
Dokładnie miesiąc temu, 18 marca 2025 roku, szef Kremla vladimir putin ogłosił rozpoczęcie tak zwanego „energetycznego rozejmu”.
Chodziło o moratorium na ataki na infrastrukturę energetyczną Ukrainy. putin publicznie wydał swoim wojskom rozkaz zaprzestania takich uderzeń.
Decyzja ta była przedstawiana jako „gest dobrej woli” ze strony Moskwy w kontekście prób nawiązania dialogu pokojowego. putin zgodził się na rozejm po długiej rozmowie telefonicznej z prezydentem USA Donaldem Trumpem. Ukraina jednak oficjalnie nie uznała tej daty i podkreślała, że moratorium zaczęło obowiązywać dopiero od 25 marca.
Niezależnie od interpretacji, okres formalnego rozejmu trwał miesiąc i ostatecznie zakończył się 18 kwietnia. Kreml nie zdecydował się na jego przedłużenie, o czym wielokrotnie mówił rzecznik putina, Dmitrij Pieskow. Na tym tle napięcie rośnie, a wypowiedzi międzynarodowych graczy, w tym Stanów Zjednoczonych, wskazują, że proces dyplomatyczny znajduje się w głębokim kryzysie i praktycznie stoi na krawędzi całkowitego załamania.
Więc czym właściwie było to „energetyczne zawieszenie broni” i czy rzeczywiście działało? Czy strony choć trochę zbliżyły się do prawdziwego pokoju lub chociaż do trwałego zawieszenia broni? Co nas czeka dalej? Polityczny komentator UA.News, Mykyta Trachuk, razem z ekspertami przeanalizował sytuację.
Moratorium energetyczne: imitacja czy realna inicjatywa?
Pomysł „energetycznego rozejmu” pojawił się na tle kolejnej rundy konsultacji negocjacyjnych pomiędzy USA, UE, Ukrainą a rosją. Początkowo Donald Trump nalegał na pełne zawieszenie broni, i prezydent Zełenski nawet wyraził zgodę bez żadnych warunków (choć pod silną presją ze strony Waszyngtonu). Jednak rosja odrzuciła propozycję, mimo że była to realna szansa na jednoczesne wstrzymanie działań wojennych.
Dlatego oczekiwania wobec moratorium na ataki na infrastrukturę energetyczną były bardzo ostrożne i ograniczone. Nikt nie wierzył w pełne zawieszenie broni, ale istniała nadzieja na choćby częściową deeskalację. Minimalnym celem było tymczasowe wstrzymanie ataków na elektrownie, elektrociepłownie, stacje transformatorowe, linie przesyłowe i inne obiekty energetyczne.
W praktyce żadna ze stron nie przestrzegała w pełni reżimu rozejmu. Już w pierwszych dniach Ukraina i rosja wzajemnie oskarżały się o naruszenia. Codziennie pojawiały się doniesienia o ostrzałach transformatorów, pożarach na stacjach elektroenergetycznych w pobliżu frontu, eksplozjach w węzłach przesyłowych, atakach na terminale i magazyny paliwowe itd.
UA.News próbowało zliczyć te incydenty — bez powodzenia. Po pierwsze, rosyjskie źródła są niewiarygodne. Po drugie, trudno jednoznacznie zakwalifikować każdy przypadek.
Czy za naruszenie uznać atak na transformator znajdujący się blisko frontu, zasilający sprzęt wojskowy? A może ostrzał stacji obsługującej zakład przemysłowy zaangażowany w produkcję dla wojska? Jedną z tragedii tej wojny jest to, że granica między celami cywilnymi a wojskowymi jest niezwykle płynna — co przeciwnik regularnie wykorzystuje.
Jasne jest jedno: mówimy o dziesiątkach przypadków, które można traktować jako naruszenie „energetycznego rozejmu”. Ich dokładne zliczenie nie ma większego sensu, ponieważ sama tendencja jest oczywista — zawieszenie broni było czysto deklaratywne i nie przełożyło się na rzeczywistą zmianę sytuacji na froncie.

Bloki mieszkalne zamiast infrastruktury energetycznej
W porównaniu z szczytowymi okresami rakietowego terroru — jesienią i zimą 2022–2023, a także w 2024 roku — obecnie rzeczywiście obserwuje się znaczący spadek liczby zmasowanych ataków na infrastrukturę energetyczną. Nie dochodziło do serii ostrzałów z udziałem 100–200 rakiet i dronów, jak miało to miejsce wcześniej. Na tym tle niektórzy komentatorzy skłonni są twierdzić, że częściowe zawieszenie broni rzeczywiście częściowo zadziałało.
Jednak spadek liczby ataków na obiekty energetyczne zbiegł się z nową tendencją — wzrostem liczby uderzeń w dzielnice mieszkalne, budynki cywilne i infrastrukturę niezwiązaną z sektorem energetycznym. Tylko w ciągu ostatniego miesiąca liczba ofiar śmiertelnych wśród ludności cywilnej sięgnęła kilkudziesięciu osób. Zwiększyła się również liczba rannych, szczególnie w regionach przygranicznych i przyfrontowych.
Z ostatnich głośnych przypadków można wymienić ostrzały Odessy, Krzywego Rogu, Dniepra, Sum, Charkowa… Łącznie — ponad 60 zabitych i setki rannych, w tym także dzieci.
W rzeczywistości mamy do czynienia nie z zakończeniem przemocy, lecz z przesunięciem celów ataków. Zamiast infrastruktury energetycznej agresor zaczął prowadzić zmasowane ostrzały osiedli mieszkaniowych. To cyniczna strategia presji psychologicznej, która tylko pogłębia kryzys humanitarny. I z całą pewnością nie można jej uznać za krok w stronę rozejmu czy pokoju.

Zakończenie „energetycznego rozejmu”: punkt bez powrotu?
18 kwietnia oficjalnie zakończył się miesiąc od ogłoszenia tak zwanego moratorium. Ani putin, ani jego rzecznik nie wydali żadnych oświadczeń o jego przedłużeniu. Można więc mówić o formalnym zakończeniu okresu „energetycznego zawieszenia broni”. Co więcej — rośnie prawdopodobieństwo, że rosja wykorzystała tę przerwę do zgromadzenia sił i przygotowania nowej fali eskalacji.
Na tym tle szczególnie wymowna była wypowiedź sekretarza stanu USA Marco Rubio, który zabrał głos właśnie w dniu zakończenia rozejmu. Rubio jasno określił stanowisko Waszyngtonu: jeśli w najbliższych dniach nie nastąpi postęp w rozmowach pokojowych, USA uznają ten proces za wyczerpany. A to może oznaczać koniec dyplomatycznych wysiłków.
„Jeśli obie strony poważnie myślą o pokoju — chcemy pomóc. W przeciwnym razie pójdziemy dalej”, — powiedział Rubio.
W związku z tym można stwierdzić, że „energetyczne zawieszenie broni”, które miało być punktem wyjścia do szerszego dialogu, w dużej mierze się nie powiodło. Niestety, ani techniczny reżim wstrzymania ognia, ani formalna wola polityczna nie przetrwały konfrontacji z rzeczywistością.
Moratorium na ataki energetyczne było logiczną inicjatywą w sytuacji impasu zarówno na froncie, jak i w dyplomacji. Mogło się stać punktem wyjścia dla większego porozumienia — humanitarnego, a może i politycznego.
Jednak w praktyce nawet ograniczone zawieszenie broni okazało się niewykonalne. Naruszenia były regularne, liczba ofiar cywilnych rosła, ostrzały nie ustały, a negocjacje nie nabrały odpowiedniego tempa. Co więcej — Zachód zdaje się tracić wiarę w to, że dyplomacja jest w stanie realnie wpłynąć na sytuację.

Opinie ekspertów
Ekspert wojskowy i pułkownik SBU w stanie spoczynku, Oleh Starikow, nie podziela ogólnego pesymizmu co do „energetycznego rozejmu” i perspektywy zakończenia wojny jako takiej. Uważa, że moratorium na ataki na infrastrukturę energetyczną zasadniczo zadziałało. rosja po prostu zmieniła taktykę — uderza w obiekty przemysłowe, by osłabić ukraiński potencjał produkcyjny, oraz w miejsca, gdzie, jak sądzi, znajdują się ukraińscy żołnierze.
„W najbliższym czasie — do końca miesiąca — okaże się, w jakim kierunku pójdzie wojna rosyjsko-ukraińska. Albo będzie to eskalacja, albo deeskalacja. Obecnie trwają rozmowy. Uważam, że istnieją pewne kompromisy między Waszyngtonem a Moskwą. Duże zmasowane ataki na energetykę są obecnie bardzo mało prawdopodobne, bo mogłyby zburzyć kruchą architekturę negocjacji między Kremlem a Białym Domem” — komentuje Starykow.
Zwraca też uwagę, że USA zachowują ostrożność — nie chcą zniszczyć istniejących porozumień. Jednocześnie Waszyngton stale naciska na rozwiązanie konfliktu.
„Moim zdaniem ogólny trend prowadzi ku deeskalacji. Hybrydowa wojna między USA a Rosją już się zakończyła — o czym mówili zarówno Rubio, jak i Lawrow. Teraz trzeba rozwiązać konflikt rosyjsko-ukraiński. I to będzie się działo etapami. Zakładam, że może zostać podjęta decyzja o częściowym zawieszeniu broni na jednym z odcinków — np. na wschodzie lub południu. Z czasem zostanie to rozszerzone. To jest realne. I istnieje duże prawdopodobieństwo, że Kreml się na to zgodzi” — podsumowuje ekspert.
Z kolei żołnierz Sił Zbrojnych Ukrainy i politolog Kyrylo Sazonow jest znacznie mniej optymistyczny. Uważa, że obecnie żadne negocjacje nie mają sensu.
„Już mówiłem, że z Kremlem nie ma teraz o czym rozmawiać. Najpierw lewatywa. Potem kuracja z manii wielkości — haloperidolem albo łopatą. A dopiero potem negocjacje, epikryza lub nekrolog” — ironicznie skomentował sytuację Sazonow.
Dziś ponownie stoimy na rozdrożu. Albo zostanie podjęta próba zasadniczej zmiany dynamiki — zbudowania politycznej woli, zaangażowania nowych mediatorów i uzgodnienia konkretnych kroków, albo świat uzna całkowitą porażkę procesu negocjacyjnego, a wojna wejdzie w nową, jeszcze brutalniejszą fazę.
Biorąc pod uwagę ostatnie sygnały, niestety bardziej prawdopodobny wydaje się ten drugi scenariusz. „Energetyczne zawieszenie broni” mogło być szansą — ale wygląda na to, że nie została ona wykorzystana.