im wysyłamy. I to nie są moje domysły. To fakt. To nie przypuszczenia. Sprzedają je, a wiele z nich trafia do karteli na naszych granicach. To przestępstwo” – przekonuje Carlson.
Tucker stwierdził także, że najbogatszymi ludźmi w Europie są Ukraińcy, którzy na górskich kurortach wydają „milion dolarów dziennie”. I że wszystko to – według niego – to tak naprawdę amerykańskie pieniądze, które rzekomo zostały skradzione.
Emocjonalna retoryka czy skomplikowana gra polityczna?
Jak już wspomniano, na pierwszy rzut oka może się to wydawać mało wyrafinowaną retoryką polityczną. Jednak w rzeczywistości sytuacja jest bardziej złożona i interesująca.
Obecnie otoczenie byłego prezydenta USA Donalda Trumpa faktycznie podzieliło się na dwie duże grupy. Pierwsza – to klasyczni republikanie, przedstawiciele starego konserwatywnego establishmentu. Należą do niej tacy politycy jak specjalny przedstawiciel ds. Ukrainy Keith Kellogg, senator Lindsey Graham czy przedstawiciele amerykańskiego przemysłu zbrojeniowego. Grupa ta opowiada się za utrzymaniem dotychczasowego kursu wobec Ukrainy, ale chce zmodernizować i zaktualizować politykę Joe Bidena.
Jej główną ideą jest utrzymanie sytuacji w stanie „kontrolowanego chaosu”. Oznacza to dalsze wspieranie Ukrainy i osłabianie rosji, ale przy jednoczesnym ograniczeniu finansowania ze strony USA i przerzuceniu tej odpowiedzialności na Europę. Ogólnie rzecz biorąc, według tej grupy, nie trzeba niczego radykalnie zmieniać – wystarczyłoby zakończyć gorącą fazę wojny, dostosowując w ten sposób strategię Bidena. Ich plan to zatrzymanie wojny, rozejm (ale nie pełnowymiarowy pokój) oraz przeniesienie obciążeń finansowych na Europę, przy jednoczesnej dalszej izolacji agresora.
Jednak w otoczeniu Trumpa istnieje także druga grupa – nazwijmy ich „radykalnymi trumpistami”. To ludzie tacy jak Elon Musk, Tucker Carlson, Donald Trump Jr. czy Robert Kennedy Jr. Są bardziej radykalni i uważają, że cały region Europy Wschodniej, z Ukrainą jako jego centrum, należy całkowicie zresetować.
W praktyce ta grupa proponuje coś bardzo podobnego do tego, do czego dąży vladimir putin. Ich zdaniem należy podpisać nową umowę z rosją, dokonać redystrybucji stref wpływów, ukształtować nową równowagę geopolityczną, a następnie skupić się na innych, ich zdaniem, znacznie ważniejszych problemach Ameryki.
Obecnie między tymi dwoma obozami toczy się złożona walka polityczna. Jedni uważają, że należy kontynuować presję na Moskwę, ale w innym formacie. Drudzy twierdzą, że rosja nie jest wrogiem USA, można się z nią porozumieć, a głównym przeciwnikiem pozostają Chiny. Ukraina zaś jest po prostu stroną w tym konflikcie.
W rzeczywistości ostra retoryka zarówno Tuckera Carlsona, jak i Volodymyra Zelenskyyego jest publicznym przejawem tej walki. Prezydent Ukrainy uznaje możliwość rozmów z przedstawicielami pierwszej grupy. Jednak druga wydaje się budzić w nim niechęć. Dlatego stara się usunąć tych ludzi z procesu negocjacyjnego, dając do zrozumienia, że gotów jest komunikować się tylko z pierwszym obozem.
Kluczowe pytanie brzmi: którą stronę ostatecznie wybierze Donald Trump? Na razie nie sposób udzielić na nie odpowiedzi. Wydaje się, że sam były prezydent USA wciąż się waha. A to oznacza, że „bitwa o Trumpa” trwa. Można przypuszczać, że w przyszłości stanie się jeszcze bardziej zażarta, a publiczna debata wejdzie na nowy poziom.
Mykyta Trachuk