
W nocy 10 września Polska odnotowała rekordowe wtargnięcie rosyjskich dronów bojowych do swojej przestrzeni powietrznej. NATO uznało to za niebezpieczną prowokację, ale nie zakwalifikowało jako atak na Sojusz. Z kolei polskie media i eksperci wojskowi oceniają to jako ostrzeżenie od putina, który sprawdza gotowość NATO do obrony terytorium Polski i państw bałtyckich.
Manewry wrogich dronów zbiegły się w czasie z rozpoczęciem rosyjsko-białoruskich ćwiczeń „Zachód-2025”, które mają ruszyć 12 września na terytorium Białorusi. W odpowiedzi Polska już przerzuca siły zbrojne w kierunku granicy z Białorusią.
O pierwszym przypadku zestrzelenia rosyjskich dronów nad terytorium NATO, testowaniu polskiej obrony przeciwlotniczej oraz ocenach ukraińskich ekspertów dotyczących politycznych konsekwencji incydentu dla Ukrainy, Polski i Sojuszu — w materiale UA.News.
Rosyjskie drony w Polsce
Około godziny pierwszej w nocy, 10 września, 19 rosyjskich dronów bojowych przekroczyło granicę Ukrainy i wtargnęło w przestrzeń powietrzną Polski. Grupa bezzałogowców kierowała się w stronę miasta Zamość, położonego 60 kilometrów od granicy z Ukrainą. Pod groźbą ataku znalazły się trzy województwa we wschodniej Polsce, a przestrzeń powietrzną lotnisk w Rzeszowie, Lublinie i Warszawie tymczasowo zamknięto.

W stan gotowości bojowej postawiono obronę przeciwlotniczą i lotnictwo Polski oraz krajów NATO. Do neutralizacji zagrożenia użyto polskich myśliwców F-16, holenderskich F-35, włoskich samolotów rozpoznawczych AWACS oraz samolotów tankujących eksploatowanych wspólnie przez NATO. Wojsko poinformowało o zestrzeleniu kilku rosyjskich dronów.
Po nocnym nalocie wraz z fragmentami 10 dronów znaleziono także części rakiety. Według Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Polski, szczątki bezzałogowców odnaleziono w różnych miejscach w całym kraju.

Polskie media nieoficjalnie podają, że granicę mogło przekroczyć ponad 20 rosyjskich dronów, a maksymalna odległość, jaką przeleciał jeden z „szahidów”, wynosiła ponad 300 km od granicy. Większość z nich została zestrzelona przez holenderskie F-35.

Analityk OSINT Jakub Woński uważa, że trasa rosyjskich dronów bojowych przez Polskę została wytyczona celowo na rozkaz władimira putina, aby sprawdzić gotowość bojową polskich sił zbrojnych i system reagowania.
„Drony leciały w kierunku dużych miast. To nie był przypadek ani błąd ukraińskiej obrony radioelektronicznej. Decyzja została podjęta w rosji na szczeblu politycznym jako odpowiedź na zamknięcie granicy z Białorusią oraz w ramach ćwiczeń wojskowych. Spodziewane jest nasilenie rosyjskich operacji informacyjnych, które będą miały na celu wywołanie strachu, zdyskredytowanie NATO i pokazanie rzekomej niezdolności Polski do obrony” – wyjaśnił ekspert.

Później media podały, że rosjanie od dawna przygotowywali wtargnięcie dronów bojowych do polskiej przestrzeni powietrznej. Już w lipcu w zestrzelonych rosyjskich bezzałogowcach znaleziono modemy 4G z kartami SIM polskich oraz litewskich operatorów komórkowych. Tak długotrwałe przygotowania mogą świadczyć o tym, że jednym z celów tego rosyjskiego ataku było rozpoznanie systemu obrony przeciwlotniczej Polski i „testowanie korytarzy ataku”.
Reakcja Polski i krajów NATO na wtargnięcie rosyjskich dronów
Po tym, jak rosyjskie „Shahedy” wleciały w przestrzeń powietrzną Polski, premier Donald Tusk zwołał pilne posiedzenie rządu. W swoim oświadczeniu podkreślił, że władze nie mają informacji o ofiarach spowodowanych działaniami rosji.
„Fakt, że te drony, które stanowiły zagrożenie dla bezpieczeństwa, zostały zestrzelone, zmienia sytuację polityczną. Nie mam podstaw twierdzić, że stoimy na progu wojny, ale pewna granica została już przekroczona, a sytuacja jest znacznie bardziej niebezpieczna niż wcześniej. Ta sytuacja zbliża nas do otwartego konfliktu bardziej niż kiedykolwiek od czasów II wojny światowej” – powiedział szef rządu.

Polska rozpoczęła również konsultacje na podstawie artykułu 4 Traktatu Północnoatlantyckiego, który przewiduje rozmowy państw członkowskich NATO w przypadku zagrożenia ich integralności terytorialnej lub bezpieczeństwa.
W przeciwieństwie do artykułu 5, zakładającego automatyczną reakcję militarną, artykuł 4 otwiera drogę do działań dyplomatycznych, dodatkowych gwarancji bezpieczeństwa oraz wzmocnienia obrony.
W historii NATO, od jego powstania w 1949 roku, artykuł 4 był uruchamiany siedem razy, ostatni raz w lutym 2022 roku po inwazji rosji na Ukrainę.
Sekretarz generalny NATO Mark Rutte oświadczył, że incydent nie został jeszcze w pełni oceniony, ale „niezależnie od tego, czy było to zamierzone, czy nie, jest to całkowicie nierozsądne i absolutnie niebezpieczne”. Polski rząd poinformował, że w wyniku konsultacji Sojusz zdecydował o dodatkowym rozmieszczeniu sił na swoim wschodnim skrzydle.

Stany Zjednoczone potwierdziły również swoją gotowość do obrony każdego centymetra terytorium NATO. Ambasador USA przy NATO Matthew Whitaker napisał w mediach społecznościowych, że Waszyngton wesprze sojuszników w takiej sytuacji.
Jednocześnie najwyższe władze USA nie wydały od razu oficjalnych oświadczeń. Biały Dom poinformował jedynie, że prezydent Donald Trump planuje rozmowę z prezydentem Polski Karolem Nawrockim.
Przywódcy UE zareagowali szybciej. Szefowa unijnej dyplomacji Kaja Kallas napisała w mediach społecznościowych: „Wojna prowadzona przez rosję nie wygasa, lecz się zaostrza. Musimy zwiększyć koszty ponoszone przez Moskwę, wzmocnić wsparcie dla Ukrainy i inwestować w obronę Europy”.
rosja testuje gotowość NATO do obrony — komentarze ekspertów
Kierując grupę „szahidów” do przestrzeni powietrznej Polski, rosja realizowała jednocześnie kilka prowokacyjnych celów — są przekonani międzynarodowi obserwatorzy.

Dyrektor Centrum Studiów Międzynarodowych, Włodzimierz Dubowik, podkreśla:
„Cel ‘wlotu’ dronów może być wielowymiarowy. Po pierwsze, zademonstrować zdolność do takich działań. Po drugie, skłonić sojuszników w ramach NATO do rozbieżności w ocenie wydarzeń. Po trzecie, próbować oskarżyć Ukrainę — już pojawiają się dezinformacyjne narracje, że to rzekomo Ukraina przekierowała te drony na Polskę. A także wywołać napięcia wewnątrz samej Polski, zwłaszcza między dwoma ośrodkami władzy wykonawczej.
De facto jest to eskalacja. Pytanie brzmi: jaka będzie odpowiedź? Obecnie widoczna jest wola, by traktować to nie jako atak, lecz raczej jako niebezpieczną prowokację. Zobaczymy, czy skłoni to Moskwę do powtórzenia takiej operacji i jakie wnioski wyciągną Polska oraz reszta NATO w kontekście lepszego przygotowania na przyszłość”.
Wtargnięcie rosyjskich dronów w przestrzeń powietrzną Polski ma, zdaniem ekspertów, „dwustronne znaczenie”. Po pierwsze, rosja — jak zawsze — testuje granice tego, co jest dopuszczalne, co od stuleci stanowi podstawę geopolityki Moskwy. Taką opinię wyraził Oleksandr Krajew, dyrektor programu „Ameryka Północna” Rady Polityki Zagranicznej „Ukraińska Pryzma”.

„Dopóki ta granica nie zostanie osiągnięta, będą zabierać wszystko, co się da. To stara taktyka ordyńska. Jeśli przypomnieć sobie pierwsze wyprawy Subedeja-Bagatura czy w ogóle wszystkich potomków Czyngis-chana: idziesz, dopóki nie napotkasz oporu. Gdy tylko go napotkasz, wycofujesz się. W zasadzie rosjanie działają dokładnie według tej samej zasady. Z Polską było tak samo — sprawdzają, czy NATO zareaguje, czy zadziała artykuł 5, czy może artykuł 4” – wyjaśnia Krajew.
Według niego drugim celem rosjan jest wykorzystanie prowokacji z dronami do wzmocnienia nastrojów antyukraińskich w Polsce.
„Najłatwiej teraz Nawrockiemu, Konfederacji i innym pseudopatriotycznym ugrupowaniom powiedzieć: To wina Ukrainy. Dlaczego Ukraina przepuszcza drony na nasze terytorium? Mieliśmy rację, twierdząc, że Ukraina to problem… Dlatego zmniejszmy pomoc dla Kijowa. Bo jeśli ją zwiększymy, rosja będzie atakować jeszcze bardziej”.
Kreml — zdaniem Krajewa — będzie utrzymywał, że nocne wtargnięcie grupy dronów było przypadkowe i odbyło się w ramach ćwiczeń „Zachód-2025” na terytorium Białorusi. Jednocześnie pozwoli to Polsce „zejść” z tego tematu, co dobrze wpisuje się w przewidywaną reakcję państw zachodnich.
„Reakcja na razie jest ograniczona. Oświadczenie o artykule 4 Traktatu NATO — to dobrze. To klasyczne podejście — zaczynamy od artykułu 4, czyli od konsultacji. To, że natychmiast ogłoszono mobilizację obrony terytorialnej — też dobrze. To, że w końcu… zestrzelono chociaż kilka dronów — również jest pozytywnym sygnałem, ale to za mało. Nawet retorycznie samo uznanie, że to rosyjskie drony — to zbyt mało.
Trzeba jasno powiedzieć: uważamy, że te drony leciały w celu ataku, że to nie był przypadek, to nie była zwykła próba. Trzeba od razu wskazać Moskwie, że czegoś takiego nie można dalej tolerować. Bo następnym razem — to będzie od razu artykuł 5 Traktatu NATO. Od razu uderzenie w Kaliningrad. Dlatego bardzo dziwne jest, że Polska do tej pory w żaden sposób nie rozegrała tego „tematu kaliningradzkiego”.
Słaba reakcja będzie dalej prowokować rosję, bo ona boi się tylko siły, tylko realnej odpowiedzi. A gdy tej odpowiedzi nie ma, to czego się bać?”
Czytaj również:
Fala zabójstw ukraińskich uchodźców: niepokojąca tendencja w Europie i USA