
Ameryka pozostaje głównym partnerem wojskowym i geopolitycznym Ukrainy. Jednocześnie relacje między Kijowem a Waszyngtonem po objęciu władzy przez administrację Donalda Trumpa pozostawiają wiele do życzenia.
W ostatnim czasie w ukraińskim środowisku politycznym krążyły pogłoski, że Biały Dom — w przypadku poważnego pogorszenia komunikacji z Bankową — może nawet nałożyć sankcje na ukraińskie władze. Szczególnie temat ten nabrał aktualności po głośnym sporze w Gabinecie Owalnym.
I oto poseł Yaroslaw Żelezniak faktycznie potwierdził, że takie plany istniały — a być może nadal istnieją — w administracji amerykańskiej. Według deputowanego, po kłótni między Wołodymyrem Zełenskim a Donaldem Trumpem, ten ostatni wraz z zespołem rozważał nałożenie sankcji na ukraińskich urzędników. Poseł powołuje się na swoje źródła oraz informacje ukraińskich mediów.
Co wiadomo na temat tej sytuacji? Przeciwko komu w Ukrainie Trump był gotów nałożyć sankcje? Czy taki scenariusz jest możliwy również teraz, w kontekście pogarszających się relacji między Kijowem a Waszyngtonem? Kwestii tej przyjrzał się komentator polityczny UA.News, Mykyta Trachuk, wraz z ekspertami.
Listy sankcyjne USA: setki nazwisk?
Jeszcze raz należy podkreślić, że hipotetyczne nałożenie sankcji przez USA na Ukrainę nie jest wyłącznie pomysłem Żelezniaka. Pogłoski o takiej możliwości krążyły już wcześniej, a scenariusz ten był analizowany przez ekspertów politycznych, choć uznawany za mało prawdopodobny. Jednak po raz pierwszy temat ten został poruszony na poziomie parlamentarzysty.Według Żelezniaka prezydent USA rozważał wprowadzenie sankcji na podstawie dwóch list. Motyw był dość prosty: zmusić Ukrainę do podpisania umowy dotyczącej zasobów naturalnych i surowców.
Na pierwszej liście miało się znajdować 17 osób. Wśród nich: szef Kancelarii Prezydenta Andrij Jermak, były doradca prezydenta Serhii Shefir, producent filmowy Artem Koliubaiew, biznesmen i producent Tymur Mindycz oraz inni. Mowa więc głównie o osobach niepublicznych, które — jak się uważa — są blisko związane z Zełenskim i Yermakiem.
Na drugiej liście, według Żelezniaka, znalazły się aż 279 nazwiska. Wśród nich: całe kierownictwo Kancelarii Prezydenta, wszyscy ministrowie, kluczowi deputowani partii „Sługa Ludu”, byli partnerzy biznesowi Zełenskiego, a nawet współpracownicy ze studia „Kwartał 95”. Łącznie chodziło więc o około 300 osób.
Ciekawy szczegół, na który zwrócił uwagę poseł: na żadnej z list nie pojawiło się nazwisko przewodniczącego frakcji „Sługa Ludu” Dawyda Arachamii. Z tego powodu w Kancelarii Prezydenta podejrzewano rzekomo, że polityk mógł być zaangażowany w tworzenie tych list.
Żelezniak jest przekonany, że kwestia ewentualnych sankcji to nie teoria spiskowa ani fantazja. Według jego informacji, po konflikcie w Gabinecie Owalnym władze Ukrainy zaczęły przygotowywać się na możliwość amerykańskich restrykcji. M.in. rozważano nawet, jak wypłacać pensje ministrom i ich zastępcom w przypadku takiego scenariusza.

Stosunki między Ukrainą a USA: o pół kroku od przepaści?
Przypomnijmy, jak ogólnie rozwijały się relacje między Kijowem a Waszyngtonem po powrocie Donalda Trumpa do władzy. Rozwijały się one głównie w negatywnym kierunku.
Nowy amerykański przywódca już na początku stwierdził, że wojnę należy jak najszybciej zakończyć poprzez kompromisy. To spotkało się z ostrą reakcją i odrzuceniem ze strony ukraińskich władz. Następnie Trump i jego bliskie otoczenie nazywali Zełenskiego „dyktatorem”, wzywali do przeprowadzenia wyborów itd. Ostatecznie, po publicznej kłótni w Gabinecie Owalnym, wydawało się, że relacje z USA osiągnęły punkt krytyczny w całej historii dwustronnej komunikacji.
W Ukrainie najwyraźniej to zrozumiano i zaczęto łagodzić retorykę. Zełenski przeprosił i zgodził się na całkowite zawieszenie broni, na co rosja odpowiedziała odmową. Wydawało się, że między Waszyngtonem a Kijowem zapanowała chwiejna równowaga, nastawiona na konstruktywny dialog, jednak w ostatnich tygodniach wszystko znów wyraźnie zmierza w kierunku eskalacji.
Najpierw ponownie pojawiły się problemy z umową dotyczącą ukraińskich zasobów. Jej nowa wersja była zbyt surowa, przez co Kijów się na nią nie zgodził. Obecnie trwają konsultacje i negocjacje, co wyraźnie irytuje Trumpa, który liczył na szybkie podpisanie dokumentu.
Następnie prezydent Zełenski udzielił głośnego wywiadu stacji CBS News — medium znanemu z otwarcie wrogiego stosunku do Trumpa. Głowa państwa mówiła m.in. o tym, że w Ameryce krąży wiele „rosyjskich narracji” i że Moskwa wywiera poważny wpływ na amerykańską politykę informacyjną.
To rozwścieczyło amerykańskiego lidera. Trump nie skrytykował Zełenskiego bezpośrednio, ale zaraz po emisji programu ostro zaatakował stację telewizyjną, zapowiadając pozew i odebranie licencji CBS News. Następnie faktycznie nazwał prezydenta Ukrainy „niekompetentnym” i przedstawił sytuację w taki sposób, jakoby to Zełenski rozpoczął wojnę z rosją.
Wypowiedzi prezydenta Ukrainy skomentował również wiceprezydent USA J.D. Vance. W jednym z wywiadów stwierdził, że to „absurd”, by Zełenski mówił rządowi USA o rosyjskich narracjach, skoro Stany Zjednoczone wspierają i zaopatrują Ukrainę.
Wreszcie, przedwczoraj Rada Najwyższa w trybie przyspieszonym przegłosowała przedłużenie stanu wojennego do 6 sierpnia — i to na kilka tygodni przed wygaśnięciem obecnego trzymiesięcznego terminu. Wielu ekspertów uważa, że w ten sposób Zełenski chciał pokazać Trumpowi i jego zespołowi, iż nie wierzy w szybkie zakończenie wojny ani w zawieszenie broni do Wielkanocy lub do 8–9 maja.
Podsumowując wszystko powyższe — widzimy, jak otwarcie i publicznie relacje między USA a Ukrainą znów stopniowo się pogarszają. Kijów nie chce iść na kompromisy, których oczekuje Waszyngton. Waszyngton zaś, w osobie Trumpa, z zasady nie jest skłonny do ustępstw — znajduje się bowiem w silnej pozycji i uważa, nie bez podstaw, że inni powinni mu się podporządkować.
W tym kontekście jakieś radykalne zaostrzenie sytuacji w najbliższym czasie wydaje się bardzo prawdopodobnym scenariuszem. Wystarczy jedynie formalny pretekst — a taki zawsze się znajdzie.

Opinie ekspertów
Z pytaniem o to, czy możliwe są sankcje USA wobec ukraińskiego kierownictwa, zwróciliśmy się do ekspertów politycznych. Politolog i dyrektor Ukraińskiego Instytutu Polityki, Ruslan Bortnik, uważa, że należy rozróżniać formalne i nieformalne ograniczenia.
Jeśli chodzi o te nieformalne — jego zdaniem część ukraińskiej elity już się z nimi zetknęła: Amerykanie aktywnie „kopią” pod krajowych polityków i weryfikują informacje na temat ich majątku — zarówno w Ukrainie, jak i za granicą. Natomiast formalne sankcje to scenariusz mniej prawdopodobny, choć nie niemożliwy.
„Na ten moment taki scenariusz wydaje się mało prawdopodobny, choć całkowicie go wykluczyć nie można. Obecne pogłoski o sankcjach mogą być rozpowszechniane zarówno przez amerykańską administrację, jak i przez ukraińską opozycję — jako narzędzie nacisku na władze... Jeśli chodzi o formalne sankcje, to możliwe są one tylko w przypadku poważnego zaostrzenia relacji między Białym Domem a Bankową. Na przykład w razie zerwania umowy dotyczącej surowców, fiaska procesu pokojowego itd. W takim przypadku tego typu sankcje rzeczywiście mogą zostać nałożone. Trzeba zrozumieć, że z pewnością doprowadziłoby to do ostrego konfliktu politycznego między władzą a opozycją i najprawdopodobniej do przedterminowych wyborów albo zmiany władzy — np. poprzez nową większość parlamentarną. Jednak jak na razie taki rozwój wydarzeń wydaje się mało realny” — uważa Rusłan Bortnyk.
Politolog i dyrektor ośrodka „Trzeci Sektor”, Andrii Zolotariow, nie zgadza się z opinią poprzedniego eksperta. Jego zdaniem wprowadzenie personalnych sankcji wobec przedstawicieli ukraińskich władz to całkiem realny scenariusz, który może zostać zrealizowany już w najbliższych tygodniach.
„Sądząc po głosowaniu nad przedłużeniem stanu wojennego w Radzie Najwyższej — co było pewnym pokazaniem ‘środkowego palca’ Trumpowi — należy się spodziewać odpowiedzi ze strony prezydenta USA. Trzeba przy tym pamiętać, że trumpiści — w przeciwieństwie do demokratów, którzy przez dekady budowali sieć wpływów na ukraińską politykę i organy ścigania, od deputowanych po ministrów — nie mają takiej infrastruktury wpływu. Mają niedobór narzędzi oddziaływania na ukraińską politykę. A co im zostaje? Rzeczywiście mogą uruchomić mechanizm sankcji personalnych. I niewykluczone, że jako pierwsi zostaną nimi objęci ludzie z najbliższego otoczenia prezydenta — przedstawiciele struktur siłowych, sądów itd. To będzie jednocześnie odpowiedź i strzał ostrzegawczy” — mówi Zolotariow.
Ekspert podkreśla, że nie trzeba będzie długo czekać. Takie rzeczy mogą wydarzyć się nagle i szybko. Na to wskazywał też deputowany Żelezniak.
„Jeszcze raz podkreślam: problem Trumpa i jego zespołu polega na tym, że nie mają w ukraińskiej polityce żadnych punktów oparcia. W związku z tym pozostaje im tylko włączenie mechanizmów presji siłowej. Niektórzy nasi politycy naiwnie sądzą, że jeśli ich kapitał jest schowany w ‘zimnych’ portfelach kryptowalutowych, to ręka amerykańskiej Temidy ich nie dosięgnie. To ogromny błąd. Trzeba też zrozumieć, że to narzędzie nie ma na celu osiągnięcia konkretnych rezultatów — jak podpisanie umowy surowcowej czy zawieszenie broni. To przede wszystkim narzędzie wymuszania ‘poprawnego’ zachowania politycznego. Stany Zjednoczone ewidentnie nie traktują Bankowej jako równorzędnego partnera. Trumpiści postrzegają Zełenskiego i jego ekipę jako tych, którzy próbują być twarzą projektu ‘Anty-Trump’. I z tym zamierzają walczyć” — podsumował Andrii Zolotariow.

Na zakończenie warto zaznaczyć, że mimo trudności we współpracy z Donaldem Trumpem, Stany Zjednoczone wciąż pozostają kluczowym sojusznikiem Ukrainy w tej wojnie. Samotnie przeciwko Kremlowi Kijów nie da sobie rady. A partnerzy europejscy częściej dyskutują i obiecują, niż rzeczywiście działają.
Dlatego nawet podczas skomplikowanych manewrów polityczno-dyplomatycznych warto „nie tracić głowy” i zachować zimną krew, aby nie zniszczyć — choć może i nieidealnych — to jednak krytycznie ważnych relacji z Ameryką. Bez względu na to, jak bardzo komuś nie podoba się Donald Trump i jego polityka — ludzi takich lepiej mieć po swojej stronie. Albo przynajmniej nie na liście wrogów.