
W poniedziałek, 2 czerwca, w Stambule odbyła się kolejna runda rozmów pokojowych pomiędzy delegacjami Ukrainy i rosji. Miało to miejsce w kontekście udanej operacji „Pajęczyna”, której celem było zniszczenie strategicznych rosyjskich samolotów. Niektórzy eksperci sądzili, że po ostatnich wydarzeniach negocjacje zostaną zerwane. Mimo to spotkanie się odbyło.
Nie przyniosło ono jednak żadnych przełomów ani konkretnych porozumień. Strony uzgodniły kolejną wymianę jeńców i ciał poległych, a także dalszą komunikację – choć bez ustalenia szczegółów.
Tymczasem w mediach w końcu pojawiło się memorandum zawierające stanowisko rosji w sprawie zakończenia działań wojennych. Dokument ten zawiera listę żądań i propozycji rosyjskiej strony dotyczących zakończenia wojny. Choć niektóre punkty można uznać za akceptowalne – ponieważ nie zawierają elementów szczególnie trudnych czy kontrowersyjnych dla Ukrainy – to wiele z nich jest całkowicie nie do przyjęcia i rząd Ukrainy raczej się na nie nie zgodzi.
Co więc zaproponowała rosyjska delegacja? Które punkty mogą być rozpatrywane, a które nie mogą być nawet przedmiotem dyskusji na obecnym etapie wojny? Polityczny komentator UA.News, Mykyta Traczuk, przeanalizował sytuację.
Rosyjskie propozycje w Stambule: kluczowe punkty
Memorandum federacji rosyjskiej to stosunkowo krótki dokument. Zawiera trzy rozdziały, 31 punktów oraz dwa warianty warunków zawieszenia broni.
Pierwszy wariant rozejmu zakłada całkowite wycofanie Sił Zbrojnych Ukrainy z terytoriów obwodów donieckiego, ługańskiego, chersońskiego i zaporoskiego. Drugi – zakaz przemieszczania ukraińskich wojsk (z wyjątkiem ich wycofania), zniesienie stanu wojennego i mobilizacji, a także wstrzymanie dostaw zagranicznej pomocy wojskowej oraz danych wywiadowczych. W praktyce oznacza to zawieszenie broni wzdłuż obecnej linii frontu.
Wśród kluczowych punktów memorandum znalazły się m.in.:
Międzynarodowe uznanie okupacji Krymu oraz czterech obwodów Ukrainy – choć nie jest jasne, w jaki sposób Ukraina mogłaby wpłynąć na decyzje społeczności międzynarodowej, które nie zapadają w Kijowie;
Neutralny status Ukrainy oraz zakaz stacjonowania obcych wojsk na jej terytorium;
Przeprowadzenie wyborów i podpisanie traktatu pokojowego po zakończeniu procesu wyborczego;
Uchwalenie traktatu pokojowego w formie rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ, przy czym dokument miałby mieć charakter prawnie wiążący;
Obowiązek przeprowadzenia wyborów nie później niż 100 dni po zniesieniu stanu wojennego;
Zakaz rozmieszczania broni jądrowej na terytorium Ukrainy;
Wstrzymanie dostaw zachodniego uzbrojenia, pomocy wojskowej i danych wywiadowczych;
Pełna i wzajemna amnestia tzw. "więźniów politycznych" oraz uwolnienie wszystkich przetrzymywanych żołnierzy i cywilów;
Przywrócenie pełni praw Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej (UCP) oraz zakaz działalności partii nacjonalistycznych;
Zapewnienie praw, wolności i interesów rosyjskojęzycznych obywateli Ukrainy;
Wzajemne zrzeczenie się roszczeń odszkodowawczych za szkody wojenne – czyli brak reparacji i kontrybucji z jakiejkolwiek strony.
Należy zauważyć, że większość tych rosyjskich warunków jest już dobrze znana. W zasadzie od lat się nie zmieniają – co najwyżej dodawane są pewne „kosmetyczne” elementy lub coś zostaje usunięte. Natomiast warunki zawieszenia broni rzeczywiście wyglądają interesująco.
Dotychczas jedynym warunkiem rozejmu, jaki wskazywała Moskwa, było całkowite wycofanie Sił Zbrojnych Ukrainy z czterech regionów, które rosja uważa za swoje terytorium. Ten punkt nadal znajduje się w memorandum. Jednak tym razem rosjanie przedstawili również drugą opcję – której realizacja wymaga spełnienia szeregu warunków opisanych powyżej.
Wszystko to, poza kilkoma kwestiami, wygląda dość akceptowalnie. Co więcej – wszystko lub niemal wszystko i tak nastąpiłoby z dużym prawdopodobieństwem po zakończeniu wojny. I tu właśnie tkwi sedno: chodzi o to, kiedy nastąpi faktyczne, a nie tylko tymczasowe, przerwanie działań wojennych.
Do tego momentu spełnienie takich warunków jest niestety niemal niemożliwe. rosja odwraca logikę, domagając się od Ukrainy realizacji rzeczy, które naturalnie powinny nastąpić po zakończeniu wojny, jeszcze przed zawarciem rozejmu. Wszystkie te wymagania nazywane są „warunkami zawieszenia broni”. Tymczasem zniesienie stanu wojennego, wstrzymanie pomocy wojskowej, ograniczenie aktywności dywersyjnej, wyznaczenie wyborów – to wszystko są elementy okresu pokojowego, a nie wojennego.
Moskwa oczekuje więc, że Ukraina de facto zatrzyma wojnę i wróci do normalnego funkcjonowania – co samo w sobie byłoby oczywiście pozytywne. Problem polega jednak na tym, że rosja nie zobowiązuje się do niczego podobnego. Wręcz przeciwnie – zastrzega, że dopiero po spełnieniu wszystkich tych warunków może na jakiś czas (!) wstrzymać ogień. Być może. A być może – znając rosjan – nie zrobi tego wcale. W obecnym kształcie taki plan jest więc skrajnie trudny do realizacji, a właściwie wręcz nierealny.

Memorandum pokojowe: co jest zdecydowanie nie do przyjęcia dla Ukrainy, a co można negocjować
W dokumencie przekazanym stronie ukraińskiej przez rosjan znajduje się pewien interesujący paradoks. Polega on na tym, że nie jest to ani ultimatum, ani kapitulacja w klasycznym znaczeniu tego słowa. Owszem, zawiera zapisy, które Kijów może uznać za „czerwone linie” i których Ukraina z całą pewnością nie zaakceptuje. Jednak inne punkty można przynajmniej poddać dyskusji. Niektóre z rosyjskich postulatów są wręcz tak absurdalne i niepoważne, że Ukraina mogłaby się na nie zgodzić bez żadnego wysiłku i bez żadnych ustępstw.
Tym, na co państwo z całą stanowczością nie jest gotowe, jest uznanie okupacji Krymu i czterech obwodów. Ważne jest, by zrozumieć, że chodzi tutaj o prawne, a co więcej — międzynarodowe uznanie. Ukraina może de facto przyjmować do wiadomości, że pewne terytoria zostały tymczasowo utracone (i to już od 2014 roku), ale nie oznacza to zgody na ich prawne uznanie. Jeśli chodzi o cztery wspomniane regiony, z których rosja nie kontroluje w pełni żadnego, to nie ma nawet o czym mówić — Moskwa próbuje tu „dzielić skórę na niedźwiedziu, którego jeszcze nie upolowała”.
Kluczową kwestią jest nie tylko uznanie ze strony Ukrainy, lecz przede wszystkim uznanie międzynarodowe. W jaki sposób Ukraina miałaby wpłynąć na to, by Stany Zjednoczone, Dania, Holandia czy Izrael uznały (bądź nie uznały) takie zmiany terytorialne na szczeblu oficjalnym? Krótka i prosta odpowiedź: nie ma na to wpływu. Dlatego ten postulat jest całkowicie bezprzedmiotowy — decyzje w tej sprawie należą nie do Kijowa, lecz do suwerennych państw.
Kolejną „czerwoną linią” jest całkowite wstrzymanie zachodniej pomocy wojskowej i wymiany danych wywiadowczych. Po pierwsze, o takiej kwestii można rozmawiać dopiero po zakończeniu wojny, a nie w jej najgorętszej fazie. Po drugie, nawet po zakończeniu działań wojennych polityka obronna pozostanie wewnętrzną, suwerenną sprawą Ukrainy. Jest oczywiste, że państwo będzie kontynuowało zbrojenia — tak jak, zresztą, będzie to robić również rosja. Dlatego również i ten postulat nie ma realnego sensu.
Wreszcie, zasadniczy sprzeciw może budzić całkowita rezygnacja z roszczeń o odszkodowanie za szkody wyrządzone w wyniku działań wojennych. Biorąc pod uwagę fakt, że rosja wyrządziła Ukrainie straty liczone w setkach miliardów dolarów, nie jest to nawet kwestia pieniędzy, lecz elementarnej sprawiedliwości. Oczywiście, o reparacjach można mówić poważnie jedynie w przypadku całkowitej klęski militarnej jednej ze stron – jak miało to miejsce w przypadku Niemiec po obu wojnach światowych.

Natomiast wszystkie inne kwestie można przynajmniej omówić i poddać dyskusji. Na przykład neutralność „w próżni” sama w sobie nie niesie żadnych negatywnych konsekwencji. Jest to status prawnie i międzynarodowo uznany – jak choćby w przypadku Szwajcarii czy Austrii. Co więcej, nic nie stoi na przeszkodzie, by państwo neutralne przystąpiło do Unii Europejskiej i posiadało silną, nowoczesną armię.
Tak, obowiązuje konstytucja, która zapisuje kurs na członkostwo w NATO. Jednak po pierwsze – zapis ten został wprowadzony bez ogólnonarodowego referendum w tej sprawie. Badania opinii publicznej trudno uznać za całkowicie miarodajne potwierdzenie społecznego poparcia. Po drugie, część ekspertów uważa, że zmiany w konstytucji zostały wprowadzone przez byłego prezydenta Petra Poroszenkę głównie jako element kampanii politycznej przed wyborami w 2019 roku.
Teoretycznie obecne władze mogłyby ogłosić, że nie utożsamiają się z tamtymi decyzjami i po zakończeniu wojny przeprowadzić zmianę ustawy zasadniczej – legalnie, poprzez uzyskanie konstytucyjnej większości w parlamencie oraz zwrócenie się do Trybunału Konstytucyjnego o ostateczne orzeczenie.
Weźmy na przykład żądanie rosji dotyczące zakazu stacjonowania wojsk zagranicznych na terytorium Ukrainy. Aby taki punkt miał sens, sama rosja musiałaby najpierw wycofać swoje wojska z naszego terytorium. A mówiąc poważnie — po pierwsze, na Ukrainie nie ma żadnych obcych wojsk i w dającej się przewidzieć przyszłości ich również nie będzie, a po drugie — Konstytucja (artykuł 17) i tak jednoznacznie zakazuje ich rozmieszczania.
Podobnie jest z zakazem rozmieszczania broni jądrowej — to jeden z najbardziej kuriozalnych punktów. Ukraina nie posiada broni masowego rażenia i w praktyce nie ma też żadnych realnych możliwości jej stworzenia. Potrzebne są do tego ogromne zasoby materialne i ludzkie, specjalistyczna wiedza, zaawansowane technologie i wiele czasu. Oczywiście nikt nie sprzeda Kijowowi ani bomby atomowej, ani rakiety — nie ma więc nawet sensu o tym marzyć.
Innymi słowy, broń jądrowa w ukraińskich siłach zbrojnych to czysta fantazja. Ale z jakiegoś powodu dla Kremla to warunek zasadniczy. Ukraina mogłaby bez problemu się na niego zgodzić — bo to tak, jakby rosja zażądała, byśmy nie tworzyli Galaktycznego Imperium i Gwiazdy Śmierci. Pod względem oderwania od rzeczywistości to właściwie ta sama liga.
Albo weźmy punkt dotyczący zapewnienia praw ludności rosyjskojęzycznej. Tutaj Kijów również nie musi w zasadzie nic robić — wystarczy otworzyć artykuł 10 Konstytucji. Nadal zapisano tam, że Ukraina gwarantuje swobodny rozwój i używanie języka rosyjskiego oraz wszystkich innych języków mniejszości narodowych. Jeśli Ukraina będzie kontynuować integrację z Unią Europejską, to ta kwestia i tak zostanie dodatkowo uregulowana — już w ramach zobowiązań europejskich. Tak więc żadnego realnego problemu w tym zakresie nie ma.
I tak można przejść przez niemal całą listę. Wybory? Z pewnością się odbędą, gdy tylko zakończy się wojna. Wiele razy mówił o tym sam prezydent Zełenski, jak i członkowie jego zespołu.
Utrwalenie porozumienia pokojowego na poziomie Rady Bezpieczeństwa ONZ? To właśnie Ukraina powinna była wyjść z taką inicjatywą jako pierwsza, ponieważ to dla niej byłoby to najbardziej korzystne. Kremlowi nie można ufać w kwestii umów dwustronnych — takie dokumenty muszą być ratyfikowane przez społeczność międzynarodową i mieć charakter prawnie wiążący.
Zakaz działalności partii nacjonalistycznych? W porządku — ale jak udowodnić, która partia jest nacjonalistyczna, a która po prostu patriotyczna i proukraińska? Współczesne ideologie, szczególnie w XXI wieku, są hybrydowe i synkretyczne; nie funkcjonują już w „czystej” dogmatycznej formie, jak miało to miejsce w poprzednich stuleciach. Poza tym nawet jeśli jakiś ruch zostanie formalnie zdelegalizowany, to i tak może się zarejestrować ponownie, zmieniając tylko jedną literę w nazwie. I tak dalej.

Podsumowując — można powiedzieć, że w memorandum rosji nie ma zbyt wielu postulatów, które w obecnych warunkach byłyby dla Ukrainy całkowicie nie do przyjęcia. Wiele z nich można co najmniej omówić; nie przekraczają one „czerwonych linii” Kijowa.
Jednak kluczowy problem leży właśnie w tych kilku żądaniach, które są otwarcie nieakceptowalne — jak wycofanie wojsk z czterech regionów, prawne uznanie okupacji czy wstrzymanie zachodniej pomocy. Przedstawione zostały one w formie ultimatum i pokazują, że rosja nadal nie dąży do realnego zakończenia wojny kompromisowym pokojem. Dopóki te żądania nie zostaną zastąpione czymś bardziej realistycznym, dalsze rozmowy tracą sens.