$ 42.2 € 49.64 zł 11.76
+4° Kijów +4° Warszawa -3° Waszyngton
Lekarka rehabilitantka z obwodu ługańskiego, która „od zera” stworzyła największy wolontariacki hub w Polsce: historia Wiktorii Docenko

Lekarka rehabilitantka z obwodu ługańskiego, która „od zera” stworzyła największy wolontariacki hub w Polsce: historia Wiktorii Docenko

15 grudnia 2025 16:12

Wiktoria Docenko na początku pełnoskalowej inwazji przeprowadziła się do Polski. Zamiast czekać na pomoc współczujących Polaków w nieznanym mieście Bydgoszcz, Wiktoria przeznaczyła wszystkie rodzinne oszczędności na pierwsze pięć ciężarówek z pomocą humanitarną dla Ukrainy.

Fundacja Charytatywna „Victoriia” powstała w ciągu kilku godzin, aby legalnie wysłać do Ukrainy 18 tirów z zaopatrzeniem medycznym. W ciągu kilku dni udało się przekształcić pusty magazyn w schronienie, przez które non stop przewijało się do 300 osób dziennie. Sama przygotowywała posiłki, prała oraz udzielała pierwszej pomocy medycznej.

image


Obecnie pod opieką Fundacji w Polsce znajduje się ponad 1200 rodzin. Do Ukrainy wysyłane są tony pomocy. Ta rozmowa jest o tym, jak stracić to, co najdroższe, a jednocześnie znaleźć w sobie siłę, by pomagać innym. O tym, jak nie utracić zapału i pracować dalej, nawet gdy trzeba widzieć, jak wysłana przez ciebie pomoc humanitarna jest sprzedawana na czarnym rynku. O tym, jak młodzi chłopcy, którzy stracili kończyny na wojnie, otrzymują drugie życie dzięki sprzętowi medycznemu. To historia o bólu, który przemienił się w bezgraniczne pragnienie niesienia pomocy.

image


Początek wolontariatu
 

Kiedy rozpoczęła się pełnoskalowa inwazja, Ukraińcy masowo zaczęli wyjeżdżać do Polski i od razu zrozumiałam, że trzeba przyjmować ludzi. Wynajęliśmy magazyn w Bydgoszczy i urządziliśmy miejsca do spania. Gotowaliśmy jedzenie, praliśmy, ubieraliśmy ludzi, udzielaliśmy pomocy psychologicznej i medycznej — robiliśmy wszystko. Każdy pomagał na miarę swoich możliwości. Otrzymywałam wiele telefonów od moich pacjentów z Warszawy, gdzie pracowałam w szpitalu, z pytaniem: „Jak możemy wam pomóc?”. Prosiłam ich, aby jeździli na granicę z Ukrainą, odbierali tam naszych ludzi i przywozili ich do mnie. Wszystkie nasze rodzinne oszczędności przeznaczyliśmy na pierwsze pięć tirów (dużych ciężarówek) z pomocą dla Ukrainy. Potem zaczęli pomagać nam inni ludzie. I w ciągu pierwszych dwóch tygodni wysłaliśmy do Ukrainy 18 ciężarówek z pomocą humanitarną. Praktycznie nie spaliśmy, ponieważ non stop przyjeżdżały do nas samochody, nieustannie przywożono ludzi. Przez wynajęte przez nas pomieszczenie dziennie przechodziło 300–400 osób.

image


Jak powstała Fundacja Victoriia
 

Kiedy z Polski do Ukrainy zaczęła trafiać pomoc humanitarna całymi tirami, o bardzo dużej wartości, niektórzy zaczęli zadawać pytania: „Skąd pani doktor ma takie możliwości, skąd bierze te pieniądze?”. Była to pomoc, którą zbieraliśmy sami, dzięki ludziom dobrej woli, jednak pojawiła się pilna potrzeba zalegalizowania tego procesu. Nam samym również zależało na tym, aby wszystko odbywało się w sposób legalny i przejrzysty. W ten sposób, dwa lata temu, rozpoczęła swoją działalność Fundacja Victoriia.

image


Pomoc innym — dlaczego to jest ważne
 

Nie ja pierwsza to powiem, ale życie wolontariuszy podzieliło się na „przed” i „po” rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji. Miałam własny biznes, własne życie i w jednej chwili wszystko straciłam. Zaczęłam życie od nowa. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam dzieci, które odbieraliśmy z granicy — wszystko we mnie zadrżało. Po prostu wiedziałam, że nie mogę pozostać obojętna. Wiecie, to jest takie zmęczenie, gdy wracasz wyczerpana i dosłownie padasz z nóg, ale jednocześnie to zmęczenie daje ogromną satysfakcję! Każdego dnia otrzymujemy zdjęcia i nagrania wideo od wdzięcznych ludzi, ktoś płacze ze szczęścia, ktoś się śmieje. Ludzie są szczęśliwi, a dzięki temu szczęśliwi jesteśmy także my. Niedawno jedna z naszych podopiecznych urodziła dziewczynkę. Nazwała ją na moją cześć — Wiktorią. Przez cztery lata działalności mam już 32 chrześniaków. I to jest dla mnie najcenniejsze — zaufanie ludzi.

Cudze nieszczęście, które bierze się na siebie
 

Przeżyłam własną, ogromną tragedię. Być może właśnie dlatego potrafię unieść ból innych ludzi. Jak tarcza. Przeżywam go razem z nimi, przepuszczam przez siebie, pomagam. Kiedy są szczęśliwi, kiedy mi dziękują — wydaje mi się, że tam, w innym świecie, moim dzieciom pomoże Bóg, że będzie im lżej. Nas, matek, które rozumieją ten ból, są dziś tysiące.

image


Z czego wolontariuszka jest dumna
 

Jest jedno trudne doświadczenie, ale do dziś mam gęsią skórkę, gdy je wspominam. Pewnego dnia otrzymałam zdjęcie rannego żołnierza, któremu na wojnie urwało obie nogi. Jedna ręka była złamana, a drugą najprawdopodobniej miała czekać amputacja. Przypadkowo zauważyłam, że mamy urodziny tego samego dnia. Spuszczam wzrok niżej — chłopak ma 21 lat. I wtedy dowiaduję się, że jego żona rodzi dokładnie tego samego dnia. Ta historia tak bardzo mnie poruszyła, że postanowiliśmy sami zebrać środki i kupić mu elektryczny wózek inwalidzki. Nasi wynalazcy z Fundacji stworzyli specjalny pilot, dzięki któremu chłopak mógł nim sterować zębami. Wysłaliśmy wózek, a jakiś czas później otrzymaliśmy od niego nagranie wideo, w którym powiedział: „Podarowaliście mi drugie życie”. Ale tak naprawdę to my wszyscy jesteśmy wobec niego dłużnikami. To on podarował życie nam wszystkim, tracąc własne zdrowie.

Praca lekarza — doświadczenie, które pomaga
 

Oczywiście mój zawód bardzo mi pomaga. Mogę samodzielnie udzielać pierwszej pomocy medycznej. Mam kontakty w środowisku medycznym i mogę zwrócić się do kolegów, gdy trzeba znaleźć materiały opatrunkowe, ortezy czy sprzęt do wysłania do Ukrainy w ramach pomocy humanitarnej. Bywały sytuacje, w których prosiłam o wsparcie, ponieważ moi podopieczni potrzebowali pilnej operacji lub innej skomplikowanej pomocy medycznej. I ani razu nie spotkałam się z odmową. Ponadto moje doświadczenie pomogło nam jako jednymi z pierwszych zorganizować bezpłatną rehabilitację połączoną z nauką języka polskiego dla ukraińskich uchodźców z pierwszą i drugą grupą niepełnosprawności. Czegoś takiego chyba nikt wcześniej w Polsce nie robił.

image


O współpracy z międzynarodowymi fundacjami charytatywnymi
 

Nie szukaliśmy współpracy celowo. Być może tak bardzo przywykliśmy robić wszystko sami, że było mi niezręcznie zwracać się do innych organizacji o wsparcie. Dużą rolę odgrywa też to, jakim jest się człowiekiem. Od samego początku pomagali mi pacjenci, koledzy, znajomi — wszyscy oni byli Polakami. W Polsce wszyscy się ze sobą kontaktujemy, praktycznie wszyscy się znamy. Z czasem dołączyły do nas banki żywności w Polsce. Dzięki wsparciu Banku Żywności w Grudziądzu w listopadzie tego roku wysłaliśmy do Ukrainy ponad 10 tirów z zupami instant. Jedna ciężarówka to około 60–70 tysięcy opakowań. Wszystko to trafiło na potrzeby uchodźców oraz jednostek wojskowych. Skontaktowali się z nami także przedstawiciele niemieckiej fundacji „Holtum-Hilf”, która opiekuje się dziećmi, i otrzymaliśmy od nich pomoc. Serdecznie dziękujemy naszym partnerom za to wsparcie. Na razie są to jednak pojedyncze przypadki, a generalnie radzimy sobie własnymi siłami.

Ból wolontariatu
 

Nie lubię narzekać ani mówić o złych rzeczach. Ale bardzo mnie boli to, że pomoc humanitarna nie zawsze trafia tam, gdzie powinna. To naprawdę boli. My, wolontariusze, jesteśmy zwykłymi ludźmi, z krwi i kości. Mamy rodziny, a jednak większą część swojego życia poświęcamy pomaganiu innym. I nie chodzi tu o pieniądze, lecz o czas, duszę, serce. Bardzo smutno jest widzieć, gdy pomoc humanitarna, zbierana z ogromnym trudem i przekazywana na potrzeby Ukraińców, trafia na półki sklepowe. Takich przykładów, uwierzcie, mam wiele. Pracujemy nie po to, by ktoś się wzbogacił, lecz po to, by pomóc naszym ludziom, którzy naprawdę tego potrzebują.

image


O stosunku Polaków do Ukraińców. Co się zmieniło
 

Różne sytuacje się zdarzają. Oczywiście wszyscy są zmęczeni — wojna trwa już czwarty rok. To ogromne obciążenie dla państwa, ale ludzie często widzą tylko jedną stronę. Bardzo dużą rolę odgrywają media społecznościowe i media tradycyjne. Pewna „kasta” ludzi sztucznie podsyca tę niechęć. Ja natomiast widzę coś przeciwnego, że ludzie tutaj chcą sobie poradzić i żyć normalnie. Oczywiście bardzo trudno jest emerytom, którzy wyjechali. Przez 40 lat pracowali, wypracowywali emeryturę, a tutaj nie mają dochodu. Trudno jest również osobom z niepełnosprawnościami. Moim zdaniem potrzebne są wspólne działania z lokalną społecznością. Przez osiem miesięcy prowadziliśmy rehabilitację dla Ukraińców, a teraz planujemy podobną inicjatywę, ale dla Polaków z niepełnosprawnościami, aby pokazać, co potrafią ukraińscy lekarze, którzy mają inne podejście do medycyny. Chcemy pokazać, że nie tylko otrzymujemy pomoc, ale również potrafimy ją dawać. Fundacja pomaga nie tylko Ukraińcom, jeśli zgłaszają się do nas polskie dzieci czy polscy dorośli, nigdy im nie odmawiamy.

image

image

O potrzebach ukraińskich uchodźców w Polsce
 

Obecnie pod moją opieką znajduje się 1200 rodzin. Najczęstszą potrzebą są oczywiście środki finansowe. Zlikwidowano część świadczeń, a ludzie nie byli na to przygotowani. Szczególnie trudna jest sytuacja matek wielodzietnych, na przykład tych, które mają troje lub więcej dzieci. Mamy też rodziny, w których jest 18 czy 19 dzieci — to rodziny, które adoptowały dzieci poległych rodziców. Oczywiście takim rodzinom jest bardzo trudno finansowo, dlatego staramy się pomagać, jak tylko możemy.

Czy Ukraińcy wracają do domu
 

Tak, ludzie wracają do Ukrainy i każda rodzina ma swoje powody, by podjąć taką decyzję. Niektórzy wracają po to, aby dzieci mogły uczęszczać do ukraińskiej szkoły stacjonarnej. Jedna z matek wielodzietnych, która ma siedmioro dzieci, wróciła, ponieważ ojciec rodziny walczy na froncie — chcieli być bliżej niego. Opłacamy podróż, wspieramy ludzi w Ukrainie w okresie adaptacji. Zapewniamy żywność, odzież, leki, artykuły gospodarstwa domowego. Pomagamy w leczeniu i rehabilitacji. W razie potrzeby szukamy mieszkania w Ukrainie. Kobietom w ciąży przekazujemy wózki dziecięce oraz pierwsze wyprawki dla noworodków. Jedyną rzeczą, której niestety obecnie nie zapewniamy, jest pomoc w załatwianiu dokumentów.

image


Pamięć genetyczna narodu. Wojna
 

Jesteśmy dorosłymi ludźmi i rozumiemy, że wojna nie skończy się jutro. A już teraz mamy prawdziwe dzieci wojny. Ta pamięć pozostanie na zawsze w dziecięcych duszach. Nasi najmłodsi podopieczni do dziś nie potrafią spać w nocy. Gdy przejeżdża karetka z włączoną syreną — wiele maluchów nadal się chowa. Pamiętam, jak dzieci, już na terytorium Polski, w bezpiecznym miejscu, słysząc samolot na niebie, kucały i zasłaniały głowy rękami. Na to aż strach patrzeć. Nie potrafię sobie wyobrazić, ile jeszcze bólu będą musieli przeżyć nasi ludzie. I choćby nie wiem, ile było pomocy, wciąż jej za mało, bo wojna nadal trwa. Dopóki się nie skończy, wszyscy musimy trzymać się razem i pomagać sobie nawzajem. Bardzo chciałabym, aby żadna mama i żadne dziecko już nigdy nie płakały. To oczywiście marzenia, ale kiedyś się spełnią. Fundacja będzie działać również po zwycięstwie, ponieważ wszyscy jeszcze długo będziemy odczuwać skutki tej wojny.

image


Wcześniej informowano, że Polska przeznacza 1 mln euro na wsparcie eurointegracji Ukrainy.

Ponadto Polska potwierdziła, że omawia z Ukrainą przekazanie 14 myśliwców MiG-29: 11 jednomiejscowych oraz 3 dwumiejscowych, zmodernizowanych w latach 2011–2014.

*Zdjęcie z oficjalnej strony Fundacji na Facebooku.

Czytaj nas na Telegram i Sends