
Ostatnie dni w kwestiach dotyczących wojny i pokoju w Ukrainie były tak bogate w wydarzenia, że nowości wystarczyłoby co najmniej na rok. Najpierw odbył się triumfalny dla rosyjskiego dyktatora władimira putina szczyt na Alasce, gdzie spotkał się z Donaldem Trumpem. Zaledwie kilka dni później prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski wraz z dużą grupą europejskich przywódców przyleciał do Białego Domu, gdzie również odbył długie i wielopoziomowe rozmowy z prezydentem Stanów Zjednoczonych.
Wokół tych negocjacji w mediach pojawiły się – i nadal się pojawiają – dosłownie tysiące wiadomości, przecieków, „insajdów” i spekulacji. Ogólne wrażenie zarówno zwykłych Ukraińców, jak i środowiska eksperckiego można opisać frazą: „nic nie wiadomo, ale jest bardzo ciekawie”. Informacyjna „zasłona dymna” wokół pokojowych szczytów w Ameryce jest tak gęsta, że niezwykle trudno zrozumieć, co właściwie się dzieje.
Mimo to można wyróżnić kilka kluczowych faktów i pokusić się o pewne przypuszczenia. W stanowiskach stron widać też wyraźne i istotne zmiany.
Co więc naprawdę się wydarzyło, dokąd zmierza sytuacja i jakie wnioski można wyciągnąć? Polityczny komentator UA.News Mykyta Traczuk wraz z ekspertami spróbował to przeanalizować.
Echa Alaski, czyli nowe warunki pokoju
O spotkaniu Trumpa i putina na Alasce pisały absolutnie wszystkie światowe media – i to wielokrotnie. Nie ma więc sensu zbytnio skupiać się na samym spotkaniu. Warto jednak zaznaczyć, że właśnie podczas tej rozmowy zarówno rosja, jak i Stany Zjednoczone osiągnęły mniej więcej wspólne stanowisko w sprawie przyszłego pokoju w Ukrainie.
Ten wspólny mianownik sprowadza się do trzech kwestii:
- Z punktu widzenia putina i Trumpa Kijów nieuchronnie utraci część terytoriów w ramach porozumienia pokojowego. Przewiduje się swoisty „rozkład sił”: oddanie jeszcze nieokupowanych części Donbasu w zamian za ziemie obwodów charkowskiego, sumskiego i dniepropetrowskiego. rosja z kolei miałaby rzekomo obiecać zamrożenie działań wojennych w obwodach zaporoskim i chersońskim, które agresor wpisał do swojej konstytucji. Warto zauważyć, że nie wspomniano nic o terytoriach obwodów dniepropetrowskiego i mikołajowskiego – w tym o strategicznie ważnej dla całego handlu morskiego kosie Kinburnskiej.
- Trump i putin ostatecznie odrzucili propozycję zawieszenia broni jako warunku koniecznego do rozpoczęcia rozmów pokojowych. To samo „ceasefire” było omawiane przez wszystkie strony co najmniej od początku 2025 roku. Teraz mowa jest wyłącznie o pełnoprawnym porozumieniu pokojowym. „W oderwaniu od kontekstu” jest to w zasadzie słuszne: prawdziwe wojny kończą się podpisaniem traktatów, a nie tylko tymczasowym rozejmem. Jednak kluczowe jest to, co znajdzie się w treści takiego porozumienia. I tutaj, jak to się mówi, zaczynają się niuanse.
- Ukraina ma otrzymać pewne gwarancje bezpieczeństwa. Jakie dokładnie – wciąż nie wiadomo, konkretów brak. Niemniej rosja rzekomo zgodziła się na istnienie gwarancji bezpieczeństwa dla państwa ukraińskiego, co stanowi istotny punkt.
Ogólnie rzecz biorąc, szczyt na Alasce zakończył się w pewnym sensie niczym. Oczywiste jest, że nie doszło do żadnego „big deal” Trumpa, a fundamentalne problemy w relacjach Moskwa–Waszyngton pozostają nierozwiązane. Jednak wydaje się, że Trump w dużej mierze przyjął główne propozycje putina. To właśnie jest kluczowy wniosek i główny rezultat spotkania w Anchorage.

Spotkanie Zełenskiego, Trumpa i przywódców UE
Wczorajszy szczyt był naturalną kontynuacją poprzedniego, a wspomniane „echo Alaski” nieustannie przewijało się w korytarzach i salach negocjacyjnych Białego Domu. Ogólne wrażenie ze spotkania było zdecydowanie pozytywne – przynajmniej tak przedstawiano je w przestrzeni publicznej. Wśród wypowiedzi Trumpa, przywódców UE i Zełenskiego przed zamkniętą częścią rozmów można wskazać kilka kluczowych punktów.
Trump stwierdził, że należy od razu rozstrzygnąć „wszystkie zasadnicze kwestie” i omówić zarówno wymianę terytoriów, jak i gwarancje bezpieczeństwa. Zełenski natomiast oświadczył, że temat terytorialny będzie omawiał wyłącznie podczas osobistego spotkania z putinem. To bardzo ważny moment, ponieważ wcześniej prezydent Ukrainy kategorycznie odrzucał nawet teoretyczną możliwość wymiany terytoriów. Można więc przypuszczać, że mamy do czynienia albo ze skomplikowaną grą retoryczną, albo stanowisko Ukrainy stało się bardziej elastyczne, niż wydawało się jeszcze dzień wcześniej.
Powstaje pytanie: co dokładnie ukraiński przywódca chce omówić z rosyjskim dyktatorem, skoro wcześniej Zełenski wielokrotnie podkreślał, że nie będzie rozmawiać o kwestiach terytorialnych? Wszystko wskazuje na to, że stanowisko Ukrainy jednak uległo zmianie – przynajmniej tak można to odczytywać, obserwując publiczne wystąpienia.
Osobnym zagadnieniem są gwarancje bezpieczeństwa. Zapowiedziano, że mają zostać opracowane i przedstawione w ciągu najbliższych 10 dni. To kwestia absolutnie zasadnicza. Na razie jednak brak niemal jakichkolwiek konkretów, choć jest to bez wątpienia kluczowy temat, od którego bezpośrednio zależy przyszłość pokoju w Ukrainie.
Jakie gwarancje uda się wywalczyć Kijowowi? Czy rzeczywiście będą one porównywalne z artykułem 5 Traktatu Północnoatlantyckiego, jak obiecuje strona amerykańska? Co zdołają zapewnić Europejczycy i Stany Zjednoczone poza umowami o bezpieczeństwie, których Ukraina i tak podpisała już dziesiątki? Czy nie okaże się to kolejną iluzją na wzór Memorandum Budapeszteńskiego? Pytań jest wiele, ale odpowiedzi wciąż brak.
Sądząc jednak po dotychczasowych wypowiedziach, Zełenski zdaje sobie sprawę, że wyłącznie Siły Zbrojne Ukrainy pozostają najlepszą gwarancją bezpieczeństwa państwa i jego obywateli. Najprawdopodobniej z tym wiąże się dążenie prezydenta do pozyskania dodatkowych 90 miliardów dolarów na dozbrojenie ukraińskiej armii.
– Pierwszym i kluczowym elementem gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy musi być własna silna armia, której fundament stanowią żołnierze i stabilne finansowanie… Nawet po zakończeniu wojny ważne jest, by nie dopuścić do redukcji armii z powodu trudności finansowych. Dlatego potrzebne jest wsparcie zewnętrzne, w szczególności ze strony Unii Europejskiej – powiedział prezydent, i trudno nie zgodzić się z tymi słowami.

Szczyt w USA – co to było: kluczowe przypuszczenia
Analizując ogólną sytuację, a także wiadomości, komunikaty prasowe i oświadczenia stron po wczorajszym spotkaniu, można wysunąć trzy kluczowe przypuszczenia dotyczące tego, co się wydarzyło i co to wszystko może oznaczać. Pierwsza i najprostsza myśl – być może Ukraina i partnerzy europejscy próbują po prostu zyskać trochę czasu.
Czas jest potrzebny, aby wymyślić, jak można rozegrać na nowo niezbyt korzystne dla Kijowa projekty hipotetycznego porozumienia pokojowego. Choć w takim przypadku nie do końca wiadomo, co mogą dać nawet dodatkowe tygodnie, poza ryzykiem zerwania procesu pokojowego. Możliwe jednak, że Zełenski i przywódcy UE mają pewien plan, jak wpłynąć na stanowisko Trumpa – przekonamy się o tym już wkrótce.
Druga myśl– być może zarówno prezydent Ukrainy, jak i partnerzy europejscy w rzeczywistości zgodzili się już na wszystko albo niemal wszystko. Mogli dojść do wniosku, że pokój będzie albo taki – niekorzystny, trudny, niesprawiedliwy, ale jednak pokój – albo nie będzie go wcale. A wtedy wojna, ofiary i zniszczenia będą trwać przez czas nieokreślony.
W tym kontekście można przypuszczać, że nie bez powodu na spotkaniu obecny był prezydent Finlandii Alexander Stubb. Wyraźnie podkreślił, że jego kraj „ma doświadczenie w zakończeniu wojny z rosją” i że jeśli udało się dojść do porozumienia wtedy, to uda się również teraz.
„Mamy oczywiście własne doświadczenia historyczne w relacjach z rosją… Jeśli spojrzę na pozytywne strony naszej obecnej sytuacji, to w 1944 roku znaleźliśmy rozwiązanie i jestem przekonany, że w 2025 roku także uda nam się znaleźć takie rozwiązanie, które zakończy agresywną wojnę rosji i doprowadzi do trwałego i sprawiedliwego pokoju” – powiedział polityk.
Przypomnijmy, że wojna ZSRR z Finlandią (zarówno wojna zimowa z lat 1939–1940, jak i dalsze działania zbrojne w latach 1941–1944 w ramach II wojny światowej) zakończyła się tym, że Helsinki utraciły około 11% swojego terytorium i oficjalnie uznały te straty. Władze fińskie poszły także na pewne ustępstwa polityczne wobec Moskwy: m.in. zezwoliły na legalne funkcjonowanie partii komunistycznej i zobowiązały się do powstrzymania się od wrogich działań wobec ZSRR. W zamian władze radzieckie całkowicie zrezygnowały z planów okupacji i „odzyskania” Finlandii (która przez ponad sto lat znajdowała się w granicach Imperium Rosyjskiego), nawiązując z nią wzajemnie korzystne relacje gospodarcze.
Należy zauważyć, że „finlandyzacja” Ukrainy to jeden z potencjalnych planów pokojowych, omawianych przez światową społeczność ekspertów. Podobne sugestie pojawiały się również ze strony Moskwy.
Jeśli tak rzeczywiście jest, wojna faktycznie może być bliska zakończenia. Taki scenariusz wydaje się jednak bardzo mało prawdopodobny, ponieważ oznaczałby całkowity zwrot o 180 stopni. Skąd i dlaczego miałby się wziąć, skoro wszystkie wcześniejsze deklaracje brzmiały dokładnie odwrotnie?

Wreszcie trzecia i najważniejsza myśl – być może Zełenski rzeczywiście chce spotkać się z putinem i pokłada duże nadzieje w tej rozmowie. Zarówno w formacie trójstronnym, jak i dwustronnym, którego możliwość została już zasygnalizowana w USA, Ukrainie i rosji.
Tak jak putin potrafił przekonać Trumpa na Alasce, że rosja wygrywa i trzeba się porozumieć tu i teraz, tak prezydent Ukrainy może spróbować przekonać kremlowskiego dyktatora, że w rzeczywistości Moskwa jest – dyplomatycznie rzecz ujmując – daleka od pełnego zwycięstwa. A zatem lepszym rozwiązaniem byłoby zawarcie pokoju lub rozejmu bez wymiany terytoriów – wyłącznie wzdłuż linii frontu lub w podobny sposób.
Na poparcie tej hipotezy może świadczyć niedawna głośna publikacja znanego portalu wojskowego DeepState. Analitycy stwierdzili, że w ciągu ostatnich 1000 dni wojny rosja zajęła… zaledwie 1% terytorium Ukrainy. Informację tę przedrukowały wszystkie ukraińskie oraz liczne międzynarodowe media, a te same słowa kilkakrotnie powtórzył Zełenski – zarówno podczas rozmów z Trumpem, jak i w wystąpieniach przed prasą. Choć dane te przedstawiane są w sposób nieco manipulacyjny, to pod względem czysto liczbowym są prawdziwe.
Być może może to nieco „ostudzić” putina i pokazać mu, że w rzeczywistości w ten sposób można prowadzić wojnę jeszcze przez wiele lat, które nie przyniosą żadnej ze stron niczego poza wzajemnymi ofiarami i zniszczeniami. Taki argument miałby sens, gdyby wojna rosji przeciwko Ukrainie była choć trochę racjonalna. W tym przypadku mamy jednak do czynienia z całkowitą irracjonalnością – procesem dla samego procesu.
Jest jeszcze jeden istotny niuans: putin najprawdopodobniej zgodzi się na spotkanie z Zełenskim tylko pod warunkiem, że Kijów i Moskwa wcześniej w pełni uzgodnią kluczowe parametry przyszłego porozumienia – w tym również kwestie terytorialne. Jeśli tak się nie stanie, negocjacje szybko utkną w martwym punkcie, a obie strony będą oskarżać się nawzajem o sabotowanie procesu pokojowego. Na razie brak podstaw, by twierdzić, że zasadnicze stanowiska Zełenskiego i putina zostały w jakikolwiek sposób zbliżone.

Opinie ekspertów
Politolog, szef centrum „Trzeci Sektor” Andrij Zołotariow uważa, że głównym wynikiem rozmów w Waszyngtonie jest to, iż przynajmniej nie zakończyły się one wyraźnie negatywnie dla prezydenta Zełenskiego. Przecież mógł wrócić z decyzją o wstrzymaniu przekazywania informacji wywiadowczych, całkowitą odmową jakiejkolwiek pomocy wojskowej czy zamrożeniem wsparcia finansowego.
„To znaczy, że najgorsze się nie stało. Strony uzgodniły, że będą negocjować. A to oznacza, że wojna trwa. To po pierwsze. Po drugie – nie nałożono żadnych sankcji na putina. Jeszcze kilka tygodni temu Amerykanie zapowiadali, że jeśli putin nie zakończy wojny, to pojawią się sankcje. Ale nie – do tego nie doszło. Zełenski jednak nie pozostał w tej sytuacji odizolowany. Wszystko, jak się wydaje, będzie kontynuowane już w formacie trójstronnych rozmów. Być może odbędą się za tydzień czy dwa. Na razie wszystko spowija mgła – nie ma ani ustalonej daty, ani miejsca. Francuzi piszą o Genewie, ale sądzę, że jednak nie tam. Jest Budapeszt, Bliski Wschód, Stambuł. Opcji nie brakuje – wystarczy wola.
Sądząc po wypowiedziach Uszakowa, rozmowa z Trumpem została oceniona pozytywnie. Ale putin na pewno nie będzie się spieszył. Jego głównym osiągnięciem z Alaski jest to, że przerzucił piłkę na boisko Zełenskiego. Zełenski z kolei zdołał wyjść z trudnej sytuacji, w której ryzykował, że zamiast być częścią rozwiązania problemu, stanie się częścią samego problemu. I to jest ten pozytyw, z którym prezydent Ukrainy wraca z Waszyngtonu. Ale wojna trwa. Dlatego – miejmy nadzieję na lepsze, ale przygotowujmy się na gorsze” – podkreślił Andrij Zołotariow.
Według politologa, dyrektora Instytutu Polityki Światowej Jewhena Mahdy, wczoraj w Waszyngtonie doszło do kilku istotnych wydarzeń. Przede wszystkim strona ukraińska pokazała, że wyciągnęła wnioski ze swoich wcześniejszych błędów.
„W związku z tym spotkanie Wołodymyra Zełenskiego z Donaldem Trumpem wyglądało zupełnie inaczej niż ich rozmowa w lutym. Prezydent Ukrainy odpowiedział na te oczekiwania Trumpa i Białego Domu, które istniały. Po drugie, istotnym faktem jest to, że europejski komponent wspólnoty euroatlantyckiej wystąpił w obronie Ukrainy. I trzeba rozumieć, że te kraje działały nie dla samej Ukrainy, lecz dla własnego bezpieczeństwa. Trzecia kwestia to fakt, że Donald Trump nie zdołał stać się zdeterminowanym promotorem rosyjskich interesów. Jego sympatia do putina nie zniknęła, ale nie udało się przepchnąć pomysłów proponowanych przez rosyjskiego dyktatora. Myślę, że to także istotny rezultat tego spotkania.
Powiem więc, że mamy nad czym pracować dalej. Na razie sceptycznie oceniam perspektywy spotkania Wołodymyra Zełenskiego z władimirem putinem w najbliższym czasie. Do koncepcji gwarancji bezpieczeństwa podchodzę dość ostrożnie, bo przecież już w 1994 roku takie nam zapewniono. Musimy być realistami, działać pragmatycznie i wzmacniać się od wewnątrz. A także podejmować kroki nieoczekiwane – zarówno dla naszych przeciwników, jak i być może nawet dla naszych sojuszników. Musimy być zdecydowani i skuteczni” – podkreślił Jewhen Mahda.
Podsumowując: trudno dziś przesądzić, która z ocen wydarzeń jest bliższa prawdy, a która nie. W każdym razie w najbliższych tygodniach odpowiedź stanie się oczywista. Nadmierna liczba doniesień wokół pokojowych szczytów to raczej „mgła dyplomacji” i informacyjna „zasłona dymna”, za którą – jak się wydaje – próbuje się ukryć coś naprawdę istotnego i całkowicie niepublicznego.

W Ukrainie zarówno większość społeczeństwa, jak i środowisko ekspertów pozostają przekonani, że wojna i tak będzie się toczyć dalej – choć szanse na pokój rzeczywiście istnieją i są dość wyczuwalne. Problem polega na tym, że stanowiska Kijowa i Moskwy wciąż dzieli ogromny dystans. Sytuację może uratować jedynie wyjątkowo twardy i dla wszystkich niewygodny kompromis – albo cud. W obecnych realiach są to zjawiska tej samej kategorii.