W ostatnich miesiącach sytuacja wokół Ukrainy charakteryzowała się swoistym dyplomatycznym zastojem. Działania zbrojne toczyły się w dotychczasowym rytmie, a rosja nasilała ataki na ukraińskie miasta, koncentrując się głównie na celach infrastrukturalnych i logistycznych.
Jednak od kilku dni dyplomacja dotycząca ukraińskiego kierunku ponownie nabrała tempa. Prezydent USA Donald Trump powrócił do aktywnego udziału w próbach zakończenia wojny rosyjsko-ukraińskiej. W czwartek, 16 października, długo rozmawiał telefonicznie z rosyjskim dyktatorem władimirem putinem, a w piątek, 17 października, spotkał się z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim.
Przywódca Ukrainy udał się do Waszyngtonu, oczekując od Trumpa konkretnych działań w zakresie wsparcia, m.in. dostaw rakiet Tomahawk czy zaostrzenia sankcji wobec rosji. Jednak, jak wynika z licznych publikacji medialnych, rozmowa nie przebiegła tak pomyślnie, jak zakładano, a obie strony pozostały wzajemnie rozczarowane.
Do jakich wniosków ostatecznie doszli Zełenski i Trump? Czego można się spodziewać w najbliższej przyszłości? I czy Ukraina rzeczywiście zbliżyła się do upragnionego pokoju? Na te pytania próbował odpowiedzieć analityk polityczny UA.News Mykyta Traczuk wraz z zespołem ekspertów.
„Echo Budapesztu”: rozmowa Trumpa i putina
Przywódcy rosji i Stanów Zjednoczonych odbyli rozmowę telefoniczną dokładnie dzień przed spotkaniem Donalda Trumpa z Wołodymyrem Zełenskim. Część ekspertów i mediów w Ukrainie oraz poza jej granicami wyraziła zaskoczenie i niezadowolenie z takiego układu. W rzeczywistości jednak nie ma w tym nic nadzwyczajnego.
Ponieważ głównym tematem rozmów były pociski Tomahawk, oczywiste jest, że prezydenci USA i rosji musieli najpierw omówić tę kwestię między sobą. Wojna w Ukrainie toczy się dziś według logiki „kontrolowanej eskalacji”: partnerzy Kijowa wciąż obawiają się reakcji Moskwy i starają się nie doprowadzić do jej nadmiernego zaostrzenia, w tym ewentualnej odpowiedzi nuklearnej. Między stronami utrzymują się niepisane równowagi, które czasami wymagają bezpośrednich konsultacji.
Kluczową informacją z rozmowy Trumpa i putina stało się zaplanowane na najbliższe tygodnie spotkanie w Budapeszcie – stolicy Węgier, gdzie niegdyś podpisano niesławny Memorandum Budapeszteńskie z gwarancjami bezpieczeństwa dla Ukrainy. Dokument ten nie zadziałał ani w 2014, ani w 2022 roku.
To właśnie w tym miejscu mają spotkać się Trump i putin. Organizatorem wydarzenia będzie premier Węgier Viktor Orbán – konsekwentny krytyk Ukrainy, który przez wszystkie lata wojny apelował o natychmiastowe zawieszenie broni. Poza tym Orbán utrzymuje dobre relacje z Kremlem.
Wybór lokalizacji nie jest przypadkowy i spełnia kilka politycznych celów jednocześnie. Z jednej strony to swoisty gest Trumpa wobec Orbána, jego wieloletniego sympatyka, a z drugiej – policzek wymierzony liberalnym elitom Europy, dla których Węgry pozostają stałym źródłem napięć.
Ostatecznie miejsce spotkania prezydentów można odczytywać jako otwartą kpinę z Ukrainy. Decydowanie o losie kraju w mieście, gdzie niegdyś podpisano dokument gwarantujący jego bezpieczeństwo, który już dwukrotnie zawiódł, to gorzka ironia historii.

Spotkanie Trumpa i Zełenskiego
Na tle wszystkich wcześniejszych wydarzeń do Waszyngtonu przybył prezydent Ukrainy. Wizyta miała dwa kluczowe cele. Cel minimum – uzyskanie pocisków Tomahawk. Cel maksimum – skłonić Donalda Trumpa do wyraźnego poparcia Ukrainy, jak najmocniej „związać” go z wojną, przekształcając z arbitra w sojusznika aktywnie zaangażowanego w proces.
Czy się to udało? Raczej nie. Wizyta nie przebiegła zgodnie z planem, co było wyraźnie widoczne w późniejszych komentarzach.
Warto zwrócić uwagę na briefing Wołodymyra Zełenskiego po zakończeniu rozmów z Trumpem. Prezydent Ukrainy był bardzo skupiony, a jego mimika zdradzała napięcie. Mówił z dużą ostrożnością, starannie dobierając słowa. To sugeruje, że rozmowa nie należała do przyjemnych, była raczej twarda i rzeczowa. W rezultacie temat pocisków Tomahawk został odłożony na czas nieokreślony, a kwestia sankcji antyrosyjskich i innych środków wsparcia nie była w ogóle poruszana.
Najważniejszym wnioskiem z tego spotkania jest stanowisko Trumpa, który opowiedział się za natychmiastowym wstrzymaniem działań wojennych na linii frontu. Zaproponował, by „zatrzymać się”, oszacować straty, a następnie pozwolić każdej ze stron ogłosić własne zwycięstwo – a później „zobaczymy, co będzie dalej”.
„Oni… muszą zatrzymać się tam, gdzie się znajdują. Niech obie strony ogłoszą zwycięstwo, a historia niech zdecyduje” – oświadczył Trump.
W istocie Trump powtórzył tezę, którą od dawna formułują niektórzy ukraińscy eksperci. Jej sedno brzmi: Ukraina już zwyciężyła, samym faktem, że przetrwała i nie załamała się, bo właśnie to było celem agresora. Dlatego, ich zdaniem, należy ogłosić zwycięstwo i dążyć do jak najszybszego zakończenia aktywnej fazy działań zbrojnych.
To samo proponuje teraz Trump. Z tym podejściem zasadniczo zgadza się także Wołodymyr Zełenski, zastrzegając jedynie, że najpierw należy doprowadzić do zawieszenia broni, a dopiero później rozpocząć jakikolwiek dialog.
Ale gdzie w tym układzie znajduje się Władimir putin i stanowisko rosji? Rosyjski dyktator domagał się, i wciąż się domaga, przekazania mu czterech obwodów oraz uznania aneksji Krymu. Podczas rozmów na Alasce, według różnych doniesień, miał rzekomo zgodzić się na całkowite wycofanie Sił Zbrojnych Ukrainy jedynie z dwóch, a nie czterech regionów: ługańskiego i donieckiego. Ukraina była jednak i pozostaje zdecydowanie przeciwna wszelkim ustępstwom terytorialnym.
Czy Kijów zmienił swoje stanowisko? Wątpliwe, sądząc po kolejnych wystąpieniach Zełenskiego, raczej nie. Czy zmienił je putin? Najprawdopodobniej również nie. Przynajmniej nikt o tym publicznie nie wspomina. Spotkanie w Budapeszcie jest jednak już przygotowywane, a więc coś istotnego musi się tam wydarzyć.
W końcu byłoby naprawdę osobliwe, gdyby putin urządził na Węgrzech „drugą Alaskę” — to znaczy wygłosił Trumpowi i Orbánowi pseudohistoryczny wykład o Ruryku, Włodzimierzu Chrzścicielu, Jarosławie Mądrym, Rusi Kijowskiej i zmaganiach Pieczyngów z Połowcami, po czym odleciał z powrotem do Moskwy, znów robiąc z wszystkich głupców. Choć znając putina, i takiego scenariusza nie można całkowicie wykluczyć.

Czy pokój w Ukrainie stał się bliższy?
Po dwóch dniach intensywnej dyplomacji Ukraina znalazła się w stanie strategicznej niepewności. Czy Kijów rzeczywiście zbliżył się do pokoju? Według Donalda Trumpa – tak, a plany spotkania na Węgrzech zdają się to potwierdzać. Ale czy w rzeczywistości pokój jest bliżej? Nikt nie ma co do tego pewności, może poza samym Trumpem. Do czego strony dojdą w Budapeszcie, jeśli spotkanie w ogóle się odbędzie? Nie wie nikt.
Być może istnieją już tajne ustalenia, które zostaną ujawnione po węgierskim szczycie. Możliwe jednak, że to jedynie „zasłona dymna” putina, który gra na czas i drwi z amerykańskiego prezydenta. Drugi scenariusz wydaje się bardziej prawdopodobny niż pierwszy, choć wciąż pozostaje cień szansy na cud i przełom w procesie pokojowym.
W najbliższym czasie należy raczej spodziewać się eskalacji działań zbrojnych i wzrostu ryzyka prowokacji. Bo jeśli wojna miałaby zostać zatrzymana na obecnej linii frontu, to oczywiste jest, co zrobi przeciwnik: spróbuje do tego czasu zdobyć jak najwięcej terytorium.
W efekcie Ukraina ponownie stoi na rozdrożu. Istnieją tylko dwa wyjścia: pokój — mało prawdopodobny, lub kolejna wielka eskalacja. Który z tych scenariuszy okaże się rzeczywistością — to pytanie czysto retoryczne.

Opinia eksperta
Według politologa, dyrektora Ukraińskiego Instytutu Polityki Rusłana Bortnika, to spotkanie wyraźnie przybliża sytuację do rozstrzygnięcia. Może ono przybrać formę pokojowego uregulowania albo maksymalnej eskalacji działań wojennych, już bez jakichkolwiek negocjacji i bez nadziei na pokój.
„Ale rozstrzygnięcie się zbliża. Trump, zgodnie z zapowiedzią, po sukcesie w mediacji między Izraelem a Gazą, koncentruje się teraz na zakończeniu wojny rosyjsko-ukraińskiej. W ramach tego celu wywiera presję raz na rosję, raz na Ukrainę. Trzy tygodnie temu naciskał na Moskwę, mówiąc, że sytuacja jest zła, gospodarka się sypie, wojna jest beznadziejna, a pozycja rosji coraz gorsza. Potem zagroził dostawą rakiet Tomahawk. Te „Tomahawki” zadziałały jak broń polityczna, putin został zmuszony do zainicjowania rozmowy telefonicznej z Trumpem i zaproponowania pewnych kompromisów. Następnie Trump zwiększył presję na Ukrainę – teraz domaga się ustępstw od Zełenskiego, żądając rezygnacji z maksymalistycznych celów. Ta „strategia wahadłowa” trwa nadal.
Na kilka tygodni przed spotkaniem w Budapeszcie wstrzymano wszelkie decyzje dotyczące sankcji wobec Moskwy i jej gospodarczych sojuszników. Miejmy nadzieję, że w tym samym czasie zostaną też wstrzymane masowe rosyjskie ataki na ukraiński system energetyczny. Za kulisami trwają intensywne konsultacje techniczne… A dalej wszystko zależy od spotkania w Budapeszcie. Rozstrzygnięcie jest coraz bliżej. Bo jeśli ten runda rozmów zakończy się niepowodzeniem, czeka nas eskalacja militarna aż do osiągnięcia jednoznacznego wyniku – takiego, który nie pozostawi wątpliwości, kto tę wojnę wygrał, a kto ją przegrał” – podsumował Rusłan Bortnik.