
Niedziela, 1 czerwca 2025 roku, z pewnością przejdzie do historii tej wojny. Siły Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) przeprowadziły atak na cztery rosyjskie lotniska wojskowe jednocześnie – w tym również te, na których stacjonuje strategiczne lotnictwo federacji rosyjskiej. Według przedstawicieli SBU, uszkodzonych zostało 41 samolotów. Wizualnie potwierdzono zniszczenie 9–10 maszyn. Niezależnie od szczegółów – skala operacji rzeczywiście robi wrażenie.
Wraz z sukcesem pojawiają się jednak obawy dotyczące możliwej odpowiedzi ze strony przeciwnika. Jest niemal pewne, że rosja zareaguje, ponieważ – jak twierdzą obserwatorzy – Moskwa została „publicznie upokorzona” na oczach całego świata. To nie tylko kwestia prestiżu narodowego, ale również sprawa czysto wojskowa: pod ostrzałem znalazły się elementy rosyjskiej triady nuklearnej. Zgodnie z rosyjską doktryną wojskową, działania tego typu – z perspektywy prawa federacji rosyjskiej – mogą uzasadniać odpowiedź z użyciem broni jądrowej.
W jaki sposób rosja może odpowiedzieć na operację „Pajęczyna”? Komentator polityczny UA.News, Mykyta Traczuk, wspólnie z ekspertami przeanalizował możliwe scenariusze.
Uderzenie w strategiczne lotnictwo rosji: dlaczego to nie tylko kolejny epizod wojny
Aby zrozumieć skalę wojskowej katastrofy, jakiej doświadczyła rosja, trzeba wiedzieć, co dokładnie zostało trafione przez Ukrainę. Kijów zaatakował nie zwykłe lotniska wojskowe, których przeciwnik ma wiele.
Chodzi o bazy, w których stacjonuje strategiczne lotnictwo zdolne do przenoszenia rakiet jądrowych. To komponent lotniczy rosyjskiej triady nuklearnej. Zbombardowane lotniska są częścią ogólnokrajowej infrastruktury odstraszania nuklearnego federacji rosyjskiej.
Co więcej – uszkodzone i zniszczone samoloty to unikatowe egzemplarze. Ta strata jest dla rosji nieodwracalna, ponieważ tego typu maszyny produkowano jeszcze w czasach Związku Radzieckiego. Moskwa nie posiada już technologii umożliwiającej ich odtworzenie – rosyjski przemysł lotniczy ich nie produkuje. Właśnie dlatego wczorajszy cios był tak dotkliwy.

Blackout, „Oresznik” czy zerwanie negocjacji: jak rosja może odpowiedzieć na operację „Pajęczyna”
Doktryna nuklearna federacji rosyjskiej w tej kwestii jest jednoznaczna: atak na tego typu obiekty uznawany jest – z punktu widzenia rosyjskiego prawa – za w pełni legalny pretekst do użycia broni masowego rażenia.
Eksperci jednak są zgodni: odpowiedzi nuklearnej raczej nie będzie – choć jej prawdopodobieństwo wzrosło z „bliskiego zeru” do „bardzo niskiego”, co samo w sobie nie jest powodem do optymizmu.
Broń jądrowa pozostaje dla Moskwy „ostatnią deską ratunku”. Mogłaby zostać użyta tylko w przypadku, gdyby Kreml uznał, że przegrywa wojnę w sposób zagrażający istnieniu samego państwa rosyjskiego. Do tego czasu tak skrajna reakcja – choć niestety nie niemożliwa – pozostaje bardzo mało prawdopodobna.
Jednocześnie rosja ma wiele innych możliwości odwetu. Na przykład użycie owianego złą sławą „Oresznika”. Po raz pierwszy – i jak dotąd ostatni – rosja użyła tego systemu przeciwko Dnieprowi jesienią 2024 roku. Obecnie ryzyko kolejnego uderzenia znacząco wzrosło.

Przypomnijmy, że wtedy Moskwa użyła swojej najnowszej konstrukcji po tym, jak Ukraina zaatakowała terytorium rosji amerykańskimi rakietami dalekiego zasięgu. Przedstawiono to jako „odwet”. Nie można wykluczyć, że również tym razem rosja sięgnie po „Oresznika” – na przykład w celu uderzenia w stolicę, mosty na Dnieprze lub jakiś ważny obiekt infrastruktury energetycznej. Istnieje też ryzyko ataku na miejsce publiczne, by spowodować jak największą liczbę ofiar.
Według oficjalnych informacji „Oresznik” jest niemożliwy – lub co najmniej niezwykle trudny – do zestrzelenia. Dlatego w najbliższych dniach (a tak naprawdę – zawsze) należy szczególnie uważnie reagować na alarmy powietrzne. Przypomniał o tym wczoraj prezydent Wołodymyr Zełenski.
Zdaniem ekspertów „Oresznik” to raczej eksperymentalny i jednostkowy model rakiety. Nie mniej, a może nawet bardziej prawdopodobny, jest zmasowany atak balistyczny na Ukrainę – w połączeniu z użyciem dronów. Mimo zniszczenia części rosyjskich bombowców strategicznych, trzeba przyznać, że Moskwa wciąż dysponuje wystarczającą liczbą maszyn, by kontynuować terror powietrzny.
rosja może także ponownie spróbować doprowadzić do blackoutu w Ukrainie. Tym bardziej, że obecnie jest to łatwiejsze: kraj zmaga się z falą anormalnych upałów, które same w sobie obciążają sieć energetyczną. Dodatkowo, jak co roku latem, do przeglądu trafiają bloki energetyczne w elektrowniach jądrowych, co jeszcze bardziej zwiększa deficyt w systemie.
Istnieje duże prawdopodobieństwo, że Moskwa spróbuje na pewien czas „odciąć” Ukrainę od prądu. W tym celu wróg może użyć dużej liczby pocisków balistycznych i manewrujących, które w ostatnim czasie były rzadko wykorzystywane – co może świadczyć o gromadzeniu zapasów amunicji.
Równocześnie rosja może wysłać setki dronów – trzy, cztery, a nawet więcej fal jednocześnie. Niestety, mało prawdopodobne jest, by ukraińska obrona przeciwlotnicza była w stanie poradzić sobie z taką skalą skoordynowanego ataku powietrznego.
Inny możliwy scenariusz to gwałtowna eskalacja stosunków między rosją a Zachodem. Niepokój budzi fakt, że Kreml wciąż nie wydał żadnego oficjalnego komunikatu w sprawie wczorajszych ataków. Może to oznaczać zarówno przygotowania do odwetu, jak i brak ostatecznej decyzji co do dalszej reakcji. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że jednym z rozważanych wariantów będzie oskarżenie Zachodu – na przykład Wielkiej Brytanii lub nawet Stanów Zjednoczonych – o zaplanowanie ukraińskiej operacji.
Naturalną konsekwencją może być również zerwanie rozmów pokojowych. Przypomnijmy, że w poniedziałek 2 czerwca w Stambule odbywa się druga runda rosyjsko-ukraińskich negocjacji. Obie delegacje przybyły do Turcji z zamiarem kontynuowania dialogu. Jednak po takim ataku skuteczność tej komunikacji stoi pod dużym znakiem zapytania. I tak nie wiązano z tymi rozmowami wielkich nadziei, a obecnie ryzyko całkowitego wycofania się rosji z procesu pokojowego jeszcze wzrosło.

Opinie ekspertów
Ekspert wojskowy, oficer rezerwy Sił Obronnych Izraela, Yigal Levin, wysoko ocenia wczorajszy atak Ukrainy na rosyjskie lotniska. Jednocześnie ostrzega przed możliwym odwetem w formie terroru.
– Na to właśnie trzeba się przygotować i tego należy się spodziewać – terror. rosja wykorzystała już wobec Ukrainy wszystkie dostępne środki (a broni jądrowej nie użyje), więc jedyne, co jej pozostaje, to właśnie terror. Celowe ataki na ludność cywilną – nie tylko jako element ogólnej strategii nacisku na ukraińskie społeczeństwo, ale też zwyczajnie z bezsilności i świadomości, że nie pozostało jej nic innego do zrobienia w odpowiedzi. Do tego dochodzi kolejna fala wojny informacyjnej – za każdym razem, gdy coś Ukrainie się udaje, rosjanie robią wszystko, by to umniejszyć i zdyskredytować. A tym razem mówimy nie tylko o sukcesie, ale o wydarzeniu spektakularnym – o skali wręcz historycznej. Ich agenci, boty i zastępy influencerów będą się dwoić i troić, by wszystko to zredukować do szarości i banału – uważa Yigal Levin.
Z kolei ekspert wojskowy Ołeh Żdanow ocenia, że rosja spróbuje odpowiedzieć wszystkimi dostępnymi środkami. Problem polega jednak na tym, że – jak się wydaje – nie bardzo ma czym.
– Lotnisko „Olenja” było bazą, z której startowały bombowce strategiczne przeprowadzające ataki na nasze terytorium. Teraz trzeba będzie przeprowadzić inwentaryzację, szukać sprawnych samolotów, przygotować je, uzbroić i przerzucić na nowe lotniska. Jeśli chodzi o broń balistyczną – również widzę, że są problemy. Nie mają jakichś ogromnych zapasów rakiet. Problem dotyczy nie tyle samych rakiet, co wyrzutni. Wciąż liczymy pociski, a zapominamy, że każda wyrzutnia ma określoną żywotność – po określonej liczbie startów wymaga serwisowania. To nie jest sprzęt „gumowy” – on ma swój limit.
– Myślę, że rosja potrzebuje czasu, by odpowiedzieć. Może to potrwać nawet kilka tygodni. Muszą zrozumieć, co się właściwie stało, przeprowadzić inwentaryzację i sprawdzić, co da się jeszcze uratować po tym uderzeniu. W końcu większość uszkodzonych samolotów nie jest produkowana w rosji – brakuje technologii i całych łańcuchów produkcyjnych. Można je jedynie próbować naprawiać. A wy sobie tylko wyobraźcie, jaki ogrom pracy czeka ich po wczorajszych atakach – mówi Ołeh Żdanow.
Ekspert nie wierzy szczególnie w możliwość użycia systemu „Oresznik”. Jego zdaniem to raczej „populistyczna historia” i eksperymentalne uzbrojenie, które nie nadaje się do masowego użycia.
– rosja straszy nas i cały świat, że „Oresznik” został rzekomo wprowadzony do uzbrojenia. Ale to wcale nie znaczy, że przeszedł pełne testy i spełnia wszystkie normy. Myślę, że gdyby „Oresznik” był naprawdę zdolny do działań bojowych i mieli ich odpowiednią liczbę, to dawno byśmy go „złapali” nad terytorium Ukrainy. W rzeczywistości to bardzo ograniczony system – jego minimalny zasięg to 2000 kilometrów. Może więc nadlecieć z jakiegoś Archangielska. A kiedy Łukaszenko nimi straszy – to już tylko groteska. Poza tym ta rakieta jest przeznaczona wyłącznie do przenoszenia głowic jądrowych. Jeżeli po prostu wystrzelą „pustą” – licząc na samą siłę kinetyczną – to tylko bezsensowne marnotrawstwo – ocenia Żdanow.
Ekspert nie wierzy także w możliwość rosyjskiego ataku jądrowego na Ukrainę. Jego zdaniem to jedynie groźby, a nie realny plan działań.
– Jeśli rosja użyje choćby taktycznej broni jądrowej, przestanie ona być czynnikiem odstraszającym. Jeśli Moskwa spróbuje to zrobić – sama nie przetrwa tego momentu. Zmiażdżą ich choćby Trump i Xi Jinping – podsumował Ołeh Żdanow.

Jedno jest pewne: odpowiedź ze strony Moskwy z całą pewnością nastąpi. rosja poniosła bowiem nie tylko straty militarne. To był także potężny cios wizerunkowy – dosłowny „policzek w twarz” dla FSB, GRU i innych rosyjskich służb specjalnych. Przeoczyli atak na taką skalę, że zemsta staje się dla Kremla sprawą wręcz egzystencjalną.
Cały świat widział, jak tanie drony zniszczyły bombowce strategiczne warte setki milionów dolarów. Wszyscy przekonali się, jak bardzo rosja jest wrażliwa – i jak stosunkowo łatwo można sparaliżować część jej sił nuklearnych. To dla Moskwy prawdziwe upokorzenie. Jej międzynarodowy autorytet – o ile w ogóle istniał – wczoraj wyraźnie się zachwiał.
Teraz Kreml potrzebuje odwetu. A jak zawsze, najbardziej ucierpią zwykli Ukraińcy – co po raz kolejny podkreśla, jak ważne jest uważne śledzenie alarmów lotniczych oraz ruchów wrogich rakiet i dronów.
Trzeba jednak pamiętać, że wojna w Ukrainie to przede wszystkim wojna lądowa i frontowa. Nawet częściowe zniszczenie rosyjskiej floty powietrznej – choć to niewątpliwie dobra wiadomość – nie zatrzyma rosyjskiego natarcia na wszystkich kierunkach, gdzie tylko może ono postępować. Jedyną realną drogą do zatrzymania tej ofensywy są rozmowy pokojowe i zakończenie wojny w sposób dyplomatyczny. Jednak po ostatnich wydarzeniach nadzieja na taki scenariusz wydaje się jeszcze mniej realna niż wcześniej.