
Europejską przestrzenią informacyjną wstrząsnął niedawno materiał opublikowany przez niemiecki dziennik Bild. W publikacji, powołując się na anonimowych urzędników, służby wywiadowcze oraz ministra obrony Estonii, zasugerowano możliwość ataku rosji na Polskę już tego lata. W tekście zaznaczono, że zaplanowane na koniec sierpnia manewry wojskowe „Zapad-2025” mogą posłużyć jako przykrywka dla rzeczywistej agresji na Warszawę.
Warto zaznaczyć, że Bild to tabloid, a więc nie jest w pełni wiarygodnym źródłem informacji. Mimo to należy traktować jego publikacje poważnie, choćby dlatego, że w okresie od grudnia 2021 do lutego 2022 roku ten sam dziennik wielokrotnie ujawniał plany przygotowywanego przez rosję ataku na Ukrainę – łącznie z mapą kierunków uderzeń. Niestety, informacje te okazały się prawdziwe, i to w wielu przypadkach nawet w szczegółach. Dlatego całkowite ignorowanie tego typu publikacji byłoby błędem.
Doniesienia te wywołały niepokój w krajach bałtyckich, a także – co oczywiste – w samej Polsce. W tym kontekście warto przyjrzeć się temu, czy scenariusz rosyjskiego ataku na Polskę jest realistyczny, jakimi trasami może zostać przeprowadzony, jak Polska przygotowuje się na taką ewentualność oraz jakie konsekwencje taki krok mógłby wywołać dla bezpieczeństwa regionalnego i globalnego. Komentator polityczny UA.News, Mykyta Traczuk, wraz z ekspertami, postanowił przeanalizować tę kwestię.
Teoretyczne trasy inwazji rosji na Polskę w 2025 roku: od Lwowa po Suwałki
Pierwszą rzeczą, którą warto przeanalizować, jest geograficzna możliwość ataku. Najbardziej oczywistą trasą potencjalnej ofensywy z punktu widzenia Kremla mogłoby być terytorium Ukrainy, a konkretnie – jej zachodnia część.
Jednak realizacja takiego scenariusza wymagałaby całkowitej lub niemal całkowitej okupacji państwa ukraińskiego. Oznaczałoby to zdobycie Charkowa, Kijowa, Dniepra, Lwowa, pełną kontrolę nad logistyką i infrastrukturą, a także neutralizację całego systemu wewnętrznego oporu.
Nawet w najbardziej optymistycznych dla Kremla warunkach dotarcie do granicy z Polską przez Lwów w ciągu kilku miesięcy jest całkowicie nierealne. To brzmi jak czysta fantazja. Ukraina wciąż posiada znaczny potencjał obronny, zasoby mobilizacyjne, wsparcie Zachodu, a wojna trwa już ponad trzy lata bez strategicznych zmian terytorialnych na korzyść rosji.
Wreszcie, nawet w przypadku częściowej porażki Ukrainy, rosja będzie zmuszona pozostawić znaczne siły do kontrolowania okupowanych terenów. Dlatego pełnoskalowa ofensywa na Polskę przez Lwów pozostaje czysto fantastycznym scenariuszem.
W tym kontekście znacznie bardziej realistycznie wyglądałoby wykorzystanie Białorusi jako przyczółka. Kreml już raz wykorzystał terytorium Białorusi do agresji przeciwko Ukrainie w 2022 roku. Państwo związkowe z Łukaszenką na czele jest de facto wojskowym satelitą rosji, i to właśnie przez jego terytorium możliwy byłby atak na Polskę w rejonie tzw. „korytarza suwalskiego” – wąskiego pasa ziemi o szerokości około 65 km, który łączy Białoruś (a więc także rosję) z rosyjskim eksklawem w Europie – obwodem kaliningradzkim.
Zdobycie polskiego miasta Suwałki rzeczywiście byłoby strategicznym zwycięstwem rosji. Pozwoliłoby to na stworzenie lądowego mostu między dwoma rosyjskimi enklawami wojskowymi i umożliwiłoby przeprowadzenie podwójnego uderzenia na Polskę – z północnego zachodu (Kaliningrad) i ze wschodu (Białoruś).
Jednak realizacja tego planu automatycznie oznaczałaby wojnę nie tylko z Polską, ale również z Litwą – ponieważ korytarz przebiega wzdłuż litewskiej granicy. Biorąc pod uwagę obowiązywanie artykułu 5 Traktatu Północnoatlantyckiego, każdy atak na jedno z państw NATO może uruchomić mechanizm zbiorowej obrony, a rosja będzie musiała zmierzyć się z koalicją ponad 30 krajów. Co więcej, jeśli do tego czasu nie zostanie zawarte trwałe zawieszenie broni z Ukrainą, rosja ryzykuje znalezienie się w sytuacji wojny na trzech frontach – Ukraina, Polska, Litwa.
A to już nie tylko katastrofa dla rosyjskiej armii – to strategiczne szaleństwo. Nawet przy masowej mobilizacji w rosji, kraj ten najprawdopodobniej nie byłby w stanie prowadzić wojny jednocześnie z trzema państwami. Dlatego ten scenariusz pozostaje wyłącznie teoretyczny.

Rzeczpospolita Polska: umocniona, silna, uzbrojona
Polska od dłuższego czasu przygotowuje się na ewentualny konflikt z rosją, doskonale zdając sobie sprawę z potencjalnego zagrożenia. Warszawa systematycznie zwiększa budżet obronny, który w 2025 roku przekroczy 48 miliardów dolarów, co stanowi ponad 4,7% PKB — to rekord wśród wszystkich państw NATO.
Polska aktywnie kupuje najnowocześniejsze zachodnie uzbrojenie: amerykańskie czołgi Abrams, systemy obrony przeciwlotniczej Patriot, południowokoreańskie samobieżne haubice K9, wieloprowadnicowe wyrzutnie rakiet K239 Chunmoo, drony oraz samoloty F-35 i inne. Analitycy wojskowi określają polską armię jako jedną z najbardziej zdolnych bojowo na kontynencie i najsilniejszą w Europie po Siłach Zbrojnych Ukrainy i rosji. W rankingu Global Firepower ukraińskie siły zbrojne zajmują 20. miejsce na świecie, a polskie — 21.
Oprócz intensywnego przezbrojenia Polska realizuje projekt „Wschodnia Tarcza” — rozległy system umocnień, wież obserwacyjnych, zapór przeciwpancernych i konstrukcji inżynieryjnych wzdłuż granic z Białorusią i obwodem kaliningradzkim. Chodzi o budowę ponad 400 kilometrów infrastruktury obronnej.
Warszawa ogłosiła także zwiększenie liczebności sił zbrojnych do pół miliona żołnierzy, z czego co najmniej 300 tysięcy to zawodowi kontraktowi wojskowi. Dla porównania: w chwili rosyjskiej inwazji na Ukrainę liczba ukraińskich żołnierzy wynosiła około 250 tysięcy — czyli dwukrotnie mniej.
W Polsce regularnie odbywają się ćwiczenia z udziałem sojuszników z NATO — w tym Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Niemiec oraz państw bałtyckich. Warszawa intensywnie przygotowuje się na ewentualność wojny totalnej i nie polega wyłącznie na iluzorycznym bezpieczeństwie zbiorowym.

Skutki inwazji rosji na Polskę w 2025 roku: upadek czy wojna globalna
Jeśli rosja mimo wszystko odważy się na atak na Polskę, będzie to początek największego kryzysu geopolitycznego dla Zachodu od 1945 roku. Przyćmi on nawet wojnę w Ukrainie, ponieważ warunki wyjściowe będą zupełnie inne.
NATO będzie zmuszone w taki czy inny sposób uruchomić artykuł 5 Traktatu Północnoatlantyckiego i najprawdopodobniej rozpocząć działania zbrojne przeciwko federacji rosyjskiej. Taki rozwój sytuacji ma wszelkie podstawy, by przerodzić się w globalne starcie między państwami nuklearnymi, ponieważ Moskwa nie będzie w stanie wytrzymać konwencjonalnej wojny przeciwko całemu Sojuszowi — i co do tego panuje konsensus nawet wśród rosyjskich ekspertów. W takich warunkach odstraszanie jądrowe może się okazać jedyną gwarancją, że eskalacja nie doprowadzi do całkowitego zniszczenia cywilizacji. To scenariusz, którego starali się unikać wszyscy uczestnicy nawet w najgorszych czasach zimnej wojny.
Jednak istnieje też ryzyko drugiej skrajności — że NATO de facto nie odpowie na inwazję na kraj członkowski. W takim przypadku doszłoby do całkowitego i natychmiastowego załamania zachodniego systemu bezpieczeństwa, rozpadu Sojuszu, osłabienia pozycji Stanów Zjednoczonych na arenie międzynarodowej i dominacji rosji oraz Chin w nowym wielobiegunowym świecie.
Ale nawet w takim scenariuszu zajęcie części terytorium Polski nie przyniesie Moskwie żadnych strategicznych korzyści. Byłyby to zupełnie zbędne obszary z całkowicie wrogą ludnością, załamaną gospodarką, ruchem partyzanckim i całkowitą izolacją międzynarodową.
Rosyjskie kierownictwo — mimo całej swojej nieprzewidywalności i irracjonalności — najprawdopodobniej rozumie, że atak na Polskę to nie to samo, co atak na Ukrainę. Polska nigdy, w czasach współczesnej rosji, nie była przedmiotem rosyjskich roszczeń historycznych, w przeciwieństwie do Ukrainy. Nawet Związek Radziecki w pełni uznawał Polskę — choć socjalistyczną — za niezależne państwo, z własnym terytorium, armią, językiem itd. Dlatego nawet z czysto propagandowego punktu widzenia wytłumaczenie takiej inwazji byłoby niemal niemożliwe.

Opinie ekspertów
Ekspert wojskowy, pułkownik SBU w stanie spoczynku Ołeh Starikow uważa możliwość ataku Rosji na Polskę za bardzo mało prawdopodobną. Według niego, obecnie nie obserwuje się żadnych przygotowań ani formalnych powodów do takiego działania.
„Zanim państwo podejmie decyzję o tym, kogo zaatakować, musi odpowiedzieć sobie na kilka pytań. Po pierwsze – jakie zagrożenia płyną ze strony Polski? Żadne. rosja nie ma wobec Polski żadnych roszczeń terytorialnych, w przeciwieństwie do Ukrainy. Jedynym źródłem niezadowolenia może być Rzeszów, ponieważ znajduje się tam centrum logistyczne dla Sił Zbrojnych Ukrainy. Ale jeśli wojna w Ukrainie się zakończy, Rzeszów przestanie pełnić tę funkcję. To znaczy, nie ma interesu, by go atakować. Drugie pytanie – kalkulacja geopolityczna. Polska nie ma dla rosji żadnych zasobów, istotnych szlaków logistycznych, niczego takiego... Trzecie pytanie – gotowość wojskowa. Czy rosjanie mają siły na taki atak? Bardzo w to wątpię. Zgodnie z rosyjską doktryną wojskową mogą oni prowadzić 'półtorej wojny': jedną nuklearną (globalną) i jedną regionalną. Regionalną wojnę w Ukrainie już prowadzą. Powinni raczej z niej się wycofać, a nie angażować się w kolejną” — komentuje ekspert.
Starikow wskazuje również na brak zasobów ekonomicznych w rosji, które pozwalałyby jej prowadzić kolejną dużą wojnę. Ostatecznie, jego zdaniem, trudno byłoby „sprzedać” społeczeństwu rosyjskiemu wojnę z Polakami.
„Obiektywnie rzecz biorąc, nie widzimy żadnych przesłanek do ataku na Polskę. Zwłaszcza po wczorajszej rozmowie z Trumpem nie dostrzegam takich zamiarów u putina. Prawdopodobieństwo, że w najbliższym czasie dojdzie do zbrojnej inwazji rosji na Polskę, jest skrajnie niskie. I zaznaczę coś bardzo ważnego – fakt, że zaczęto mówić o możliwym ataku na Polskę, to poważny sygnał wywiadowczy świadczący o tym, że wojna w Ukrainie może zakończyć się tego lata. Ale w takim przypadku nie rozumiem, dlaczego mowa akurat o Polsce, a nie o krajach bałtyckich? Przecież należały do ZSRR, są słabsze… To po prostu poznawczy dysonans” — zaznacza Ołeh Starikow.
Z kolei ekspert wojskowy Ołeh Żdanow uważa, że atak rosji na Polskę jest możliwy — choć na razie tylko w teorii.
„Wszystko zależy od sytuacji w Ukrainie. Teoretycznie taki atak (rosji na Polskę — red.) może nastąpić pod koniec lata. Jeśli nastąpi całościowe i stabilne zawieszenie broni w Ukrainie, rosja może rozpocząć przerzucanie wojsk na Białoruś w kierunku granicy z Polską. Operacja związana z korytarzem suwalskim może wtedy stać się całkiem prawdopodobna. Czyli – teoretycznie tak. Ale w praktyce wszystko zależy od tego, czy wojna w Ukrainie się zakończy. Na razie nie widzę przesłanek, by mogło to nastąpić nagle” — stwierdza ekspert.
Podsumowując: scenariusz rosyjskiego ataku na Polskę w 2025 roku pozostaje czysto teoretyczny i skrajnie mało prawdopodobny. Operacja na taką skalę wymagałaby pełnej kontroli nad Ukrainą, przygotowanego zaplecza na Białorusi, gigantycznych zasobów wojskowych oraz gotowości do rozpoczęcia otwartej wojny z NATO.
Polska jest najtrudniejszym celem agresji w Europie — zaraz po Ukrainie. Kreml po prostu nie ma ku temu wystarczających środków: ani politycznych, ani wojskowych, ani ekonomicznych. Wszystkie ewentualne korzyści zostałyby natychmiast zniwelowane przez kolosalne ryzyka. Na chwilę obecną to raczej gra w eskalację informacyjną niż realne zagrożenie militarne.