
Już od dawna chciałem powiedzieć, że od czterech lat żyjemy w interpretacjach i klikbajtowym medialnym szumie obcych mediów — wszystkich tych Bloombergów, Axios, WSJ, The Guardian, New York Post i innych.
To oni mają pierwszeństwo we wszystkim: źródła, narracje, informacje z „pierwszej ręki”. To oni nadają ton i rytm dyskusji. Spekulują informacjami i wymyślają konteksty. Służą jako narzędzia zamówień i oręż psychoinformacyjnych wojen.
Praktycznie żadne poważne ukraińskie medium, nawet z tzw. „białej listy”, nie może się z nimi równać pod względem informacyjnej i narracyjnej siły. W wyścigu o pierwszeństwo w zrozumieniu tego, co naprawdę dzieje się wokół państwa i społeczeństwa.
Paradoks: wojna w Ukrainie, a czołowe media nie są w stanie tworzyć poważnych tekstów, analiz i głębi na temat wojny rosyjsko-ukraińskiej. Nie ryzykują, by zajrzeć za kulisy. Ich kolumny nie stają się cytowane. Prawdziwe fakty pozostają jedynie szeptane w kawiarniach i w rozmowach na YouTube z ograniczonym kręgiem anonimowych widzów.
Apolitycznych zwykłych ludzi przywiązano na szpicy telegramowego fastfoodu. Ich poziom w pełni zadowalają krótkie teksty z obscenicznymi wstawkami głupoty i trashu.
Powiecie, że to jest całkowicie niemożliwe, bo Ukraina jest jedną ze stron wojny, i to nie pozwala mediom stać ponad interesami bezpieczeństwa i obrony. No to posłuchajcie Arestowycza.
Oleh Posternak