$ 41.16 € 48.42 zł 11.39
+25° Kijów +21° Warszawa +21° Waszyngton

Powietrzna tarcza NATO wygląda groźnie, ale w rzeczywistości jest niedoskonała — The Economist

UA NEWS 15 września 2025 13:20
Powietrzna tarcza NATO wygląda groźnie, ale w rzeczywistości jest niedoskonała — The Economist

Na początku września NATO doświadczyło największego naruszenia przestrzeni powietrznej od momentu swojego powstania ponad 75 lat temu. Na terytorium Polski wleciało 19 rosyjskich dronów, a takie incydenty testują wolę Sojuszu.

To nowa bitwa Europy o ochronę swojego nieba przed rosją, pisze The Economist.

Sekretarz generalny NATO, Mark Rutte, nazwał odpowiedź NATO na ataki dronów „bardzo udaną”, ponieważ zaangażowano włoskie tankowce oraz niemieckie systemy Patriot. Niemniej jednak, polskie i holenderskie myśliwce zestrzeliły tylko niewielką część dronów.

13 września Rumunia poinformowała o naruszeniu swojej przestrzeni powietrznej przez rosyjski dron, a prezydent USA, Donald Trump, stwierdził, że wojna w Ukrainie „nie jest wojną Trumpa”, co zostało uznane przez wydanie za oznakę obojętności wobec wyzwań stojących przed NATO.

Tarcza powietrzna Sojuszu składa się z kilku elementów, jednak pojawiają się wątpliwości, czy faktycznie jest w stanie chronić państwa przed atakami powietrznymi.

Pierwszym zadaniem jest wykrywanie zagrożeń. NATO dysponuje 14 samolotami wczesnego ostrzegania i dowodzenia (AEWC), które stacjonują w Niemczech. Mogą one kontrolować przestrzeń powietrzną nad Ukrainą i Białorusią, śledząc samoloty, drony i rakiety, a ich pracę wspomagają bezzałogowe statki powietrzne RQ-4D Phoenix, które realizują długie misje z włoskiej Sigonelli.

Jednak niektóre państwa szukają dodatkowych sposobów kontroli. Na przykład Polska zamówiła amerykańskie balony z radarami warte około miliarda dolarów, a amerykańska armia testuje akustyczne czujniki do wykrywania nadlatujących dronów – technologię, którą już stosuje Ukraina.

Drugi element tarczy stanowią myśliwce rozmieszczone w Europie Wschodniej. Sojusznicy NATO kolejno wysyłają swoje samoloty do ochrony wschodniego skrzydła. Włochy, Hiszpania i Węgry patrolują Bałtyk, Włochy dodatkowo patrolują Rumunię, a Holandia i Norwegia monitorują niebo nad Polską.

Ponadto osobna misja ma na celu ochronę polskich węzłów logistycznych, przez które przechodzi zachodnia broń dla Ukrainy. Samoloty bojowe są w stanie śledzić przestrzeń radarami, eskortować rosyjskie samoloty, a w razie potrzeby – zestrzeliwać cele.

10 września sojusznicy przechwycili wrogie pociski, a już następnego dnia Francja postanowiła wzmocnić obronę Polski, wysyłając trzy myśliwce Rafale.

Trzeci element ochrony stanowią naziemne systemy obrony powietrznej. Kraje Europy Wschodniej posiadają własne radary i umocnienia, które zostały wzmocnione systemami Patriot, zdolnymi przechwytywać samoloty, rakiety manewrujące i balistyczne. Niemcy już rozmieszczają takie baterie w Polsce, a Holandia planuje dołączyć.

Ponadto Stany Zjednoczone i sojusznicy używają na morzu niszczycieli z potężnymi radarami i przechwytywaczami, a także naziemnych radarów w Polsce i Rumunii.

Większość z tych systemów jest zintegrowana w sieci IAMD, którą zarządza amerykański generał w Ramstein, a koordynacja zapewniana jest przez dwa centra operacji powietrznych: w Niemczech dla północnej Europy oraz w Hiszpanii dla południowej Europy.

Małe drony, które rosja wysyła do Ukrainy, często trudno wykryć radarami przez inne zakłócenia powietrzne. Dlatego część wrogich urządzeń i rakiet wielokrotnie przenikała do przestrzeni powietrznej krajów NATO.

We wrześniu 2023 roku szczątki spadły na terytorium Rumunii, w marcu 2024 roku rakiety przekroczyły Polskę, a we wrześniu tego samego roku bezzałogowiec wylądował w Łotwie.

Na początku tego miesiąca polską przestrzeń powietrzną dwukrotnie naruszyły drony. Szczególnie wymowny był incydent w pobliżu Bydgoszczy: ponad 400 km od ukraińskiej granicy znaleziono szczątki rosyjskiej rakiety manewrującej. Polskim żołnierzom zajęło miesiące, aby je odzyskać – broń przypadkowo odkryła kobieta, która jechała konno.

W NATO podkreślają, że są w stanie śledzić większość wrogich urządzeń. Na przykład podczas incydentu na Łotwie sojusznicy oświadczyli, że rakieta była pod kontrolą radarów, a Polska wyjaśniła, że 10 września celowo zignorowała część dronów, uznając je za nieuzbrojone wabiki. Przechwycone zostały tylko te, które mogły niosły ładunki bojowe.

Jednak nawet przy śledzeniu, zniszczenie dużej liczby takich urządzeń za pomocą systemów obrony powietrznej, zaprojektowanych do zwalczania samolotów czy rakiet balistycznych, jest zbyt kosztowne. Tanie drony Gerbera, które przekroczyły terytorium Polski, zostały w ogóle zaprojektowane jako wabiki, zauważa Międzynarodowy Instytut Badań Strategicznych (IISS).

Sojusznicy pracują nad systemami przeciwdziałania małym bezzałogowym statkom powietrznym – od laserów i dział, po specjalistyczne rakiety, jednak te rozwiązania nie zostały jeszcze skalowane, a według oceny IISS, „prawie wszystkie europejskie zapasy mają poważne luki w obronie bliskiej i bardzo bliskiej”, co sprawia, że kontynent jest wrażliwy na wojnę nowego typu, którą już przeżywa Ukraina.

W obliczu wyzwań technicznych, NATO boryka się także z problemem woli politycznej. System powietrznej tarczy w dużej mierze opiera się na Stanach Zjednoczonych, które za prezydentury Donalda Trumpa coraz bardziej przesuwają uwagę z Europy na inne regiony, co stawia pod znakiem zapytania gotowość Waszyngtonu do rozmieszczania swoich systemów obrony powietrznej na kontynencie oraz zapewniania przechwytywaczy dla sojuszników.

Mimo że europejskie siły powietrzne dysponują setkami samolotów bojowych, zarządzanie operacjami wciąż w dużej mierze zależy od doświadczenia i udziału USA. 11 września Trump w ogóle zminimalizował znaczenie rosyjskich naruszeń, twierdząc, że mogła to być pomyłka.

Europejska gotowość do zdecydowanych działań wciąż pozostaje pod znakiem zapytania, ponieważ Ukraina niejednokrotnie skarżyła się, że sojusznicy umniejszają niebezpieczeństwo rosyjskich ataków, obawiając się eskalacji.

Wyjątkiem była decyzja Polski o zniszczeniu ostatniej salwy dronów i bezpośrednim ogłoszeniu, że była ona celowo wymierzona w kraj. Był to krok w stronę zmiany ostrożnej praktyki z przeszłości.

Z kolei większość państw NATO nie jest gotowa do działania według izraelskiego scenariusza, w którym Izrael, przy wsparciu partnerów poza swoim przestrzenią powietrzną, przechwytywał masowe ataki dronów i zadawał prewencyjne uderzenia.

Obecne zasady NATO zabraniają kolektywnego zestrzeliwania rakiet czy dronów nad terytoriami Białorusi czy Ukrainy bez jednogłośnej decyzji wszystkich 32 członków, a taki konsensus jest mało prawdopodobny, ponieważ Węgry i Słowacja prawdopodobnie by go zablokowały.

W przypadku większego konfliktu zasady te musiałyby zostać bez wątpienia zmienione, a Europa nadal znajduje się w pułapce niezdecydowania.

Przypomnijmy, że 14 września do Polski przybyła czeska jednostka śmigłowcowa specjalnych operacji z trzema Mi-171SH. Razem z techniką zostanie rozmieszczonych do 150 czeskich żołnierzy na okres do trzech miesięcy. Przypomnijmy również, że siły powietrzne Rumunii przechwyciły rosyjski bezzałogowy statek powietrzny w krajowej przestrzeni powietrznej. Dwa samoloty F-16 eskortowały drona do około 20 km.

Wieczorem 13 września Rumunia i Polska ogłosiły alarm powietrzny z powodu zagrożenia rosyjskimi dronami uderzeniowymi.

10 września rosyjskie drony uderzeniowe naruszyły przestrzeń powietrzną Polski. W celu odpierania zagrożenia powietrznego kraj zaangażował lotnictwo.