
Niedawno znany ukraiński wolontariusz i działacz społeczny Serhij Prytula wyraził w swoich mediach społecznościowych opinię na temat wprowadzenia w Ukrainie instytucji „nieobywateli”. Chodzi o przyznanie specjalnego statusu prawnego osobom, wobec których istnieją podejrzenia o nielojalność wobec państwa. Na przykład osobom współpracującym z rosyjskimi służbami specjalnymi, skazanym za zdradę stanu lub kolaborację, rozpowszechniającym „rosyjskie narracje” albo „wyczekującym rosyjskiego miru”.
Wpis wolontariusza wywołał burzliwą dyskusję publiczną — pod jego postem pojawiło się ponad tysiąc komentarzy. W rzeczywistości jednak ten temat nie jest nowy.
Już po 2014 roku, czyli jeszcze przed rozpoczęciem pełnowymiarowej inwazji w 2022 roku, ale po wybuchu wojny w Donbasie, pojawiały się podobne propozycje. Takie idee wyrażali zarówno wojskowi, blogerzy i działacze społeczni, jak i niektórzy politycy.
Dziś, w warunkach przedłużającej się rosyjskiej agresji, te inicjatywy powracają w nowych odsłonach, a jednocześnie wymagają gruntownej analizy. Czym właściwie jest „instytucja nieobywatela”, skąd się wzięła, jak działa i czy taka praktyka jest potrzebna Ukrainie? Kwestii tej przyjrzał się polityczny komentator UA.News, Mykyta Traczuk, wraz z ekspertami.
Czym jest instytucja „nieobywatelstwa”
Instytucja „nieobywatelstwa” to status prawny, w ramach którego część ludności, nawet mieszkająca od dłuższego czasu w państwie, pozbawiona jest pełnego obywatelstwa, a wraz z nim określonych praw politycznych i społecznych. Osoby te otrzymują specjalne dokumenty tożsamości – paszporty „nieobywateli”. Oznacza to, że istnieją zwykli obywatele oraz osoby o statusie „nieobywatela”. Być może taka praktyka brzmi i wygląda nieco dziwnie, ale w rzeczywistości wszystko staje się zrozumiałe, jeśli przyjrzeć się temu bliżej.
Najbardziej znanymi przykładami takiego podejścia są Łotwa i Estonia, które po rozpadzie ZSRR zdecydowały się nie przyznawać obywatelstwa znacznej części mieszkańców – głównie rosyjskojęzycznym i etnicznym rosjanom – którzy przybyli tam lub urodzili się w czasach sowieckich. Takim osobom nadano status „nieobywateli”. Ideą tej polityki było pozostawienie prawa do zamieszkania, edukacji, opieki zdrowotnej, swobodnego przemieszczania się itd., przy jednoczesnym ograniczeniu praw wyborczych, możliwości zajmowania stanowisk państwowych czy dostępu do niektórych programów socjalnych.
Celem tej polityki – przynajmniej oficjalnie – była ochrona tożsamości narodowej, utrzymanie jedności polityczno-obywatelskiej oraz zapobieganie potencjalnym ruchom separatystycznym. Jednak praktyka ta była wielokrotnie krytykowana przez międzynarodowe organizacje praw człowieka i instytucje, takie jak Amnesty International czy Rada Europy, jako dyskryminująca ze względu na język i/lub pochodzenie etniczne oraz tworząca sztuczne bariery dla integracji społecznej. W ostatecznym rozrachunku skutki tej polityki są, delikatnie mówiąc, niejednoznaczne.
Zagrożenia wynikające z instytucji „nieobywateli” dla Ukrainy
W warunkach wojny i napięcia społecznego, w sytuacji ciągłego stresu i silnej niestabilności emocjonalnej, społeczeństwo zawsze jest skłonne do podejmowania radykalnych, nieprzemyślanych, surowych, a czasem wręcz brutalnych decyzji. To podstawy socjologii i psychologii społecznej — i niestety Ukraina nie jest tu wyjątkiem.
Dziś rzeczywiście wiele osób uważa, że należy wprowadzić radykalne środki przeciwko „wrogom narodu”. Takie stanowisko można zrozumieć. W idealnym świecie takie działania powinny zwiększyć bezpieczeństwo państwa i wyeliminować wewnętrzne zagrożenia.
Jednak emocje nie mogą dominować nad zachowaniami i procesem podejmowania decyzji politycznych, zwłaszcza na szczeblu państwowym. Instytucja „nieobywateli” wymaga dogłębnej, systemowej analizy, uwzględniającej potencjalne ryzyka i skutki uboczne. I to właśnie w tym tkwią największe zagrożenia dla Ukrainy.
Pierwsze zagrożenie — nielegalność tego typu praktyk już na etapie samych dyskusji. Aby uzyskać odpowiedzi na większość wątpliwości, wystarczy sięgnąć do artykułu 25 Konstytucji Ukrainy. Zapisano w nim wyraźnie: „Obywatel Ukrainy nie może być pozbawiony obywatelstwa ani prawa do zmiany obywatelstwa. Obywatel Ukrainy nie może zostać wydalony poza granice Ukrainy ani wydany innemu państwu”. Choć, jak dobrze wiemy, w tym aspekcie ustawa zasadnicza już od dawna nie funkcjonuje w pełnym zakresie.
Drugie zagrożenie — krytyka międzynarodowa i utrata reputacji. Jak pokazuje doświadczenie krajów bałtyckich, instytucja „nieobywatelstwa” wywołuje poważne zaniepokojenie na arenie międzynarodowej. Rezolucje, oświadczenia i krytyczne uwagi pod adresem rządów stosujących takie rozwiązania płynęły ze strony Rady Europy, Unii Europejskiej czy licznych organizacji praw człowieka. Tego rodzaju polityka postrzegana jest powszechnie jako naruszenie zasady równości wobec prawa i forma dyskryminacji ze względu na język bądź pochodzenie etniczne.
Dla Ukrainy, która dąży do integracji ze strukturami europejskimi, taka inicjatywa może być zgubna dla wizerunku, dając ważnym partnerom powód do podważania przestrzegania zasad demokracji i praw człowieka — a w tej kwestii i tak już istnieją pewne zastrzeżenia. Nie trzeba nawet mówić, jak bardzo taka decyzja wzmocniłaby propagandę rosji i innych wrogich Kijowowi reżimów. To jest oczywiste.
Trzecie zagrożenie — ryzyko podejmowania decyzji motywowanych politycznie. Każdy instrument, który daje państwu możliwość odbierania obywatelstwa lub ograniczania praw, w praktyce może stać się skutecznym narzędziem represji. W Ukrainie wciąż nie ukształtował się w pełni przejrzysty i niezależny system wymiaru sprawiedliwości. Do spraw karnych często dodawane są motywy polityczne, zdarzają się zwykłe błędy w dokumentach, sądowe zaniedbania lub oszczercze publikacje w mediach. W efekcie można nie tylko utracić obywatelstwo, ale również prawo do pracy, świadczeń socjalnych, a nawet możliwość bezpiecznego przebywania na terytorium kraju.
Czwarte zagrożenie — już istniejące ograniczenia praw w warunkach stanu wojennego. Ukraińcy, w warunkach pełnowymiarowej agresji rosji, już teraz odczuwają utratę lub zawieszenie wielu swobód obywatelskich. Dotyczy to zwłaszcza mężczyzn w wieku poborowym. Wprowadzenie dodatkowych mechanizmów tego typu może jedynie pogłębić nieufność wobec instytucji państwowych i zwiększyć podziały społeczne. W takich warunkach polityka wykluczająca część obywateli z życia publicznego może jeszcze bardziej zaostrzyć istniejące już linie podziału wewnątrz społeczeństwa.
Piąte zagrożenie — katastrofa demograficzna Ukrainy. Obecnie sytuacja demograficzna kraju jest krytyczna: najwyższy wskaźnik śmiertelności w Europie, najniższy na świecie wskaźnik urodzeń, masowa emigracja, straty wojenne i inne czynniki. W takich realiach każdy obywatel, choć może to zabrzmieć brutalnie, jest dla państwa niezwykle cennym zasobem, którego dramatycznie brakuje.

Kwestia skuteczności
Doświadczenia Łotwy i Estonii pokazują, że nawet wśród osób wykluczonych ze społeczeństwa w rzeczywistości były dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy zupełnie zwyczajnych i lojalnych ludzi, którzy po prostu nie otrzymali obywatelstwa z powodu biurokratycznych barier i obaw młodych państw. W rezultacie kraje te zostały zmuszone do tworzenia specjalnych inicjatyw dialogu i programów naturalizacji, aby łagodzić negatywne skutki. Tymczasem tysiące „niechcianych” osób faktycznie pozostało na marginesie społeczeństwa, bez realnej możliwości pełnej integracji.
Instytucja „nieobywateli” niesie ze sobą ogromny potencjał do pogłębiania wewnętrznych podziałów — zarówno politycznych, jak i społecznych. Dyskryminacja na tle obywatelstwa stanowi naruszenie praw człowieka, spotyka się z krytyką społeczności międzynarodowej i utrudnia dążenia Ukrainy do integracji z Europą. Co więcej, w przypadku niejasności prawnych takie narzędzie może łatwo zamienić się z mechanizmu prewencyjnego w narzędzie represji.
W warunkach wyniszczającej wojny i narastającego kryzysu demograficznego Ukraina potrzebuje nie nowych form izolacji czy segregacji, ale przeciwnie — skutecznej integracji zasobów ludzkich. A pomijając już te argumenty, z punktu widzenia Konstytucji Ukrainy nie ma tu w ogóle o czym dyskutować: to jest nielegalne. Kropka.

Opinie ekspertów
Maria Zołkina, kierowniczka działu „Bezpieczeństwo regionalne i badania konfliktów” Fundacji „Inicjatywy Demokratyczne”, krytycznie odnosi się do pomysłu „nieobywatelstwa”. Jej zdaniem to klasyczny przykład sytuacji, w której pod hasłami wspierania państwa i jego stabilności w rzeczywistości proponuje się podważanie podstaw prawnych.
„Wszystko to brzmi bardzo ładnie (czyli populistycznie): zdrajcy, korupcjoniści i inni nie powinni mieć prawa do korzystania z przywilejów obywatelstwa — pozbawmy ich go. A tłum będzie bił brawo, zapominając, że najpierw trzeba mieć taki system sądownictwa, w którego legalne wyroki i funkcjonowanie nikt nie wątpi. Bo wygląda to trochę dziwnie: mamy u nas 'portnowszczyznę' w sądach, ale ludzi, których ona oskarży lub podejrzewa o cokolwiek, mamy pozbawiać obywatelstwa. Czy naprawdę brakuje przypadków wykorzystywania aparatu administracyjnego czy decyzji motywowanych politycznie?” — pyta retorycznie Maria Zołkina.
Politolog i szef Centrum „Trzeci Sektor” Andrij Zołotariow również uważa pomysł „nieobywatelstwa” za szkodliwy dla Ukrainy. Według eksperta osoby, które to proponują, „powinny mieć odrobinę zdrowego rozsądku”.
„Pomysł wprowadzenia instytucji 'nieobywateli', o którym usłyszeliśmy od pana Prytuli, jest szkodliwy i niebezpieczny dla państwa. Zwłaszcza teraz, w czasie wojny. Ale nie tylko dlatego, że niszczy jedność kraju i społeczeństwa, dzieląc obywateli na 'prawdziwych' i 'nieprawdziwych'. Ten pomysł zaczerpnięto z krajów bałtyckich. Ale zapomniano o pewnych niuansach. Tak, 'nieobywatele' są pozbawieni możliwości udziału w życiu politycznym, nie mogą pracować jako adwokaci ani w strukturach państwowych itd. Ale z drugiej strony nie ciąży na nich obowiązek służby wojskowej.
Właśnie dlatego proponowanie tego w czasie wojny — no cóż, trzeba mieć przynajmniej odrobinę rozumu. A kiedy ludzie proponują to państwu, które i tak straciło 40% swojego kapitału ludzkiego w ostatnich latach i znajduje się w głębokim kryzysie demograficznym — to już zwykłe szaleństwo. Niestety, jest to kontynuacja polityki dzielenia społeczeństwa. Ci ludzie nie rozumieją, że czasami, walcząc z rosyjskim imperializmem, w rzeczywistości tylko go wzmacniają. Ludzie kierują się tu logiką bolszewików: kto nie jest z nami, ten jest przeciwko nam. A żeby państwo mogło przetrwać w takich warunkach, mając tak potężnego wroga jak współczesna rosja, trzeba stosować inną logikę” — przekonuje Andrij Zołotariow.
Jednak sam wolontariusz Serhij Prytula uważa inaczej. W swoim poście kieruje się inną logiką.
„Uważam, że już dawno powinniśmy rozpocząć szeroką publiczną dyskusję na temat instytucji nieobywatela — statusu, w ramach którego człowiek mieszka w kraju, korzysta z podstawowych praw, ale nie ma wpływu politycznego: nie głosuje i nie może być wybierany... Tak, prawo międzynarodowe przestrzega przed takimi rozwiązaniami. Ale na przykład na Łotwie i w Estonii osoby, które nie przeszły procesu naturalizacji po odzyskaniu niepodległości, otrzymały tzw. 'szare paszporty'. W ten sposób młode państwa broniły się przed kolonialnym dziedzictwem. Ukraina natomiast pozwoliła sobie ten bagaż zatrzymać. Być może nadszedł czas, aby zrewidować tę część umowy społecznej? Nie możemy budować państwa, w którym zdrajca ma taki sam głos jak ktoś, kto dla tego państwa ryzykuje życiem. To trzeba zmienić. Im szybciej, tym lepiej!” — stwierdził Serhij Prytula.

Podsumowując, choć logika instytucji „nieobywatela” zyskuje dziś pewne emocjonalne poparcie w czasach zagrożeń i wyzwań, jej wdrożenie w Ukrainie jest obecnie wyjątkowo ryzykowne. Pociąga za sobą poważne zagrożenia i niewielkie korzyści, a w swojej istocie jest raczej przejawem emocji niż racjonalnej kalkulacji.