$ 41.77 € 49.06 zł 11.55
+28° Kijów +25° Warszawa +24° Waszyngton
«Powrót NABU do porządku prawnego to jedno, a zniszczenie ich niezależności — zupełnie co innego»: wywiad z Karlem Wołochem

«Powrót NABU do porządku prawnego to jedno, a zniszczenie ich niezależności — zupełnie co innego»: wywiad z Karlem Wołochem

24 lipca 2025 10:00

22 lipca poważnie zaostrzył się konflikt między władzami a organami antykorupcyjnymi — w szczególności NABU i SAP. Rada Najwyższa szybko przyjęła ustawę nr 12414, która między innymi de facto odbiera kluczowe uprawnienia antykorupcyjnym organom.

W wywiadzie dla UA.News działacz społeczny, znany polityczny bloger i przedsiębiorca Karl Wołoch podzielił się swoją opinią na temat wydarzeń z ostatnich dni, różnicy między niezależnością organów śledczych a przywróceniem ich do porządku prawnego, przyszłości pierwszych od początku pełnoskalowej wojny protestów oraz kluczowych problemów w dziedzinie antykorupcji.

Szczegóły w naszym materiale.

Pierwsze pytanie, które chciałbym zadać — jaka jest pańska ogólna ocena sytuacji wokół NABU? Krótko i jasno: co się właściwie wydarzyło wokół tych organów w ciągu ostatnich dwóch dni?

Karl Wołoch: Dwa dni temu zadzwonił do mnie mój przyjaciel i zapytał, po czyjej stronie jesteśmy, komu kibicujemy w tej sytuacji. Odpowiedziałem mu, że kibicujemy obu stronom i życzymy im zwycięstwa. To oczywiście żart. Jednak absolutnie nie popieram działań władz zmierzających do uczynienia NABU zależnym od siebie organem. To mi absolutnie, w stu procentach i kategorycznie nie odpowiada. Z drugiej strony, od ponad roku zajmuję się systemowymi problemami w funkcjonowaniu antykorupcyjnej struktury. Widzę tam bardzo poważne problemy i mam specyficzne spojrzenie na pracę tych instytucji. Uważam, że należy je przywrócić do porządku prawnego, ale w żadnym wypadku nie popieram działań władz ograniczających niezależność NABU.

Czy to, co dzieje się wokół NABU, ma związek z głośnymi sprawami dotyczącymi otoczenia prezydenta Zełenskiego i wysokich urzędników rządu, które miały miejsce ostatnio?

Karl Wołoch: Tak i nie. Jest kilka czynników, które uczyniły możliwy ten atak na NABU. Pierwszym i absolutnie decydującym czynnikiem jest zmiana władzy w Stanach Zjednoczonych. Prezydent Trump ma znacznie mniejsze zainteresowanie tym, co dzieje się w Ukrainie, i w żaden sposób nie popiera działań swoich poprzedników. Nie wspominając już o tym, że po prostu nie ma ambasadora USA w Ukrainie, co jest również bardzo ważnym czynnikiem. Ale najważniejsze jest to, że główna organizacja wspierająca pion antykorupcyjny — USAID — jest obecnie praktycznie zlikwidowana i prawie niewidoczna na Ukrainie. W związku z tym Departament Stanu poświęca tej sprawie bardzo mało uwagi.

Ludzie, których kariery kiedyś zależały od sukcesów pionu antykorupcyjnego w Ukrainie, dziś w większości zostali odsunięci od pracy lub odeszli, jak była ambasador USA Bridget Brink. To jest główna przesłanka. Gdyby nie to, władza na pewno nigdy nie odważyłaby się na bezpośredni konflikt z Amerykanami, którzy mocno zainwestowali w antykorupcyjne instytucje Ukrainy. Zainwestowali ogromne środki, mówimy tu o miliardach. Ale ponieważ sytuacja dziś diametralnie się zmieniła, możliwy stał się atak na NABU.

Powodem jest to, że władzy nie odpowiada, iż NABU, SAP i WACS pozostały praktycznie jedynymi, które nie są całkowicie zależne od Bankowej (siedziba prezydenta Ukrainy). Mówię „praktycznie”, ponieważ Sąd Najwyższy Ukrainy od czasu do czasu stara się stawiać jakiś opór wobec samowoli władzy. Jeśli jednak go pominąć, zostaje tylko pion antykorupcyjny. NABU, SAP i WACS były organizacjami, które starały się prowadzić mniej więcej niezależną politykę. A teraz ta polityka jest niszczona. Mówiąc „mniej więcej”, muszę przyznać, że wobec najwyższych urzędników władzy było to podejście bardzo ostrożne. Ponadto całkowicie nielegalny i nieproporcjonalny był wpływ na te instytucje ze strony grantowych organizacji antykorupcyjnych — zwłaszcza Centrum Przeciwdziałania Korupcji (CPK).

W tym kontekście, jaka jest przyszłość tych organów po tym wszystkim, co się wydarzyło?

Karl Wołoch: Nie chciałbym robić prognoz, ponieważ pozostaje dla nas wiele niewiadomych. Po pierwsze — dalsza reakcja społeczeństwa. Ponadto, na dziś całkowicie nieznana jest dalsza reakcja Unii Europejskiej. Na razie jest dość słaba, delikatna. Przy okazji trzeba oddać hołd Kancelarii Prezydenta — oni bardzo dobrze obliczyli, że dziś UE, która tak mocno apeluje i tłumaczy swoim obywatelom, dlaczego należy wspierać Ukrainę, nie może zacząć karać Kijowa, który walczy z rosyjskim faszyzmem i rosyjską agresją. Również Stany Zjednoczone do dziś nie wyraziły się w tej sprawie w żaden sposób. Nie wiemy więc, co będzie jutro, co na przykład jutro do uszu Trumpa może włożyć ten sam Keith Kellogg. On może przyjść i przekonać prezydenta, że dzieją się takie lub inne rzeczy… Nie przewiduję niczego. Uważam, że trzeba usiąść, przemyśleć i zobaczyć, co się wydarzy.

Wczoraj szef Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, pan Wasyl Maluk, powiedział, że ustawa dotycząca NABU to faktycznie powrót Biura do konstytucyjnych ram. Jak by pan to skomentował, co pan o tym myśli?

Karl Wołoch: Nic z tych rzeczy. Jeśli ktoś powinien być przywrócony do konstytucyjnych ram, to są to inne organy ścigania, szczególnie ich służby dochodzeniowe. To MSW, konkretnie Policja Narodowa, a szczególnie Państwowe Biuro Dochodzeniowe (DBR).

Swoją drogą, mało kto zauważył, ale wczoraj miało miejsce inne, nie mniej ważne i bardzo niepokojące wydarzenie. Wczoraj zalegalizowano przeszukania bez nakazu sądowego. To bardzo zła rzecz. W ostatnich miesiącach, obserwując, jak masowym zjawiskiem stały się przeszukania DBR bez nakazu, zastanawiałem się: co oni zamierzają robić dalej? A teraz szef DBR, pan Suchaczow — gdzie będzie uciekał, gdy władza się zmieni? Takie przeszukania to jawne łamanie prawa.

Jak to możliwe? To jest bezpośrednia odpowiedzialność karna — wydać rozkaz do takich działań. Swoją drogą, muszę powiedzieć, że funkcjonariusze NABU także stosowali tę praktykę, choć w znacznie mniejszej skali. Oni też czasem przychodzili na przeszukania bez nakazu sądowego. Choć Kodeks postępowania karnego jasno i jednoznacznie określa, kiedy takie działania są możliwe. Jeśli funkcjonariusz wie, że w danej chwili, powiedzmy, dochodzi do morderstwa, gwałtu lub innego podobnego przestępstwa, które trzeba natychmiast przerwać — wtedy ma prawo wejść i zatrzymać ten czyn. Tylko tyle. A tutaj wymyślili, że jeśli funkcjonariusz wie, że w tym momencie może dochodzić do niszczenia dowodów rzeczowych, to też ma prawo wejść bez nakazu sądowego. A potem sąd po fakcie zalegalizuje te działania.

Wczoraj byliśmy świadkami niemal pierwszych protestów od początku wielkiej wojny — to bezprecedensowe wydarzenie. Jak pan sądzi, czy te protesty mają jakiś potencjał, czy szybko się skończą i nie będą miały dalszego rozwoju?

Karl Wołoch: Gdybym tam był, gdybym porozmawiał z ludźmi — miałbym więcej podstaw, by coś przewidywać. A tak — nie wiem. Widziałem, że to głównie młodzież, to wspaniałe dzieciaki. Ale pamiętajmy, że ten młodzieżowy protest, od którego kiedyś zaczynał się Majdan, też nie trwał długo. Gdyby ich wtedy nie pobito i gdyby do protestujących nie dołączyli dorośli obywatele — to pewnie by się rozeszli. A tak przy okazji, obecnie władza ma całkiem legalne podstawy do użycia siły wobec protestujących. W kraju obowiązują ograniczenia stanu wojennego.

I nie zapominajmy, że takie protesty są teraz dla wroga tym, co najbardziej opłacalne, aby w jakiś sposób zdestabilizować sytuację na Ukrainie — to fakt. Czynniki są tak skomplikowane… I nie można się godzić na to bezprawie ze strony władzy, ale też nie można się nie godzić. Szczerze mówiąc, nie wiem. Nieczęsto zdarza się, że mówię, iż nie mam pojęcia, co robić. Teraz jest taka sytuacja. Nie mam pojęcia, co tu zrobić.

Jaka jest Pana pozycja na temat systemowych problemów w dziedzinie antykorupcji, którymi się Pan zajmuje? Jakie są kluczowe problemy? Czy może Pan wymienić główne?

Karl Wołoch: Największym problemem jest brak kontroli sądowej. Moim głębokim przekonaniem jest to, że istnieje „glina” (niezależnie od tego, jak się go nazywa: detektyw NABU czy inaczej). Ich zadaniem jest tworzyć sprawy, doprowadzać je do sądu i wyroków. Są z tego dumni, za to otrzymują nagrody, awanse i tak dalej. Ale wszystko to powinno być weryfikowane przez sąd. Gdybym zobaczył, że sędzia patrzy na kompletnie bezpodstawne podejrzenie wobec jakiejś osoby i powiedział detektywowi oraz prokuratorowi SAP: nie przynoście mi pustych papierków, jeśli chcecie podejrzenie – to uzasadnijcie nie swoimi fantazjami, ale prawdziwymi faktami. Gdyby istniał taki sąd, miałbym minimalne zastrzeżenia wobec NABU, bo kontrola sądowa wtedy działałaby. Niestety, ona nie działa. WSAK (Wyższy Sąd Antykorupcyjny) czuje się raczej częścią systemu antykorupcyjnego niż prawdziwym sądem. To straszna sprawa, ogromny problem, całkowicie niekonstytucyjny.

Drugą cechą jest to, że NABU, SAP i WSAK przeniosły większość swojej działalności na płaszczyznę PR, a nie wymiaru sprawiedliwości. I to jest problem, bo oni uznają ludzi za winnych na etapie, kiedy do udowodnienia ich winy jeszcze daleka droga. To bardzo źle. Przekazują informacje o przeszukaniach swoim grantowym antykorupcyjnym aktywistom, a ci wszystko to publikują. Już czynią osobę winną, zanim jej wina zostanie udowodniona. To zła historia, czysty PR, a w tym PR używają haniebnych metod.

A co z tymi niewiarygodnymi poręczeniami, które nakładają podejrzanym! KPK przewiduje coś innego. To, co przewiduje, to mniej niż milion hrywien. Dokładniej, jest to 300 minimalnych podatków. Ale jeśli przeliczyć na pieniądze, to jest około 900 tysięcy hrywien. Tymczasem mamy dziś 90% wyroków WSAK, gdzie sumy są 10, 100, 200, 300 razy większe niż przewiduje KPK. Najważniejsze: prawo wymaga w takim przypadku uzasadnienia, dlaczego akurat te kwoty. Dlaczego sąd uważa, że mniejsza suma nie zdyscyplinuje podejrzanego itd. Poręczenie nie jest karą, i to o tym zapomnieli. Poręczenie ma zdyscyplinować podejrzanego, by stawiał się na wezwania śledczego i sądu oraz nie utrudniał postępowania. Tylko tyle. Więcej celu poręczenie nie ma.

Ale by pokazać, jak są skuteczni, jak strasznie walczą z korupcją, pokazać to przeciętnemu obywatelowi, który nie zna się na prawie — decydują: nałóżmy poręczenie na 200 milionów hrywien. Zwróćcie uwagę: warunkowemu podejrzanemu nałożą 200 milionów poręczenia po tym, jak wcześniej zajmą cały majątek i konta. A skąd ma człowiek wziąć te 200 milionów? Sędziego to w ogóle nie interesuje.

To jeden przykład, a takich systemowych problemów jest bardzo dużo. Powtarzam: problem jest taki, że organy antykorupcyjne wyszły poza ramy prawa. Pozwalają sobie po prostu pluć na prawo dla celów PR i stworzenia pozorów skutecznej walki z korupcją. Po prostu depczą prawo. A dlaczego się tym zajmuję — to dążenie do przywrócenia tej praktycznie niekontrolowanej struktury do legalnego pola. Ale powtarzam: próba przywrócenia ich do prawa — to jedno, a zniszczenie ich niezależności — to zupełnie coś innego.