$ 41.99 € 49.48 zł 11.72
-3° Kijów -7° Warszawa +14° Waszyngton
Sprawa Artema Szyły: dlaczego czołowi skorumpowani funkcjonariusze SBU nie trafiają do więzień

Sprawa Artema Szyły: dlaczego czołowi skorumpowani funkcjonariusze SBU nie trafiają do więzień

25 grudnia 2025 17:58

Śledztwa dotyczące korupcji w Służbie Bezpieczeństwa Ukrainy pojawiają się w mediach tak regularnie, że zaczynają przypominać codzienny biuletyn z przebiegu choroby przewlekłej. W kraju, który deklaruje walkę z korupcją, jest to jak schorzenie agresywnie postępujące mimo rzekomo zastosowanego „leczenia” w postaci zawieszeń czy delegowania na papierowe fronty.

W materiałach śledczych pojawiają się konkretne nazwiska, dokumenty, liczby, majątek przepisywany na krewnych oraz dziwne zbiegi okoliczności, których nie da się wytłumaczyć zwykłą pensją urzędnika państwowego. I nie „prawie zawsze”, lecz za każdym razem historia kończy się tak samo: śledztwo jest — reakcji brak.

Kierownictwo SBU reaguje wybiórczo i często nie na istotę ujawnionych faktów, lecz na samych dziennikarzy śledczych. Gdy do opinii publicznej trafiają informacje o nieruchomościach kupowanych „za bezcen”, wielomilionowych aktywach i podobnych sprawach, społeczeństwo oczekuje prostego działania: sprawdzenia. Zamiast tego nierzadko słyszy coś innego: „ręka Kremla”, „operacja informacyjno-psychologiczna”, „próba dyskredytacji służb specjalnych”. To wygodna logika obrony — fakty nigdzie nie znikają, ale ich omawianie staje się jakby niestosowne.

W efekcie społeczeństwo nadal nie otrzymuje odpowiedzi na podstawowe pytania: skąd pochodzą pieniądze, kto to sprawdził i dlaczego nikt nie ponosi odpowiedzialności.

Jeśli po serii głośnych publikacji na temat majątku i możliwych konfliktów interesów w SBU obywatele widzą ciszę albo „kontratak” w postaci oskarżeń o operacje informacyjne, rodzi się logiczne pytanie: czy SBU chroni państwo — czy raczej swoich? Bo służba specjalna, która się nie oczyszcza, z czasem przestaje być narzędziem bezpieczeństwa i staje się czynnikiem ryzyka: podatnym na szantaż, korupcję i polityczne wykorzystanie.

Nie są to odosobnione przypadki. W ostatnich latach w przestrzeni publicznej pojawiły się sprawy dotyczące kilku wysokich rangą funkcjonariuszy SBU. Nazwiska są oczywiście różne, lecz okoliczności bardzo podobne i finał niemal identyczny.

W centrum głośnych śledztw
 

Ilja Witiuk, były szef Departamentu Cyberbezpieczeństwa SBU

image

Pytania dotyczące pochodzenia środków na elitarną nieruchomość rodziny (w tym mieszkanie w Kijowie), a także rozbieżności między stylem życia a zadeklarowanymi dochodami.

4 września 2025 roku sąd zastosował wobec generała Witiuka środek zapobiegawczy w postaci kaucji w wysokości 9 milionów hrywien. Kwota została wpłacona sześć dni po decyzji sądu. Społeczeństwo nie doczekało się jednak przejrzystego zakończenia tej sprawy.

Wiktor Dorowski, szef zarządu SBU w obwodzie odeskim

image
 

  • Wątpliwości dotyczą rosyjskiego obywatelstwa żony, cypryjskich powiązań biznesowych z objętymi sankcjami prawnikami, elitarnej nieruchomości rodziny, a także przejęcia dużych aktywów farmaceutycznych przez krewnych w czasie wojny.
     
  • W komunikacji SBU pojawiła się wersja o „szantażu FSB”, co wygląda na próbę przeniesienia uwagi z korupcyjnego skandalu na „rękę Kremla”.
     

Iwan Kalabaszkin, szef Departamentu Cyberbezpieczeństwa SBU

image

 

  • Rodzinny majątek o ogromnej wartości, przepisywanie aktywów na osoby bliskie, gromadzenie znacznych fortun w trakcie służby państwowej.
     
  • Po publikacji śledztwa dotyczącego majątku krewnych pułkownika Kalabaszkina Narodowa Agencja ds. Zapobiegania Korupcji (NACP) rozpoczęła monitoring stylu życia urzędnika.
     

Kostiantyn Semeniuk, szef zarządu SBU w obwodzie połtawskim

image

Zakupy nieruchomości po cenach znacznie niższych od rynkowych, aktywa przepisywane na krewnych, sprzedawcy i kontakty powiązane z zawodową działalnością struktur siłowych.

Artem Szyło, zastępca szefa departamentu ochrony państwowości narodowej

image

W tym przypadku historia jest zasadniczo inna: chodzi nie tylko o majątek i bogactwo, lecz o sprawę karną z udziałem wysokiego rangą funkcjonariusza Służby Bezpieczeństwa z imponującym życiorysem zawodowym. I co więcej — o konkretną kwotę strat poniesionych przez państwo.

Wersja NABU
 

Według informacji organów ścigania zorganizowana grupa została utworzona jeszcze w 2021 roku w celu przejęcia kontroli nad przepływami finansowymi Ukrzaliznyci.

Czerwiec–grudzień 2022 roku: lider grupy, za pośrednictwem podporządkowanych mu urzędników w Ukrzaliznyci, zapewnił zwycięstwo z góry wybranej firmie w przetargach na dostawę transformatorów mocy. Dostawy realizowano po zawyżonych cenach. Korzystniejsze oferty innych dostawców były po prostu odrzucane. Podstawą był oficjalny list SBU podpisany przez samego Szyłę, w którym mowa była o rzekomym „zagrożeniu dla bezpieczeństwa państwa”. W sądzie podejrzany tłumaczył się zawodową nieuwagą — twierdził, że podpisywał wiele takich dokumentów i nie zagłębiał się szczegółowo w ich treść.

Zwycięska spółka, według materiałów sprawy, była powiązana z rosją i Białorusią, a białoruskie obywatelstwo „kontrolera” oraz jego związki z federacją rosyjską miały zostać zignorowane. Zwycięzca za pośrednictwem firmy w Bułgarii zakupił transformatory w Uzbekistanie i odsprzedał je Ukrzaliznyci niemal dwukrotnie drożej.

Skala strat
 

W marcu 2025 roku śledztwo zostało zakończone, a ujawnione kwoty strat okazały się szokujące:

  • Transformatory: niemal 100 mln hrywien strat dla budżetu.
     
  • Produkty kablowe: ponad 140 mln hrywien strat w wyniku analogicznych manipulacji cenowych w latach 2021–2022.
     

Według danych NABU grupa Szyły działała na zasadzie klasycznego „back office’u”: za gwarantowane zwycięstwo w przetargach żądano stałego procentu od wartości kontraktu. Uzyskane środki legalizowano poprzez opłacanie fikcyjnych usług „salonów piękności” oraz zakup luksusowych nieruchomości, których łączna wartość przekroczyła 155 mln hrywien.

Identyfikacja Szyły
 

Organy ścigania w komunikatach nie zawsze podają nazwisko „lidera zorganizowanej grupy przestępczej”, jednak w tym przypadku został on publicznie zidentyfikowany. Dziennikarz Ołeh Nowikow, prowadzący popularny profil poświęcony sprawom NABU/SAP, jako jeden z pierwszych wskazał Artema Szyłłę jako figuranta i prawdopodobnego szefa grupy. Następnie, według doniesień medialnych, szef SAP Ołeksandr Kłymenko potwierdził, że chodzi właśnie o Szyłłę.

Kim jest Artem Szyło
 

Szyło pracował w SBU od 2012 roku, a od 2016 roku zajmował się zwalczaniem cyberprzestępczości. W 2021 roku odszedł z SBU i został doradcą w Biurze Prezydenta Ukrainy.

Latem 2022 roku Szyło wrócił do SBU i objął stanowisko szefa wydziału odpowiedzialnego za kontrwywiadowczą ochronę infrastruktury krytycznej oraz przeciwdziałanie finansowaniu terroryzmu.

„Nadzorca” kolei
 

W mediach Artema Szyłłę określano mianem „nadzorcy kolei”, łączono go z menedżerami Ukrzaliznyci oraz wpływowymi kontaktami. Dziennikarze śledczy twierdzą ponadto, że Szyło utrzymywał przyjacielskie relacje z zastępcą szefa Biura Prezydenta Ukrainy, Ołehem Tatarowem.

Śledczy opisywali również majątek rodziny. Chodzi m.in. o rezydencję pod Kijowem, formalnie zapisaną na ojca Szyłły, który także pracował w SBU. Mowa o willi na osiedlu „Zołocze” (wieś Wyszeńky) w rejonie boryspolskim.

Według ustaleń dziennikarzy, na rok 2022 Szyło był właścicielem dwóch trzypokojowych mieszkań w elitarnym kompleksie mieszkaniowym „Nowopieczerskie Lipki”. Rynkowa wartość tych dwóch mieszkań wynosiła około 720 tys. dolarów.

Jego żona Iryna posiadała w tym samym budynku dwupokojowe mieszkanie o wartości 270 tys. dolarów, a także 360 m² nieruchomości komercyjnej wartej 1,8 mln dolarów oraz kolejne 275 m² powierzchni w klubowym budynku w centrum Kijowa, przy ulicy Tarasiwskiej. Wartość tej nieruchomości wynosiła około 950 tys. dolarów.

Ponadto na jej nazwisko zarejestrowane były dwa samochody marki Mercedes o łącznej wartości 115 tys. dolarów oraz Toyota Camry warta 124 tys. dolarów.

Decyzja sądu
 

3 i 4 kwietnia 2024 roku Wysoki Sąd Antykorupcyjny rozpatrywał zastosowanie wobec Szyłły środka zapobiegawczego. Ostatecznie tego samego dnia, 4 kwietnia, Szyło opuścił areszt — wpłacono za niego kaucję w wysokości 30 mln hrywien.

Dlaczego po wszystkich tych historiach nikt w SBU nie trafia za kratki? Ponieważ jest to system zamknięty, w którym nie przyjęło się publicznie karać „swoich”, a każde śledztwo łatwiej przypisać operacji informacyjno-psychologicznej lub „ręce Kremla”, niż rzetelnie wyjaśnić sprawę. Maksymalną „karą” pozostaje jak dotąd cisza, przeniesienie na inne stanowisko lub nowa funkcja bez zbędnych pytań. Dlatego scenariusz powtarza się wciąż od nowa: dziennikarze ujawniają fakty, społeczeństwo czeka na odpowiedzi, a system udaje, że nic się nie stało.

Czytaj nas na Telegram i Sends