
Moje oceny perspektyw spotkania Trumpa i putina są dialektycznie sprzeczne.
Z jednej strony widzimy, że nie działa zasada „nic o Ukrainie bez Ukrainy”. I to jest złe. Trump przez zaledwie pół roku u władzy faktycznie zniwelował różnicę między agresorem a ofiarą agresji. I to, moim zdaniem, największy możliwy negatyw. Dlatego sytuacja dla Ukrainy jest dość trudna – musi nieustannie manewrować, prowadzić rozmowy z europejskimi sojusznikami, szukać sposobów na wzmocnienie społeczeństwa od wewnątrz.
Dla Trumpa spotkanie z putinem jawi się jako perspektywa zakończenia wojny. Dla putina jest to demonstracja jego wyimaginowanej wielkości, jego zdolności do wpływania na stosunki międzynarodowe. Jestem przekonany, że rosja zgodziła się na negocjacje z Ukrainą w Turcji przy pośrednictwie strony tureckiej wyłącznie po to, by putin miał argumenty do spotkania z Trumpem.
Czy to spotkanie się odbędzie? Myślę, że dziś prawdopodobnie nie wiedzą tego ani putin, ani Trump. Ponieważ tempo rozwoju stosunków międzynarodowych jest dość szybkie i pojawi się wiele prób podejmowania szybkich decyzji. W związku z tym będziemy obserwować, jak sytuacja się rozwinie.
Ale w każdym przypadku nie powinniśmy żywić żadnych złudzeń co do możliwości szybkiego i bezwarunkowego zakończenia wojny. Już usłyszeliśmy od sekretarza stanu Marka Rubio, że mowa będzie o terytorialnych ustępstwach ze strony Ukrainy. A więc kwestia ukarania agresora nie znajduje się w porządku obrad. W rzeczywistości mamy jedynie pewną sugestię możliwej przerwy. Tak, to jest potrzebne, tak, to ma dla nas znaczenie, ale również Rosja wykorzysta tę przerwę, by przygotować się do dalszych działań agresywnych.
Wciąż znajdujemy się wewnątrz procesu globalnej turbulencji. I Ukraina w tej sytuacji może jedynie wzmacniać się poprzez procesy wewnętrzne. Ponieważ niestety na arenie międzynarodowej wiele zależy nie od nas.
Jewhen Mahda