
W ostatnich dniach w Ukrainie aktywnie dyskutuje się temat potencjalnego zakazu aborcji, które obecnie — zgodnie z obowiązującym prawem krajowym — są całkowicie legalne. Przynajmniej tak przedstawia to wiele krajowych mediów. Jednak w rzeczywistości sytuacja wygląda nieco inaczej.
Kilka dni temu radni miasta Iwano-Frankiwsk skierowali zbiorowy apel do władz państwowych — do prezydenta, Rady Najwyższej oraz Rady Ministrów. Lokalne władze wskazały na bardzo poważne problemy demograficzne i spadek liczby urodzeń, proponując własne metody reagowania na te wyzwania. O ile co do samego problemu, czyli trudnej sytuacji demograficznej, trudno się spierać, o tyle metody zaproponowane przez polityków nie mają większego związku z realiami, a w wielu przypadkach mogą być wręcz szkodliwe.
I to jeszcze delikatnie mówiąc. Mowa bowiem nie tylko o zakazie aborcji, ale o całym szeregu innych inicjatyw, z których niemal każda budzi poważne wątpliwości co do sensowności i zasadności.
Jak dokładnie radni z Iwano-Frankiwska proponują „ratować” naród ukraiński przed wymieraniem? Czy rzeczywiście w Ukrainie możliwy jest zakaz aborcji? Czy to konieczne i czy taki problem w ogóle istnieje? Sprawę analizował publicysta polityczny UA.News Mykyta Traczuk.
„Ocalenie puli genowej narodu”: co proponują w Iwano-Frankiwsku
Rada miejska Iwano-Frankiwska wysłała do Kijowa oficjalne stanowisko „w sprawie ochrony życia i wsparcia instytucji rodziny” w Ukrainie. Lokalni radni powołują się w nim na „odpowiedzialność przed Bogiem, przodkami, współczesnymi i przyszłymi pokoleniami”. Zwracają uwagę, że sytuacja demograficzna w kraju graniczy z katastrofą i pilnie trzeba coś zrobić, aby uchronić naród ukraiński przed zagładą.
Z tym stwierdzeniem trudno się nie zgodzić. Problem najniższego wskaźnika urodzeń na świecie to prawdziwy wyrok na przyszłość Ukrainy. Wspomina się również o ogromnej śmiertelności, masowej emigracji za granicę i innych negatywnych zjawiskach. Mając to wszystko na uwadze, rada miejska Iwano-Frankiwska uznała, że konieczne są „radykalne działania”.
Czy jednak radni zaproponowali konkretne pomysły lub rozwiązania, które mogłyby realnie przyczynić się do jak najszybszego zakończenia wojny? To przecież wojna i ogólna sytuacja kryzysowa w kraju sprawiają, że miliony ludzi uciekają za granicę, a ci, którzy zostają, świadomie rezygnują z posiadania dzieci, wiedząc, że nie mają środków na ich utrzymanie. Nie wspominając już o ciągłym zagrożeniu życia i zdrowia wskutek regularnych ostrzałów czy przymusowej mobilizacji mężczyzn na ulicach.
Jednak rada Iwano-Frankiwska nie mówi o tych kwestiach ani nie proponuje, jak je rozwiązać. Zamiast tego wysuwa zupełnie inne postulaty.
Po pierwsze, chce przywrócenia Ministerstwa Rodziny. To pierwszy punkt planu lokalnych polityków. W praktyce oznacza to propozycję utworzenia kolejnego urzędu z rozbudowaną biurokracją, wysokimi pensjami dla urzędników i – jak zwykle – zerową skutecznością. 33 lata niepodległości Ukrainy doskonale pokazują, że jeśli problem staje się przedmiotem biurokracji (tworzenie ministerstw, komitetów, grup roboczych, specjalnych komisji itd.), to w rzeczywistości nie zostanie on nigdy rozwiązany.
Po drugie, proponuje się wprowadzenie do programów edukacyjnych „kursów przygotowujących do zakładania trwałych rodzin”. Jest to również dość kontrowersyjna inicjatywa. W szkołach już wprowadza się obowiązkowe szkolenia wojskowe, a teraz proponuje się dodać jeszcze zajęcia z „przygotowania do rodziny”… Pojawia się pytanie: kiedy dzieci i młodzież będą miały czas na naukę właściwych przedmiotów? I jak skuteczne mogą być takie programy, biorąc pod uwagę fakt, że w Ukrainie co drugie małżeństwo kończy się rozwodem, a co piąte dziecko dorasta w niepełnej rodzinie?
Po trzecie, radni proponują stworzenie warunków, które motywowałyby rodziny do posiadania większej liczby dzieci – przede wszystkim poprzez działania informacyjne, społeczne i ekonomiczne. To prawdopodobnie jedyny naprawdę sensowny punkt tego planu, który warto poprzeć.
W szczególności rada miasta postuluje wypłacanie 100 tysięcy hrywien za pierwsze dziecko, 200 tysięcy za drugie, 300 tysięcy za trzecie i kolejne. Pojawił się również pomysł, aby rodziny z pięciorgiem lub większą liczbą dzieci mogły otrzymać mieszkanie na własność za darmo. To faktycznie konstruktywna inicjatywa, ale rodzi się pytanie: dlaczego lokalne władze nie zrealizowały tego na poziomie swojego miasta? Obecnie Iwano-Frankiwsk wypłaca jednorazowe świadczenie z tytułu urodzenia dziecka w wysokości zaledwie 20 tysięcy hrywien.
Po czwarte — na poziomie ustawodawstwa i konstytucji proponuje się „ochronę życia nienarodzonych Ukraińców”. Zupełnie jak u Wielkiego Kobzara: „…i umarłych, i żywych, i nienarodzonych”. W tym przypadku chodzi oczywiście o wprowadzenie zakazu aborcji.

Aborcja w Ukrainie: czy to rzeczywiście problem?
Ostatnie oficjalne dane dotyczące statystyk aborcji w Ukrainie pochodzą z 2023 roku. W tym okresie w kraju przeprowadzono 45 186 aborcji, przy czym urodziło się 187 387 dzieci. Oznacza to, że gdyby nie doszło do tych aborcji, wskaźnik urodzeń mógłby wzrosnąć o około 24%.

W latach 2011–2021 Ukrainki przerwały ciążę w sumie niemal 1,1 miliona razy. Natomiast od momentu odzyskania niepodległości dokonano w Ukrainie ponad 31 milionów aborcji. Te liczby mogą wydawać się szokujące — dla porównania, to więcej niż populacja całej Australii.
Jednak na pierwszy rzut oka wygląda to groźnie. Jeśli spojrzymy na sytuację w dłuższej perspektywie, na przykład z ostatnich 10–12 lat, zauważymy stały i wyraźny spadek liczby aborcji. Rocznie ten wskaźnik zmniejsza się średnio o około 7%, a w latach 2020–2022 spadek wynosił aż 15% rocznie. W ciągu ostatnich 15 lat liczba aborcji w Ukrainie zmniejszyła się łącznie o 3,6 raza.

Jeszcze lepiej widać to w porównaniu z latami 90. — na przykład tylko w 1990 roku w Ukrainie przeprowadzono ponad milion (!) aborcji. Oznacza to, że w przeszłości w ciągu zaledwie jednego roku przerywano tyle ciąż, ile obecnie w ciągu całej dekady.
Liczby nie kłamią: problem aborcji w Ukrainie — jeśli w ogóle można to uznać za problem — rozwiązuje się sam. Z każdym rokiem liczba sztucznych przerwań ciąży systematycznie maleje: z miliona przypadków do setek tysięcy, z setek tysięcy do dziesiątek tysięcy. Przyczyny tego zjawiska są tematem na osobne badania, ale fakt pozostaje faktem — przy obecnym tempie, za 10 lat aborcje w Ukrainie staną się dosłownie jednostkowymi przypadkami, na poziomie błędu statystycznego.
Ogólnie rzecz biorąc, temat aborcji jest złożony, delikatny i wywołuje silne emocje. To zagadnienie zawsze budzi skrajne opinie i reakcje społeczne. Jednak niezależnie od osobistego stosunku do sprawy, jedno jest pewne: w żadnym kraju na świecie zakaz aborcji nie przyniósł korzyści ani nie poprawił sytuacji społecznej.
Do czego może doprowadzić taki zakaz, jeśli wyobrazić sobie, że władze się na niego zdecydują? Do kolejnej linii podziału w społeczeństwie, oskarżeń o "przemoc reprodukcyjną" oraz o ingerencję państwa w prywatne życie obywateli. Taki krok zwiększy również zagrożenie dla zdrowia i życia kobiet oraz liczbę ofiar i kalectwa w wyniku nielegalnych, podziemnych aborcji. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości — nielegalne "kliniki" z samozwańczymi "specjalistami" będą się mnożyć, bo wszystko, co jest oficjalnie zakazane, staje się tylko bardziej dostępne w nielegalnym obiegu.
Warto również przypomnieć autorom inicjatywy, że Ukrainki, w przeciwieństwie do Ukraińców w wieku od 18 do 60 lat, nadal mają pełne prawo swobodnie opuszczać kraj. We wszystkich sąsiednich państwach, z wyjątkiem Polski, aborcja jest całkowicie legalna. Słowacja, Węgry, Rumunia, Mołdawia, a nawet — co może zaskakiwać — Białoruś i Rosja, we wszystkich tych krajach wciąż nie obowiązują żadne całkowite zakazy aborcji, choć na Białorusi i w Rosji trwają prace nad ich zaostrzeniem. Tak czy inaczej, jeśli przerwanie ciąży w Ukrainie stanie się niemożliwe, nic nie powstrzyma Ukrainek przed wyjazdem do Bułgarii, Rumunii czy na Węgry i dokonaniem tego tam.

Czy aborcja zostanie zakazana w Ukrainie?
Z prawnego punktu widzenia wystąpienie radnych miejskich do Rady Ministrów lub innych organów władzy państwowej jest instrumentem wyłącznie o charakterze politycznym. Zgodnie z artykułem 43 ustawy Ukrainy „O samorządzie lokalnym” rady miejskie rzeczywiście mają prawo kierować wnioski do organów władzy państwowej w sprawach dotyczących interesów lokalnych społeczności. Takie wnioski mogą dotyczyć wszelkich istotnych dla społeczeństwa tematów: gospodarczych, społecznych, a nawet moralnych czy etycznych.
Jednak siła prawna takich inicjatyw jest w praktyce żadna. Tego rodzaju wniosek nie jest aktem normatywno-prawnym, co oznacza, że nie zobowiązuje rządu do podjęcia jakichkolwiek decyzji. Co więcej, Rada Ministrów nawet nie ma obowiązku formalnego udzielania odpowiedzi na takie pismo. Choć w praktyce władze centralne często odpowiadają w formie ogólnych wyjaśnień lub po prostu „przyjmują do wiadomości” taki dokument. Jest to raczej kwestia uprzejmości administracyjnej niż prawnego obowiązku.
Generalnie tego typu apele służą jako narzędzie nacisku politycznego i budowania wizerunku. W przypadku propozycji zakazu aborcji jest to wyraźny sygnał skierowany do społeczeństwa i władz centralnych, pokazujący ideologiczne stanowisko Rady Miasta Iwano-Frankiwsk. Takie oświadczenia mają na celu wywołanie efektu medialnego i wpływ na debatę publiczną, ale nie są formalnym mechanizmem inicjowania zmian legislacyjnych.
Ponadto władze lokalne nie mają żadnego prawa do wprowadzenia zakazu aborcji w swoim regionie. Po pierwsze, byłoby to działanie bez sensu, ponieważ w pozostałych regionach kraju aborcja wciąż byłaby legalna. Po drugie, w Ukrainie władze lokalne nie posiadają kompetencji do stanowienia prawa w zakresie usług medycznych ani do ograniczania konstytucyjnych praw obywateli, w tym prawa do zdrowia reprodukcyjnego, które obejmuje również prawo do aborcji.
Kwestie praw reprodukcyjnych kobiet, w tym aborcji, regulują Kodeks cywilny, Kodeks karny oraz ogólne zasady praw człowieka, które są gwarantowane przez Konstytucję Ukrainy. Każde ograniczenie dostępu do usług medycznych, w tym aborcji, musi mieć w pełni uzasadnienie prawne i nie może naruszać międzynarodowych zobowiązań Ukrainy w zakresie ochrony praw człowieka.
Dlatego tego typu inicjatywy służą wyłącznie mobilizacji własnego elektoratu o konserwatywnych poglądach oraz wywołaniu publicznej debaty. Zazwyczaj nie przynoszą one żadnych realnych skutków. Trudno też oczekiwać, by pod wpływem takich politycznych pokazówek władze w Kijowie faktycznie rozważyły wprowadzenie zakazu przerywania ciąży.
Choć należy przyznać, że pewne ryzyko zawsze istnieje, a historia zna podobne przypadki. Wojny i okresy kryzysów niejednokrotnie były wykorzystywane przez państwa do interwencji w politykę demograficzną, między innymi poprzez zakazy lub ograniczenia dotyczące aborcji.
Na przykład w 1966 roku w Rumunii wprowadzono tzw. „Dekret 770”, który zakazywał aborcji, a nawet stosowania środków antykoncepcyjnych w celu zwiększenia przyrostu naturalnego. Doprowadziło to do gwałtownego wzrostu śmiertelności kobiet w wyniku nielegalnych aborcji. Po obaleniu komunistycznego reżimu Nicolae Ceaușescu, ten przepis został zniesiony.
W 1936 roku radziecki dyktator Józef Stalin całkowicie zakazał aborcji, aby pobudzić wzrost demograficzny w przededniu II wojny światowej. Tymczasem już w 1920 roku Rosja Radziecka stała się pierwszym państwem na świecie, które przyznało kobietom pełne prawo do aborcji. Jednak po śmierci Stalina i zakończeniu okresu powojennego, w 1955 roku, restrykcje zostały złagodzone.
W sąsiedniej Polsce, na fali rosnącej popularności konserwatywnych poglądów i ogólnoeuropejskiego „zwrotu w prawo”, w 2020 roku Trybunał Konstytucyjny faktycznie zakazał aborcji. Obecnie można ją przeprowadzić tylko w bardzo ograniczonych przypadkach, wyłącznie z powodów medycznych. Decyzja ta wywołała falę protestów i gorące debaty wśród Polaków, a media określiły nowe przepisy mianem „piekła kobiet”.

Światowe doświadczenia pokazują, że próby wprowadzania zakazu aborcji w czasie lub bezpośrednio po kryzysach (wojnach, okresach dyktatury itp.) niemal zawsze mają charakter represyjny i prowadzą do negatywnych skutków społecznych. W szczególności powodują wzrost liczby nielegalnych aborcji, zwiększoną śmiertelność kobiet i pogorszenie sytuacji w zakresie ich praw. Dlatego jest mało prawdopodobne, aby w Ukrainie wprowadzono zakaz przerywania ciąży. Przynajmniej z pewnością nie stanie się to nagle ani bez konkretnego powodu.
Dla radnych z Iwano-Frankiwska cała sprawa to przede wszystkim element politycznego PR-u. Wygląda na to, że wszystkie lokalne problemy zostały już w tym mieście rozwiązane, skoro rada miejska nie znajduje nic lepszego do roboty, niż „walka o pulę genową narodu” na szczeblu ogólnokrajowym.
Jednak w jednym z politykami rzeczywiście można się zgodzić: kraj faktycznie stoi na krawędzi katastrofy demograficznej — a najprawdopodobniej tę granicę już dawno przekroczyliśmy. Próba rozwiązania tego niezwykle złożonego problemu poprzez zakaz aborcji to tak, jakby próbować „wyleczyć” uczucie głodu, zakazując rozmów o jedzeniu. Albo jakby chcieć rozwiązać problem depresji ustawowym zakazem złego nastroju. W najlepszym wypadku to w niczym nie pomoże, w najgorszym — tylko pogorszy sytuację.
Głównym „katem” ukraińskiej demografii jest wojna oraz sytuacja wewnętrzna w kraju: polityczna, gospodarcza, związana z bezpieczeństwem, społeczna i psychologiczna. Żadne zakazy aborcji ani tworzenie kolejnych kosztownych i nieskutecznych ministerstw tego problemu nie rozwiążą, a jedynie go pogłębią.