
W piątek 21 lutego w centrum Osvitoria w Kijowie odbyło się wydarzenie zorganizowane przez Instytut Informacji Masowej (IMI). Było ono poświęcone trzeciej rocznicy pełnej inwazji rosji na Ukrainę i wolności słowa w tych okolicznościach.
W komunikacie stwierdzono, że będzie to wydarzenie poświęcone „realiom pracy mediów w Ukrainie”. Uczestnicy planowali ogłosić najnowsze dane dotyczące rosyjskich przestępstw przeciwko mediom i omówić wyzwania stojące przed ukraińskimi mediami w czasie wojny. Kolejnym tematem była „rola mediów w utrzymaniu ukraińskiej demokracji i przeciwdziałaniu rosyjskiej agresji”.
W wydarzeniu wzięło udział około tuzina prelegentów spośród parlamentarzystów, pracowników mediów i działaczy społeczeństwa obywatelskiego, a także około trzech tuzinów dziennikarzy jako gości. Komentator polityczny UA.News Mykyta Trachuk wziął udział w wydarzeniu, ale jego wrażenia z niego były delikatnie mówiąc mieszane.
Dlaczego momentami mieliśmy wrażenie, że jesteśmy w... rosji? Czy głównym problemem mediów w Ukrainie jest zły prezydent USA i brak finansowania? Czy we współczesnym ukraińskim dziennikarstwie jest jakaś wewnętrzna refleksja? Sprawdźmy, co to było, o czym mówili prelegenci i co ich naprawdę martwi.
Przestępstwa przeciwko dziennikarzom i rola rosji
Jest mroźny zimowy poranek w Kijowie, piątek. Około godziny 11 przedstawiciele ukraińskiego sektora medialnego zaczęli gromadzić się w Osvitoria Hub, znajdującym się w strefie gastronomicznej w pobliżu stacji metra Arsenalna w samym sercu stolicy. Wszyscy przybyli na publiczną dyskusję zatytułowaną „Trzy lata oporu: wolność słowa w obliczu rosyjskiej inwazji”.

Gdy wszyscy już się zebrali, głos zabrała organizatorka i dyrektor IMI, Oksana Romaniuk - ta sama, która zszokowała Ukraińców informacją, że 90% wszystkich krajowych mediów przetrwało przez wiele lat wyłącznie dzięki zachodnim dotacjom. W swoim przemówieniu powitalnym pani Romaniuk powiedziała między innymi, że pokój w Ukrainie jest niemożliwy bez sprawiedliwości i że Ukraińcy są gotowi być „linią frontu” przeciwko rosji, pod warunkiem, że będą mieli wiarygodne wsparcie ze strony swoich europejskich partnerów.

Następnie głos zabrała Yevheniia Kravchuk, zastępca przewodniczącego Komisji Polityki Humanitarnej i Informacyjnej Rady Najwyższej. Posłanka dołączyła do spotkania za pośrednictwem Zoom, ponieważ była w podróży służbowej do Wiednia. Powiedziała, że dziennikarze i pracownicy mediów są zawsze na czele społeczeństwa. Posłanka zażartowała również, że teraz, w kontekście sytuacji w Stanach Zjednoczonych, wydaje się, że Ukraińcy pomogą Amerykanom „słyszeć prawdę”, tak jak ludzie potajemnie słuchali Radia Wolność w Związku Radzieckim.
Według Kravchuk, jest ona pod wrażeniem komunikacji z europejskimi kolegami. „Europejczycy są teraz 'na krawędzi' z powodu działań Trumpa, wszyscy są oburzeni. Jednak, jeśli chodzi o wolność słowa, Ukraina ma silne wsparcie ze strony partnerów z krajów skandynawskich, Kanady i całej Europy. Deputowana zauważyła również, że UE będzie zbierać fundusze dla niezależnych mediów w Ukrainie. Przypomniała również o znaczeniu ukraińskiej walki o pracowników mediów schwytanych przez rosję.
Po pani Kravchuk wystąpił Yaroslav Yurchyshyn, przewodniczący komisji Rady Najwyższej ds. wolności słowa. On również wystąpił online, ponieważ przebywa za granicą. W swoim powitalnym przemówieniu deputowany „podziękował za możliwość podziękowania”.
„Nic dla dziennikarzy i o dziennikarzach bez dziennikarzy” - tak Yurchyshyn opisuje politykę medialną rządu.
Komentując wolność słowa, poseł przypomniał „mroczne czasy” Kuchmy i Yanukovycha. Nie jest to jednak sprawiedliwe porównanie z teraźniejszością, biorąc pod uwagę, że od tego czasu minęło 15-25 lat. Teraz, według Yurchyshyna, w Ukrainie panuje demokracja, a jego komitet będzie nadal walczył o wolność słowa.
„Klasyczną taktyką autorytarnego reżimu jest atakowanie prasy i tych, którzy mówią prawdę... rosja była, jest i pozostanie głównym wrogiem wolności słowa w Ukrainie” - powiedział Yurchyshyn.

Wśród innych interesujących rzeczy, poseł skrytykował władze za telemaraton. Mówca uważa, że ta praktyka powinna zostać porzucona dawno temu, ponieważ „przeżyła swoją przydatność”. Jednocześnie szef Komisji Wolności Słowa skrytykował kanały Telegramu za, jak powiedział, zniekształcone informacje o sytuacji na froncie. Takie kanały często działają w interesie federacji rosyjskiej, podczas gdy wiadomości o wydarzeniach wojennych powinny pochodzić wyłącznie z oficjalnych źródeł, podsumował Yaroslav Yurchyshyn.
Następnie głos zabrała Kateryna Dyachuk, szefowa Departamentu Monitoringu Wolności Słowa IMI. Przytoczyła smutne liczby: od 2022 roku w Ukrainie zginęło 97 pracowników mediów, a od 2014 roku - 104.

30 dziennikarzy jest obecnie przetrzymywanych przez federację rosyjską, 112 zostało schwytanych i na szczęście wróciło do domu.

Następnie głos zabrała organizatorka wydarzenia, Oksana Romaniuk. Podziękowała parlamentarzystom „za ochronę wolności słowa”, wielokrotnie podkreślała „znaczenie wspierania niezależnych mediów” i oświadczyła, że IMI będzie nadal dokumentować fakty, że rosja jest agresorem. Chociaż, szczerze mówiąc, nie jest jasne, kto ma jakiekolwiek pytania lub wątpliwości co do tej tezy. Z wyjątkiem rosjan i ich satelitów.
Następnie głos zabrało wielu innych mówców. Wśród nich byli Karol Łuczka, szef rzecznictwa w Międzynarodowym Instytucie Prasowym w Europie Wschodniej, Thibaut Bruttin, dyrektor generalny Reporter Sans Frontières i inni. W wystąpieniach tych nie było jednak żadnych niespodzianek, a ich ogólnym celem było podkreślenie, jak wiele szkód rosyjska agresja wyrządziła ukraińskim mediom i ogólnie wolności słowa. Ponownie, trudno z tym polemizować.
Wśród naprawdę interesujących i przydatnych wystąpień było tylko jedno. Było to wystąpienie Serhiya Nikitenko, redaktora naczelnego gazety Mist i przedstawiciela IMI w Chersoniu.

Serhiy mówił o tym, jak trudna i problematyczna jest sytuacja w obwodzie chersońskim. Głównym wyzwaniem jest bezpieczeństwo, ponieważ rosjanie stale ostrzeliwują miasto. W mieście pracują „absolutnie bohaterscy ludzie”, dosłownie tuzin aktywnych dziennikarzy i kilka redakcji. Są też problemy z finansowaniem.
Nikitenko skarżył się również na „szaloną presję ze strony władz”. Miał na myśli lokalne władze obwodu chersońskiego, które są skupione w rękach zaledwie kilku osób. Dziennikarz przyznał jednak, że nie otrzymał jeszcze żadnych konkretnych gróźb. Ale oferowano mu pieniądze i „kontrakty”.
„Jest też pozytywna strona - to szaleńczy zryw dziennikarzy. Społeczność się zjednoczyła, chersońscy dziennikarze są fanami, są warsztatem i gildią. Dlatego bardzo ważne jest wspieranie dziennikarstwa regionalnego, zwłaszcza w takich warunkach” - podsumował Serhiy Nikitenko.
Po Serhiyu głos zabrało kilku innych mówców. Wystąpienia te były jednak w większości poświęcone skargom na trudności z finansowaniem po zakończeniu dotacji USAID. Żadne inne fundamentalne problemy nie były omawiane.

Podstawowe problemy dziennikarstwa i wolności słowa w Ukrainie
I właśnie nad tymi „fundamentalnymi problemami” chciałbym się osobno zatrzymać. Powinniśmy od razu zwrócić uwagę na ważną kwestię: od teraz będziemy mówić wyłącznie o subiektywnych wrażeniach z tego wydarzenia.
A są one takie, że ukraińskie „niezależne” (tj. najwyraźniej finansowane wyłącznie z grantów) dziennikarstwo ma dziś tylko dwa problemy: rosję i zakończenie finansowania przez USAID, NED i inne podobne amerykańskie struktury i fundusze.
I choć nie ma żadnych pytań o destrukcyjny wpływ federacji rosyjskiej na dosłownie wszystko, czego dotknie i w czym się pojawi, to są pytania o wszystko inne. W tym miejscu możemy jedynie przywołać nasz własny tekst zatytułowany „Koniec ery grantów” i zacytować go:
„Prawdziwa niezależność to nie dotacje, ale wręcz przeciwnie: zdolność do wykonywania swojej pracy bez zewnętrznego finansowania. Jeśli to jest możliwe, to świetnie. Ale nie warto na tym opierać się. Bo gdy zmienia się otoczenie zewnętrzne, wczorajsi „wybrani” pozostają, jak w starej bajce, przy urwanym korycie. I jest to tyleż smutne, co pouczające”.

Dobrze, że pamiętamy o wszystkich wyzwaniach dla wolności słowa, które rosja przyniosła na naszą ziemię. To dobrze, że nie zapominamy o naszych kolegach, którzy są w niewoli wroga lub zginęli w wojnie przeciwko okupantom. Ale kiedy całą godzinę z półtoragodzinnego wydarzenia zajmują skargi na to, że ktoś został pozbawiony finansowania z powodu zmian w otoczeniu zewnętrznym i nic innego nie jest w tym kontekście wspominane, wygląda to bardzo dziwnie.
Idąc na to wydarzenie, spodziewałem się szczerej rozmowy na temat naszej wewnętrznej sytuacji. Tak dużo mówimy o rosji, że czasami wydaje się, że już mamy tu rosję. Ale tak naprawdę jesteśmy w Ukrainie. A Ukraina, oprócz rosji, ma własne problemy z wolnością słowa.
Nie możemy więc powiedzieć, że w ogóle nie mamy już tej wolności. To byłoby kłamstwo. Ale trudno zaprzeczyć, że jest ona ograniczana.
Naciski na media i prześladowania poszczególnych mówców i dziennikarzy są w Ukrainie dość powszechne. Przypadki nękania się nawzajem, nawet przez kolegów z mediów, nie są rzadkością. Istnieje poważne zagrożenie dla mediów na Telegramie, które w rzeczywistości cieszą się znacznie większym zaufaniem niż "niezależne" i inne klasyczne media. W końcu istnieje jedyny telemaraton wspomniany nawet przez posła Yurchyshyna i prawie całkowity monopol państwa na przestrzeń medialną. Takich wyzwań jest znacznie więcej.
I być może głównym z nich jest nasza wewnętrzna dziennikarska autocenzura. Jest to prawdopodobnie najbardziej obrzydliwa i nieprzyjemna forma cenzury: kiedy nie jesteś bezpośrednio ograniczany, ale wewnątrz ciebie uruchamia się niewidzialny „bezpiecznik” - możesz pisać w ten sposób, ale nie powinieneś pisać w ten sposób.
W dzisiejszych czasach nie ma potrzeby zakazywania dziesiątków mediów ani więzienia setek dziennikarzy: nie ma to sensu, jest bezproduktywne, a czasy nie są takie same, mamy 25. rok XXI wieku. Wystarczy demonstracyjnie wywrzeć presję na jednego lub kilku mówców lub media. A wszyscy inni po prostu zrozumieją, co się dzieje i naturalnie włączą samokontrolę. W końcu wszyscy chcemy nadal żyć i pracować w Ukrainie, więc dlaczego mielibyśmy mieć jakiekolwiek problemy?
Podczas wydarzenia IMI nie padło ani jedno słowo na temat autocenzury i wewnętrznej refleksji środowiska dziennikarskiego. O tym, czy naprawdę mamy prawdziwą wolność słowa, czy też stopniowo staje się ona coraz mniejsza. O tym, czy my, media, jesteśmy obiektywni wobec samych siebie, czy jesteśmy uczciwi wobec własnej pracy i myśli? Czy zawsze piszemy dokładnie to, co naprawdę myślimy? Oczywiście, że nie i 99% ukraińskich dziennikarzy miało z tym do czynienia, nawet jeśli się do tego nie przyznają. Ale kluczem jest nie oszukiwać samych siebie.
Niestety, żadna z tych kwestii nie została poruszona podczas spotkania. Pod koniec wydarzenia jeden z prelegentów powiedział, że „niezależne media” powinny się zjednoczyć, a ich „biała lista” jest „czymś, czego nie można stracić”.

Odnosi się to do listy „poprawnych” mediów, z których każde otrzymało dotacje. Lista, która zawiera tylko kilkanaście lub dwa media z setek, tysięcy ukraińskich mediów. Lista, która została stworzona własnymi metodami dla własnego dobra. Lista, która jest krytykowana i wyśmiewana nawet przez zwolenników IMI na Instagramie.


Cóż mogę powiedzieć? Jeśli koledzy uważają, że jedynymi dwoma problemami z mediami i wolnością słowa w Ukrainie są działania federacji rosyjskiej i wycofanie dotacji, i że nie ma żadnych innych problemów, to jedyne, co możemy zrobić, to doradzić, abyście otworzyli oczy. Otworzyć oczy i uszy, wyjść z modnych stołecznych kawiarni i przestrzeni coworkingowych do prawdziwego świata, pełnego nieoczekiwanych odkryć i nagłych spostrzeżeń.
Mykyta Trachuk