Jutro, 5 listopada 2024 r., obywatele amerykańscy wezmą udział w wyborach prezydenckich, które zapowiadają się jako jedne z najważniejszych w historii kraju. Biorąc pod uwagę zaciętą rywalizację między głównymi kandydatami - byłym prezydentem Donaldem Trumpem z Partii Republikańskiej i obecną wiceprezydent Kamalą Harris z Partii Demokratycznej - wynik pozostaje niepewny, a analitycy przewidują, że decydujące będą głosy wyborców w stanach wahających się.
Jak wygląda obecna sytuacja w Ameryce, czy wyłoniono już wyraźnego faworyta i czego możemy spodziewać się po wyborach? UA.News przyjrzało się tej sprawie.
Sytuacja polityczna w USA: polaryzacja i jej konsekwencje
W momencie przygotowań do wyborów sytuacja polityczna w Stanach Zjednoczonych charakteryzuje się wysoką polaryzacją i znacznym napięciem. W rzeczywistości kraj jest wyborczo podzielony na dwie części.
Odkąd Joe Biden objął urząd w 2020 r., administracja Białego Domu stanęła w obliczu wyzwań na szczeblu krajowym i międzynarodowym. Pomimo pewnych osiągnięć, takich jak wznowienie wzrostu gospodarczego po pandemii COVID-19 czy zawarcie nowych umów międzynarodowych, wielu Amerykanów pozostaje niezadowolonych ze stanu rzeczy w kraju ze względu na wysoką inflację, negatywne trendy gospodarcze, skandale polityczne i obawy o bezpieczeństwo.
Republikanie, na czele z Donaldem Trumpem, aktywnie wykorzystują te czynniki w swojej kampanii wyborczej, skupiając się na krytyce polityki gospodarczej Demokratów, problemach z masową migracją (często nielegalną) i rosnącą przestępczością w dużych miastach. Partia Demokratyczna stara się skupić na sukcesach administracji Bidena, takich jak zmniejszenie bezrobocia czy podniesienie płac.
Obraz socjologiczny: kto jest w czołówce?
W rzeczywistości wciąż nie ma odpowiedzi na to pytanie. W tych wyborach nie wyłonił się wyraźny faworyt. Wielu ekspertów politycznych uważa jednak, że Donald Trump wciąż ma nieco większe szanse na ponowne przewodzenie Stanom Zjednoczonym.
Wróćmy jednak do socjologii. Najnowsze badania opinii publicznej pokazują niewielką przewagę między Trumpem a Kamalą Harris. Według Gallupa, 48% Amerykanów popiera Trumpa, podczas gdy 46% popiera Harris. Inne sondaże przeprowadzone przez ABC News/Washington Post i Quinnipiac University również wskazują na minimalną różnicę. Według RealClearPolitics średnie poparcie w całym kraju wskazuje na niemal parytetową sytuację - różnica nie przekracza 2-3% na korzyść Trumpa.
Szczególną uwagę należy zwrócić na stany, w których opinie wyborców się wahają. Są to tak zwane „swing states”, czyli „stany wahające się”. W tych wyborach jest tylko siedem takich stanów:
- Pensylwania
- Georgia
- Karolina Północna
- Wisconsin
- Arizona
- Michigan
- Nevada
We wszystkich tych stanach obaj kandydaci prowadzą z minimalnym marginesem zwycięstwa. Istnieje kilka wyjątków, ale ogólnie rzecz biorąc, różnica w wynikach między Trumpem a Harrisem mieści się obecnie w statystycznym marginesie błędu. To sprawia, że bardzo trudno jest interpretować wyniki, a każda ze stron robi to na swoją korzyść. Utrzymuje to również intrygę przy życiu: wciąż nie jest jasne, kto ostatecznie wygra.
Według sondaży YouGov i Times, Harris może zostać prezydentem. Ma 48% w Nevadzie przeciwko 47% Trumpa, 49% w Pensylwanii (46% Trumpa), tyle samo w Wisconsin (Trump ma tam 45%) i Michigan (48% przeciwko 45%). Jednocześnie ten sam sondaż pokazuje, że Trump przejmuje Karolinę Północną z 49% do 48% Harrisa, a także Gruzję z tym samym wynikiem. Arizona jest patowa: sondaże pokazują 48% dla każdego kandydata.
Jednak firma Social Science Research Solutions, która przeprowadziła sondaż dla CNN, podaje nieco inne wyniki. Według nich Harris wygrywa w Karolinie Północnej (48% wobec 47% dla Trumpa), Michigan, Wisconsin i Nevadzie. Trump wyprzedza Demokratkę w Georgii i Arizonie, czasami o ponad 51%. Jednak w Pensylwanii konkurenci znów są w impasie: po 49%. Nawiasem mówiąc, jest to bardzo ważny stan, ponieważ zwycięstwo w nim da aż 19 głosów elektorskich.
Ostatni sondaż został przeprowadzony przez NBC tuż przed wyborami. Według ich danych 49% Amerykanów jest gotowych głosować na Harris i Trumpa. Tylko 2% wyborców pozostaje niezdecydowanych.
W rzeczywistości jesteśmy świadkami „wojny sondaży”, która jest już typowa dla Stanów Zjednoczonych, gdzie niektóre wyniki mogą po prostu obalić inne. Te „swingi” mają jednak strategiczne znaczenie dla obu kandydatów i to właśnie w „swing states” koncentrują się główne wysiłki zarówno kampanii Demokratów, jak i Republikanów.
Ci pierwsi mają nadzieję zmobilizować młodych ludzi, a także mniejszości etniczne i seksualne, które tradycyjnie wspierają postępowe programy Partii Demokratycznej. Z drugiej strony Republikanie polegają głównie na starszej ludności wiejskiej i białych pracownikach, wspierając swoje stanowisko narracjami o bezpieczeństwie narodowym, wzroście gospodarczym i produkcji przemysłowej.
Inną ciekawostką jest fakt, że w swojej retoryce Trump nieustannie krytykuje migrantów (zarówno nielegalnych, jak i legalnie wpuszczonych do USA). Polityk uważa, że Partia Demokratyczna rzekomo celowo „sprowadza” obcokrajowców do kraju, aby ci głosowali na tę partię polityczną w wyborach. Republikanin zdaje się jednak nie rozumieć, że wielu imigrantów to zwykli pracownicy z rodzinami, którzy przybyli do Stanów Zjednoczonych z dość konserwatywnych krajów. A tacy ludzie są w rzeczywistości znacznie bardziej jego elektoratem niż typowi wyborcy Demokratów.
Co oferują kandydaci: porównanie idei i wartości
Donald Trump, podobnie jak podczas swojej pierwszej kampanii prezydenckiej, skupia się na hasłach nacjonalizmu gospodarczego, protekcjonizmu i do pewnego stopnia izolacjonizmu USA. Jego platforma polityczna obejmuje dalsze obniżki podatków dla przedsiębiorstw, walkę z nielegalną imigracją poprzez ściślejsze kontrole graniczne oraz wsparcie dla amerykańskich producentów.
Program polityki zagranicznej Trumpa opiera się na podejściu „America First”, które zakłada ograniczenie zobowiązań wojskowych i finansowych za granicą, jeśli nie przynoszą one oczywistych korzyści dla USA. Wyraźnie nie chce nowych wojen i najwyraźniej planuje zakończyć stare. Przynajmniej Trump regularnie wspomina o Ukrainie w swoich przemówieniach i od kilku lat mówi, że mógł powstrzymać walki niemal jednym telefonem.
Kamala Harris z kolei sugeruje kontynuowanie kursu administracji Bidena, choć z pewnymi zmianami. W szczególności Demokratka kładzie nacisk na równość społeczną i środowisko.
Jej kampania podkreśla znaczenie walki z globalnym ociepleniem i wprowadzenia nowych programów wspierających edukację i opiekę zdrowotną. Harris aktywnie opowiada się za wzmocnieniem pozycji kobiet i mniejszości, wsparciem dla imigrantów oraz zachowaniem silnych sojuszy międzynarodowych, co jest kluczowe dla bezpieczeństwa krajów partnerskich, w tym Ukrainy.
Skala wczesnego głosowania i jego znaczenie
Analizując proces wyborczy w Stanach Zjednoczonych nie sposób nie wspomnieć o możliwości wczesnego głosowania. Jest to specyficzny amerykański model wyborczy. A tegoroczna frekwencja podczas wczesnego głosowania jest imponująca.
Już ponad 78 milionów (!) Amerykanów oddało swoje głosy przed głównym dniem wyborów, co jest jednym z najwyższych wyników w historii USA. Popularność wczesnego głosowania można tłumaczyć jego wygodą oraz możliwością uniknięcia kolejek i problemów w dniu wyborów. Praktyka ta umożliwia również głosowanie osobom, które pracują w zmiennych godzinach lub mają ograniczony dostęp do lokali wyborczych ze względu na stan zdrowia lub inne czynniki.
System wczesnego głosowania w Stanach Zjednoczonych ewoluował przez dziesięciolecia i ma na celu zwiększenie poziomu uczestnictwa obywateli w procesie demokratycznym. Większość stanów zezwala wyborcom na oddawanie głosów zarówno pocztą, jak i osobiście, co zwiększa przejrzystość i dostępność wyborów.
Na przykład Kamala Harris już zagłosowała w wyborach - przedterminowo. Z drugiej strony Trump jest sceptyczny wobec takiego głosowania: twierdzi, że w 2020 r. Demokraci byli rzekomo w stanie sfałszować wyniki wyborów właśnie z powodu „wypychania” kart do głosowania we wczesnym głosowaniu korespondencyjnym. Jednak nauczony na błędach z przeszłości, tym razem Republikanin i jego kampania poświęcili dużo czasu na zachęcanie swoich zwolenników do wczesnego głosowania, w tym korespondencyjnego.
Najważniejsze momenty kampanii: od debat po zamach na Trumpa
Kampania wyborcza 2024 była pełna wydarzeń, które przyciągnęły uwagę mediów i opinii publicznej. Jednym z najgłośniejszych momentów było szczerze mówiąc słabe wystąpienie Joe Bidena podczas debaty z Trumpem. Został on tak źle przyjęty przez Amerykanów, że nawet członkowie Partii Demokratycznej mieli pewne wątpliwości co do politycznej energii Bidena i zdolności 81-letniego prezydenta do skutecznego kierowania krajem.
Przemówienie to przyczyniło się do wzrostu popularności Harris, która zdołała zdystansować się od wszystkich kontrowersji i stać się nową, młodszą i świeższą twarzą kampanii. Biden, jak wiemy, postanowił wycofać się z wyścigu prezydenckiego po porażce w debacie i zrezygnował z walki.
Jeszcze większym echem odbił się incydent z próbą zamachu na Donalda Trumpa podczas jednego z jego wieców w Pensylwanii. Choć Trump nie odniósł żadnych obrażeń (został jedynie lekko ranny, kula cudem minęła go o kilka milimetrów od głowy, ledwie trafiając polityka), to to nietrywialne wydarzenie wywołało dyskusje na temat bezpieczeństwa kandydatów i ogólnej eskalacji napięcia w amerykańskim społeczeństwie.
Wreszcie, było wiele innych momentów i skandali, takich jak dochodzenia w sprawie możliwych naruszeń etycznych w kampaniach obu kandydatów. Wszystko to zwiększa uwagę mediów i wyborców, a także polaryzuje amerykańskie społeczeństwo, które jest już bardzo zradykalizowane przez polityczną konfrontację. Niektórzy eksperci przewidują nawet możliwość wybuchu wojny domowej w Stanach Zjednoczonych. Jak na razie nie jest to jednak zbyt prawdopodobny scenariusz.
Obecnie w pobliżu Białego Domu, Kapitolu i rezydencji Kamali Harris w Waszyngtonie instalowane są konstrukcje ochronne. Publikacje takie jak The Washington Post twierdzą, że w ten sposób władze przygotowują się na możliwe masowe zamieszki.
Jednocześnie policja twierdzi, że nie ma powodów do obaw i nie ma konkretnych zagrożeń. Pamiętając jednak, jak wyglądały wybory w 2020 roku (zamieszki z rannymi i ofiarami śmiertelnymi, protestujący zajmujący Kapitol itp.), powinniśmy przygotować się na wszystko.
Implikacje międzynarodowe: czego powinien spodziewać się świat?
Konsekwencje tych wyborów będą odczuwalne daleko poza Stanami Zjednoczonymi. W rzeczywistości cały świat obserwuje ten proces.
Zwycięstwo Trumpa będzie oznaczać powrót do polityki izolacjonizmu, w której główną korzyścią będzie Ameryka, nawet jeśli oznacza to zerwanie tradycyjnych sojuszy. Może to zmienić równowagę sił w Europie, spowodować kryzys w NATO, podważyć koordynację w walce ze zmianami klimatycznymi i znacznie osłabić wsparcie dla Ukrainy i innych sojuszników USA.
Zwycięstwo Kamali Harris oznaczałoby kontynuację tego samego kursu, który realizuje Joe Biden. Obejmuje to wzmocnienie stosunków międzynarodowych i dalsze udzielanie pomocy krajom partnerskim. Dla Ukrainy wybór ten może oznaczać dalsze wsparcie zarówno militarne, jak i dyplomatyczne, co jest niezwykle ważne w kontekście rosyjskiej agresji. Jednak w tym przypadku wojna w naszym kraju prawdopodobnie potrwa jeszcze co najmniej kilka lat. Trump natomiast jest przekonany, że może zakończyć konflikt bardzo szybko.
Decydujący dzień
Jutrzejsze wybory to nie tylko walka o Biały Dom, ale także decydujący moment dla USA i całej społeczności międzynarodowej. Wyniki mogą zmienić układ sił politycznych i określić wektor rozwoju kraju na najbliższe lata. A biorąc pod uwagę fakt, że połowa świata jest w pewnym stopniu zależna od Ameryki, wyniki wyborów są szczególnie ważne.
Pomimo faktu, że dane socjologiczne często dają Trumpowi niewielką przewagę, sytuacja pozostaje nieprzewidywalna i niepewna. Wiele czynników może wpłynąć na ostateczny wynik, od frekwencji po brak mobilizacji wyborców.
Te wybory to kolejne przypomnienie, że los Stanów Zjednoczonych ma globalne implikacje, a każdy głos w tym kraju jest ważny. Ukraina, podobnie jak wiele innych krajów, będzie uważnie obserwować ten proces i jego wyniki. Nie musimy długo czekać i wkrótce dowiemy się, kto będzie przewodził Ameryce przez następne cztery lata.
Mykyta Trachuk