
Jak strefy wolnego handlu mogą pomóc w odbudowie terenów przyfrontowych Ukrainy? Czy istnieje zauważalna różnica w mentalności ukraińskich i europejskich przedsiębiorców? Jak kryzys niemieckiego przemysłu motoryzacyjnego może wpłynąć na gospodarkę Polski? W jaki sposób starzenie się populacji w Europie hamuje rozwój dużego biznesu i „konserwuje” inwestycje? O tych i innych tematach w wywiadzie dla UA.News opowiedział Marian Przeździecki, dyrektor Biura Handlowego Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu (PAIH) w Kijowie.
O polskich inwestycjach w Ukrainie od początku pełnoskalowej wojny
Tendencja jest oczywista — inwestycje się zmniejszyły. Zaskakujące jest jednak coś innego. Na początku tego roku oszacowaliśmy, że całkowita liczba polskich firm otwartych w Ukrainie wynosi kilkaset. To ponad 300 firm, które rozpoczęły działalność po lutym 2022 roku. Przeważnie powstawały we Lwowie, Kijowie, Winnicy i w zachodnich obwodach Ukrainy. Istnieje kilka przykładów produkcji wyrobów metalowych oraz innych, na razie niewielkich zakładów.
O specyfice ukraińskiego i polskiego sektora rolnego
Polscy inwestorzy są zainteresowani ukraińskim sektorem rolnym. Musimy jednak uwzględniać pewne różnice w skali. Polski sektor rolny nie jest duży, ale jego całkowity koszt produkcji jest wyższy niż ukraiński. Szacuje się go na wiele dziesiątek miliardów euro dzięki eksportowi żywności do Europy.
Problem polega na tym, że nasz sektor rolny jest bardzo rozdrobniony. Gospodarstwo o powierzchni 2000 hektarów to według polskich standardów niemalże oligarchia. Największe gospodarstwa w Polsce mają około 3000 hektarów.
Tymczasem w Ukrainie 3000 hektarów to średniej wielkości gospodarstwo. I tu tkwi problem. Ukraińskie firmy rolne mają własny potencjał i środki. Nie sądzę, aby polskie inwestycje były w tym sektorze szczególnie potrzebne. Istnieją pewne partnerstwa, na przykład w zakresie dzierżawy ziemi, ale mają one niewielkie znaczenie i nie wpływają na ogólny obraz.
O wolnych strefach ekonomicznych w przyfrontowych regionach i doświadczeniach Polski
Ogólnie rzecz biorąc, to dobry pomysł. Przypomina to sytuację w Polsce w latach 90. Po zniszczeniu dawnych form przemysłu pojawiły się zdegradowane obszary przemysłowe, gdzie trudno było o pracę. W Polsce było około piętnastu takich regionów i stanowiły one poważny problem.
Marian Przeździecki, dyrektor Zagranicznego Biura Handlowego Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu (PAIH) w Kijowie.
Zasady funkcjonowania wolnych stref ekonomicznych rozszerzyły się na całą terytorium kraju. Jednak same te strefy nie przestały istnieć. Po prostu dalej zarządzają nimi na tych obszarach, przyciągają inwestycje, otrzymują finansowanie. Chociaż w zasadzie całe terytorium Polski jest teraz jedną specjalną strefą ekonomiczną.
Jeśli w przyszłości Ukraina będzie musiała szukać sposobu na ożywienie gospodarki terenów przyfrontowych, zniszczonych przez wojnę, to nie widzę innego rozwiązania. W takich regionach powinno być zwolnienie z podatków, jakieś dodatkowe preferencje itp.
Czy biznes przyjdzie na te tereny? Częściowo, pewnie tak. Ale są i inne powody. To zależy od tego, jak zakończy się wojna i jakie będą gwarancje bezpieczeństwa. Bo jeśli ich nie będzie, to nie widzę perspektyw inwestowania np. w Charkowie. To miasto, w którym mieszkałem przez ponad trzy lata i czuję się niemal jak charkowianin. Ale są otwarte pytania. Na przykład bliskość do granicy z rosją i niepewność, czy w przyszłości będzie to stanowiło zagrożenie, czy nie. Dziś nie możemy określić, jak rozwinie się sytuacja.
Polski biznes, nawet z punktu widzenia odległości od granicy, bardziej interesuje się projektami w zachodniej części Ukrainy. Albo do linii Dniepru. O tym mówi się dużo, po prostu nie widzę sensu, żeby nie powiedzieć tego wprost. Inwestorzy się boją. Może sytuacja zmieni się, gdy wojna się zakończy. Ale na razie mówię to, co osobiście słyszę od przedstawicieli polskiego biznesu.
O ubezpieczeniach od ryzyk wojskowych i politycznych dla inwestorów europejskich
Ubezpieczenie biznesu od ryzyk wojskowych jest finansowane w ramach programu Ukrainian Facility. Dotyczy to także polskich instytucji finansowych. Państwowy Bank Kredytowo-Finansowy Polski, za pośrednictwem swoich bankowych partnerów w Ukrainie, również może pokrywać tego typu ryzyka. Jednakże jest to w zasadzie niewielka część sumy kredytu.
Jeśli chodzi o rekompensatę ryzyk wojskowych i politycznych finansowanych z budżetów poszczególnych krajów Unii Europejskiej, to taka państwowa program, na przykład, istnieje we Francji. Obejmuje on pokrycie całkowitej kwoty inwestycji, a nie tylko ryzyk związanych z wojną. Przystępując do takiego programu ubezpieczeniowego, przedsiębiorstwo w 100% pokrywa swoje ryzyka. Co więcej, cała kwota inwestycji w zasadzie jest rekompensowana przez francuskie państwo. Dlatego zdziwiłbym się, gdyby biznes nie skorzystał z takich warunków. W Polsce nie ma takiego programu państwowego — nie jesteśmy tak bogaci jak Francja.
Niemniej jednak, w Polsce opracowywana jest inna program na kilka dziesiątek milionów dolarów. Będzie ona obejmować rekompensatę dla polskiego biznesu, który będzie chciał inwestować w Ukrainie. Przypuszczam, że wkrótce poznamy szczegóły tego projektu.
O planach polskiego biznesu dotyczących udziału w powojennej odbudowie Ukrainy
Marian Przeździecki, dyrektor Zagranicznego Biura Handlowego Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu (PAIH) w Kijowie
Bo wcześniej o udziale w odbudowie mówiły nawet te firmy, które planowały po prostu coś sprzedać, nie do końca rozumiejąc sytuację. A teraz pozostali tylko ci, którzy rzeczywiście, celowo i z pewnością chcą wziąć udział w odbudowie.
Co powstrzymuje polskich inwestorów oprócz wojny
W Ukrainie jest problem z systemem sądowniczym. To naprawdę poważnie powstrzymuje naszych przedsiębiorców. Pamiętamy lata 90-te i początek lat 2000-nych, kiedy poważny zagraniczny biznes wchodził do Polski. Firmy zagraniczne przede wszystkim analizowały nasz system sądowniczy, czy będą w stanie rozwiązywać swoje problemy w systemie sprawiedliwości. To bardzo ważne. Na razie wiele polskich firm skarży się, że Ukraina ma jeszcze dużo pracy do wykonania w tej dziedzinie.
Wsparcie dla ukraińskich firm rozpoczynających działalność w Polsce
Główne zadanie Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu to wspieranie eksportu i przyciąganie inwestycji. Jednak w związku z tym, co się wydarzyło w Ukrainie, otworzyliśmy w naszym biurze w Warszawie centrum konsultacyjne „Diia Biznes” dla Ukraińców. Jest to przestrzeń coworkingowa, gdzie mali przedsiębiorcy mogą przyjść, popracować, uzyskać potrzebne informacje i porady. W naszym centrum jest dodatkowy personel, który pracuje wyłącznie nad ukraińskimi sprawami.
Obecnie aktywność w tym zakresie spada. Pierwsza fala zapytań już minęła. Przedsiębiorcy głównie znaleźli swoje nisze. My po prostu pomogliśmy im na początku. Ogólnie Ukraińcy są bardzo aktywni i samodzielni, szybko znajdują formy swojej działalności gospodarczej.
Na przykład, na rynku usług beauty w Warszawie dominują teraz ukraińskie firmy. Ukrainki chętnie pracują w soboty i niedziele, mają wysoką kompetencję w tej dziedzinie. Moje znajome Polki, które odwiedzają ukraińskie salony beauty, są bardzo zadowolone. Dotyczy to nie tylko branży beauty, ale także innych usług, takich jak kawiarnie i wiele innych.
Według samej ukraińskiej społeczności, łatwiej jest zaczynać działalność gospodarczą w Polsce, a potem wychodzić na rynek europejski. Należy przyznać, że Ukraina martwi się tym, że biznesy mogą już nie wrócić. Ale z drugiej strony, kraj musi mieć swoją bazę w Europie. Bez tego będzie bardzo trudno zintegrować się z resztą kontynentu.
O wartości doświadczenia ukraińskich firm w Polsce
Obserwuję zmiany w polsko-ukraińskim biznesie od 2001 roku: przez 13 lat mieszkałem w Ukrainie, pracowałem w wielu obszarach. Według moich ocen, w ukraińskim biznesie są sektory, które są bardzo europeizowane. Na przykład sektor IT nie różni się od europejskiego. Ba, w porównaniu do niemieckiego sektora IT, Ukraińcy są bardziej zaawansowani. W IT Ukraińcy również mogą konkurować z Polakami.
Niektóre grupy przemysłowe również postawiły na nowoczesny, wykształcony, dobrze przygotowany personel, menedżerów na poziomie europejskim. Jednak to tylko kilka struktur. Z kolei wielki sektor rolniczy w Ukrainie nie zyskał jeszcze specyfiki europejskiej, ponieważ na terytorium Europy nie ma tak dużych rozmiarów sektora rolniczego.
Marian Przeździecki, dyrektor Biura Handlowego Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu (PAIH) w Kijowie.
Z tego, co mi wiadomo, przedsiębiorcy, którzy otworzyli swoje firmy w Polsce, osiągają duże sukcesy w przyswajaniu standardów, norm i mechanizmów prowadzenia biznesu w Europie. A ten system jest bardzo wymagający. Unia Europejska ciągle wymyśla nowe wymagania, ograniczenia. I taki proces przyswajania standardów UE jest korzystny zarówno dla Ukraińców, jak i Polaków. Oznacza to, że ukraińska gospodarka zyskuje korzyści, inwestycje na przyszłość oraz punkt wyjścia do integracji z Europą.
Przy okazji, w Polsce nie ma tak surowych regulacji biznesowych, jak na przykład w Hiszpanii czy Niemczech. W tych krajach dochodzi jeszcze bariera językowa, mentalna itp.
O barierach mentalnych ukraińskich przedsiębiorców
Jeden z prawników polskiego pochodzenia, który pracuje w Kijowie i obsługuje polski biznes, podzielił się ze mną ciekawymi spostrzeżeniami i wnioskami. Wyróżnił trzy kwestie, które utrudniają ukraińskiemu biznesowi osiąganie sukcesów w Europie:
- Obecność silnej konkurencji - w Ukrainie nie ma takiej.
- Niska rentowność. Ukraińcy uważają, że jeśli nie masz marży na poziomie 20%, to nie jest biznes. W Europie rentowność może wynosić 3%.
- Konieczność opłacania wszystkich podatków, składek na fundusze emerytalne i inne.
Nie powiedziałbym, że to standardowa praktyka. Jednak te trzy czynniki wpływają na to, że ukraiński biznes początkowo jest w szoku i nie rozumie, jak w ogóle można prowadzić biznes w takich warunkach. Ale Europejczycy radzą sobie z tym całkiem dobrze.
Z drugiej strony, w Europie nie ma tylu różnych ryzyk, jak w Ukrainie. U nas wszystko jest spokojnie. Częściowo to sprawia, że Europejczycy są wolniejsi i spokojniejsi. W tym sensie Polacy są mniej więcej pośrodku. Natomiast biznesmeni z zachodniej Europy w ogóle nie akceptują ryzyka. Na przykład wielu z nich nie uważa wschodnich regionów Polski za odpowiednie do inwestycji. Boją się niebezpieczeństwa wojny. Wyobrażacie sobie? O czym to świadczy?
Co dopiero mówić o Dnieprze, Zaporożu, Sumach czy Charkowie, skoro biznes z Zachodniej Europy nie rozważa inwestowania nawet we wschodnią część Polski?
O czynnikach wpływających na klimat inwestycyjny
Wojna w Ukrainie nie miała dużego wpływu na atrakcyjność Polski. Na klimat inwestycyjny w większym stopniu wpływa ogólna sytuacja w Europie i światowej gospodarce. Dla Europejczyków ważny jest koszt energii. To decydujący czynnik także dla Polski. Tak się stało, że u nas przez brak energetyki jądrowej prąd jest bardzo drogi.
Marian Przeździecki, dyrektor Biura Handlowego Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu (PAIH) w Kijowie.
Handel z Niemcami stanowi 30% naszego całkowitego obrotu towarowego. Jesteśmy mocno uzależnieni od niemieckiego przemysłu maszynowego: większość komponentów do samochodów była produkowana w polskich przedsiębiorstwach. Teraz jednak zaczyna spadać niemiecka gospodarka, ponieważ jest po prostu nieefektywna.
Dlatego klimat inwestycyjny wygląda następująco: jeśli masz problemy na rynku europejskim, na europejskiej platformie, to nie będziesz myśleć o inwestycjach w Ukrainie. Będziesz myśleć, jak uratować swój biznes w Europie. Dodatkowo będziesz wystawiony na wysokie ryzyko związane z wojną. Trzeba więc zrozumieć, że wojna wybuchła niestety w nie najlepszym dla Europy czasie.
O trudnych czasach i podejściu Europejczyków do ryzyka
W samej Europie biznes już zmierza w kierunku spadku – po pierwsze. Po drugie, trzeba wziąć pod uwagę, co zauważam również w Polsce, że europejski biznes się starzeje. Ogólnie rzecz biorąc, ludzie w Europie się starzeją. Wiele niemieckich firm nie ma następców. To znaczy, właściciele, którzy mają teraz ponad 80 lat, wciąż prowadzą biznes. A ich dzieci w tym czasie podróżują, pasjonują się tatuażami lub czymś innym, ale nie biznesem swoich rodziców. Oczywiście inwestorzy w takim wieku nie będą ryzykować swoim kapitałem w Ukrainie. Nie będą ryzykować nawet w Polsce.
Duże międzynarodowe korporacje, które mają obroty liczone w setkach milionów, a nawet miliardach euro, mają swoje zasady i politykę. One również nie są zwolennikami ryzyka. Dlatego teraz nie jest najlepszy czas na przyciąganie inwestycji.
Polski biznes również ma swoje specyfiki. Opanowaliśmy metodę pracy na rynkach zachodnioeuropejskich. Na przykład nasza firma naftowa Orlen posiada prawie 1000 stacji paliw w Niemczech. Wiele polskich firm otworzyło działalność w Niemczech i rozwija się dość poważnie. To znaczy, że biznes ma stabilny teren, na którym może osiągnąć zysk, nawet 3%, ale stabilnie. I przy tym głowa nie boli od ryzyk. Tak, tam są własne podatki, swoje specyfiki. Ale jeśli już wszystko opanowałeś, nauczyłeś się, zrobiłeś, to będziesz miał zysk. Możesz wszystko obliczyć, zaproponować jakąś formułę inwestycji.
A na Ukrainie ryzyko jest wciąż bardzo wysokie. Można tu dużo zarobić, ale można też dużo stracić. Dlatego nie ma zbyt wielu chętnych do inwestowania tutaj. Moim zdaniem Polacy są gdzieś na drodze pomiędzy Ukrainą a Zachodnią Europą. U Ukraińców podoba mi się jedna wyraźnie widoczna cecha mentalności biznesowej – to chęć osiągania celu, chęć walki.
Być może jest to związane z tym, że w waszym kraju zawsze trzeba było przeżyć, ludzie się do tego przyzwyczaili. Ciągły kryzys, ciągłe ryzyko itd. I jesteście nastawieni na wynik, na zwycięstwo. A nam już nie wszystko się chce, ponieważ Europa zapewnia nam rezerwę bezpieczeństwa. Z jednej strony są ograniczenia, ale jeśli już to wszystko rozgryziesz, to czerpiesz pewną satysfakcję. Po co ryzykować?
O motywacji Ukraińców do przedsiębiorczości
W Kijowie jest 20 razy więcej kawiarni niż w Warszawie. 20 razy! Nie dwa razy, nie trzy razy, a dwadzieścia razy więcej kawiarni, różnych restauracji. Nie powiem, że ten biznes jest tu bardzo udany. Widzę, że w niektórych miejscach jest niewielu gości, a czasem wcale. Ale ludzie starają się zarobić na czymkolwiek, starają się pracować, a to oczywiście podnosi kraj.
W Warszawie sieci kawiarni nie są tak rozwinięte, a tam często pracuje ukraińska młodzież. Ale żeby ktoś z Polaków ryzykował otwieranie kawiarni w Warszawie – to jest naprawdę rzadkość. Choć są restauracje wschodnie, gruzińskie, jakieś wietnamskie, tureckie. Polskich lokali jest nadal niewiele. To też coś o czymś świadczy.