
W nocy z czwartku na piątek, 13 czerwca, Izrael przeprowadził zakrojony na szeroką skalę atak powietrzny na Iran. Łącznie wystrzelono ponad 300 rakiet, które trafiły w cele należące do najwyższego dowództwa wojskowego Islamskiej Republiki Iranu, naukowców zajmujących się technologiami nuklearnymi, a także w obiekty atomowe i wojskowe. Oficjalnym celem operacji było zniweczenie lub przynajmniej spowolnienie irańskiego programu jądrowego.
W odpowiedzi reżim ajatollahów zapowiedział już „gorzką przyszłość” i „masowy odwet”. W Izraelu ogłoszono mobilizację rezerwistów i zamknięto niemal wszystkie instytucje publiczne. Spodziewane są ataki dronami i rakietami.
Premier Izraela, Benjamin Netanjahu, oświadczył, że „wojna będzie długa”, ale Tel Awiw „z całą pewnością zwycięży”. Warto jednak zaznaczyć, że Izrael od niemal dwóch lat prowadzi niezbyt udaną wojnę w Strefie Gazy, a obecnie staje w obliczu ryzyka otwarcia drugiego frontu — tym razem przeciwko 90-milionowemu Iranowi.
W tym konflikcie można wyróżnić dwa główne wymiary: lokalny (czyli to, co doprowadziło do obecnej eskalacji) i globalny, który kształtuje napięcia między tymi państwami już od niemal pół wieku. Na poziomie lokalnym chodzi przede wszystkim o sytuację wokół irańskiego programu nuklearnego — reżim ajatollahów zbliżył się do stworzenia własnej broni masowego rażenia, co wywołało reakcję Tel Awiwu. W szerszym kontekście mówimy natomiast o trwającej od dekad wrogości: Iran postrzega Izrael jako egzystencjalne zagrożenie i nie uznaje w ogóle jego istnienia jako państwa, natomiast dla Izraela Iran jest jednym z głównych przeciwników geopolitycznych.
Jakie są więc rzeczywiste przyczyny konfliktu? Czy sytuacja przerodzi się w pełnowymiarową wojnę — i jak wpłynie to na Ukrainę? Temat analizuje komentator polityczny UA.News, Mykyta Traczuk.
Program jądrowy Iranu: źródło zła?
Program jądrowy Iranu ma długą i burzliwą historię. Rozpoczął się jeszcze w 1957 roku, kiedy za rządów szacha Mohammada Rezy Pahlawiego Teheran przystąpił do amerykańskiego programu „Atomy dla pokoju”, otrzymując pomoc techniczną i materialną w zakresie pokojowego wykorzystania energii jądrowej. W latach 1967–1970 Iran pozyskał już reaktory laboratoryjne i przystąpił do Układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (NPT). Po rewolucji islamskiej w 1979 roku rozwój programu został tymczasowo spowolniony, ale już po kilku latach Teheran wznowił badania oraz negocjacje z Chinami, Argentyną, Francją i rosją w sprawie reaktorów jądrowych i wzbogacania uranu.
Punktem zwrotnym był rok 2002, kiedy irańska opozycja ujawniła informacje o tajnych obiektach jądrowych w Natanz i Arak. Wywołało to poważne zaniepokojenie społeczności międzynarodowej — tym razem nie chodziło już o „pokojowy atom”, lecz o potencjalną broń jądrową.
Negocjacje z teokratycznym reżimem ajatollahów w Teheranie nie przyniosły rezultatów. W 2006 roku sprawa została przekazana Radzie Bezpieczeństwa ONZ, która zaczęła stopniowo nakładać sankcje. Stany Zjednoczone, Unia Europejska i szereg sojuszników oskarżały Iran o dążenie do pozyskania broni jądrowej, choć Teheran utrzymywał, że program ma wyłącznie charakter cywilny. Po 2010 roku presja ekonomiczna znacznie wzrosła — sankcje objęły już nie tylko sektor jądrowy, ale także system bankowy, przemysł naftowy, ubezpieczenia i inne kluczowe obszary gospodarki.
Przełom nastąpił w 2013 roku, wraz z objęciem urzędu prezydenta przez Hasana Rouhaniego, który był bardziej otwarty na negocjacje. W 2015 roku w Wiedniu osiągnięto historyczne „porozumienie nuklearne” — Wspólny kompleksowy plan działania (JCPOA). Iran zgodził się ograniczyć skalę wzbogacania uranu, zmniejszyć jego zapasy, zdemontować część wirówek, a przede wszystkim — dopuścić inspektorów MAEA do swoich obiektów jądrowych. W zamian oczekiwano stopniowego znoszenia sankcji.
Jednak w 2018 roku prezydent USA Donald Trump jednostronnie wycofał Stany Zjednoczone z porozumienia, co wywołało nową falę napięć. Iran zaczął stopniowo łamać warunki JCPOA: poziom wzbogacania uranu przekroczył dopuszczalne limity, zmieniły się również zasady przechowywania i typy używanych wirówek. W latach 2021–2022 podejmowano próby przywrócenia porozumienia z udziałem UE i rosji, jednak bezskutecznie.
Na rok 2025 JCPOA jest de facto martwe. Iran kontynuuje działalność jądrową i znajduje się na progu stworzenia bomby atomowej. MAEA informuje o ograniczonym dostępie do irańskich instalacji, a Zachód ponownie rozważa wprowadzenie sankcji, a nawet możliwość działań zbrojnych. Właściwie ten ostatni scenariusz właśnie realizuje Izrael — ponieważ dla izraelskiego państwa broń jądrowa w rękach głównego wroga stanowi zagrożenie egzystencjalne. Coraz bardziej realne staje się także ryzyko wciągnięcia w konflikt Stanów Zjednoczonych.

Konflikt między Izraelem a Iranem: historia konfrontacji
Stosunki między Izraelem a Iranem radykalnie zmieniły się po 1979 roku, kiedy w Iranie doszło do rewolucji, a monarchia szacha przekształciła się w teokratyczną republikę islamską. Za rządów szacha oba państwa utrzymywały bliskie relacje — współpracowały w sferze wojskowej, energetycznej i wywiadowczej.
Po rewolucji islamskiej nowe władze Iranu ogłosiły Izrael „syjonistycznym tworem”, „krajem szatana” i „wrogiem islamu”. Izrael zaczął być postrzegany jako główne zagrożenie dla świata islamskiego, a Teheran do dziś oficjalnie nie uznaje jego istnienia. Już na początku lat 80. Iran zaczął wspierać szyickie ugrupowania w regionie, zwłaszcza Hezbollah w Libanie, co otworzyło nowy front wojny hybrydowej.
W latach 90. i 2000. konflikt przerodził się w tzw. „wojnę w cieniu” — hybrydową konfrontację, w której kluczową rolę odgrywały działania wywiadowcze, cyberataki, likwidacje naukowców oraz wspieranie sił zastępczych (proxy). Izraelski Mossad przeprowadził szereg operacji wymierzonych w irańskich naukowców pracujących nad programem nuklearnym.
Izrael wielokrotnie atakował też składy broni, bazy Hezbollahu i irańskie oddziały w Syrii, próbując zapobiec budowie stałej infrastruktury wojskowej w pobliżu swoich granic. Z kolei Iran zbroił Hamas i Islamski Dżihad na terytoriach palestyńskich, tworząc dla Izraela wielopoziomowe zagrożenie.
Osobnym wymiarem konfliktu stała się cyberprzestrzeń. W 2010 roku wirus Stuxnet, uznawany za wspólne dzieło Stanów Zjednoczonych i Izraela, unieruchomił tysiące irańskich wirówek do wzbogacania uranu. W odpowiedzi Iran stworzył silne jednostki cybernetyczne, które przeprowadzały ataki na izraelskie wodociągi, elektrownie, systemy państwowe i inne cele. W latach 2021–2023 konfrontacja ta uległa zaostrzeniu — m.in. po cyberataku na izraelskie lotnisko i serii eksplozji w Iranie, które przypisuje się Izraelowi.
Eskalacja militarna rozpoczęła się wiosną 2024 roku, gdy po zaostrzeniu sytuacji w Strefie Gazy Izrael przeprowadził ataki na irańskie obiekty w Syrii. W odpowiedzi Iran po raz pierwszy dokonał bezpośredniego ostrzału rakietowego z własnego terytorium, używając dronów kamikadze i rakiet balistycznych. Choć większość z nich została przechwycona, sam fakt ataku pokazał, że konflikt wyszedł poza ramy wojny hybrydowej i stopniowo przeradza się w bezpośrednią wojnę powietrzną.
Bezpośredniemu starciu państw zapobiega obecnie jedynie brak wspólnej granicy. Jednocześnie społeczność międzynarodowa jest podzielona: Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Francja, Ukraina i inne kraje zachodnie opowiedziały się po stronie Izraela, natomiast Iran zacieśnił współpracę z rosją i Chinami.
Dziś konflikt izraelsko-irański jest jednym z potencjalnie najniebezpieczniejszych na świecie. Obejmuje Syrię, Irak, Liban, Strefę Gazy, Morze Czerwone oraz cyberprzestrzeń. W przypadku wybuchu wojny na pełną skalę istnieje ryzyko zaangażowania się zarówno USA i ich sojuszników, jak i rosji czy nawet Chin. W praktyce mamy do czynienia z gotowym scenariuszem trzeciej wojny światowej — biorąc pod uwagę, że Tel Awiw posiada broń jądrową, a Teheran znajduje się o krok od jej wyprodukowania. Obie strony są gotowe na zdecydowane działania i nie traktują kompromisu jako priorytetu.

Wojna Iranu z Izraelem: jak wpłynie na Ukrainę
Krótka odpowiedź — bardzo negatywnie. Wszystko zależy od tego, jak długo potrwa gorąca faza konfliktu między tymi dwoma krajami i jak głęboko zaangażują się w niego inni globalni gracze.
Jeśli eskalacja ograniczy się do wzajemnych uderzeń, a po kilku tygodniach sytuacja się uspokoi — Kijów najprawdopodobniej nie odczuje tego bezpośrednio. Jednak jeśli konflikt przerodzi się w pełnowymiarową wojnę, Ukraina z pewnością odczuje tego skutki.
Po pierwsze, nowy konflikt zbrojny rozproszy uwagę społeczności międzynarodowej, zwłaszcza Zachodu. Zasoby, pomoc wojskowa, dyplomacja, działania wywiadowcze — wszystko to będzie potrzebne Izraelowi. W takim przypadku temat Ukrainy może na pewien czas zejść na dalszy plan, a priorytetem stanie się wsparcie Tel Awiwu.
Po drugie, konflikt na Bliskim Wschodzie wzmocni pozycję rosji. Moskwa z pewnością wykorzysta moment odwrócenia uwagi Zachodu, by zwiększyć presję na Kijów. Jednocześnie niemal na pewno będzie wspierać Iran — dostarczając mu uzbrojenie, ekspertów, zasoby i inne formy pomocy.
Wreszcie, w wyniku eskalacji konfliktu między Izraelem a Islamską Republiką Iranu, ceny ropy naftowej poszły w górę — już wzrosły o 13%. A eksport ropy to jedno z głównych źródeł dochodów budżetu państwa-agresora. Każdy wzrost cen, nawet o jeden procent, oznacza dodatkowe dziesiątki miliardów dolarów w rękach putina.
Po trzecie, konflikt irańsko-izraelski jeszcze bardziej pogłębia podziały na świecie. Po stronie Izraela niemal na pewno opowiedzą się Stany Zjednoczone i inne kraje zachodnie. Po stronie Iranu — rosja, Korea Północna, Chiny oraz ogólnie państwa tzw. Globalnego Południa. Niezdecydowane pozostaje stanowisko Turcji. W efekcie dojdzie do dalszej polaryzacji międzynarodowej sceny politycznej.

Podsumowując: Bliski Wschód to miejsce, gdzie niemal zawsze można znaleźć powody do wojny — zwłaszcza między tak agresywnymi i bezkompromisowymi państwami jak Islamska Republika Iranu i Izrael.
Benjamin Netanjahu również ma swoje powody, by prowadzić wojnę. Od prawie dwóch lat trwa nieudana kampania wojskowa w Strefie Gazy, a problem Hamasu wciąż nie został rozwiązany. W kraju panuje napięta sytuacja polityczna, a nad premierem ciążą zarzuty korupcyjne, które mogą zagrozić jego przyszłości. Netanjahu rządzi państwem izraelskim — choć z przerwami — już od 1996 roku, kiedy po raz pierwszy objął urząd premiera.
Reżim ajatollahów nie jest ani lepszy, ani gorszy. To agresywna teokracja, opierająca się na własnym, głęboko religijnym i eschatologicznym pojmowaniu geopolityki. Izrael dla Teheranu to „państwo-szatan”, lider „światowego syjonizmu” i kraj, który — w dosłownym tego słowa znaczeniu — nie powinien istnieć.
Prezydent USA to jedyna osoba, która szczerze próbuje pogodzić wszystkich w tej sytuacji. Widzimy jednak, że wysiłki Donalda Trumpa na rzecz pokojowego rozwiązania konfliktów zawodzą wszędzie: zarówno w Ukrainie, jak i na Bliskim Wschodzie. A w przypadku wielkiej wojny Ameryka i tak będzie zmuszona interweniować i stanąć w obronie izraelskich sojuszników. Wygląda na to, że właśnie do tego dąży Netanjahu.
Kijów na razie pozostaje na peryferiach tego procesu. Ministerstwo Spraw Zagranicznych Ukrainy potępiło wszelkie akty przemocy i wezwało obie strony do deeskalacji oraz rozpoczęcia negocjacji. I to jest najrozsądniejsza i najbardziej wyważona z możliwych reakcji.
Pozostaje mieć nadzieję, że sprawdzi się scenariusz, według którego eskalacja między Teheranem a Tel Awiwem zakończy się w ciągu kilku tygodni. Bo wielka wojna między tymi państwami nie przyniesie niczego dobrego absolutnie nikomu — także nam.