
W Stanach Zjednoczonych trwa właśnie wizyta ukraińskiej delegacji. Formalnie przewodniczy jej minister gospodarki Julia Swyrydenko, jednak w składzie grupy negocjacyjnej znajduje się także szef Biura Prezydenta Andrij Jermak. To właśnie on jest kluczową postacią tej wizyty i najwyraźniej odgrywa główną rolę w toczących się rozmowach.
Jak podkreśla sam szef Biura Prezydenta, wizyta ma charakter „kompleksowy”. Na porządku dziennym znajdują się kwestie dalszego wsparcia wojskowego, sytuacji na froncie, nowych sankcji wobec rosji, funkcjonowania Funduszu Odbudowy Ukrainy (w ramach umowy o surowcach), i inne. Zaplanowano wiele oficjalnych i nieoficjalnych spotkań, z których część już się odbyła.
W szerszej perspektywie ta wizyta koncentruje się na dwóch kluczowych kwestiach. Pierwszą – i najważniejszą z punktu widzenia Ukrainy – jest kontynuacja amerykańskiej pomocy wojskowej. Ostatnie pakiety obronne, przyznane jeszcze za prezydentury Joe Bidena, wygasną latem tego roku. Na razie nie uchwalono nowych, co delegacja z Kijowa chce zmienić.
Drugą, niemniej istotną kwestią są szeroko zakrojone sankcje antyrosyjskie. Ukraina zamierza przekonać Stany Zjednoczone, że rosja w rzeczywistości nie dąży do pokoju – na co wskazują m.in. zapisy memorandum, które Moskwa przekazała stronie ukraińskiej. W związku z tym Kijów domaga się wprowadzenia nowych, wyjątkowo surowych sankcji wobec federacji rosyjskiej.
Jak obecnie przebiegają rozmowy, czy wizyta zakończy się sukcesem i jaki wpływ na negocjacje z Amerykanami ma sama postać szefa Biura Prezydenta? Tematem zajął się komentator polityczny UA.News, Mykyta Traczuk.
Wizyta Jermaka w USA: przebieg wydarzeń
Wizyta ukraińskiej delegacji trwa już drugi dzień. Szef Biura Prezydenta, komentując ją na swoim kanale na Telegramie, poinformował, że udaje się skutecznie forsować kluczowe dla Ukrainy kwestie.
„Odbywa się wiele spotkań z przedstawicielami obu partii wspierających Ukrainę, a także z zespołem prezydenta USA Donalda Trumpa. Przedstawimy wyniki rozmów w Stambule, a także pokażemy, jak rosja celowo przeciąga zawieszenie broni i negocjacje – wszystko po to, by kontynuować wojnę. Prawda jest po naszej stronie” – napisał Andrij Jermak.
Przedstawiciele Ukrainy zdążyli już spotkać się z kilkoma wpływowymi amerykańskimi politykami. W szczególności szef Biura Prezydenta rozmawiał ze specjalnymi wysłannikami Donalda Trumpa ds. uregulowania sytuacji w Ukrainie: Stevem Witkoffem i Keithem Kellogiem.
Z pierwszym z nich Jermak omówił przebieg negocjacji w Stambule. Potwierdził, że Ukraina ocenia ich wyniki jako mało satysfakcjonujące. Jak podkreślił, rosja celowo opóźnia proces pokojowy, dlatego adekwatną odpowiedzią powinny być nowe, zdecydowane sankcje – w tym m.in. 500-procentowe cła dla wszystkich państw handlujących z federacją rosyjską, tzw. „sankcje wtórne”.
Mniej więcej to samo Jermak omawiał z Keithem Kellogiem. Co ciekawe, po tym spotkaniu Kellog w jednym z programów amerykańskiej telewizji ostrzegł przed groźbą poważnej eskalacji wojny rosyjsko-ukraińskiej. Jak stwierdził, po ataku SBU na rosyjskie lotnictwo strategiczne „poziom ryzyka znacząco wzrósł”. Stany Zjednoczone – mówi Kellog – zamierzają uniknąć takiego scenariusza i pracują właśnie nad jego deeskalacją.
Na wieczór 4 czerwca wizyta ukraińskiej delegacji nadal trwa. Zaplanowano jeszcze szereg spotkań.
„W Białym Domu, Departamencie Stanu i Kongresie omawialiśmy nowe sankcje wobec rosji. Muszą one uderzyć w najbardziej wrażliwe sektory – energetykę, przemysł naftowy, banki. Tak, sankcje działają. Ale potrzeba ich więcej, muszą być wdrażane szybciej i skoordynowane z Unią Europejską… Ukraina się trzyma. I nie tylko walczymy – budujemy przyszłość, w której nie będzie miejsca dla porywaczy dzieci i morderców narodów. Z USA łączy nas coś więcej niż partnerstwo – wspólne rozumienie dobra i zła” – skomentował wizytę Andrij Jermak na swoim kanale.

Kluczowe kwestie wizyty
Jak już wspomniano, głównym celem szefa Biura Prezydenta jest przekonanie amerykańskiej administracji, że rosja w rzeczywistości nie dąży do pokoju. Niektóre zapisy memorandum, które wcześniej analizował UA.News, wyglądają wręcz na celowo skonstruowane tak, by doprowadzić do zerwania negocjacji pokojowych lub całkowitego ich zablokowania.
Dlatego – zgodnie z ukraińską logiką – konieczne jest wywarcie dodatkowej presji na Moskwę poprzez nowe sankcje. Choć historia ostatnich 11 lat pokazuje, że żadna sankcja nie powstrzymała rosyjskiego agresora, to jednak coś trzeba robić – a działania powinny być częścią szeroko zakrojonej, spójnej strategii. Jeszcze ważniejsze wydaje się jednak przedłużenie amerykańskiej pomocy wojskowej.
Nie można też zapominać, że rosja również nie ustaje w próbach realizacji własnej agendy. Między innymi stara się wpłynąć na Donalda Trumpa, by ten wycofał się ze wspierania Ukrainy i nie wprowadzał kolejnych ostrych sankcji wobec federacji rosyjskiej.
W kontekście trwającej wizyty nowy wymiar zyskuje ukraiński atak na rosyjskie lotnictwo strategiczne z 1 czerwca. Plan o kryptonimie „Pajęczyna” miał prawdopodobnie na celu nie tylko zadanie strat przeciwnikowi, ale również demonstrację możliwości militarnych Kijowa i udowodnienie, że rosja pozostaje podatna na poważne ciosy. Innymi słowy – Ukraina wciąż jest „na posterunku”, trzyma się mocno, a rosja jest słaba i podatna na atak. Taki obraz sytuacji ukraińska delegacja stara się zaprezentować amerykańskim partnerom – po to, by wzmocnić swoją pozycję negocjacyjną na polu bitwy i uzyskać dalsze wsparcie.
W tym kontekście nieprzypadkowo do USA zabrano również Julię Swyrydenko, która formalnie przewodniczy całej wizycie. Kolejnym istotnym celem rozmów jest bowiem omówienie funkcjonowania Inwestycyjnego Funduszu Odbudowy Ukrainy, utworzonego w ramach umowy dotyczącej surowców. Kwestia ta jest bezpośrednio powiązana z dostawami uzbrojenia.
Wszystko wskazuje na to, że Kijów chce, aby Stany Zjednoczone przekazywały broń i inne formy wsparcia wojskowego w ramach swojego wkładu do Funduszu. Zapis o tym znajduje się w samej umowie surowcowej. Właśnie dlatego obecność minister gospodarki jest tak ważna – mówimy tu bowiem o strategicznej współpracy gospodarczej. Jak widać, wizyta ukraińskiej delegacji ma ogromne znaczenie dla dalszego rozwoju sytuacji oraz przyszłości wojny i pokoju.
Co ciekawe, Donald Trump, który jeszcze do niedawna nieustannie komentował wszystko, co związane z Ukrainą i rosją, ostatnio nagle zamilkł – nie odniósł się nawet do operacji „Pajęczyna”. Najprawdopodobniej obecny prezydent USA stoi właśnie przed koniecznością podjęcia ostatecznej decyzji w sprawie swojej polityki wobec Ukrainy: kontynuować wsparcie i presję na rosję, czy też „wycofać się z gry”. To właśnie po to, by pośrednio skłonić go do decyzji korzystnych z ukraińskiego punktu widzenia, delegacja z Kijowa udała się do Stanów Zjednoczonych.

Rola osobistości w historii
Od lat eksperci i historycy spierają się o znaczenie jednostki w procesach dziejowych. Istnieją dwa przeciwstawne podejścia: jedno zakłada, że rola jednostki jest decydująca i kluczowa; drugie – że poszczególne osoby nie mają realnego wpływu, a są jedynie „zwierciadłem” i odbiciem swojej epoki.
Można mieć różne podejście do tego zagadnienia historiozoficznego, jednak trudno zaprzeczyć, że rola jednostki jest co najmniej istotna. Szczególnego znaczenia nabiera ona w procesie negocjacyjnym – to, jak postrzega cię twój rozmówca, nie decyduje o wszystkim, ale potrafi przesądzić o bardzo wielu sprawach.
W tym kontekście postać Andrija Jermaka jako jednego z głównych negocjatorów z amerykańskimi partnerami budzi pewne kontrowersje. Z jednej strony trudno nie docenić jego umiejętności menedżerskich, biorąc pod uwagę skalę wpływu, jaki wywiera na procesy polityczne wewnątrz Ukrainy. Z drugiej strony wiadomo, że w Stanach Zjednoczonych stosunek do niego bywa niejednoznaczny.
Zwracały na to uwagę liczne zachodnie media – pisały o tym m.in. The Washington Post, The Economist i inne redakcje. Kongresmenka Victoria Spartz, choć niejednokrotnie wypowiadała się w sposób kontrowersyjny, również wprost wezwała Wołodymyra Zełenskiego do „rozwiązania problemu Jermaka”, obarczając go odpowiedzialnością za wiele trudności, z jakimi boryka się państwo ukraińskie. Wreszcie – pojawia się także kwestia jego niewystarczającej znajomości języka angielskiego na poziomie wymaganym podczas spotkań tej rangi, o czym wspominali między innymi dziennikarze z Niemiec.
To znaczy, że tego typu przypadki nie są odosobnione. Można raczej mówić o swoistej antykampanii, która w pewnym stopniu odzwierciedla niezbyt przychylny stosunek amerykańskich elit politycznych do szefa Biura Prezydenta.
Przyczyn tego stanu rzeczy jest wiele, choć obecnie nie są one kluczowe. Najważniejszy wniosek jest taki, że właśnie Andrijowi Jermakowi może być trudno osiągnąć wszystkie cele, które wyznaczyła sobie ukraińska delegacja – i to właśnie ze względu na jego niejednoznaczny wizerunek w Stanach Zjednoczonych.
W tym kontekście logiczne wydaje się, że szef Biura Prezydenta zabrał ze sobą minister gospodarki i że to ona formalnie przewodniczy „ukraińskiej ekipie” w Waszyngtonie. Jej publiczny wizerunek jest znacznie bardziej akceptowalny dla amerykańskich partnerów, co zwiększa szanse na powodzenie wizyty.
Warto dodać, że innym ukraińskim negocjatorem, który cieszy się przychylnością w USA, jest Rustem Umierow. Według doniesień medialnych minister obrony znany jest ze swojego umiarkowanego i konstruktywnego stylu dyplomatycznego. Obecnie jednak Umierow jest w pełni zaangażowany w stambulski proces negocjacyjny oraz w wewnętrzne sprawy organizacyjne resortu obrony. Najprawdopodobniej właśnie dlatego nie znalazł się w składzie delegacji, która udała się do Stanów Zjednoczonych.

Opinia eksperta
Politolog i dyrektor Ukraińskiego Instytutu Polityki, Rusłan Bortnik, uważa, że wizyta Andrija Jermaka w Waszyngtonie jest w rzeczywistości kontynuacją negocjacyjnego toru rozpoczętego w Stambule. Nie bez przyczyny podróż ta odbywa się tuż po zakończeniu rozmów w Turcji.
„Oczywiste jest, że strona ukraińska będzie starała się wykorzystać nowe rosyjskie ultimatum — oficjalnie przedstawione w formie memorandum, a nieformalnie podczas zamkniętego spotkania Miedinskiego i Umierowa — w komunikacji z Białym Domem, by pokazać, że rosja nie ma realnej woli zawarcia porozumienia pokojowego. Celem jest skłonienie USA do uruchomienia nowej fali sankcji i restrykcji wobec Moskwy, przyjęcia ustawy, która obecnie znajduje się w Kongresie i dotyczy sankcji wobec rosji, a także zwiększenia pomocy wojskowej i finansowej dla Ukrainy” – mówi Bortnik.
Jego zdaniem, w Stanach Zjednoczonych nie ma otwarcie negatywnego stosunku do osoby Jermaka. Istnieją jednak elementy pewnej nieufności i niezrozumienia roli, jaką szef Biura Prezydenta odgrywa w ukraińskim systemie politycznym.
„Według amerykańskiej hierarchii stanowisk Jermak jest najbliższy funkcji doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego. Jednak wszyscy doskonale wiedzą, że zakres kompetencji, funkcji i wpływów obecnego szefa Biura Prezydenta Ukrainy jest znacznie szerszy. To właśnie powoduje pewien chłód i napięcie, a także ogólne nieporozumienia między Białym Domem a Bankową. Nie powiedziałbym jednak, że istnieje jawna nieufność — poziom spotkań Jermaka w USA jest tego najlepszym dowodem. Czy uda mu się przekonać otoczenie Trumpa oraz kluczowych przedstawicieli Partii Republikańskiej, że rosyjskie żądania wobec Ukrainy mają charakter ultimatum i są całkowicie nie do przyjęcia? Że są próbą zerwania negocjacji — szczególnie w kontekście ukraińskich ataków na rosyjskie samoloty strategiczne oraz most krymski, co przez wielu w Waszyngtonie odbierane jest jako eskalacja konfliktu? Czy Jermakowi uda się to osiągnąć — to wielka niewiadoma. Pytanie, na które sam wciąż nie mam odpowiedzi” – podsumowuje Rusłan Bortnik.