Od ponad tygodnia ukraińską przestrzeń medialną „huczy” od głośnego skandalu wokół tzw. „taśm Mindicza”. Opublikowane przez organy antykorupcyjne nagrania ujawniają szokujące szczegóły systemowej korupcji w sektorze energetycznym, obronnym oraz innych obszarach, w które mogą być zamieszani najwyżsi przedstawiciele władz państwowych. Społeczeństwo, już głęboko zmęczone wojną, przerwami w dostawach prądu i ogólną sytuacją społeczno-gospodarczą, po raz kolejny przeżywa falę oburzenia i rozczarowania z powodu nadużyć osób kierujących państwem w najtrudniejszym czasie.
Podstawy technik politycznych i komunikacji informacyjnej wskazują, że na skandal lub głośną sprawę szkodzącą reputacji należy uruchomić strategię antykryzysową – informacyjną, mającą na celu zminimalizowanie negatywnego rozgłosu. Nic więc dziwnego, że władze nie pozostały bierne i uruchomiły mechanizmy komunikacji kryzysowej.
Obecnie można wyraźnie wyróżnić dwie główne linie tych działań: zewnętrzną, ukierunkowaną na przejęcie globalnej agendy informacyjnej, wewnętrzną, której celem jest kontrola narracji w kraju.
W jaki sposób Biuro Prezydenta próbuje opanować tę „bombę informacyjną” związaną z taśmami Mindicza i jak można ocenić zastosowane strategie medialne? Więcej w analizie UA.News.
Strategia zewnętrzna: podróże dyplomatyczne jako tarcza informacyjna
Pierwszą i najbardziej widoczną „linią obrony” przed skandalem medialnym stały się szeroko zakrojone zagraniczne wizyty kluczowych osób. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, który jeszcze niedawno apelował o maksymalne skupienie się na problemach wewnętrznych, nagle rozpoczął serię podróży zagranicznych.
Strategia wydaje się dobrze przemyślana – podobne działania były już wcześniej stosowane. Najpierw odbyła się pilna wizyta na froncie w rejonie Zaporoża. Zełenski pojawił się w okolicach Orichowa, na bardzo trudnym odcinku, co stworzyło wizerunek przywódcy czasu wojny, przebywającego na linii frontu wraz z żołnierzami. Wizyta ta stanowiła silny, choć bardzo krótki impuls medialny.

Następnie rozpoczęło się właściwe tournée dyplomatyczne. Pierwszym przystankiem była Grecja. Podczas spotkania z premierem tego kraju omawiano współpracę w zakresie bezpieczeństwa i obrony, a także – co szczególnie istotne w kontekście skandalu energetycznego i ataków na infrastrukturę gazową Ukrainy – potencjalne dostawy amerykańskiego skroplonego gazu do Ukrainy przez greckie terminale. Rozmawiano również o imporcie tradycyjnego gazu ziemnego. Zełenski zaproponował ponadto lokalnym firmom przemysłowym współpracę przy wspólnej produkcji uzbrojenia.
Kolejnym etapem wizyty była Francja. Głównym tematem rozmów z Emmanuelem Macronem były dostawy myśliwców Rafale oraz systemów obrony powietrznej dla Ukrainy. W mediach podpisanie dokumentu dotyczącego myśliwców określano jako „historyczne porozumienie”, które znacząco wzmocni zdolności obronne kraju. W rzeczywistości jednak jest to raczej gest polityczny i zabieg wizerunkowy niż realne wzmocnienie militarne – dostawy mogą potrwać ponad dekadę, same maszyny nie zostały jeszcze wyprodukowane, a Ukraina dysponuje ograniczonymi środkami finansowymi.
Kolejnym punktem wizyty Zełenskiego była Hiszpania, gdzie również poruszano kwestie wsparcia i dostaw uzbrojenia. Prezydent spotkał się z lokalnymi producentami broni, lecz nie przedstawiono żadnych konkretnych wyników rozmów.
Obecnie prezydent Ukrainy przebywa w Turcji, gdzie, według oficjalnych informacji, rozpoczęło się już spotkanie z tureckim przywódcą Recepem Tayyipem Erdoğanem, poświęcone potencjalnemu wznowieniu procesu negocjacyjnego w sprawie pokoju w Ukrainie. Niewykluczone, że do rozmów dołączy także specjalny przedstawiciel Donalda Trumpa, Steve Witkoff.
Cała ta podróż ma niewątpliwie określoną wartość dyplomatyczną. Jednak jej chronologia i intensywność wyraźnie zbiegają się z eskalacją skandalu wewnętrznego. Każde spotkanie i każda fotografia z zagranicznymi przywódcami stopniowo wypiera z przestrzeni medialnej niewygodne pytania dotyczące „taśm Mindicza”.
Równocześnie okazało się, że poza Ukrainą przebywają również inni potencjalni uczestnicy tej głośnej sprawy. Szef Biura Prezydenta Andrij Jermak, sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego Ukrainy Rustem Umierow oraz prawdopodobnie inni urzędnicy, których nazwiska pojawiają się w związku z opublikowanymi nagraniami, są obecnie poza krajem.
W ten sposób zewnętrzna strategia Biura wygląda na klasyczny zabieg przesunięcia narracji i budowania własnego przekazu. Gdy nie da się skandalu zignorować, należy go przyćmić głośniejszymi – i najlepiej pozytywnymi – informacjami na temat międzynarodowego wsparcia, strategicznych porozumień oraz nadziei na pokój.

Strategia wewnętrzna: milczenie i dyskredytowanie krytyków
Jeśli na zewnątrz władza prezentuje silną aktywność międzynarodową i zaangażowanie na rzecz państwa, to wewnątrz kraju jej działania są znacznie bardziej subtelne i prowadzone dwutorowo. Łączą taktykę milczenia z kontrolowaną dyskusją prowadzoną w ściśle określonych ramach.
Pierwszym narzędziem jest całkowita blokada informacyjna na mediach lojalnych wobec władz. Wiele kanałów w serwisie Telegram (w tym tych z milionowymi zasięgami) oraz mediów uważanych za sprzyjające kręgom rządzącym albo całkowicie pomija temat „taśm Mindicza”, albo wspomina o nim sporadycznie i niemal mimochodem. Dla dużej części odbiorców tych platform skandal właściwie nie istnieje, co tworzy wrażenie „normalności” i informacyjnego spokoju.
Drugie narzędzie to kreowanie określonych narracji przez media, kanały Telegram, ekspertów politycznych i blogerów, którzy, ze względu na skalę sprawy, są zmuszeni się do niej odnieść. Ich przekaz opiera się na kilku kluczowych tezach.

Najczęściej przywoływana to odwołanie do prawa – podkreśla się, że jakiekolwiek przewinienia muszą zostać udowodnione w sądzie, a proces sądowy może potrwać wiele lat, wobec czego „na razie nie ma o czym mówić”. W ten sposób społeczeństwo zachęca się do odłożenia dyskusji na czas nieokreślony.
Druga teza skupia się na braku bezpośrednich dowodów winy najwyższych urzędników, w tym prezydenta Ukrainy. Akcentuje się, że głowa państwa nie miała wiedzy o sytuacji, a gdy ją uzyskała – natychmiast podjęła odpowiednie działania. Jeśli chodzi o innych przedstawicieli władzy, podnosi się, że nawet jeśli doszło do pewnych rozmów, same w sobie nie stanowią one podstawy do oskarżeń o konkretne przestępstwa, dopóki nie stwierdzi tego sąd – co ponownie odsyła do pierwszej tezy.
Wreszcie trzecia, najbardziej radykalna i – mówiąc wprost – absurdalna narracja polega na dyskredytowaniu źródeł informacji. Organy antykorupcyjne (NABU i SAP), aktywiści oraz dziennikarze, którzy ujawnili głośne materiały i podejmują próby ich analizy, są oskarżani, zgodnie z typowym schematem, o współpracę z rosyjskimi służbami specjalnymi lub o działanie na korzyść federacji rosyjskiej poprzez osłabianie Ukrainy w wojnie informacyjnej.
Ta retoryka pozwala przenieść dyskusję z płaszczyzny faktów na płaszczyznę politycznych etykiet i głośnych oskarżeń, za którymi kryje się całkowity brak merytorycznych argumentów. Określenie struktur antykorupcyjnych, powstałych i działających pod bezpośrednim patronatem zachodnich partnerów liberalnego skrzydła, jako „rosyjskich agentów” wymaga poważnej intelektualnej ekwilibrystyki i wyraźnego relatywizmu moralnego.
Bezpodstawne nazywanie „agentami Kremla” poszczególnych dziennikarzy, mediów, ekspertów, blogerów, a nawet deputowanych jest znacznie łatwiejsze, lecz prowadzi do przerzucenia odpowiedzialności. Uwaga zostaje przesunięta z tego, co faktycznie się wydarzyło (gigantyczne afery korupcyjne w kluczowych dla państwa i społeczeństwa sektorach), na to, kto i co o tym pisze – rzekomo „po co poruszacie ten temat publicznie?”. Natomiast nie pojawia się pytanie skierowane do bohaterów ujawnionych nagrań: dlaczego, panowie, dopuszczaliście się kradzieży? Czy w ten sposób nie działacie na korzyść wroga, obiektywnie osłabiając Ukrainę?
Najbardziej absurdalny argument sprowadza się do stwierdzenia, że część rosyjskich mediów i blogerów aktywnie komentuje skandal korupcyjny, co ma sugerować jakiś rzekomy „związek” między nimi a śledczymi i organami antykorupcyjnymi w Ukrainie. Tymczasem dla rosyjskich komentatorów Ukraina jest wrogiem, oczywiste więc, że będą nagłaśniać wszelkie problemy dotyczące przeciwnika. Tak samo ukraińskie media relacjonują konflikty, afery i kryzysy wewnątrz rosji. Jest to element wojny informacyjnej, a ci, którzy udają, że tego nie rozumieją – albo kłamią, albo świadomie manipulują.

Podsumowując, obecna strategia antykryzysowa Biura Prezydenta w związku ze skandalem wokół „taśm Mindicza” sprawia wrażenie słabej i pozbawionej pewności. Ta sprawa może stanowić najpoważniejszy cios w reputację obecnych władz od początku pełnoskalowej wojny. Mimo to reakcja wydaje się ospała i najmniej profesjonalna w całym tym okresie.
Strategia zewnętrzna, choć szeroko zakrojona, nie wygląda na spójną i wzbudza pytania dotyczące jej adekwatności i priorytetów. Natomiast działania wewnętrzne, oparte na przemilczaniu i próbach kontrolowania narracji, nie odpowiadają skali zagrożenia i ciężarowi afery.
W sytuacji, gdy społeczeństwo oczekuje jasnych odpowiedzi i zdecydowanych działań, takie podejście odbierane jest jako próba przeczekania kryzysu, a nie jego rozwiązania. To ryzykowna strategia i obecnie sprawia wrażenie, że władza przegrywa przestrzeń informacyjną, lub przynajmniej na pewno nie potrafi jej wygrać.
Zamiast przedstawić przekonujące i transparentne stanowisko oraz zagwarantować realne śledztwo (bez obaw o dojście do najwyższego szczebla), władza wybrała taktykę odwracania uwagi i rozmywania odpowiedzialności, co w dłuższej perspektywie może zaszkodzić zarówno jej samej, jak i państwu jako całości.