
W świetle ostatnich wydarzeń o charakterze wojskowym i politycznym staje się coraz bardziej oczywiste, że priorytety polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych ulegają poważnej korekcie. Zachodnie media wprost piszą, że Ukraina traci poparcie Waszyngtonu, a dostawy nawet wcześniej zakontraktowanej pomocy wojskowej są poważnie opóźniane lub odwoływane. Innymi słowy, administracja Trumpa nie chce wysyłać nam nawet tego, co zostało zatwierdzone jeszcze za prezydentury Bidena.
Wśród krytycznie potrzebnego Ukrainie uzbrojenia znajduje się m.in. amunicja do systemów obrony powietrznej. Skutki braku tych dostaw widzi dziś cały kraj: w nocy z 3 na 4 lipca Kijów ponownie doświadczył jednej z najcięższych fal ataków na stolicę od początku wojny — niestety, doszło do licznych trafień.
Tymczasem jest kraj, który nieprzerwanie otrzymuje hojne i bezwarunkowe wsparcie ze strony USA. Tym krajem jest Izrael.
Tylko w ciągu jednego roku wojny w Strefie Gazy Stany Zjednoczone przekazały Izraelowi ponad 18 miliardów dolarów, w tym rakiety do systemów obrony powietrznej, broń precyzyjną, amunicję lotniczą i sprzęt wojskowy. Łączna wartość pomocy wojskowej i technicznej dla Izraela od 1959 roku przekroczyła 250 (!) miliardów dolarów.
Na tym tle wymuszona słabość ukraińskiej obrony powietrznej, która coraz częściej nie jest w stanie zestrzeliwać nawet pojedynczych rakiet nad Kijowem, świadczy o zmianie globalnych priorytetów w polityce USA. Aby zrozumieć, dlaczego Stany Zjednoczone konsekwentnie stawiają na Izrael, trzeba uwzględnić kilka kluczowych czynników — strategicznych, politycznych, historycznych, a nawet religijno-ideologicznych.
Jakie to czynniki? Polityczny komentator UA.News, Mykyta Traczuk, wspólnie z ekspertami przyjrzał się tej sprawie.
Strategiczny sojusznik w niestabilnym regionie
Izrael zajmuje absolutnie wyjątkowe miejsce w polityce zagranicznej Stanów Zjednoczonych. Posiada status „kluczowego sojusznika spoza NATO”, którego Ukraina nie ma — mimo wielokrotnych prób oficjalnego Kijowa, by uzyskać choćby zbliżone sformułowanie. Taki status zapewnia Izraelowi dostęp do specjalnych programów finansowania potrzeb wojskowych, w szczególności Foreign Military Financing (FMF), a także umożliwia pozyskiwanie zaawansowanego uzbrojenia bez konieczności uzyskiwania dodatkowych zgód Kongresu. Co więcej, Izrael jest największym na świecie stałym odbiorcą amerykańskiej pomocy wojskowej — co roku Tel Awiw otrzymuje od 3,3 do 3,8 miliarda dolarów z dedykowanych pozycji budżetowych, nie licząc dodatkowych pakietów nadzwyczajnych. W latach 2023–2024, w związku z wojną w Strefie Gazy, ta kwota wzrosła niemal sześciokrotnie.
Warto podkreślić, że Stany Zjednoczone postrzegają Izrael nie tylko jako sojusznika, ale także jako gwaranta swojej obecności i wpływów geopolitycznych na Bliskim Wschodzie. W regionie, gdzie w ostatnich latach następuje dynamiczne przetasowanie sojuszy (Arabia Saudyjska zbliża się do Chin i Iranu, Turcja podąża własnym, niezależnym kursem strategicznym), Izrael pozostaje jedynym stabilnym i niezmiennym filarem amerykańskich interesów.
Ten sojusz ma jednak swoją cenę — to sytuacja obosieczna. Tel Awiw nie ma bowiem realnej alternatywy geopolitycznej: jest otoczony przez wrogie środowisko, a wiele państw regionu wciąż nie uznaje jego istnienia jako suwerennego państwa. W takich warunkach Stany Zjednoczone pełnią de facto rolę jedynego gwaranta bezpieczeństwa i przetrwania Izraela, co automatycznie cementuje strategiczny sojusz obu państw.
Na tym tle Ukraina jawi się jako partner, którego wsparcie nie jest kluczowe dla utrzymania regionalnej równowagi sił Stanów Zjednoczonych. Wojna w Ukrainie, choć bez wątpienia niesie globalne konsekwencje, nie wpływa bezpośrednio na układ sił na Bliskim Wschodzie ani w regionie Indo-Pacyfiku.
Co więcej, pomoc dla Ukrainy podlega stałym ograniczeniom wewnętrznym, ponieważ część amerykańskich Republikanów uważa, że wojna w Europie to przede wszystkim problem Europy. Tego typu retoryka zyskuje coraz większą popularność w obliczu postępującego wyczerpywania się amerykańskich zasobów finansowych i gospodarczych.

Wpływowe lobby i polityczna tradycja
Kolejnym fundamentalnym powodem szczególnej lojalności Waszyngtonu wobec Tel Awiwu jest niezwykle silne lobby żydowskie w Stanach Zjednoczonych. Nigdy nie należy lekceważyć potęgi diaspory.
Amerykańscy Żydzi to nie tylko jedna z największych, ale i najbardziej wpływowych grup etniczno-religijnych w życiu politycznym i gospodarczym USA. Kontrolują znaczną część rynku medialnego, odgrywają kluczową rolę w sektorze bankowym, a także są aktywnie obecni w najwyższych kręgach władzy zarówno w Partii Republikańskiej, jak i Demokratycznej. To właśnie dzięki skutecznym działaniom lobbystów polityka wobec Izraela zyskała status niepodważalnego konsensusu w amerykańskiej polityce zagranicznej. Żaden prezydent USA, począwszy od Harry'ego Trumana, nie pozwolił sobie na otwartą krytykę Izraela, nie mówiąc już o ograniczaniu amerykańskiej pomocy.
Lobby to zyskało szczególną siłę za czasów Donalda Trumpa, w którego administracji kluczowe stanowiska zajmowały osoby bezpośrednio powiązane z izraelskimi kręgami politycznymi. Jego zięć Jared Kushner był głównym negocjatorem w sprawie procesu pokojowego na Bliskim Wschodzie, a jednocześnie utrzymywał bliskie relacje z rządzącą koalicją w Izraelu. Postaci takie jak były ambasador USA w Izraelu David Friedman otwarcie promowały politykę bezwarunkowego wsparcia dla Izraela, niezależnie od działań podejmowanych przez rząd Netanjahu.
Dla części amerykańskiego establishmentu politycznego — zwłaszcza konserwatywnego — Izrael to nie tylko partner, ale także symbol narodowego przetrwania oraz bastion zachodniej cywilizacji w niestabilnym regionie. To sprawia, że więzi między obydwoma państwami są wyjątkowo silne.
Ukraina nie dysponuje nawet porównywalnym lobby. Choć ukraińska diaspora w USA jest trzecią co do wielkości na świecie, jej realny wpływ polityczny pozostaje ograniczony, a kwestia wsparcia dla Ukrainy bardzo często staje się elementem politycznych rozgrywek i negocjacji.
Nawet demokratyczna administracja Joe Bidena musiała zmierzyć się z wewnętrznym sprzeciwem w Kongresie w sprawie kontynuowania finansowania dla Ukrainy, co wielokrotnie prowadziło do opóźnień w przyznawaniu pomocy. W takich warunkach kwestia ukraińska coraz częściej sprowadzana jest do poziomu doraźnego politycznego manewru, a nie traktowana jako stała, strategiczna wartość.

Ideologiczny i religijny wymiar sojuszu
Na koniec warto wspomnieć o mało znanym, ale niezwykle wpływowym czynniku — religijno-ideologicznym wymiarze relacji amerykańsko-izraelskich. Znaczna część amerykańskich polityków, zwłaszcza w środowisku ewangelikalnych protestantów, postrzega Izrael nie tylko jako państwo, ale jako element „sakralnego porządku świata”.
W ich teologii Izrael odgrywa kluczową rolę w realizacji proroctw Starego Testamentu, a wsparcie dla państwa żydowskiego traktowane jest jako część boskiego planu. Idea „narodu wybranego przez Boga”, leżąca u podstaw syjonizmu, przenosi się nie tylko na Izraelczyków, ale również na Amerykanów, postrzeganych jako kontynuatorów biblijnej misji.
Ten religijny fundament polityki nie jest jedynie deklaratywny — realnie wpływa na kształtowanie decyzji politycznych. Jest to szczególnie widoczne w polityce Donalda Trumpa, który wielokrotnie odwoływał się do swojej „misji od Boga”, zwłaszcza w kontekście poparcia dla Izraela.
Ukraina jest całkowicie pozbawiona takiego sakralnego statusu w oczach amerykańskich elit politycznych. Dla wielu nadal pozostaje jedynie państwem w Europie Wschodniej, dziwacznym efektem postsowieckiej rzeczywistości. Dlatego Ukraina zmuszona jest udowadniać swoją „przydatność” wyłącznie w kategoriach pragmatycznych. Jednak nawet najbardziej racjonalne argumenty — obrona Europy, powstrzymywanie rosji, stabilność wschodniego skrzydła NATO — nie są w stanie konkurować z głęboko zakorzenionym przekonaniem o „wyjątkowości” Izraela, wynikającym z ideologicznych i biblijnych podstaw.

Opinie ekspertów
Politolog, dyrektor Instytutu Polityki Światowej Jewhen Mahda uważa, że porównywanie sytuacji Ukrainy i Izraela jest całkowicie nieadekwatne. Zdaniem eksperta są to zupełnie różne przypadki.
„Uważam, że nie jest właściwe porównywanie pomocy udzielanej Ukrainie i Izraelowi. Warto przypomnieć, że swego czasu Stany Zjednoczone były zainteresowane powstaniem Izraela — podobnie jak Związek Radziecki, 77 lat temu. Ale dziś widzimy, że sytuacja, mimo trudnych relacji Benjamina Netanjahu z Donaldem Trumpem, pozostaje napięta, a jednak istnieją czynniki, które sprawiają, że Izrael wciąż pozostaje w czołówce krajów objętych amerykańskim wsparciem. Po pierwsze — bardzo silne lobby żydowskie, które działa w Stanach Zjednoczonych i rzeczywiście ma ogromny wpływ. Ukraina takim lobby pochwalić się nie może, a nawet jeśli zacznie teraz podejmować wysiłki w tym kierunku, nie zbuduje go szybko. Trzeba to sobie uświadomić. Po drugie — brakuje nam systemowej polityki współpracy z partnerami, w tym z Trumpem. Takiej polityki po prostu nie ma. Nazywajmy rzeczy po imieniu.
Dlatego musimy być wystarczająco elastyczni, ale przede wszystkim polegać na sobie. To w tej chwili jedyne możliwe rozwiązanie. Jeśli będziemy opierać się na własnych siłach, a wszelkie dodatkowe formy pomocy traktować jako bonus, wtedy pojawią się pewne możliwości i opcje. Natomiast jeśli będziemy polegać wyłącznie na Zachodzie, może się okazać, że zawiedzie nas w najmniej odpowiednim momencie” — podkreśla Jewhen Mahda.
Politolog, dyrektor Centrum Stosowanych Badań Politycznych „Penta” Wołodymyr Fesenko uważa, że kluczowym wyjaśnieniem wstrzymania dostaw broni ze strony USA jest fakt, że decyzję tę podjął Biden. Podejście administracji Trumpa to sygnał końca ery bezpłatnych dostaw uzbrojenia.
„Za jakiś czas dostawy zostaną wznowione, jestem o tym przekonany. Ale już za pieniądze. Darmowej pomocy nie będzie. Problem nie polega wyłącznie na tym, że mamy za mało broni. Problemem jest również to, że skala i intensywność rosyjskich ataków na Ukrainę rosną. Sytuacja stale się pogarsza, a nasze możliwości są po prostu niewystarczające. I nie chodzi tu o systemy Patriot — one nie radzą sobie z niektórymi dronami. Problem w tym, że brakuje nam innych środków przeciwdziałania. Część otoczenia Trumpa w ogóle sprzeciwia się dostawom broni dla Ukrainy. Uważają, że ten sprzęt powinien być wykorzystywany gdzie indziej lub sprzedawany, a nie przekazywany za darmo. Dlatego musimy sami zastanowić się, jak wzmocnić naszą obronę przed dronami — między innymi poprzez rozwój dronów przechwytujących.
Jeśli chodzi o Izrael — tam również bywały przerwy w dostawach pomocy. Przez długie lata Amerykanie nie wspierali Izraela. Ale po zwycięskiej wojnie sześciodniowej pomoc ruszyła i osiągnęła znaczne rozmiary. Izrael ma coś, czego nam brakuje — i trzeba to sobie jasno uświadomić. Chodzi przede wszystkim o silne lobby żydowskie. Jest ono bardzo wpływowe, a za rządów Trumpa — szczególnie. Obecnie proizraelskie lobby znajduje się nawet w najbliższym otoczeniu Trumpa. Uważam, że stanowisko tego lobby jest czynnikiem decydującym. Do tego dochodzi ogromna ilość amerykańskich interesów na Bliskim Wschodzie. Nie można też zapominać o wpływie tego regionu na światowy rynek ropy naftowej. Niestety, Ukraina nie ma takiego znaczenia” — podkreśla Wołodymyr Fesenko.
Podsumowując, różnica w podejściu USA do Izraela i Ukrainy to nie tylko kwestia politycznej kalkulacji czy ekonomicznej opłacalności. To złożony system, w którym splatają się strategiczne priorytety, wieloletnie sojusze, wpływowe lobby oraz głęboko zakorzenione przekonania ideologiczne.
Izrael cieszy się niemal bezwarunkowym poparciem Waszyngtonu, które wynika zarówno z przesłanek politycznych, jak i z fundamentów o charakterze sakralnym. Ukraina — mimo heroicznego oporu i znaczenia swojej walki dla bezpieczeństwa Europy — nie zdołała stać się dla Stanów Zjednoczonych równie naturalnym sojusznikiem. Dopóki te warunki się nie zmienią, Kijów będzie zmuszony walczyć o każdą transzę, każdy pakiet uzbrojenia i każdy gest poparcia — w brutalnej rzeczywistości geopolitycznej, gdzie interesy zawsze przeważają nad emocjami.