$ 41.62 € 47 zł 11.09
+16° Kijów +16° Warszawa +15° Waszyngton
„Szahedy” nie są sterowane przez internet ani sieć komórkową, ale trudniej je zestrzelić – ekspert lotniczy Kostiantyn Krywolap

„Szahedy” nie są sterowane przez internet ani sieć komórkową, ale trudniej je zestrzelić – ekspert lotniczy Kostiantyn Krywolap

27 maja 2025 20:00

rosjanie próbują zwiększyć możliwości techniczne dronów uderzeniowych w celu przeprowadzania zmasowanych ataków na Ukrainę. Na ile im się to udaje – to kwestia wciąż sporna.

Zachodnie media, w tym magazyn The Economist, donosiły, że nowe rosyjskie „szahedy” podczas lotu mają być sterowane przez sztuczną inteligencję lub za pośrednictwem Telegram w czasie rzeczywistym, a nawet mają rzekomo łączyć się z ukraińską siecią internetową i komórkową.

Na przesadne przedstawianie takich „osiągnięć” rosjan w zachodnich mediach zwraca uwagę Kostiantyn Krywolap – ekspert lotniczy i były inżynier testowy w Biurze Konstrukcyjnym Antonowa.

W rozmowie z UA.News wyjaśnił, co jest nie tak z doniesieniami o wykorzystaniu sztucznej inteligencji w rosyjskich dronach, dlaczego obecnie trudniej jest zestrzeliwać „szahedy”, oraz przedstawił swoją ocenę rzeczywistej skuteczności ukraińskiej obrony przed wrogimi celami powietrznymi.

Czy „szahedy” są sterowane przez internet i sieć komórkową na terytorium Ukrainy?

Dron Shahed z punktu widzenia sterowania jest prosty jak nożyczki — może robić tylko to, do czego został zaprogramowany. Ma zapisany w pamięci plan lotu, który zawiera współrzędne i wysokości konkretnych punktów. Porusza się od jednej takiej pozycji do kolejnej. Podczas lotu orientuje się dzięki nawigacji satelitarnej i utrzymuje z satelitą stałą łączność — ustalając swoje położenie i sposób sterowania powierzchniami aerodynamicznymi: usterzeniem poziomym, pionowym oraz sterami. I to wszystko.

Aby możliwe było sterowanie takim dronem jak FPV, w sposób bezpośredni przez operatora, potrzebne są dwa niezależne kanały łączności. Jeden przesyła sygnał wideo z kamery (a właściwie dwóch kamer — dziennej i na podczerwień, bo drony te latają głównie nocą), tak by operator widział, co dzieje się na miejscu. Drugi kanał służy do przekazywania poleceń sterujących. To zupełnie inna koncepcja — i zupełnie inny typ bezzałogowego statku powietrznego.

Jeśli chodzi o wykorzystanie łączności komórkowej, to mniej więcej w połowie 2023 roku rosjanie zaczęli montować w dronach proste moduły z ukraińskimi kartami SIM. Po co to robili?

Chodziło o to, by dzięki znacznikowi czasowemu określić współrzędne, w których znajdował się „szahed”. Jeżeli w danym momencie sygnał z karty SIM nagle zanikał, oznaczało to, że dron został zestrzelony. W ten sposób rosjanie identyfikowali lokalizację naszych mobilnych grup ogniowych lub zestawów przeciwlotniczych. W ten sposób wskazywali sobie miejsca, które należy omijać.

Gdy otrzymaliśmy informację, że wróg używa kart SIM w taki sposób, działaliśmy następująco: w rejonach przelotu tych „szahedów” tymczasowo – na minutę, dwie, pięć, czasem dziesięć – wyłączaliśmy lokalną łączność komórkową. To uniemożliwiało rosjanom uzyskanie danych zwrotnych.

Po tej reakcji rosjanie zaprzestali prób wykorzystywania sieci komórkowej do lokalizacji miejsca zniszczenia „szahedów”. A mówienie o tym, że dronami można sterować przez internet czy sieć GSM – to kompletna bzdura. Nie słyszałem od żadnego eksperta, ani od jednej osoby, że coś takiego jest możliwe, czy że ktokolwiek coś takiego widział.

W jakim stopniu rosjanie zmodernizowali drony uderzeniowe do ataków powietrznych na Ukrainę

O sztucznej inteligencji nie ma tu nawet mowy. Pierwsza rzecz, jaką modernizują, to zwiększenie liczby wariantów głowic bojowych bezzałogowych statków powietrznych.

Druga kwestia to zwiększenie liczby anten odpowiedzialnych za łączność z satelitą. Wcześniej takie drony miały cztery anteny. Kiedy zaczęliśmy je zakłócać za pomocą systemów walki elektronicznej (REB), zmuszaliśmy je do krążenia, a następnie czekaliśmy, aż spadną gdzieś na naszym terytorium albo wrócą do rosji czy Białorusi. W odpowiedzi rosjanie zwiększyli liczbę anten do ośmiu. Dzięki temu drony mogą przełączać się pomiędzy różnymi antenami, co poprawia stabilność połączenia z satelitą.

A co robi satelita? Wysyła sygnał, który zawiera swoje współrzędne i dokładny czas. Odbierając takie sygnały od wielu satelitów (przez 8, 12, a nawet 16 anten), dron zyskuje bardziej niezawodną koordynację. Dlatego trudniej jest go zmusić do krążenia bez celu. Ale moim zdaniem i tak wrócimy do tej technologii.

Trzecia zmiana dotyczy wielkości głowicy bojowej. rosjanie zmniejszają pojemność zbiornika paliwa, a uzyskaną w ten sposób „oszczędność masy” wykorzystują do zwiększenia ilości materiałów wybuchowych. I to w zasadzie wszystko, co jest modernizowane.

Jeśli chodzi o naprowadzanie na cel, sztuczną inteligencję czy wizję maszynową — nic takiego w tych dronach nie istnieje. Z założenia konstrukcyjnego „szahida” nie ma możliwości zastosowania takich systemów. Aby je wprowadzić, należałoby zainstalować optykę, moduły rozpoznawania obrazu, specjalistyczne chipy o wysokiej mocy obliczeniowej, umożliwiające analizę wizualną i podejmowanie decyzji. To musiałyby być już algorytmy sztucznej inteligencji zdolne do rozpoznawania celów i samodzielnego wyboru — atakować czy nie. A to zupełnie inna klasa technologiczna. Zupełnie inny poziom. Zupełnie inna orbita.

Dlaczego trudno zestrzelić „szahedy”

Wróg dobrze już rozpoznał rozmieszczenie naszych mobilnych grup ogniowych. Po czterech latach wojny większość lokalizacji została dokładnie przeanalizowana — mimo że jednostki te wciąż się przemieszczają. rosjanie śledzą, w których punktach przez długi czas nie było mobilnych grup ani zestawów rakietowych, i właśnie tam próbują kierować przeloty dronów. Dostosowują także wysokość lotu. Tam, gdzie operuje mobilna grupa ogniowa, „szahedy” podnoszą się powyżej 2000 metrów, by nie można było ich trafić z karabinów maszynowych. Tam, gdzie zlokalizowane są zestawy przeciwlotnicze, obniżają lot maksymalnie, by systemy ZRK nie zdążyły ich wykryć i zneutralizować. I to cała taktyka.

Jeśli chodzi o coraz niższy rzeczywisty odsetek zestrzeleń — choć oficjalnie mówi się, że nadal wynosi on 90%, to moim zdaniem jest to poważna przesada. Wystarczy spojrzeć na skutki niedawnego ataku na Kijów, kiedy liczne drony wdarły się do miasta i zniszczyły lokalne przedsiębiorstwo.

Siły Powietrzne ogłosiły, że na 250 dronów 245 zostało zestrzelonych lub utracono z nimi kontakt. Niestety, to nie do końca prawda. Takie raporty podważają zaufanie do oficjalnych komunikatów. I pojawia się pytanie: czy tylko społeczeństwu mówi się nieprawdę? Czy prezydentowi również raportuje się, że wszystko jest w porządku, że mamy sytuację pod kontrolą?

A rzeczywistość jest taka, że zestrzeliwanie „szahedów” wcale nie przebiega u nas tak dobrze. Bo prawda jest taka, że te drony w ogóle nie powinny zbliżać się do miasta.

Jak można przeciwdziałać atakom dronów

Drony należy zwalczać dronami. Jeśli nie mamy takiej możliwości, trzeba je neutralizować przy użyciu środków, które są aktualnie dostępne. Mam tu na myśli lekkie lotnictwo, a także wykorzystanie importowanych aerostatów z radarami, które pozwalają skutecznie kontrolować przestrzeń powietrzną i uzyskiwać precyzyjne informacje o położeniu dronów.

Obecnie sytuacja wygląda tak: pojawia się komunikat, że bezzałogowce lecą w stronę Sum. Dobrze. Gdzie mogą pojawić się dalej? Poltawa, Piriatyn, Pryłuki. Zgoda – pojawiły się. To znaczy, że poruszają się tym korytarzem. I na tym koniec. A przecież między Sumami, Pryłukami i Piriatynem jest wiele miejsc, gdzie można by je spokojnie zestrzelić, nie dopuszczając do ich dolotu do miast. Można to robić na przykład za pomocą lekkiego lotnictwa. Jedyne, czego potrzeba, to decyzja dowództwa.