
Stabilność gospodarcza jest warunkiem niezbędnym, aby Ukraina mogła przetrwać wyniszczającą wojnę prowadzoną przez rosję. A w dalszej perspektywie – aby mogła się zmodernizować i dołączyć do Unii Europejskiej. Jednym z kluczowych elementów tego procesu jest kondycja i aktywność biznesu.
Właśnie na wsparciu przedsiębiorców, którzy bezpośrednio uczestniczą w odbudowie Ukrainy, koncentruje się działalność Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej (PUIG), której jedna z siedzib znajduje się w Warszawie. Do jej głównych zadań należy promowanie wśród polskich firm idei uczestnictwa w unijnym programie odbudowy Ukrainy „Ukraine Facility”.
Jakie konkretne instrumenty europejskiego finansowania odbudowy i modernizacji Ukrainy zostaną uruchomione w najbliższych miesiącach? Kto mimo wojny realnie inwestuje w Ukrainie? Jakie są doświadczenia związane z powrotem uchodźców po wojnie – na przykładzie krajów bałkańskich? O tym i wielu innych kwestiach w obszernym wywiadzie dla UA.News opowiada Dariusz Szymczycha –pierwszy wiceprezes Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej (PUIG), który koordynuje platformę Izby na rzecz odbudowy Ukrainy. Wcześniej pełnił funkcję ministra w Kancelarii Prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego (1995–2005).
W dniach 10–11 lipca w Rzymie odbywa się czwarta Międzynarodowa Konferencja na rzecz Odbudowy Ukrainy URC2025. Jak ocenia Pan ideę takich forów, biorąc pod uwagę, że wojna jeszcze się nie zakończyła?
Dariusz Szymczycha: Ta konferencja odbywa się co roku i ma realny wpływ na postrzeganie Ukrainy przez Zachód. Trwa już czwarty rok wojny – wiele osób się do niej przyzwyczaiło. A jeśli od czasu do czasu przedstawiciele państw zachodnich i Ukrainy spotkają się na wysokim szczeblu, by omówić to, co naprawdę się dzieje, przypomni to światu, że wojna nadal trwa. rosjanie zabijają ludzi, niszczą gospodarkę i miasta. Pomoc dla Ukrainy potrzebna jest teraz, a nie dopiero po zakończeniu działań wojennych.
Wielu mówi o dużych, długofalowych programach: co będzie po wojnie, jak przygotować proces odbudowy i modernizacji Ukrainy. Zgadzam się – trzeba cały czas planować. Ale współpraca, kooperacja gospodarcza z Ukrainą są potrzebne już dziś, nie jutro.
Moim zdaniem spotkanie z przedstawicielami Ukrainy oraz zachodnimi entuzjastami, którzy chcieliby pomóc, ale zazwyczaj w warunkach pokojowych, pokaże, co faktycznie dzieje się dziś w Ukrainie, jakie są konkretne potrzeby i co należy zrobić natychmiast.

Czy obecnie możliwy jest udział kapitału prywatnego w odbudowie Ukrainy?
Dariusz Szymczycha: W Polsko-Ukraińskiej Izbie Gospodarczej (PUIG) stale podkreślamy, że w Ukrainie działa wiele polskich firm, które weszły na ten rynek jeszcze w latach 2004–2010. I wszystkie te firmy funkcjonują normalnie – o ile w ogóle można mówić o „normalnej” działalności w warunkach wojny.
Pracują efektywnie, wspierają ukraińską gospodarkę, dają ludziom zatrudnienie, pomagają Siłom Zbrojnym Ukrainy, płacą podatki państwu. Można powiedzieć, że są to inwestycje rozpoczęte przez stronę polską jeszcze przed wojną – i które cały czas trwają.
Czy można dziś liczyć na nowe inwestycje? Być może – na zachodzie Ukrainy. Ale dopóki trwa ostrzał rosyjskiego lotnictwa, dopóki z rosji lecą rakiety, trudno mówić o zupełnie nowych projektach inwestycyjnych.
Dariusz Szymczycha, wiceprezes Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej (PUIG)
Jak polskie firmy dostosowują strategię obecności na rynku ukraińskim w związku z wojną?
Dariusz Szymczycha: Inwestycje dokonane przed wojną przyniosły dobre rezultaty. Na przykład firma FAKRO (producent konstrukcji okiennych) zajmuje połowę ukraińskiego rynku okien plastikowych. Obecnie utrzymuje swoją pozycję, aby inwestycja sprzed wojny nie straciła sensu.
W tym czasie polskie firmy działające w Ukrainie przeszły przez różne etapy. Pierwszy to problemy z dostawami energii po masowych rosyjskich atakach na ukraińską infrastrukturę energetyczną. Dziś jednak są już na to przygotowane – zapewniły sobie autonomiczne źródła zasilania i wiedzą, jak funkcjonować w warunkach kryzysu energetycznego. Dostosowały się do nowych realiów.
Drugim wyzwaniem były problemy kadrowe. W większości polskich firm poziom technologiczny produkcji jest bardzo wysoki – pracują na drogim sprzęcie ze Szwajcarii, Niemiec, Włoch. Nie da się po prostu zatrudnić osoby „z ulicy” do takiej pracy. Dlatego pojawiła się potrzeba dialogu z ukraińskimi władzami wojskowymi, aby zatrzymać wykwalifikowanych pracowników. Z tego, co wiem, po spotkaniu z przedstawicielami pięciu największych polskich firm w Ukrainie, władze wyszły im naprzeciw.
W trakcie tych rozmów firmy przedstawiły, jak wiele wnoszą do budżetu Ukrainy, jak wspierają obronę terytorialną i Siły Zbrojne Ukrainy. W rezultacie wiele z nich otrzymało status strategicznie ważnych dla państwa i możliwość zatrzymania doświadczonych specjalistów, z którymi współpracują od 10 lat i dłużej. Są to osoby o wysokim poziomie wiedzy, które mogą w przyszłości objąć stanowiska kierownicze. Warto dodać, że w większości polskich firm w Ukrainie kadrę zarządzającą stanowią Ukraińcy, a nie Polacy.
Można powiedzieć, że polski biznes działający w Ukrainie nauczył się funkcjonować w nowej rzeczywistości i potrafił utrzymać stabilną działalność. Podkreślę też, że kierownictwo tych firm bardzo dobrze ocenia współpracę z ukraińskim rządem i wsparcie ze strony władz lokalnych.

A jak ocenia Pan obecność ukraińskiego biznesu w Polsce, biorąc pod uwagę relokację części zakładów produkcyjnych w czasie wojny?
Dariusz Szymczycha: Nie obserwujemy klasycznej relokacji zakładów z Ukrainy do Polski. Dlaczego? Ponieważ warunki gospodarcze, a także podatkowe, nie sprzyjają takim przenosinom.
Widzimy natomiast ukraińskie inwestycje w Polsce. Oznacza to, że Ukraińcy kupują tutaj firmy lub aktywa. Nie wszystkie transakcje nam się podobają, nie wszystko przebiega idealnie, ale z drugiej strony widzimy bardzo wiele osób, które przyjechały do Polski i rozpoczynają tu swoje nowe życie zawodowe. To bardzo inteligentni, pracowici ludzie. W PUIG mamy liczne kontakty z takimi relokantami. Przede wszystkim chodzi o kobiety, które uruchamiają w Polsce własne projekty biznesowe. I odnoszą w tym sukcesy.
Warto zauważyć, że zanim Ukraina przystąpi do Unii Europejskiej, ci ludzie – te kobiety i firmy, które już teraz działają w Polsce – są de facto zintegrowani z Unią. Można powiedzieć, że są ambasadorami ukraińskiego biznesu w UE.
Wiecie Państwo, przed wojną działalność gospodarczą prowadziło w Polsce około 20 tysięcy Ukraińców. W czasie wojny liczba ta wzrosła do około 80 tysięcy zarejestrowanych jednoosobowych działalności gospodarczych (FOP). A ten format nie oznacza tylko jednego miejsca pracy – są firmy, w których pracuje nawet 20 osób.
To bardzo efektywna działalność – zarówno z punktu widzenia gospodarki, jak i integracji społecznej. W polskim społeczeństwie i miastach widzimy nową, produktywną energię. Te firmy już dziś działają i płacą podatki zgodnie z prawem unijnym, ponieważ Polska jest członkiem UE już od 21 lat.
Jak, Pana zdaniem, powinny przygotować się ukraińskie firmy, które chcą działać na rynku europejskim? Biorąc pod uwagę, że zniesiono już preferencje obowiązujące od początku wojny?
Dariusz Szymczycha: Warto zaznaczyć, że w Unii Europejskiej nie ma preferencji – wszyscy członkowie mają równe warunki konkurencji. Gdy Polska wchodziła do Unii, nie otrzymaliśmy wszystkiego od razu, szczególnie w sektorze rolnictwa i usług. Ten proces przebiegał krok po kroku.
Czym jest członkostwo w UE? To przede wszystkim konieczność spełniania wysokich standardów. Gdy jestem w Ukrainie i rozmawiam z przedsiębiorcami, widzę, że nadal obowiązuje tam wiele standardów postsowieckich – na przykład w budownictwie czy produkcji materiałów budowlanych. Polska odeszła od nich już 30 lat temu.
Konieczna jest europejska certyfikacja wszystkich produktów i usług – ich jakość musi odpowiadać normom obowiązującym w Polsce, Niemczech, Francji czy Hiszpanii. Bez tego rynek unijny nie otworzy się na ukraińskie produkty. Uważam jednak, że Ukraina jest w stanie spełnić te warunki, choć nie stanie się to w ciągu roku czy dwóch.
Panuje opinia, że Ukraina próbuje przejść cały proces w trybie przyspieszonym, co samo w sobie stanowi problem…
Dariusz Szymczycha: Polska przygotowywała się do wejścia do Unii przez 14–15 lat. Jak to skrócić? Ukraina nie zaczyna od zera – działa już na pewnym poziomie. Według mnie, około 40% drogi do UE jest już za nią.
Na tym etapie konieczne są negocjacje z Unią, dostosowywanie przepisów, współpraca z organizacjami biznesowymi – tak, by nowe normy nie istniały tylko na papierze, ale były rzeczywiście wdrażane. Moim zdaniem Ukraina może spokojnie spełnić wszystkie wymogi członkostwa do 2030 roku.
Trzeba jednak przygotowywać nie tylko prawo, ale i ludzi. Trzeba szkolić przedsiębiorców, urzędników administracji publicznej, deputowanych – by normy europejskie były stosowane w praktyce.

Jak przedstawiciele środowiska biznesowego w Unii Europejskiej postrzegają Ukrainę?
Dariusz Szymczycha: Ukraińskie organizacje biznesowe wykazały się bardzo dużą aktywnością w Brukseli i na forum Unii Europejskiej. Widzimy, co robi wasz rząd. Dobrze znamy i doceniamy wiceministra gospodarki Tarasa Kaczkę, który — można powiedzieć — jest jednym z pierwszych bohaterów integracji europejskiej. To jeden z tych, którzy aktywnie bronią interesów Ukrainy, zwłaszcza w obszarze handlu, gdzie wykonuje znakomitą pracę. Cały czas obserwujemy, czego Ukraina oczekuje i do czego dąży.
I to bardzo dobrze, ale trzeba pamiętać, że wszystkie te negocjacje prowadzone są wyłącznie z Komisją Europejską. A jeśli ostatecznie Komisja Europejska powie: „Tak, Ukraina spełniła wszystkie zobowiązania, należy ją przyjąć do Unii” — to wciąż nie będzie koniec drogi. To będzie dopiero drugi krok.
Kolejnym etapem jest zgoda wszystkich krajów członkowskich UE, a w praktyce oznacza to, że parlamenty wszystkich państw muszą zatwierdzić zmiany w traktacie unijnym. To nowe wyzwanie dla Ukrainy — zarówno dla jej rządu, jak i organizacji społecznych.
Dodam, że w każdym państwie Unii Europejskiej mieszka dziś duża ukraińska diaspora. I to właśnie te społeczności już teraz powinny aktywnie wpływać na opinię polityków w swoich krajach, ponieważ za 4–5 lat to ich parlamenty będą decydować, czy przyjąć Ukrainę do UE.
Jak ocenia Pan aktywność Ukraińców w Polsce i ich wkład w rozwój gospodarczy kraju?
Dariusz Szymczycha: Według szacunków ekspertów, Ukraińcy wygenerowali 2,74% PKB Polski w 2024 roku. To bardzo znaczący wpływ na naszą gospodarkę — i bardzo pozytywny. Można wręcz powiedzieć, że ich wkład ekonomiczny przewyższa wartość pomocy społecznej, jaką otrzymali uchodźcy z Ukrainy.
Ukraińcy są już nie tylko częścią naszego rynku pracy, ale również integralną częścią naszej gospodarki. Stanowią jej pozytywny i trwały element.
Co, Pana zdaniem, może skłonić część Ukraińców do powrotu do ojczyzny?
Dariusz Szymczycha: To przede wszystkim pytanie do samych Ukraińców.
Dariusz Szymczycha, wiceprezes Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej (PUIG)
Chcielibyśmy, aby w Polsce zostali Ukraińcy, którzy już tutaj mieszkają i pracują. Moim zdaniem lepiej współpracować z Ukraińcami niż, dajmy na to, z osobami z Kolumbii. Nie wiem, ilu Kolumbijczyków przyjechało do Polski, ale w jednym mieście, gdzie osiedliło się około 200 pracowników z Kolumbii, pojawiły się pewne problemy – zarówno kulturowe, jak i związane z ich zachowaniem. Dlatego dla Polaków łatwiej jest żyć i współpracować z ludźmi, którzy mają podobną kulturę, bliski język i wspólną historię – czyli z Ukraińcami.
Oczywiście, po zakończeniu wojny Ukraina będzie potrzebowała siły roboczej. Moim zdaniem część osób wróci, ale raczej nie większość. Bo ci ludzie już tutaj pracują i płacą nie tylko podatki. Dla przykładu – w Polsce około miliona cudzoziemców opłaca składki do ZUS (Zakład Ubezpieczeń Społecznych). Z tego grona 60–70 tysięcy to Ukraińcy. To znaczy, że pracują legalnie i już teraz myślą o związaniu swojego życia i aktywności zawodowej z Polską.
W jakim stopniu wojna w Ukrainie wpłynęła na atrakcyjność Polski dla zachodnich inwestorów?
Dariusz Szymczycha: Podczas trwającej wojny – nie tylko w Polsce, ale też na Słowacji, w Czechach czy na Węgrzech – nie obserwujemy dużych nowych inwestycji na taką skalę, jak miało to miejsce przed pandemią COVID-19. Można powiedzieć, że najpierw był COVID, potem krótka przerwa, a potem wybuchła wojna.
I choć obecnie nie ma tylu inwestycji co 15 lat temu, trzeba spojrzeć na to z innej perspektywy – wiele już zostało zainwestowane. Nie można oczekiwać, że każdego roku pojawiać się będą nowe inwestycje, które będą rosły o 5 czy 10% rok do roku. To było dobre podejście – ale 20 lat temu.
Obecnie mamy już wiele osiągnięć, silny przemysł – Polska jest jednym z największych producentów w Unii Europejskiej. Nasza gospodarka rośnie w tempie 3% rocznie i należy do najsilniejszych w UE. Teraz naszym zadaniem jest utrzymać ten poziom.
Które sektory są dziś motorami napędowymi polskiej gospodarki?
Dariusz Szymczycha: Po pierwsze, przemysł maszynowy – ponieważ produkujemy wiele części dla przemysłu motoryzacyjnego w Niemczech, Francji i we Włoszech. Po drugie, produkcja materiałów budowlanych. A po trzecie, sektor usług – w Polsce działa wiele centrów, które świadczą usługi finansowe na rzecz globalnych korporacji. To bardzo ważna część naszej gospodarki.
Czy dostrzega Pan jakieś zagrożenia dla polskiej gospodarki w związku z nadchodzącymi globalnymi wojnami handlowymi, zwłaszcza ze strony Stanów Zjednoczonych?
Dariusz Szymczycha: Gdybym miał możliwość osobistej rozmowy telefonicznej z prezydentem USA Donaldem Trumpem, może wiedziałbym coś więcej o takich zagrożeniach… Trzeba jednak zauważyć, że w kwestii globalnego handlu wszystko się zmieniło.
Stanowisko Unii Europejskiej zakłada swobodny obrót towarami. Pani Ursula von der Leyen postuluje zniesienie ceł na towary przemysłowe eksportowane z UE do USA – i odwrotnie. To nasza oficjalna pozycja.
Najlepszym rozwiązaniem byłby handel bez żadnych ograniczeń. To logiczne. Ale trzeba przyznać, że przyzwyczailiśmy się do innego stylu polityki – a teraz obserwujemy, jak zmienia się ona na całym świecie.
Jakie wyzwania dla rozwoju gospodarczego Polski mogą pojawić się w najbliższych latach?
Dariusz Szymczycha: Przede wszystkim problemem będzie koszt pracy, czyli wynagrodzenia. Dotąd nasz rozwój gospodarczy w dużym stopniu opierał się na tym, że roboczogodzina w Polsce była tańsza niż w Niemczech, Francji czy Włoszech.
Ale od momentu wejścia Polski do Unii minęło już 20 lat. Ludzie chcą zarabiać więcej. I ten element konkurencyjności nie jest już tak silny. Musimy więc myśleć o przejściu na produkty bardziej zaawansowane technologicznie i przynoszące większą rentowność.
Na ile bliskość Ukrainy i wojna są dziś odczuwalne w Polsce?
Dariusz Szymczycha: Kiedy trzy lata temu rozpoczęła się pełnoskalowa wojna, był to szok i nowe wyzwanie dla ludzi. Teraz to już nie jest nic nowego. Moim zdaniem większość Polaków rozumie, że lepiej wspierać Ukrainę, niż czekać na rosjan w Rzeszowie czy Przemyślu.
Większość obywateli to rozumie – i rozumieją to także siły polityczne, które obecnie rządzą krajem. Wspieramy Ukrainę – nie tylko humanitarnie, ale też wojskowo. Ale nie mówimy o tym już tak głośno, jak dwa-trzy lata temu. Bo, jak mówi przysłowie: ciszej jedziesz, dalej dojedziesz.

Jeśli chodzi o działalność platformy wsparcia odbudowy Ukrainy przy PUIG, którą Pan nadzoruje – jakie są obecnie priorytety? Jak bardzo zmieniła się Pana praca w porównaniu z pierwszymi latami inwazji?
Dariusz Szymczycha: W pierwszych latach była to klasyczna pomoc typu B2B. Teraz to już bardziej systemowe działania w ramach mechanizmu „Ukraine Facility”, mające na celu wsparcie wysiłków Ukrainy w odbudowie.
Dariusz Szymczycha, wiceprezes Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej (PUIG)
W związku z tym wspieramy również polskich przedsiębiorców, aby zapewnić im dostęp do tańszych kredytów. To działanie o charakterze systemowym – pokazujemy, jakich projektów potrzebuje Ukraina i jak można znaleźć dla nich finansowanie ze źródeł europejskich lub krajowych. To najważniejsza część naszej pracy.
Ma Pan na myśli program preferencyjnych kredytów uruchomiony przez Polskę? Jak ocenia Pan zainteresowanie polskich firm tą ofertą?
Dariusz Szymczycha: Tak, pod koniec marca uruchomiono program pożyczek na projekty odbudowy Ukrainy, skierowany do polskich firm. Zainteresowanie jest duże. Można powiedzieć, że obecnie mamy trzy główne filary polsko-ukraińskich relacji gospodarczych.
Pierwszy to firmy, które rozpoczęły działalność jeszcze przed wojną. Nadal funkcjonują w Ukrainie, produkują i sprzedają swoje wyroby na rynku ukraińskim – niektóre również w Polsce.
Drugim, bardzo istotnym elementem, jest handel – który nie wymaga inwestycji. Przedsiębiorcy kupują towary w Polsce, sprzedają je w Ukrainie i zapewniają ubezpieczenie tych transakcji. Ten model funkcjonuje bardzo dobrze, a my wspieramy również proces ubezpieczania.
Trzeci nowy filar to inwestycje związane z odbudową Ukrainy. Odpowiedni program właśnie rusza w Polsce. Pierwsze środki pojawiły się pod koniec marca, ale można je wykorzystywać wyłącznie w Polsce, przy czym wymagane jest posiadanie umowy lub memorandum z ukraińskim partnerem. Program ten zaczyna funkcjonować całkiem sprawnie.
Najważniejsze jednak będzie wdrożenie mechanizmu „Ukraine Facility”. Odpowiadać za to będzie nasz Bank Gospodarstwa Krajowego (polski bank rozwoju), choć wszystko zależy od zawarcia odpowiedniej umowy między BGK a Komisją Europejską.
Jak wysokie będą wymagania wobec beneficjentów finansowania w ramach „Ukraine Facility”? Czy będą to dotacje, czy kredyty?
Dariusz Szymczycha: To nie będą dotacje – to będą kredyty. Przewidziane jest również finansowanie dla samorządów miejskich – w tym przypadku kredyt ma być częściowo powiązany z dotacją. Ale to rozwiązanie nie zostało jeszcze oficjalnie zatwierdzone – wciąż czekamy na podpisanie umowy między BGK a Komisją Europejską. Nasz bank jest gotowy, Komisja Europejska – jeszcze nie. Tak to oceniam.
Jeśli chodzi o warunki udziału – program przewiduje standardowe warunki bankowe. Trzeba będzie przedstawić historię działalności, realne działania i legalne funkcjonowanie. Bank musi to wszystko wiedzieć i zweryfikować. To będą klasyczne warunki kredytowe – korzystniejsze niż w ukraińskich bankach.
Z mojego punktu widzenia kredyty dla ukraińskich firm w ramach „Ukraine Facility”, udzielane za pośrednictwem BGK, będą oprocentowane na poziomie ok. 2,5–3% rocznie. W Ukrainie takich warunków kredytowania się nie oferuje. To bardzo tani kredyt – ale wciąż kredyt.
Być może połowę środków zapewni Komisja Europejska, a drugą połowę – nasz bank. Najpierw jednak trzeba rozpocząć ten proces i zobaczyć, jak będzie realizowany. W każdym razie daje to ogromne możliwości. Z naszej perspektywy to bardzo duże wsparcie dla Ukrainy, a jednocześnie szansa dla polskich firm.
Przeczytaj również:
Musimy być gotowi na to, że różne kraje UE mają własne interesy: Halyna Heilo, prezeska MPA, o drodze Ukrainy do Unii Europejskiej