Drugi tydzień z rzędu piszę o wydarzeniach, które miały miejsce w ciągu ostatnich siedmiu dni — i za każdym razem dziwię się, jak świat potrafi jednocześnie pomieścić w sobie rzeczy ciężkie, śmieszne i zupełnie niespodziewane.
Poniedziałki w ogóle mają w sobie szczególną magię: przywracają nas do rytmu, zmuszają na nowo poskładać się do kupy, uporządkować myśli i spojrzeć na rozpoczynający się tydzień nieco uważniej niż na pozostałe dni. Ta seria felietonów narodziła się w zeszły poniedziałek i chciałabym, aby była nie tylko przeglądem wiadomości, lecz także małym punktem równowagi — miejscem, w którym pośród chaosu świata można na chwilę zatrzymać się, odetchnąć, uśmiechnąć i spojrzeć na wydarzenia trzeźwo, ale bez zbędnego dramatyzmu.
Zacznijmy więc ten tydzień razem: spokojnie, uważnie i z dobrym nastawieniem, by dostrzegać nie tylko problemy, lecz także sensy.
Skandal korupcyjny, który w cywilizowanym kraju zakończyłby się dymisją wszystkich
W minionym tygodniu kraj został zalany takim rozmachem korupcyjnych ujawnień, że historia całkowicie logicznie przeszła również na ten tydzień. Bo są skandale, które żyją jeden dzień, a są i takie, po których w krajach demokratycznych lecą wszystkie głowy — bez wyjątku.
Zacznijmy od najbardziej wyrazistej wypowiedzi tygodnia — słów szefa Kancelarii Prezydenta Ukrainy, Andrija Jermaka:
„Prezydent jest bardzo zasadniczy. Nie ma nic wspólnego z korupcją, bo to właśnie on pozwolił organom antykorupcyjnym działać”.
Brzmi to tak, jakby nasze organy antykorupcyjne nie były niezależnymi instytucjami, lecz małym kółkiem zainteresowań przy Kancelarii Prezydenta, które pracuje tylko wtedy, gdy dostaną „zgodę”.
Ale najszczerszy komentarz padł ze strony doradcy szefa Kancelarii Prezydenta, Mychajła Podolaka:
„Korupcja to nieodłączna część współczesnej gospodarki, niezależnie od ustroju”.
Zabrzmiało to tak szczerze, jakby przypadkiem pomylił antenę z kuchnią wewnętrzną.
A teraz — o odpowiedzialności. W cywilizowanym kraju po takim rozmiarze skandalu:
rząd podałby się do dymisji w pełnym składzie;
były premier Denys Szmyhal musiałby przeprosić, bo to za jego kadencji schematy kwitły latami, i to on pisał do organów śledczych list z prośbą o „umożliwienie pracy” niezastąpionemu wicepremierowi Ołeksijowi Chernyszowowi. Temu samemu Chernyszowowi, który osobiście przyjeżdżał po gotówkę, którego wewnątrz schematu nazywano „Che Guevarą”, nie lubiano i dlatego dawano mu stare, brzydkie dolary;
premier Julia Swyrydenko również musiałaby przeprosić, bo Szmyhal, Hałuszczенко i Hrynczuk — to jej rząd;
prezydent podałby się do dymisji, szczególnie po własnych przedwyborczych słowach: „Jeśli znajdą mojego Swynarczuka — podam się do dymisji”;
rada nadzorcza „Enerhoatomu” miałaby postawione zarzuty, bo przez lata „nie zauważyć” schematów na setki milionów jest po prostu niemożliwe.
I warto podkreślić osobno: w Europie i Ameryce ministrowie podają się do dymisji z błahych powodów — nieudanego zdjęcia, niewłaściwej umowy najmu, przyjęcia „nie w tym czasie”, parkowania „nie tam”. A przy takim skandalu jak ten — nie zostałby tam nikt.
Rzeczywistość jednak wygląda tak: dwóch ministrów — Hałuszczenko i Hrynczuk — podało się do dymisji, ale to właśnie oni są tymi, których udział w schematach trudno w jakikolwiek sposób podważyć. A wszyscy ci, którzy ich powoływali, którzy „nie widzieli” schematu, którzy podpisywali listy poparcia — spokojnie siedzą na swoich stanowiskach.
W rezultacie część uczestników schematu — uciekła (przypadkiem na kilka godzin przed zatrzymaniem). Część otrzymała zarzuty, trafiła do aresztu, a kaucje za nich wpłaciły spółki z kapitałem zakładowym 1000 hrywien. Nikt nie sprawdza, skąd te firmy wzięły miliony ani jak są powiązane z figurantami. Tymczasem inni urzędnicy pozostają na swoich stanowiskach, robią poważne miny i opowiadają, jak to teraz będą walczyć z korupcją: tworzą komisje, ogłaszają audyty, przeformatowują rady nadzorcze. Imitacja pracy zamiast odpowiedzialności.
Nasi międzynarodowi partnerzy — są w rozpaczy. A nieżyczliwi już rozpowszechniają narrację, że pieniądze europejskich podatników trafiają do kieszeni ukraińskich urzędników. I teraz, niestety, niezwykle trudno to obalić.
Ale mimo całego mroku — jest mały promyk dobrych wiadomości: jeśli schemat został ujawniony, rozbity i wyniesiony na światło dzienne — to przez jakiś czas na pewno nie będzie działał. A zatem kilka milionów hrywien zostanie w budżecie. W naszych czasach nawet to jest dobrym znakiem.
Amerykański shutdown zakończony: ponad 700 tys. osób wraca do pracy
W USA zakończył się shutdown — okres, w którym rząd częściowo przestaje funkcjonować, ponieważ Kongres nie może uchwalić budżetu. Ponad 700 tys. pracowników federalnych było zmuszonych do bezpłatnych urlopów lub pracowało bez gwarancji wynagrodzenia.
Dla informacji:
łącznie w USA odnotowano około 20 shutdownów o różnej długości;
z nich 11 było dużych, czyli takich, w których masowo wysyłano ludzi na bezpłatne urlopy;
poprzedni najdłuższy trwał 35 dni;
obecny stał się nowym rekordem — 43 dni.
Shutdown to nie tylko pauza w pracy państwa. Według wyliczeń Biura Budżetowego Kongresu USA każde dwa tygodnie takiego przestoju kosztują amerykańską gospodarkę około 11 mld dolarów utraconej produkcji i usług. Części tych strat po wznowieniu pracy nie da się już odrobić: usługi publiczne nie zostały świadczone, projekty nie zostały zrealizowane, terminy zostały zerwane.
Ale teraz — wreszcie koniec. Kongres wznowił działalność, przywracany jest normalny rytm decyzji i procedur, a wszystkie procesy, które zostały zablokowane podczas budżetowego starcia, znów mogą posuwać się naprzód. Przed nami tydzień odnowienia. Tydzień, w którym wszystko wraca do ruchu po niemal półtoramiesięcznym zastoju. I na tle ostatnich wydarzeń na świecie — to naprawdę dobra wiadomość.
Skandal na Miss Universe: gdy jedna kobieta odpowiedziała za wszystkie, a karma wróciła natychmiast
W tym tygodniu o Miss Universe mówiono nie z powodu sukni, jury czy nawet zwyciężczyni. Najważniejsze wydarzenie nastąpiło w chwili, gdy Nawat Itsaragrisil — dyrektor konkursu — postanowił na żywo pozwolić sobie na coś, co w XXI wieku już dawno nie uchodzi: podniósł głos, przerwał i publicznie poniżył uczestniczkę.
Trafiło na Fátimę Bosch, reprezentantkę Meksyku — spokojną, opanowaną, pewną siebie. A on nazwał ją „głupią”, „niekompetentną”, przerywał jej, krzyczał i zachowywał się tak, jakby miała siedzieć cicho, dopóki on „wyjaśnia”.
Fátima odpowiedziała prosto i jasno:
„Nie jestem tu po to, żeby milczeć. Jestem tu po to, by mnie usłyszano”.
Po czym odwróciła się i spokojnie zeszła ze sceny. A potem wydarzyło się coś, co uczyniło tę sytuację historyczną: za nią wyszły wszystkie pozostałe uczestniczki — bez krzyku, bez dramy, z godnością. Czysta solidarność. Organizatorzy zrozumieli, że sytuacja wymknęła się poza ramy konkursu. Dyrektora natychmiast odsunięto, a on zwołał emocjonalną konferencję prasową, podczas której płakał, przepraszał i przekonywał, że „został źle zrozumiany”. Karma wróciła szybko i zasłużenie.
I nawet jeśli nie jestem feministką, jedno jest oczywiste: w 2025 roku ani w przestrzeni publicznej, ani prywatnej żaden mężczyzna nie ma prawa pozwalać sobie na poniżanie kobiety. W rezultacie: wstyd — dla niego, uznanie — dla niej, a dla nas — ważne przypomnienie, że solidarność, szacunek i godność to nie patetyczne hasła, lecz fundament cywilizowanego społeczeństwa.
Wiadomości bywają różne: ciężkie, głośne, śmieszne, inspirujące. Ale zawsze warto pamiętać, że są jedynie dekoracją naszego życia, a nie jego treścią. Nie wybieramy, w którym tygodniu wybuchnie skandal korupcyjny, w którym zakończy się shutdown ani w którym kobiety na konkursie piękności pokażą światu lekcję godności. Ale możemy wybrać, z jakim nastawieniem zaczniemy swój dzień i tydzień. A więc: hurra, poniedziałek. Nowy tydzień się zaczął — i to już dobry znak.
Halyna Cheilo