
Incydent z 10 września, kiedy rosyjskie bezzałogowe statki powietrzne naruszyły przestrzeń powietrzną Polski, wywołał szeroki oddźwięk i postawił szereg fundamentalnych pytań dotyczących skuteczności i gotowości Sojuszu Północnoatlantyckiego do przeciwdziałania obecnym zagrożeniom. Wydarzenie to stało się w istocie papierkiem lakmusowym, pozwalającym ocenić, na ile blok jest przystosowany do wyzwań współczesnej wojny, w której granice między niestabilnym, lecz pokojowym stanem a bezpośrednim konfliktem zbrojnym są rozmyte i niepewne.
Choć NATO z zewnątrz jawi się jako potężna forteca wojskowa, zdolna chronić swoich członków, wydarzenia w Polsce budzą poważne wątpliwości. Pomimo że do zestrzelenia dronów poderwano lotnictwo nie tylko Polski, ale także innych krajów NATO, w tym Holandii, większości celów nie udało się zlikwidować.
Rosyjskie drony wniknęły setki kilometrów w głąb terytorium kraju, co rodzi pytanie: czy NATO jest monolitycznym blokiem obronnym, gotowym na wszelkie wyzwania, czy też jego reakcja na zagrożenia obnaża słabość, sprawiającą, że sojusz jawi się jako „zamek z piasku”, którego siła militarna istnieje jedynie na papierze? A jeśli tak – to czy Ukraina w ogóle potrzebuje takiej organizacji? Polityczny komentator UA.News, Mykyta Traczuk, wraz z ekspertami przyglądał się tej kwestii.
Prowokacja rosji w Polsce: reakcja NATO
Reakcja NATO na prowokację z użyciem rosyjskich dronów była instytucjonalna i wyważona, a nie natychmiastowa i emocjonalna. Można wręcz powiedzieć, że aż zbyt wyważona. Pierwsze oficjalne oświadczenia pojawiły się za pośrednictwem rzeczniczki NATO Allison Hart, która poinformowała, że Sojusz „utrzymuje kontakt z władzami kraju”. Równolegle sytuację komentowano w Polsce, i to w duchu „agresji powietrznej”.
Warto jednak zauważyć, że w pierwszych publicznych komentarzach celowo unikano bezpośrednich wzmianek o rosji jako sprawcy prowokacji, co może świadczyć o dużej ostrożności w publicznej retoryce. Później Rada Północnoatlantycka – główny organ polityczny Sojuszu – rozpoczęła dyskusję nad reakcją na naruszenie przestrzeni powietrznej Polski.
Kluczowym elementem, który określa charakter reakcji Sojuszu, jest wybór mechanizmu zastosowanego w odpowiedzi na incydent. Polska oficjalnie zwróciła się o konsultacje w ramach artykułu 4 Traktatu Północnoatlantyckiego. Artykuł 4 stanowi, że państwa członkowskie przeprowadzają wspólne konsultacje, jeśli ich zdaniem istnieje zagrożenie dla integralności terytorialnej, niezależności politycznej lub bezpieczeństwa któregokolwiek z państw członkowskich.
Istotny jest brak wniosku o uruchomienie artykułu 5, który przewiduje możliwość zbiorowej obrony. Świadczy to o tym, że nalot rosyjskich dronów, który nie spowodował masowych zniszczeń ani ofiar, został uznany za „zagrożenie dla bezpieczeństwa”, ale nie za „zbrojną napaść” czy bezpośrednią agresję.
Taką reakcję NATO, ukierunkowaną na deeskalację, można określić jako wyważoną i politycznie uzasadnioną. Jednocześnie oczywiście może być ona odbierana jako oznaka niezdecydowania, co raczej wzmacnia tezę o „zamku z piasku”, zdolnym jedynie do politycznych deklaracji, a nie do realnych działań. Choć niemieckie systemy Patriot rozmieszczone w Polsce natychmiast wykryły drony, brakowało politycznego mandatu do ich zniszczenia. Próby likwidacji rosyjskich BSP z powietrza — przy użyciu samolotów — okazały się wyraźnie mało skuteczne.
„Jesteśmy w stanie chronić każdy centymetr terytorium NATO, w tym także jego przestrzeń powietrzną. Wojska państw członkowskich NATO skutecznie zareagowały na zagrożenie” — oświadczył później sekretarz generalny Sojuszu Mark Rutte.
Jednak takie deklaracje budzą jeszcze więcej pytań i sceptycyzmu, zważywszy, że z ponad 20 bezzałogowych statków powietrznych udało się zestrzelić jedynie 3–4.

NATO vs Ukraina: różnica podejść
Incydent nad Polską i doświadczenia Ukrainy ujawniają zasadniczą różnicę między dwoma podejściami do obrony przeciwlotniczej. NATO jako blok wojskowo-polityczny jest nastawione na stabilność, przewidywalne zagrożenia i zapobieganie konfliktom. Jego doktryna ochrony przestrzeni powietrznej opiera się na koncepcji zintegrowanej obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej, która ma charakter wyłącznie defensywny i zakłada patrolowanie oraz identyfikację zagrożeń.
Ta doktryna, ukierunkowana na tradycyjne zagrożenia, nie jest skutecznie dostosowana do masowych nalotów nisko lecących dronów. Tak więc w Polsce, graniczącej z krajem, w którym od trzech i pół roku trwa pełnoskalowa wojna, na granicach nie było nawet prostych mobilnych grup z karabinami maszynowymi, zdolnych bardzo tanio i całkiem skutecznie zestrzeliwać drony. To mówi samo za siebie.
Ukraina natomiast zdobyła bezcenne doświadczenie bojowe, ucząc się odpierać masowe ataki dronów, z których co drugą noc zestrzeliwanych jest setki (!) sztuk. Owszem, ukraińska obrona przeciwlotnicza nie jest w 100% skuteczna, a wraz z kolejnymi latami wojny ulega wyczerpaniu, co obniża jej ogólną efektywność. Wynika to zarówno z obiektywnych, jak i subiektywnych przyczyn. Gdy na kraj leci ponad 800 dronów, fizycznie niemożliwe jest zestrzelenie absolutnie każdego celu — niestety. Jednak kontrast z Polską, która razem z sojusznikami z NATO nie była w stanie zneutralizować 80% tego, co wtargnęło na jej terytorium (a mowa tu zaledwie o kilkudziesięciu dronach), jest bardzo wymowny.
Wojna jest dynamicznym procesem dostosowywania się do nowych zagrożeń. Skuteczność ukraińskiej obrony przeciwlotniczej wobec rosyjskich dronów spadła m.in. dlatego, że rosja gwałtownie zwiększyła liczbę BSP, zmieniła taktykę ich użycia, a także udoskonaliła technologie, wyposażając drony w sztuczną inteligencję. Mimo to doświadczenie Kijowa jest wyjątkowe i pokazuje nieustanną walkę oraz zdolność adaptacji do nowych wyzwań. Takiego doświadczenia współczesny Sojusz po prostu nie posiada.
To prowadzi nas do pytania retorycznego: czy nie pomyliliśmy przyczyny i skutku w geopolitycznych zawirowaniach? Może to NATO potrzebuje nas, a nie my NATO? Co może Sojusz, czego nie są w stanie zrobić Siły Zbrojne Ukrainy?
Owszem, NATO dysponuje znacznie większymi zasobami finansowymi i sprzętowymi. Jego łączna deklarowana potęga przewyższa zdolności bojowe zarówno Sił Zbrojnych Ukrainy, jak i Sił Zbrojnych federacji rosyjskiej razem wziętych (z wyjątkiem komponentu nuklearnego, w którym Moskwa jest absolutnym liderem światowym pod względem liczby głowic). Jednak wszystko to istnieje jedynie na papierze i nie zostało sprawdzone w praktyce.
Sojusz nie ma ani takiego doświadczenia bojowego, ani odwagi i determinacji, by stanowczo reagować na prowokacje Kremla. Już teraz w sieci rośnie popularność memu, w którym skrót NATO rozszyfrowuje się jako „not action, talk only”, co można przetłumaczyć jako „żadnych działań, tylko gadanie”. Można więc zakładać, że z czasem w Ukrainie będzie narastał sceptycyzm wobec Sojuszu.

Konstytucyjny kurs Ukrainy: nieodwracalność czy strategiczna elastyczność?
Strategiczny kurs Ukrainy na członkostwo w NATO to nie tylko deklaracja polityczna, ale zapisane w prawie postanowienie. W 2018 roku Rada Najwyższa przyjęła ustawę „O wprowadzeniu zmian do Konstytucji Ukrainy”, która utrwaliła nieodwracalność dążenia do uzyskania pełnoprawnego członkostwa w Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego. Za tę decyzję głosowało 334 deputowanych. W lutym 2019 roku ustawa weszła w życie.
Od tego momentu integracja z NATO stała się konstytucyjnym obowiązkiem państwa ukraińskiego. Warto jednak pamiętać, że zainicjowany przez ówczesnego prezydenta Petra Poroszenkę projekt zmian w Konstytucji był w istocie narzędziem politycznym, które były prezydent próbował wykorzystać przed wyborami, by pokazać się jako silny mąż stanu, rzekomo prowadzący Ukrainę na Zachód.
Gdyby w tej sprawie przeprowadzono ogólnokrajowe referendum, byłoby to jeszcze pół biedy. Tymczasem zmiany konstytucyjne przyjęto wyłącznie na podstawie formalnych badań socjologicznych, które — nawiasem mówiąc — w latach 2018–2019 nie wskazywały na stabilną większość w tej kwestii. Wówczas integrację z NATO popierało około 45% obywateli, z wyłączeniem terytoriów okupowanych. To sporo, ale wciąż mniej niż połowa.
Nie należy zapominać, że konstytucja, choć jest najważniejszym, podstawowym prawem kraju, nie jest żadną tablicą z przykazaniami Bożymi. Konstytucję piszą ludzie dla ludzi i może ona ulegać zmianom — oczywiście nie w czasie stanu wojennego, ale kiedyś w przyszłości na pewno. Nawet konstytucja Stanów Zjednoczonych, uważana za wzór stabilności od wielu dziesięcioleci, zawiera dziesiątki poprawek, ewoluowała i zmieniała się na przestrzeni kilku stuleci.
„Nieodwracalność kursu” na przystąpienie do określonej organizacji międzynarodowej jest zatem przede wszystkim sygnałem politycznym, który odzwierciedla strategiczny wybór państwa, ale nie czyni konstytucji niezmienną na wieki. Sam fakt istnienia mechanizmu wprowadzania poprawek jest oznaką demokratycznej dojrzałości społeczeństwa i zdolności państwa do adaptacji w warunkach, które mogą — i faktycznie się — zmieniać.
Taka sytuacja może stać się pretekstem do szerokiej debaty publicznej w przyszłości. Kierunek NATO stał się niemal dogmatem, czymś, w co nie wolno wątpić. Ale gdzie w tym wszystkim miejsce na krytyczne myślenie i jak można dokonać świadomego wyboru, jeśli istnieje tylko jedna „słuszna” opinia?
Cały blok NATO nie był w stanie zestrzelić nawet dwudziestu dronów, podczas gdy ukraińskie siły obronne każdej nocy eliminują setki takich celów. A co by się stało, gdyby te tysiące dronów, które Siły Zbrojne Ukrainy zestrzeliwują co miesiąc, poleciały dalej — w stronę Polski, Rumunii czy innych państw Sojuszu? Wygląda na to, że mogłoby to doprowadzić do całkowitego paraliżu NATO. Skoro kilkadziesiąt dronów okazało się tak poważnym problemem, to nikt nie wie, co by było, gdyby pojawiło się ich kilkaset.

Opinia eksperta
Ekspert wojskowy Ołeksandr Koczetkow uważa, że NATO w obecnym stanie w żadnym razie nie może być gwarantem bezpieczeństwa Ukrainy. Co więcej — jak podkreśla — mówił o tym już w momencie, gdy kierunek na członkostwo w Sojuszu wpisywano do konstytucji.
„Rzecz w tym, że NATO, gdy je tworzono, było sojuszem potężnych pod względem wojskowo-przemysłowym powojennych krajów europejskich oraz silnych Stanów Zjednoczonych. To oznaczało pewien parytet. Jednak z czasem USA nadal rozbudowywały swój przemysł zbrojeniowy, podczas gdy Europa — korzystając z amerykańskiego ‘parasola bezpieczeństwa’ — ograniczała wydatki na ten cel. W praktyce doszło do tego, że w Europie nie ma już potężnego przemysłu zbrojeniowego, a obywatele rozwiniętych państw europejskich nie są gotowi bronić własnych krajów z bronią w ręku. W efekcie NATO przekształciło się w strukturę czysto biurokratyczną.
Kiedy Stany Zjednoczone z czasów Trumpa odmawiają obrony Europy i mówią, że jej bezpieczeństwo to wyłącznie problem samych Europejczyków, a nie USA, NATO w takiej sytuacji traci jakikolwiek sens. Tym bardziej dla Ukrainy, która znajduje się w znacznie trudniejszej sytuacji niż państwa członkowskie Sojuszu. NATO jest dziś strukturą biurokratyczną. Z punktu widzenia bezpieczeństwa to całkowita fikcja, zdolna jedynie do manewrów i reakcji w postaci kolejnych posiedzeń. Dlatego przyszłość należy do nowego europejskiego bloku bezpieczeństwa, który będzie współpracował ze Stanami Zjednoczonymi, a nie całkowicie od nich zależał, i którego pełnoprawnym członkiem będzie również Ukraina. Powinna ona stać się jednym z założycieli takiego bloku. To jest właśnie przyszłość, o której należy rozmawiać. Ogólnie rzecz biorąc, musimy stopniowo odchodzić od tematu NATO, choć osobiście nie wiem, w jaki sposób można by usunąć ten zapis z konstytucji,”— przekonuje Ołeksandr Koczetkow.

Podsumowując, incydent z rosyjskimi dronami nad Polską pozwala wyciągnąć poważne wnioski dotyczące istoty NATO w 2025 roku. Analiza pokazuje, że blok ten wcale nie jest potężną „fortecą”, reagującą na każdą prowokację natychmiastową siłą militarną. Prawdziwa natura Sojuszu to raczej złożony biurokratyczny mechanizm politycznej rozwagi, który kalibruje swoją odpowiedź na zagrożenia, by uniknąć eskalacji. Jednak unikanie tej eskalacji staje się coraz trudniejsze.
To wydarzenie podkreśla również krytyczną rolę Ukrainy dla przyszłości NATO. Ukraina może wnieść do Sojuszu bezcenne, unikalne doświadczenie bojowe, które wzmocni jego zdolność do przeciwdziałania współczesnym zagrożeniom. W tym sensie NATO i Ukraina nie są odrębnymi strukturami, lecz raczej elementami jednego mostu, który należy zbudować, aby zapewnić stabilność i bezpieczeństwo całemu kontynentowi europejskiemu.