
W ostatnim czasie coraz większą uwagę przyciągają wypowiedzi Donalda Trumpa na temat możliwości wprowadzenia 100-procentowych ceł na rosyjski eksport do krajów, które wciąż utrzymują współpracę z Moskwą. Taka inicjatywa prezydenta USA, przedstawiona w kontekście ultimatum – 50 dni na zakończenie wojny w Ukrainie – jawi się jako całkiem skuteczne narzędzie nacisku politycznego, choć jej praktyczna realizacja rodzi wiele pytań.
Znany senator Partii Republikańskiej Lindsey Graham skomentował tę sprawę następująco: Trump zamierza „skopać tyłek putinowi”. Jak twierdzi, sam rosyjski dyktator może osobiście lekceważyć sankcje czy masową śmierć własnych żołnierzy. Jednak Chiny, Indie, Brazylia i inne państwa już wkrótce mogą stanąć przed wyborem: albo dostęp do amerykańskiego rynku, albo dalsze wsparcie gospodarcze dla putina i jego wojny przeciwko Ukrainie. Senator Graham jest przekonany, że wszystkie te kraje wybiorą handel z USA, a nie współpracę z Moskwą.
Oczywiście wszyscy chcieliby, aby rzeczywiście tak się stało. Ale jak realistyczne są te deklaracje? I co tak naprawdę może zrobić amerykański prezydent po upływie wyznaczonego 50-dniowego terminu? Sprawie przyjrzał się publicysta UA.News, Mykyta Traczuk, we współpracy z ekspertami.
Gra geopolityczna: presja poprzez gospodarkę
Cła zaproponowane przez Donalda Trumpa nie są wymierzone wyłącznie — ani nawet przede wszystkim — w rosję. Mowa tu o tzw. sankcjach „wtórnych”, ponieważ uderzają one również w kluczowych partnerów gospodarczych Moskwy. Wśród nich znajdują się przede wszystkim Chiny, Indie, Iran, Korea Północna, a także część sojuszników Stanów Zjednoczonych, którzy wciąż nie zrezygnowali z importu rosyjskich surowców energetycznych — w tym niektóre państwa Unii Europejskiej.
Najważniejszym odbiorcą rosyjskiej ropy i gazu po rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji rosji na Ukrainę pozostają jednak Chiny. Według doniesień medialnych, od początku wojny Pekin zakupił od Moskwy surowce energetyczne o wartości setek miliardów dolarów. Stanowi to lwią część dochodów rosyjskiego budżetu, które następnie przeznaczane są na prowadzenie wojny, w tym zabijanie Ukraińców i okupację terytoriów Ukrainy.
Retoryka Trumpa o natychmiastowym nałożeniu 100-procentowych ceł w ciągu 50 dni to strategia zastraszania — klasyczna zagrywka w jego stylu polityki zagranicznej. W praktyce jednak tego typu działania niosą poważne ryzyko przede wszystkim dla samych Stanów Zjednoczonych, które pozostają silnie powiązane gospodarczo m.in. z Chinami i Europą.
Kolejnym problemem jest ograniczona, a nawet potencjalnie negatywna skuteczność takich ceł. W 2024 roku całkowity wolumen handlu między rosją a USA wyniósł zaledwie około 3,5 miliarda dolarów. To nie tyle „kropla w morzu”, co wręcz wartość niezauważalna dla gospodarki wielkości amerykańskiej. Dla porównania: handel między USA a Chinami w tym samym roku sięgnął ponad 580 miliardów dolarów.
W związku z tym nawet 100-procentowe cła nie wywołają istotnego efektu gospodarczego wobec rosji — o ile nie obejmą również krajów trzecich. Tymczasem większość rosyjskiego eksportu trafia dziś na rynki tzw. „globalnego Południa”, w tym do Chin, Indii, Brazylii, Turcji i innych państw.
Oznacza to, że skuteczność takich ceł będzie ograniczona bez udziału szerokiej, międzynarodowej presji. Ich zastosowanie wobec partnerów rosji może ponadto doprowadzić do globalnego kryzysu w systemie handlu międzynarodowego — systemie, od którego stabilności same Stany Zjednoczone są w dużym stopniu zależne, zarówno pod względem dostaw, jak i logistyki.

Scenariusze działań Trumpa: cztery możliwe kierunki
Pierwszy scenariusz – „celny blitzkrieg” z szybkim odwrotem. W tym wariancie zakłada się szybkie wprowadzenie ceł, a następnie ich zniesienie w krótkim czasie pod pretekstem zawarcia „korzystnych umów” lub „osiągnięcia porozumienia”.
Donald Trump stosował już podobną taktykę podczas wojny handlowej z Chinami w latach 2018–2019, kiedy to groził wprowadzeniem ceł, nakładał je, a potem wycofywał się w odpowiedzi na symboliczne ustępstwa. Podobnie postąpił wiosną 2025 roku, już w trakcie swojej drugiej kadencji. Taka strategia pozwala mu prezentować siłę przed elektoratem, lecz nie zawsze przekłada się na rzeczywisty efekt strategiczny.
Drugi scenariusz – selektywne cła wobec wybranych krajów. Możliwe jest objęcie taryfami jedynie niektórych państw, np. Chin czy Iranu, z pominięciem sojuszników takich jak Japonia czy państwa Unii Europejskiej.
Tego rodzaju podejście mogłoby teoretycznie zapobiec dalszemu pogorszeniu relacji transatlantyckich, jednak raczej nie wywrze skutecznej presji na Rosję. Chiny najprawdopodobniej odpowiedziałyby środkami odwetowymi, co mogłoby doprowadzić do kolejnej odsłony wojny handlowej, w której najbardziej ucierpiałyby właśnie Stany Zjednoczone — czego Trump raczej chciałby uniknąć.
Trzeci scenariusz – imitacja porozumienia i rezygnacja z ceł. Kolejny możliwy wariant zakłada całkowite odstąpienie od wprowadzenia ceł, tłumaczone rzekomym uzyskaniem „alternatywnych korzyści”. Mogłoby to być np. ogłoszenie teoretycznego porozumienia handlowego z Moskwą lub złagodzenie niektórych restrykcji wobec rosji w zamian za symboliczny gest ze strony Kremla — o ile taki w ogóle nastąpi.
Taka retoryka może posłużyć do zachowania twarzy politycznej, a jednocześnie pozwoli uniknąć negatywnego wpływu na gospodarkę USA. Jednak w istocie byłaby to osobista porażka Trumpa, ukazująca go jako polityka, który nie dotrzymuje słowa.
Czwarty scenariusz – cła dla efektu medialnego. Istnieje prawdopodobieństwo, że cła zostaną wprowadzone wyłącznie wobec tzw. „państw-wyrzutków”, takich jak Korea Północna, Iran czy Białoruś. Kraje te w zasadzie nie prowadzą handlu ze Stanami Zjednoczonymi, więc taki ruch miałby wyłącznie wymiar symboliczny.
Dla Trumpa byłaby to jednak okazja do zaprezentowania się jako polityk „twardy i nieustępliwy”, bez konieczności ponoszenia realnych konsekwencji dla rynku wewnętrznego. Taka strategia z pewnością nie wpłynęłaby jednak na zmianę polityki Kremla ani nie ograniczyłaby zagranicznej aktywności gospodarczej Moskwy.
Warto pamiętać, że ewentualne wprowadzenie ceł wobec sojuszników USA, którzy nadal kupują rosyjskie surowce, może doprowadzić do rozłamu wśród zachodnich partnerów. Przykładowo, od 2022 roku Unia Europejska zakupiła skroplony gaz z rosji o wartości 33 miliardów euro. Co więcej, ubiegły rok był rekordowy pod względem importu rosyjskich surowców energetycznych do Europy – informowały o tym media zachodnie.
Jeśli więc Trump zdecyduje się nałożyć sankcje także na Europejczyków, może to zagrozić już i tak kruchej jedności NATO i osłabić współpracę transatlantycką. Z drugiej strony, sojusznicy mogą nie poprzeć nowej „wojny handlowej”, zwłaszcza w kontekście narastających problemów gospodarczych w Europie. W takiej sytuacji Waszyngton stanie przed dylematem: ustąpić – czy ryzykować utratę zaufania kluczowych partnerów strategicznych.

Opinie ekspertów
Politolog, dyrektor centrum „Trzeci Sektor” Andrij Zołotariow wyraża sceptycyzm wobec szeroko nagłaśnianych przez Trumpa sankcji, którymi grozi, jeśli w ciągu 50 dni putin nie uwzględni jego propozycji zakończenia wojny.
„To raczej forma straszenia. Zarówno cła w wysokości 500%, jak i 100% mają charakter zakazowy. A obecnie nie widzimy, by Trump rzeczywiście był zainteresowany stosowaniem mechanizmów sankcyjnych. W praktyce to dopiero 18. pakiet sankcji przyjęty przez Unię Europejską zawiera naprawdę istotne zapisy – na przykład o odłączeniu od systemu SWIFT 22 instytucji finansowych współpracujących z rosją. To poważna sprawa, ponieważ w świecie biznesu brak kodu SWIFT budzi duże obawy i świadczy o niewiarygodności partnera. A jeśli chodzi o Trumpa – wygląda na to, że próbuje znaleźć atut, którego w rzeczywistości nie ma” – mówi ekspert.
Zdaniem Zołotariowa zachowanie Kremla wobec Trumpa ma wyraźnie demonstracyjny charakter. To, co obecnie obserwujemy, pokazuje, że Rosjanie w żadnym razie nie zamierzają brać Trumpa pod uwagę.
„Myślę, że putin planuje kontynuować wojnę. Dlatego szczególnie interesujące będzie to, co wydarzy się 3 września tego roku, gdy planowane jest spotkanie Xi Jinpinga, Trumpa i putina. Niestety, wiele wskazuje na to, że to putin odniesie sukces, a nie Trump. Zresztą Trump, nawiasem mówiąc, wciąż nie otrzymał oficjalnego zaproszenia, podczas gdy putin już tak. Dlatego uważam, że Trump raczej nie sięgnie po 'sankcyjny kij'. Jako prezydent USA będzie raczej próbował działać poprzez cła, a nie poprzez mechanizmy sankcyjne” – stwierdził Andrij Zołotariow w ekskluzywnym komentarzu dla UA.News.
Politolog, dyrektor Centrum Stosowanych Badań Politycznych „Penta” Wołodymyr Fesenko uważa, że Trump może rzeczywiście wprowadzić 100-procentowe cła na rosję – ale nie będzie to miało żadnego realnego wpływu. Handel z USA to dla rosji znikoma część wymiany międzynarodowej.
„Obroty handlowe na poziomie 3–3,5 miliarda dolarów to mniej niż 1% rosyjskiego handlu zagranicznego. To nie tylko nie jest krytyczne – to wręcz bez znaczenia. Ale Trump może wprowadzić takie cła po upływie 50-dniowego terminu, który wyznaczył na zawarcie porozumienia pokojowego. W przypadku sankcji wtórnych wobec nabywców rosyjskiej ropy sprawa jest bardziej złożona. Możliwe są restrykcje wobec Brazylii – ale niekoniecznie z powodu samej ropy. Obecnie między Brazylią a USA istnieje napięcie polityczne. Sankcje mogłyby więc pośrednio uderzyć w rosję, ale w rzeczywistości byłyby wymierzone w Brazylię.
Jeśli chodzi o Chiny, większość ekspertów jest zgodna, że nałożenie sankcji jest mało realne. Oznaczałoby to de facto zawieszenie wymiany handlowej – a to oznaczałoby ogromne trudności i kolejną wojnę handlową. Stany Zjednoczone dopiero co osiągnęły z Pekinem pewien kompromis. Osiągnięto równowagę, a rozpoczynanie konfliktu od nowa jest mało prawdopodobne. Amerykańskie media piszą wręcz, że Trump prezentuje bardzo ugodowe podejście wobec Xi Jinpinga, a we wrześniu planowane jest ich spotkanie. Nie sądzę więc, by w takiej atmosferze wprowadzono jakiekolwiek poważne sankcje. Natomiast w trybie zakulisowym można próbować przekonywać Chiny do ograniczenia zakupów rosyjskiej ropy i zwiększenia presji na Moskwę, aby zmusić ją do zawieszenia broni. Czy to przyniesie efekt? To już bardzo wątpliwe” – mówi ekspert.
Według Fesenki naciski mogą też dotyczyć Indii. Zdaniem politologa, Delhi może zgodzić się na częściowe ustępstwa i pokazać gotowość do ograniczenia zakupów rosyjskiej ropy.
„Ale nikt nie mówi o całkowitej rezygnacji. Raczej będą domagać się okresu przejściowego, który może trwać właściwie dowolnie długo. Dlatego uważam, że Stany Zjednoczone będą działać przede wszystkim drogą dyplomatyczną, a nie przez sankcje. Bo jeśli rzeczywiście wprowadzono by te radykalne, stuprocentowe cła, to mogłoby się to obrócić przeciwko samym USA – wzrosną ceny ropy, benzyny, a w konsekwencji wszystkiego. Dlatego Trump prawdopodobnie nie zdecyduje się na tak radykalne kroki. Bardziej realne są działania punktowe: wobec sektora bankowego czy tzw. cieniowej floty rosyjskiej ropy. I oczywiście w ramach presji na Moskwę mogą pojawić się dodatkowe dostawy broni dla Ukrainy” – podsumował Wołodymyr Fesenko w komentarzu dla naszego medium.

Podsumowując, zaproponowane przez Trumpa 100-procentowe cła wyglądają na razie bardziej jak narzędzie politycznej gry niż realistyczna strategia gospodarcza. Ich pełne wdrożenie raczej nie stanie się skutecznym mechanizmem nacisku na Kreml.
Obecnie Trump próbuje jednocześnie utrzymać wizerunek silnego lidera, uniknąć kolejnych kryzysów gospodarczych oraz zadowolić elektorat nastawiony na izolacjonizm i stabilność wewnętrzną. To próba pogodzenia zbyt wielu sprzecznych celów naraz – i najpewniej skazana na niepowodzenie.