W ostatnich tygodniach okupowane od 2014 roku obszary Donbasu (Donieck, Ługańsk oraz tereny przyległe) znalazły się na skraju załamania energetycznego. Lokalne „władze” wprowadziły nawet stan wyjątkowy, ponieważ wieczorem 22 listopada aż 65% mieszkańców pozostawało bez dostępu do energii elektrycznej.
Setki stacji transformatorowych zostały wyłączone z eksploatacji, służby komunalne zostały zmuszone do wprowadzenia awaryjnych harmonogramów dostaw energii, a wiele miejscowości spędza całe dni w niemal pełnym zaciemnieniu — podobnie jak Ukraińcy po drugiej stronie linii frontu.
Przyczyną są ataki na kluczowe obiekty energetyczne regionu, przede wszystkim na elektrociepłownie w Zujiwce i Starobeszewie. Pierwszy atak, który spowodował poważne przerwy w dostawach prądu, miał miejsce 13 listopada. Kolejne dwa masowe uderzenia przeprowadzono 18 i 22 listopada.
Warto podkreślić, że wcześniej Ukraina praktycznie nie przeprowadzała ukierunkowanych ataków na infrastrukturę energetyczną na okupowanych terenach. Słynne hasło rosyjskiej propagandy o rzekomych „8 latach bombardowania Donbasu” nie ma pokrycia w rzeczywistości. Jak jednak widzimy, logika działań uległa zmianie.
Dlaczego więc Kijów zdecydował się na bezpośrednie i precyzyjne ataki na system elektroenergetyczny okupowanego Donbasu? Sytuację analizował publicysta UA.News Mykyta Traczuk wspólnie z ekspertami.
Asymetryczna odpowiedź na ataki energetyczne federacji rosyjskiej
Zmiana ukraińskiej taktyki jest bezpośrednio związana z eskalacją rosyjskich ostrzałów infrastruktury krytycznej na terytorium kontrolowanym przez Kijów. W ostatnich miesiącach ataki na ukraińskie elektrownie, stacje transformatorowe oraz węzły energetyczne stały się regularne, powodując długotrwałe przerwy w dostawach prądu niemal w całym kraju.
rosja wykorzystuje energetykę jako narzędzie presji. Nawet stolica Ukrainy pozostaje dziś bez prądu średnio przez 12–16 godzin dziennie. W wielu regionach centralnych i wschodnich sytuacja wygląda podobnie, a po ostatnich ostrzałach zachodniej Ukrainy niedobory energii dotarły również tam.
Przez długi czas Ukraina reagowała stosunkowo powściągliwie, przynajmniej zdecydowanie unikała atakowania obiektów energetycznych znajdujących się na jej własnym, choć tymczasowo okupowanym terytorium. Jednak w warunkach przedłużającej się wojny pojawiła się zarówno militarna, jak i polityczna logika asymetrycznej odpowiedzi.
Ponieważ przeprowadzenie szerokiego i skutecznego uderzenia w głębi rosyjskiego zaplecza jest bardzo trudne, a blackout w Moskwie pozostaje na razie jedynie hipotetycznym scenariuszem, Kijów przeniósł ataki na obszar, w którym rosja posiada istotne słabe punkty — na tymczasowo okupowane tereny obwodu donieckiego.
Elektrownie w Zujiwce i Starobeszewie stanowią kluczowe węzły nie tylko dla dostaw energii elektrycznej do Doniecka i okolic, ale również „kręgosłup” całego systemu energetycznego obsługującego lokalną infrastrukturę cywilną, administrację okupacyjną, logistykę oraz przemysł wojskowy powiązany z rosyjskim kompleksem zbrojeniowym. Łącznie obie elektrownie generują około 2500 MW (2,5 GW).

Dla zobrazowania skali: jeszcze w 2014 roku łączna moc wszystkich stacji transformatorowych na obszarze Donbasu wynosiła 3,7 GW, a maksymalne zużycie energii w regionie sięgało 6,7 GW. Oznacza to, że uszkodzenie tych dwóch elektrowni prowadzi do zniszczenia blisko dwóch trzecich obecnych mocy wytwórczych na okupowanych terenach obwodu donieckiego.
Skutki braku zasilania dotykają nie tylko gospodarstw domowych, ale także zakładów przemysłowych, baz naprawczych, magazynów, centrów łączności, ciepłowni, stacji uzdatniania wody i innych obiektów, zakłócając całe łańcuchy logistyczne obsługujące rosyjskie wojsko. W praktyce oznacza to lokalną katastrofę energetyczną i infrastrukturalną dla regionu.
Poza wymiarem wojskowym, atak ma również znaczenie symboliczne. Moskwa konsekwentnie utrzymuje, że Donbas jest terytorium rosyjskim, że „rosja jest tu na zawsze”. Kijów odpowiada odwrotnie — pokazując, że kontrola rosji nie jest ani trwała, ani stabilna, a bezpieczeństwo energetyczne regionu pozostaje podatne na zagrożenia i nadal w dużej mierze zależne od działań Ukrainy.

Energia Donbasu – na barkach rosji
Należy mieć świadomość, że dostawy energii na okupowanych terytoriach od wielu lat nie są połączone z ogólnoukraińskim systemem energetycznym. Już w 2017 roku sieci energetyczne zostały przekierowane, a lokalne elektrownie cieplne zaczęły działać jako odrębne klastry zintegrowane z systemem rosyjskim.
Energia elektryczna, węgiel, zaplecze remontowe, logistyka oraz serwisowanie sprzętu – wszystko to trafia obecnie nie przez Charków, Kijów czy Dniepr, ale przez Rostów nad Donem, Krasnodar oraz inne regionalne ośrodki dyspozytorskie federacji rosyjskiej. Z tego powodu każdy atak na infrastrukturę energetyczną Donbasu nie jest już postrzegany jako uderzenie Ukrainy we własny system – obecnie jest to przede wszystkim cios wymierzony w rosję.
To bezpośredne wyzwanie dla Kremla, który przyjął na siebie rolę „energetycznego opiekuna” i operatora okupowanych terytoriów. Jeśli Moskwa deklaruje odpowiedzialność za Donieck i Ługańsk, to ponosi również odpowiedzialność za występujące tam blackouty. rosja stosuje zresztą identyczną logikę, atakując ukraińską infrastrukturę energetyczną – jak miało to miejsce w nocy z 24 na 25 listopada w Kijowie oraz w obwodach dniepropetrowskim, charkowskim, odeskim, czernihowskim i czerkaskim.
Dla samej rosji ta sytuacja rodzi szereg problemów – choć nie krytycznych, to jednak odczuwalnych. Aby utrzymać choćby minimalne standardy życia na okupowanych terenach, niezbędne są mobilne elektrownie, ekipy naprawcze oraz stałe dostawy sprzętu i paliwa. W warunkach wojny jest to wyjątkowo trudne do zorganizowania.
Każdy kolejny atak cofa rosyjskie działania o tygodnie, a nawet miesiące. Co więcej, to właśnie okupacyjne administracje zmuszone będą tłumaczyć mieszkańcom, dlaczego ich miasta pogrążają się w ciemnościach.
Przykładowo, w Doniecku od wielu lat panuje katastrofalna sytuacja z zaopatrzeniem w wodę – zwykła woda z kranów jest dostarczana według bardzo rygorystycznych harmonogramów. Teraz do tego problemu doszło również całkowite lub częściowe odcięcie dostaw energii elektrycznej.
Dla Ukrainy jest to także istotny element walki informacyjnej. Nasuwa się bowiem pytanie: jeśli federacja rosyjska nie jest w stanie zapewnić stabilności i ochrony okupowanych terytoriów nawet w najbardziej podstawowych, cywilnych aspektach, to jak miałaby poradzić sobie z realizacją innych deklarowanych celów?
Opinia eksperta
Ekspert wojskowy Ołeh Żdanow zauważa, że aspekty polityczne i informacyjne odgrywają istotną rolę w podobnych atakach Sił Zbrojnych Ukrainy. Jednak w pierwszej kolejności stoi za nimi logika czysto wojskowa i ekonomiczna.
„Jednostki wojskowe zużywają energię elektryczną. Bazy remontowe, w których serwisowany jest sprzęt, są zależne od energii elektrycznej. A podstacje trakcyjne zapewniające zasilanie kolei, po której transportowane są ładunki wojskowe? I tak dalej. Wszystkie te obiekty działają dzięki energii elektrycznej. Cała infrastruktura okupanta na części Donbasu pozostającej poza kontrolą Ukrainy. To bardzo ważny kierunek działań. Te same jednostki wojskowe korzystają również z wody. A bez energii elektrycznej nie ma wody — nie ma nic: kanalizacji, higieny osobistej, a jak przygotować posiłki bez wody? Ataki na obiekty energetyczne okupowanego Donbasu mają znaczenie polityczne dopiero w drugiej kolejności. W pierwszej wynika to z czysto wojskowo-ekonomicznej logiki” — podkreśla Ołeh Żdanow.

Kwestie moralno-etyczne i cena decyzji wojennych
Nie należy jednak zapominać, że przedstawiona logika nie usuwa z porządku dziennego ważnych kwestii moralnych i etycznych. Donieck, Ługańsk oraz okoliczne tereny to nadal Ukraina — zarówno zgodnie z ukraińskim prawem i konstytucją, jak i prawem międzynarodowym.
Ludzie mieszkający na tych obszarach pozostają obywatelami Ukrainy, niezależnie od tego, jakich paszportów używają. Wielu z nich w trakcie wojny utraciło bliskich, domy i w ogóle cały dotychczasowy świat.
Kiedy Ukraina prowadzi ataki na obiekty energetyczne na tych terenach, z formalnego punktu widzenia uderza we własną infrastrukturę — tę, którą będzie trzeba odbudować po ewentualnej deokupacji. To decyzja niezwykle trudna i choć wymuszona brutalnymi realiami, nie przynosi ulgi żadnej ze stron.
Jest jednak druga strona — los zwykłych ludzi. To oni znajdują się w ciemnych mieszkaniach, nieczynnych szpitalach, bez ogrzewania, wody czy łączności. Nie podejmują decyzji na szczeblu państwowym, nie wpływają na działania administracji okupacyjnych ani nie dowodzą armią federacji rosyjskiej. Mimo to właśnie oni ponoszą największy ciężar wojny.
Na tym polega kluczowy dramat współczesnych konfliktów: to, co z perspektywy państwa wydaje się uzasadnione i konieczne, staje się tragedią na poziomie zwykłego człowieka. Dylemat moralny zamienia się w brutalną rzeczywistość, a wojna zaciera granice między „dobrem” a „złem”, pozostawiając jedynie „celowe” i „niecelowe”. W tych warunkach ataki na infrastrukturę energetyczną pozostają narzędziem, z którego Ukraina może korzystać — choć z pełną świadomością konsekwencji.