6 listopada polscy kierowcy ciężarówek zablokowali punkty wjazdowe i wyjazdowe na granicy z Ukrainą. Głównym celem protestujących było przywrócenie zezwoleń dla ukraińskich kierowców ciężarówek. Twierdzili, że takie uproszczenie szkodzi polskiej gospodarce.
W ciągu 1,5 miesiąca miało miejsce wiele wydarzeń. Prawie wszystkie drogowe punkty kontrolne zostały zablokowane. A 18 grudnia rozpoczęła się nowa fala blokad. Po raz kolejny przyłączyli się do niej polscy rolnicy.
Przeczytaj o wznowieniu blokady granicy, żądaniach protestujących, reakcji polskiego rządu i szkodach po stronie ukraińskiej w artykule.
Punkt kontrolny otwarty od tygodnia? Zablokujmy go ponownie
Przejście graniczne Jagodzin-Dorohusk jest największym drogowym przejściem granicznym na granicy ukraińsko-polskiej. Dlatego jego blokada, która trwała od 6 listopada do 11 grudnia, była prawdziwym ciosem dla logistyki ukraińskich przewoźników.
Oprócz stania w kolejkach tygodniami, kierowcy umierali na parkingach lub na drodze podczas oczekiwania. I oczywiście gospodarka Ukrainy zaczęła cierpieć.
Jednak 11 grudnia ukraiński minister infrastruktury Oleksandr Kubrakov ogłosił, że blokada ruchu ciężarówek przez przejście graniczne Jagodzin-Dorohusk została zniesiona.
«To była trudna praca, ale to jeszcze nie koniec. Granica musi zostać w pełni odblokowana i dalsze blokady nie będą dozwolone. Kontynuujemy pracę, biorąc pod uwagę interesy naszych przewoźników i państwa».
Stabilny ruch ciężarówek został przywrócony o godzinie 14:00 tego samego dnia. Przekraczanie granicy odbywało się jak zwykle.
Warto zauważyć, że przed blokadą każdego dnia granicę w tym kierunku przekraczało 1200-1300 ciężarówek. Ale podczas blokady liczba ta znacznie spadła: 100-130 ciężarówek zostało odprawionych na wjazd do Ukrainy, a około 30 na wyjazd.
Ale normalne funkcjonowanie punktów kontrolnych nie trwało długo. 15 grudnia Sąd Okręgowy w Lublinie zezwolił przewoźnikom na wznowienie protestu na punkcie kontrolnym Jagodzin-Dorohusk na granicy z Ukrainą.
Według polskich mediów, władze w Dorohusku twierdziły, że protest «stanowiłby istotne zagrożenie dla mienia». Sędzia z kolei stwierdził, że «zgromadzenie nie ma na celu uniemożliwienia odprawy granicznej, a raczej jej spowolnienie».
Szef Dorohuska, Wojciech Sawa, powiedział, że nie zdecydował jeszcze, czy odwoła się od wyroku sądu. Mógł to zrobić w ciągu 24 godzin. Ale najwyraźniej nie miał na to czasu.
Już 17 grudnia jeden z liderów protestu, Paweł Ozygała, ogłosił, że blokada rozpocznie się 18 grudnia i może potrwać do 8 marca 2024 roku.
Rano 18 grudnia lider lubelskiego oddziału Konfederacji Rafał Mekler, nazywany główną twarzą protestów polskich przewoźników, powiedział, że protest rozpocznie się tego samego dnia o godzinie 13:30 czasu lokalnego.
Jutro na Dorohusku startuje od nowa blokada. Dołączają do nas rolnicy ze Zjednoczonej Wsi. pic.twitter.com/5gi5JKSgrR
— Rafał Mekler (@MeklerRafal) December 17, 2023
Według lidera protestujących, rolnicy przystępują do blokady «ze względu na tragiczną sytuację na polskim rynku spowodowaną niekontrolowanym napływem zboża z Ukrainy, brakiem perspektyw na poprawę sytuacji w żniwa 2023 r. oraz brakiem systemowych rozwiązań chroniących krajowy rynek».
Meckler przedstawił również główne postulaty protestujących, w tym przedstawicieli ruchu Zjednoczona Wieś:
- Zaprzestanie importu cukru z Ukrainy;
- Natychmiastowa wypłata dopłat bezpośrednich;
- Utrzymanie stawki zwrotu akcyzy paliwowej na obecnym poziomie;
- Rekompensaty dla producentów kukurydzy;
- Zniesienie wymogów dotyczących gruntów ornych.
Jak blokada wpływa na ukraińskich przewoźników
Od rana 17 grudnia na granicy z Polską zarejestrowano ponad 2 000 ciężarówek, zablokowanych na punktach kontrolnych Rawa Ruska - Hrebenne, Krakiwiec - Korczowa, Szeginie - Medyka.
«Od dzisiejszego ranka w kolejce w tych trzech kierunkach w stronę Ukrainy stoi około 2150 ciężarówek. Największa kolejka jest naprzeciwko przejścia Szeginie-Medyka. Ruch jest, ale nie tak intensywny jak przed 6 listopada czy 23 listopada, kiedy rozpoczęła się blokada Szeginie», - powiedział Andrii Demchenko, rzecznik Państwowej Służby Granicznej.
Jeśli blokada przejścia granicznego Jagodzin-Dorohusk będzie kontynuowana, liczba ta może wzrosnąć do około 4000 zablokowanych ciężarówek.
Niestety, nie wszyscy kierowcy są w stanie wytrzymać takie warunki. 17 grudnia poinformowano, że zginął kolejny ukraiński kierowca. To już trzecia «ofiara blokady».
Według Volodymyra Balina, wiceprezesa Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych, mężczyzna zmarł 16 grudnia.
«Kierowca został zabrany przez karetkę pogotowia i zmarł w drodze do szpitala. Nie wiem jeszcze, z jakiej był firmy», - powiedział Balin.
Później konsul generalny Ukrainy w Lublinie Oleh Kuts powiedział, że kierowca ciężarówki z Ukrainy, który utknął na granicy z Polską, zachorował na miejscu obsługi pasażerów w Hruszowicach na autostradzie A4.
We współpracy z polską policją ustalono, że 38-letni ukraiński kierowca poczuł ból w klatce piersiowej i wezwał pomoc. Gdy karetka była w drodze, kierowca stracił przytomność, więc rozpoczęto czynności reanimacyjne.
Karetka przetransportowała mężczyznę do szpitala w Przemyślu, gdzie lekarze stwierdzili zgon i wykluczyli udział osób trzecich.
Co na to polskie władze?
Blokada granicy, a także żądania protestujących, wywołały mieszane opinie wśród prorządowych środowisk w Polsce. Na przykład 13 grudnia wójt gminy Dorohusk odmówił przewoźnikom zorganizowania nowego protestu na drodze dojazdowej do granicy z Ukrainą, który miał się rozpocząć 18 grudnia.
18 grudnia Wojciech Sawa ogłosił tę decyzję. Protestujący przewoźnicy nie zgodzili się z nią. Dlatego 15 grudnia rozpatrzono nową decyzję, od której Sawa nie zdążył się odwołać.
Jeśli chodzi o żądania rolników dotyczące zapewnienia niezbędnych warunków dla ich działalności, sytuacja jest bardziej skomplikowana.
W szczególności polski wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak powiedział, że warto byłoby zamknąć krajowy rynek rolny dla ukraińskich towarów na 20 lat po przystąpieniu Ukrainy do UE.
Chociaż nie jest to bezpośrednio związane z protestami, nie traci to na znaczeniu: Polacy postrzegają Ukrainę jako znaczącego konkurenta w sektorze rolnym i chcą ograniczyć działalność naszego kraju w tym obszarze.
Kołodziejczak wyraził swoje oburzenie ukraińskim rynkiem rolnym, twierdząc, że 95 dużych gospodarstw rolnych kontroluje połowę gruntów ornych Ukrainy.
Polityk podkreślił potrzebę ochrony polskich interesów, zauważając, że Polska powinna uczyć się od Niemiec, które zamknęły swój rynek pracy dla Polaków na osiem lat po przystąpieniu Polski do UE. W związku z tym, zdaniem polityka, nieprzetworzone i przetworzone towary rolne i konsumpcyjne z Ukrainy nie powinny trafiać do Polski przez co najmniej 20 lat po przystąpieniu Ukrainy do UE.
Wcześniej polityk był znany jako działacz, który bronił interesów polskiej wsi i kierował Ruchem Agrarnym «Agrounia». Podczas kryzysu zbożowego wspierał blokadę eksportu ukraińskiego zboża na polski rynek, wzywając do rozszerzenia listy produktów, których import z Ukrainy do Polski powinien być zakazany.
Nic więc dziwnego, że interesy Zjednoczonej Wsi są mu dość bliskie i rezonują z nim.
Autorka: Dasha Sherstyuk