
Noc z 23 na 24 kwietnia nie należała do spokojnych i cichych. rosja przeprowadziła zmasowany atak rakietowo-dronowy na Ukrainę. Wróg wystrzelił 215 obiektów powietrznych. Według danych Sił Powietrznych udało się zestrzelić 48 rakiet i 64 bezzałogowe statki powietrzne. Oznacza to, że skuteczność obrony powietrznej wyniosła około 50%.
Był to pierwszy tak masowy ostrzał Ukrainy w 2025 roku. Ogólnie rzecz biorąc, rosja nie przeprowadzała podobnych ataków co najmniej od końca 2024 roku, czyli przez prawie pół roku. Jednak, jak się wydaje, względny spokój związany z brakiem masowych ostrzałów właśnie przechodzi do historii.
Jak przebiegał ten atak? Czym różnił się od innych podobnych uderzeń? Czy w tym przypadku możemy mówić o jakimś politycznym sygnale ze strony Kremla? Polityczny komentator UA.News, Mykyta Traczuk, wspólnie z ekspertami, podjął się analizy tego zagadnienia.
Atak na Ukrainę 24 kwietnia 2025: jak przebiegała ofensywa
Był to klasyczny skoordynowany atak powietrzny federacji rosyjskiej, który wywołał silne déjà vu i skojarzenia z latami 2022 i 2023. Wróg użył jednocześnie setek środków rażenia z powietrza.
Taktyka również była klasyczna. Najpierw rosja wypuściła drony, które krążyły nad ukraińskimi miastami w dziesiątkach, wykrywając systemy obrony powietrznej i przeciążając je. Następnie przystąpiła do użycia rakiet, które zmieniały trajektorię lotu, aby utrudnić ich zestrzelenie. Potem następowała krótka przerwa i kolejne wystrzały.
Atak rozpoczął się wieczorem 23 kwietnia i trwał do rana 24 kwietnia. W jego wyniku – według stanu na godz. 17:30 – zginęło co najmniej 12 osób (niestety liczba ta nie jest ostateczna i może ulec zmianie), a ponad 100 osób zostało rannych w całym kraju.
Najbardziej ucierpiały tej nocy Charków i Kijów. W „pierwszej stolicy” odnotowano co najmniej 24 eksplozje, są ranni, uszkodzone zostały budynki mieszkalne, samochody oraz infrastruktura. W Kijowie pociski lub ich odłamki spadły w 5 z 10 dzielnic miasta. Doszło do zniszczeń budynków mieszkalnych, zakładów przemysłowych i infrastruktury cywilnej.
Wszyscy zabici i niemal wszyscy ranni pochodzą z Kijowa. Siły Powietrzne informują, że stolica była głównym celem ataku.
Jednak tej nocy pod ostrzałem znalazły się również inne miasta i regiony Ukrainy – m.in. Żytomierz i obwód żytomierski, Pawłohrad w obwodzie dniepropietrowskim, szereg miejscowości w obwodzie kijowskim, przedmieścia Chmielnickiego i Zaporoża.
Według danych Sił Powietrznych Ukrainy, tej nocy na terytorium Ukrainy leciały:
- 11 rakiet balistycznych Iskander-M/KN-23;
- 37 rakiet manewrujących Ch-101 z bombowców strategicznych Tu-95MS;
- 6 rakiet manewrujących Iskander-K;
- 12 rakiet Kalibr;
- 4 kierowane pociski lotnicze Ch-59/Ch-69 z samolotów taktycznych;
- 145 dronów uderzeniowych Shahed oraz dronów-imitatorów różnych typów.
Na uwagę zasługuje kilka kwestii. Z jednej strony atak był typowy dla działań rosji w wojnie z Ukrainą. Z drugiej – nietypowe były cele rosyjskich uderzeń.
Dotychczas podobne ataki koncentrowały się przede wszystkim na ukraińskiej infrastrukturze energetycznej. Nie wiadomo, czy rosja porzuciła swój dawny zamiar „wyłączenia” Ukrainy, czy też planuje to zrobić przy kolejnej okazji. Jednak w nocy z 23 na 24 kwietnia infrastruktura energetyczna nie była głównym celem, a rankiem w ukraińskich domach było i światło, i woda.
Najprawdopodobniej celem ataku były tym razem obiekty przemysłowe i/lub magazyny. W sieci pojawiły się nagrania z uderzeń w Kijowie i Charkowie. Widać na nich, że rakiety spadały kolejno w niemal te same punkty – co może wskazywać na próbę precyzyjnego rażenia konkretnych obiektów.
Nie obyło się jednak bez scenariuszy typowych dla tej wojny. W Charkowie jedna z rakiet trafiła w „strategicznie ważny obiekt wojskowy”: boisko piłkarskie przy szkole w dzielnicy mieszkalnej. W Kijowie rakiety trafiły w budynki mieszkalne.
Według stanu na godz. 17:30 nadal trwało usuwanie gruzów. Wśród zabitych były dzieci. To kolejny dowód na to, że Kreml popełnił zbrodnię wojenną, zabijając i raniąc licznych cywilów. Rosyjskie ministerstwo obrony tradycyjnie oświadczyło, że celem były wyłącznie zakłady wojskowe i że wszystkie cele zostały rzekomo zniszczone. Żadnych ofiar cywilnych ani ostrzałów infrastruktury mieszkalnej rosja, jak zwykle, nie uznaje.

Co oznacza atak 24 kwietnia?
Nie zawsze należy doszukiwać się politycznych czy innych ukrytych znaczeń w wydarzeniach wojennych. Wojna rządzi się bowiem często własną, wewnętrzną logiką.
Taki sposób interpretacji był adekwatny w latach 2022–2023. Wówczas działania zbrojne toczyły się w dynamicznym rytmie, rosyjskie ofensywy przeplatały się z ukraińskimi kontratakami, a o jakimkolwiek procesie pokojowym nie mogło być mowy. Masowe ataki powietrzne zdarzały się co miesiąc, jeśli nie częściej.
Obecnie jednak mamy koniec kwietnia 2025 roku. Sytuacja międzynarodowa i wewnętrzna uległa zmianie. Głównym motywem ostatnich miesięcy jest właśnie proces pokojowy i wszystko, co się z nim wiąże.
W tym kontekście łatwo dostrzec, że uderzenie z 24 kwietnia miało nie tylko cele wojskowe, ale i polityczne. Przynajmniej w części była to próba wywarcia presji na Ukrainę i jej przywódców. Atak nastąpił bowiem w czasie intensywnych rozmów pokojowych – i w cieniu nieudanej dyplomatycznej wizyty w Londynie, której UA.News poświęciło szczegółową analizę.
Kreml wyraźnie jest niezadowolony z przebiegu wydarzeń. Co więcej, nikt – poza może USA – nie akceptuje rosyjskich warunków. Możliwe więc, że Moskwa w ten sposób przesłała „płonący sygnał” do Kijowa – zarówno w przenośni, jak i dosłownie.
Atak 24 kwietnia można również postrzegać jako cios wymierzony w prezydenta Stanów Zjednoczonych. Donald Trump jest obecnie prawdopodobnie najgłośniejszym orędownikiem szybkiego zakończenia wojny oraz kluczowym aktorem wspierającym wysiłki pokojowe. Nawiasem mówiąc, podczas pisania tego fragmentu edytor tekstu podkreślił słowo „pokojowe” jako błąd i zasugerował zamianę na „daremne”. Bardzo wymowny symbolizm.
Tak czy inaczej, to właśnie amerykański przywódca wydaje się dziś najbardziej zainteresowany pokojem. Oczywiście nie z powodów humanitarnych czy moralnych, lecz z własnych, politycznych pobudek – jednak to nie zmienia istoty sprawy. Dosłownie wczoraj Trump po raz kolejny oświadczył, że rosja rzekomo bardzo pragnie zakończenia wojny. I oto w nocy z 23 na 24 kwietnia Moskwa pokazała całemu światu, jak bardzo tego „pragnie”. Można wręcz odnieść wrażenie, że putin działa celowo, aby podważyć wszelkie wysiłki swojego amerykańskiego odpowiednika.
Warto dodać, że Donald Trump już zareagował na ten atak – i to bardzo stanowczo. Wyraził niezadowolenie z rosyjskich uderzeń na Kijów i wezwał putina do zaprzestania działań wojennych.
Ostatecznie ten atak jest jednoznacznym dowodem eskalacji i kolejnego zaostrzenia wojny, co oczywiście całkowicie przeczy idei procesu pokojowego. Szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę, że tak intensywnych ostrzałów nie było od bardzo dawna. Nie wiadomo, czy był to akt mający przypodobać się Trumpowi, czy miał wyłącznie praktyczne uzasadnienie. Jedno jednak można już stwierdzić z całą pewnością: postać prezydenta USA nie stanowi dla Kremla żadnego hamulca, a dla Ukrainy – żadnej tarczy chroniącej przed zmasowanymi atakami z powietrza.

Opinie ekspertów
Politolog i dyrektor ośrodka badania opinii publicznej „Ukraiński Barometr” Wiktor Nebożenko jest przekonany, że Kreml nie stawiał sobie żadnych celów wojskowych w związku z tym ostrzałem. Celem był wyłącznie efekt polityczny.
„Nie ma tu żadnej logiki wojskowej. To próba zmuszenia Biura Prezydenta do podpisania niekorzystnego dla Ukrainy porozumienia, zaakceptowania warunków przekazania rosji czterech obwodów i Krymu. Niczego więcej w tym nie ma. W tym projekcie porozumienia są wymagania wobec Ukrainy, ale nie ma żadnych żądań wobec rosji. Taka praktyka w prawie międzynarodowym nie istnieje… Ten straszliwy ostrzał Ukrainy, a zwłaszcza Kijowa, został przeprowadzony celowo – to presja na Bankową. Oczywiście, rosyjskiemu kierownictwu nie zależy na naszym życiu ani na naszych zniszczonych domach. Oni widzą w tym sukces. Problem polega na tym, że nawet jeśli Ukraina podpisze takie ‘porozumienia pokojowe’, rosja i tak będzie kontynuować bombardowania. Bo wobec rosji nie ma żadnych sankcji. Oddajemy obwody, a rosja nie robi nic. Tak się nie postępuje – to kapitulacja. Ukraina nie ma żadnych gwarancji. Nawet jeśli podpiszemy wszystko, czego się od nas domaga – ostrzały będą trwały nadal. Już następnego dnia rosja powie, że Ukraina naruszyła warunki pokoju – i wojna będzie trwać dalej. Takie rzeczy zdarzały się już nieraz w historii świata” – uważa Wiktor Nebożenko.
Żołnierz Sił Zbrojnych Ukrainy i politolog Kyryło Sazonow jest natomiast przekonany, że nie istnieje żaden realny plan pokojowy ani żaden rzeczywisty proces pokojowy. W praktyce mamy do czynienia z dyskusją o wirtualnych konstrukcjach, podczas gdy na ziemi trwa prawdziwa wojna.
„Wmawia się nam z wielką intensywnością, że musimy natychmiast przystać na warunki Kremla… I to mówią ludzie, którzy przecież nie są głupi. Nie wiem, jak teraz ci ludzie pojadą do Zaporoża czy Kramatorska i wyjaśnią mieszkańcom, że postanowili oddać ich miasta okupantom… Nikt nie przedstawił rzeczywistego scenariusza zawieszenia broni na linii frontu. Owszem, słyszymy wszystkie komunikaty z Moskwy i Waszyngtonu. Ale te piękne propozycje są poparte groźbami, szantażem i uderzeniami w spokojne miasta. A to podważa wszelkie pozytywne aspekty tych propozycji. Bo do raju nie prowadzi się ludzi przemocą” – podkreślił Kyryło Sazonow.
W rezultacie wyłania się gorzki paradoks. Im częściej i głośniej z wysokich gabinetów w Ameryce mówi się o nadchodzącym pokoju, który ma być już „za chwilę” – tym gorsza staje się sytuacja na ziemi i w powietrzu. To fakt: rośnie liczba działań ofensywnych, intensyfikują się ataki na ukraińskie miasta, a teraz dołączyły do nich jeszcze zmasowane naloty, których nie było od prawie pół roku.
Wszystko to świadczy o jednym: polityczna retoryka drastycznie rozmija się z rzeczywistością wojenną. A wydarzenia, które mają miejsce, wskazują na wszystko – poza jednym: że pokój jest blisko.